niedziela, 26 lipca 2015

Nominacja do LBA


Hej :) Zostałam nominowana do LBA przez Rose Williamson z >tego bloga< za co bardzo dziękuję :D 
Może na początek, dla tych co nie wiedzią --- czym jest LBA?

Liebster Blog Award - Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga który Cię nominował.

Rozdział III

Hej :D Przeprasza, że tak długo czekaliście na kolejny rozdział, ale przez remonty nie miałam czasu na pisanie :/. Bardzo dziękuję, tym, którzy komentowali lub pisali do mnie, że się podoba. Nie wiecie jak wiele ot dla mnie znaczy :D Dziękuję Wam bardzo.
Mam nadzieję, że się spodoba :) Jak zwykle proszę o komentarze, bo to mnie motywuje do dalszego pisania. Jeśli podoba Wam się mój blog, zachęcam do obserwowania :D
Serka.

Rozdział III


Pierwszą lekcją w nowym roku szkolnym były eliksiry. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach i oczekiwali na przybycie nauczyciela. Każdy zastanawiał się, kogo przyjęli na miejsce Snape’a, który miał uczyć obrony przed czarna magią. Harry odwrócił się za siebie starając się sprawdzić, gdzie siedzi rodzeństwo Riddle i ku swojej zgrozie zobaczył, ze tuż za nim siedzi Draco ,który porozumiewawczo do niego mrugnął .Gryfon gwałtownie odwrócił się czując ,że się czerwieni. Hermiona to zauważyła, jednak nie wiedząc, co wywołało rumieńce na twarzy jej przyjaciela, odwróciła się do tyłu. Jej wzrok padł na rozmarzonego Malfoya, który namiętnie wpatrywał się w plecy Wybrańca. Wzruszyła ramionami nie rozumiejąc o co chodzi.
Nagle drzwi klasy gwałtownie się otworzyły i szybkim krokiem wszedł przez nie Snape.
- W tym roku, eliksirów i obrony przed czarną magią będę uczyć ja. – powiedziała dobrze wszystkim znanym twardym głosem. – Dziaiaj będziecie pracować trójkami. Sam was dobiorę, żeby nie było niepotrzebnych sporów.
Klasa wydała jęk zawodu.
- Parkinson, Longbottom i Zabini razem. Wesley, Grenger i Riddle – wskazał ręką na chłopka – Potter, Malfoy i Riddle. Reszta dobrać się w trójki.
Reszta klasy nie protestowała, choć trzy trójki nie były zadowolone.
- Dzisiaj będziemy ważyć verita serum. Trójka, która skończy jako ostatnia, pomoże panu Filchowi w czyszczeniu sowiarni.
Nikt nie miał ochoty zeskrobywać ptasich odchodów, więc wszyscy wzięli się do roboty.
Jako pierwsza skończyła grupa, w której była Hermiona, co nikogo nie zdziwiło. Dzięki talentowi Draco, ich grupa jako druga uwarzyła serum prawdy.
Snape podszedł do pierwszej trójki  i okazało się, że eliksir jest poprawnie zrobiony, za co oba Domy dostały po 10 punktów.
Harry i Draco odsunęli się od stanowiska widząc, że zbliża się profesor, który nie lubił, aby uczniowie zaglądali mu przez ramię. Snape podszedł do ławki w celu sprawdzenia eliksiru. Draco był spokojny, bo wiedział, że na pewno poprawnie wykonał zadanie. Harry znał możliwości i talent Ślizgona, więc ze spokojem rozglądał się po sali, jak idzie pozostałym. Zobaczył, że Neville wrzuca za dużą ilość korzeniu asfodeliusa. Chciał go ostrzec, ale w tej chwili usłyszał nauczyciela.
- Widzę, że dobrze się bawiliście. – Potter zdezorientowany spojrzał przed siebie i od razu zorientował się, że profesor mówi do ich trójki. – Sok dyniowy jest owszem bardzo smaczny, ale nie sądzę, żeby był verita serum.
 Harry i Draco ze zdziwieniem spojrzeli po sobie. Nie mieli pojęcia o co chodzi, dopóki nie spojrzeli na rozśmieszoną Vivienne. Chcieli jakoś bronić się przed belfrem, ale ten nawet nie chciał słuchać.
- Wy dwaj – wskazał na chłopaków – zaraz po lekcjach pójdziecie do pana Filcha. A ty – tu spojrzał na Vivienne – umyjesz stos przypalonych kociołków – obejrzał się za siebie odsłaniając naprawdę ogromny stos brudnych kotłów – Bez użycia magii.
- Chyba sobie żartujesz – zaczęła bliźniaczka Riddle.
Snape podszedł do niej na tyle blisko, że ta musiała odchylić się do tyłu, aby nie dotykać go żadną częścią ciała.
- Dopóki jesteś w tej szkole, masz słuchać co się do ciebie mówi. Takie zachowanie nie jest tutaj tolerowane. Możesz sobie być córką samego Salazara Slitherina, a ja i tak będę wymagał od ciebie tego samego co od reszty. Uwierz mi, że nie chcesz zadzierać z żadnym z uczących tutaj osób. Zrozumiano?
- Niech będzie – powiedziała dziewczyna. Choć na pozór wydawało się, że zrobiła to ze znudzoną miną, tak naprawdę wcale jej się nie spodobało to, co usłyszała. Co gorsza wiedziała, że Nietoperz ma rację. Nie chciała z nimi zadzierać.

***

Harry i Draco zaraz po lekcjach udali się do kanciapy Woźnego. Żaden z nich nie miał ochoty na niezasłużoną karę, ponieważ oboje wiedzieli, że mycie garów przy karze Filcha, to pikuś. Nie wiedzieli jeszcze co ich czeka, ale na pewno nie było to dokarmianie wiewiórek w lesie. No chyba, że chodziło o Zakazany Las i rozwścieczone wiewiórki.
Zanim dotarli na miejsce, zobaczyli, że mężczyzna już na nich czek, jak zwykle z tym swoim zadowolonym uśmieszkiem. 
- Za mną panowie. Macie dzisiaj masę pracy, więc radzę się pospieszyć, jeśli chcecie zdążyć na kolację.
Wyszli na zewnątrz i udali się w stronę Zakazanego Lasu.
„No chyba nie chodzi o wiewiórki” – pomyślał Harry, ale za chwilę odetchnął z ulgą widząc, że idą w stronę budynków gospodarczych, które widział wcześniej tylko raz w życiu.
- Dzisiaj zajmiecie się sprzątaniem stajni. Niedługo przybędzie Madame Maxime i jej Abraksany muszą gdzieś mieszkać. – wręczył im widły – Do roboty panowie i wieczorem ma tu lśnić.
Harry spojrzał na równie co on zdziwionego Malfoy’a. Oboje zastanawiali się dlaczego do zamku przybędzie Maxime. Wiedzieli, że jej wizyta będzie dłuższa, skoro musieli wyczyścić stajnię.
- Jak myślisz, po co ona tu przyjedzie? – zapytał Harry, gdy zostali sami.
- Nie mam pojęcia, ale na pewno nie chodzi o Turniej Trójmagiczny, bo zastał zakazany. Myślę, że niedługo się dowiemy. A teraz chodź czyścić tą stajnie, bo poważnie chcę zdążyć na kolację, a czuję, że obiad musimy sobie odpuścić.
Harry pokiwał głową i oboje pogrążeni we własnych myślach ruszyli w kierunku budynku.
Już od wejścia uderzył ich smród. Śmierdziało jakby nikt tam nie sprzątał od kilku lat. Może nie sprzątano tam od ostatniego Turnieju. Żałowali, że nie mają przy sobie różdżek, które wcześniej odebrał im woźny, bo teraz mogliby sobie jakoś pomóc.
- Co za gówno.
- Nie mogłeś tego lepiej ująć – powiedział Harry tępo wpatrując się w ogromną stajnię. – Coś czuję, że Filchowi chodziło o jutrzejszą kolację.
Spojrzeli po sobie i wzięli się do roboty.

***

Minęło już dość sporo czasu, a oni nawet nie dotarli do połowy.
- Mam dość – powiedział Draco i opadł na snopek siana, które rozścielali w zagrodach.
- Ja też. – Potter usiadł niedaleko niego.
- Cuchnę tym gównem i na dodatek nawet nie zbliżyliśmy się do końca. Tak dłużej nie będzie. Pora wezwać pomoc.
- Jak to? – Harry ze zdziwieniem spoglądał na Blondyna.
- Filch mówił, że nie wolno używać czarów, ale nie wspomniał, że nikt nam nie może pomóc – przebiegłość Ślizgona zaczynała imponować Wybrańcowi. Zastanawiał się tylko jak tamten ma zamiar wezwać posiłki, bo w końcu nie mogli stąd wyjść dopóki nie skończą.
Malfoy wstał i podszedł do drzwi. Wychylił z nich głowę po czym zagwizdał. Gryfon zastanawiał się, co tamten robi, ale już po chwili zobaczył nadlatującą w ich stronę sowę. Usiadła na wyciągniętej ręce chłopaka, a ten przywiązał jej do stopy czerwoną kokardkę.
- Wiesz co masz robić. – pogładził ją pod dziobem i wypuścił ptaka, po czym pospieszył z tłumaczeniem widząc zdziwienie Pottera. – Ja i Blaise mamy taki swój sygnał. Jeśli któryś z nas potrzebuje pomocy i nie ma przy sobie różdżki, wysyła sowę z czerwoną kokardą. Niedługo powinien się tu zjawić. – pomaszerował z powrotem w stronę siana i wygodnie się rozłożył. – No co? – nadal nie rozumiał tępej miny Zielonookiego, którą po chwili zastąpił szyderczy uśmiech.
- Czerwona kokarda? Poważnie? Facet taki jak ty wysyła do drugiego faceta kokardę? Świat normalnie oszalał.
- Co masz na myśli mówiąc facet taki jak ja?
- No wiesz. Byłeś – Potter urwał, nie chciał rozdrapywać starych ran.
- Śmierciożercą, tak? – dokończył ostro Draco.
- Nie o to chodzi – chciał się wytłumaczyć Wybraniec.
- To, że kiedyś nim byłem nie zmienia faktu, że wcale nie chciałem nim być. Myślałem, że chociaż to do ciebie dotarło, ale widzę, że nie. Myślałem, że jesteś inny. – Blondyn wstał i pomaszerował do drzwi.
Harrego coś ukuło w serce. Nie chciał urazić Draco. Już zaczynali się dogadywać, a on to tak po porstu schrzanił. Wstał i powoli podszedł do niego. Będąc zaledwie krok przed nim, przełknął ślinę i pokonał dzielącą ich odległość. Draco stał do niego plecami. Harry wyciągnął rękę w stronę chłopaka i delikatnie dotknął jego ramienia.
- Przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.  - Ślizgon nawet nie drgnął. – Draco, spójrz na mnie. Proszę.
Malfoy musiał przyznać sam przed sobą, że miał słabość do tego, jak Potter wymawia jego imię. Odwrócił się i spojrzał mu w oczy, nie zwiększając między nimi odległości. Stali tak przez chwilę w milczeniu.
- Nie chcę żebyś tak o mnie myślał – odezwał się w końcu Blondyn.
Był tak blisko, że Harrego przeszedł dreszcz. Przytaknął, bo nie był w stanie wypowiedzieć słowa. Potrafił myśleć tylko o tym, jak cudownie byłoby dotknąć puszystych włosów Dracona. Mimo wysiłku jaki tamten włożył w sprzątanie, te nadal były nienagannie ułożone. Jednak widząc wyczekujące spojrzenie Ślizgona, postanowił w końcu odpowiedzieć.
- Wcale tak o tobie nie myślę. Znaczy myślę, że jesteś silnym i zdecydowanym facetem.
- Myślisz, że jestem nieczułym dupkiem, który nie widzi nic prócz czubka własnego nosa.
- Masz rację. – Draco zrobił krok w tył, ale Harry szybko zmniejszył dzielącą ich odległość. – Myślałem tak, dopóki nie zobaczyłem jaki jesteś, gdy jesteśmy tylko my dwaj. Może to głupie, ale myślę, że wcale nie jesteś taki, jakiego udajesz. Starasz się wszystkim pokazać, jakim arystokratycznym dupkiem jesteś, ale tak naprawdę jesteś zupełnie kimś innym. Myślę, że przed niewieloma ludźmi się otwierasz, bo wygodniej jest przybrać maskę totalnego palanta, niż pokazać ludziom, że też masz uczucia. Ja to widzę, Draco.
W jednej chwili cała złość wyparowała ze Ślizgona. Miał ochotę przyciągnąć Pottera do siebie. Już podnosił rękę, żeby objąć go w talii, ale w tym momencie usłyszał kroki. Szybko odsunął się od Wybrańca i ze znudzoną miną spojrzał na wchodzącego właśnie Zabiniego.
- No w końcu ruszyłeś tyłek. Myślałem, że tu korzenie zapuszczę.
- Może najpierw jakieś cześć Blaise. Miło cie widzieć przyjacielu.
Draco przewrócił oczami.
- Darujmy sobie konwenanse i przejdźmy do rzeczy, bo chcę zdążyć na kolację. Filch zabrał nam różdżki i nie zdążymy sprzątnąć tego syfu. – dopiero teraz Zabini zobaczył stojącego z boku Pottera, który wydawał się lekko zmieszany.
- Cześć Potter – powiedział lekko, tak jakby byli dobrymi znajomymi. Harremu wydało się to trochę dziwne, ale uśmiechnął się nieśmiało i również się przywitał – Okej Smoku, ale pamiętaj, że to ostatnia przysługa jaką ci wyświadczam.
- Spoko Diable. Stary się nie połapie. Poza tym zabrał nam różdżki i mało kto wie o stajni, a tym bardziej nikt nie wiedział jaka czeka nas kara.
Balise wyczarował kilkanaście par wideł, które w mgnieniu oka posprzątały całą stajnię.
- Dzięki – z ulgą powiedział Harry.
- Luzik. A teraz spadam, bo cuchniecie. Obaj. Narka. – Zabini wyszedł zostawiając ich samych.
- No, nieźle nam poszło – uśmiechnął się przebiegle Draco. – Chodź, trzeba się doprowadzić do porządku.
Harry przytaknął i poszedł za Blondynem. Po drodze spotkali Filch'a, który z oporem oddał im ich różdżki, nie wierząc, że skończyli.
Gdy przechodzili przez dziedziniec Harry zobaczył Rona i Hermionę, którzy do niego machali. Powiedział, że idzie do przyjaciół, ale Blondyn nawet tego nie zauważył i szybkim krokiem pomaszerował do Dormitorium.
- Rany, Harry jak ty wyglądasz – powiedział zdyszany Ron, gdy już podbiegli do niego. – Gdzieś ty był?
- Kara u Filcha.
- Mam nadzieję, że Malfoy wygląda co najmniej tak jak ty.
- Kazał nam sprzątać stajnię. – odparł Harry -  Podobno ma przyjechać Madame Maxime.
- Madame Maxime? Po co? – dopytywała zdziwiona Hermiona.
- Nie mam pojęcia. Ale coś musi być na rzeczy. Ostatnio była tutaj, jak odbywał się Turniej Trójmagiczny. – Harry starał się przypomnieć sobie, czy jeszcze kiedyś widział kobietę, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy.
- Myślicie, że znowu zorganizują Turniej? – ożywił się Ron.
- Nie. Turniej został zakazany. Musi być inny powód. – odpowiedziała zamyślona Hermiona.
- Myślę, że niebawem się dowiemy. Widzimy się na kolacji. – Harry pomaszerował do swojego Dormitorium, zostawiając zamyślonych przyjaciół.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił, gdy dotarł na miejsce, wszedł do łazienki, aby w końcu się umyć. Zapomniał, że przecież nie mieszka sam i tym sposobem natknął się na wylegującego się w wannie Ślizgona.
- Wybacz. Zapomniałem, że tutaj jesteś – speszony udał się w stronę wyjscia.
- Jeśli chcesz wiedzieć, mamy też prysznic.
Faktycznie Harry dopiero teraz zobaczył, że w kącie znajduje się natrysk. Był całkiem zasłoniony dobudowaną ścianką i na pierwszy rzut oka niewidoczny. Kusiło go, by pójść pod ciepłą wodę i zmyć z siebie bród, ale wydarzenia z wczorajszego wieczoru trochę go krępowały. Nie żeby coś, ale nie miał ochoty znowu wylądować pod wodą z gołym Malfoy’em. Ten jakby zauważył jego wahanie.
- Spokojnie, Potter. Jedyne o czym marzę teraz, to tkwić przez dobre pół godziny w tej wannie, a potem iść na kolację.
To przekonało Zielonookiego, który musiał przyznać, że strasznie cuchnął. Rozebrał się i wszedł pod gorącą wodę.
Po piętnastu minutach stwierdził, że jest już czysty. Ubrał świeże rzeczy i wyszedł do salonu. Starał się rozczesać palcami niesforne włosy, ale niewiele udało mi się z nimi zrobić. Był tak głodny, że nawet długo się z nimi nie siłował. Udał się do Wielkiej Sali.
Uczniowie powoli zaczynali się schodzić. Nie było jeszcze Rona i Hermiony, więc usiadł tam gdzie zwykle i nalał sobie soku pomarańczowego. Był tak spragniony, że w ciągu kilku sekund opróżnił całą szklankę. Zwykle pił sok z dyni, ale po dzisiejszym wydarzeniu na eliksirach, na razie nie mógł patrzeć na ten napój, bo źle mu się kojarzył. Po chwili pojawili się jego przyjaciele, a zaraz po nich weszli nauczyciele. Zanim rozpoczęto kolację, profesor Dumbledore wszedł na mównicę.
- Dobry wieczór uczniowie. Przez wczorajsze wydarzenia – spojrzał na rodzeństwo Riddle – zapomniałem powiedzieć wam o czymś, co będzie miało miejsce w tym roku szkolnym.  Z okazji, że nasza szkoła ma już tysiąc dwieście lat, postanowiliśmy zorganizować Wielki Turniej Magiczny. Niedługo przybędą do nas uczniowie z zaprzyjaźnionych szkół, Durmstrang’u i Beauxbatons. W turnieju weźmie udział trzydziestu uczestników. Dziesięciu najlepszych z każdej. Jako grupa zmierzą się z wieloma zadaniami. Za każde będą zdobywać punkty dla swojej szkoły i ta, która zdobędzie największą ilość, wygra. Zadania będą bardzo zróżnicowane. W jednych zmierzycie się indywidualnie, w innych parami, a w jeszcze innych w kilkuosobowych grupach. Nie zabraknie również rozgrywek w Quidditch’a. W ciągu najbliższego tygodnia, nauczyciele wybiorą dziesiątkę najlepszych uczniów, którzy staną się Drużyną Hogwartu i zawalczą o Puchar Turnieju Magii. Mam nadzieję, że za tydzień stanie tu przed wami nasza drużyna. Życzę wszystkim powodzenia, a teraz smacznego! – zszedł z mównicy, a w sali wszyscy zaczęli bić brawo. Po tym co wydarzył się w zeszłym roku, każdy miał ochotę na rozrywkę.
- Ale czad! – ożywił się Ron – Harry wiesz co to znaczy?
- Co? – nie bardzo wiedział o co chodzi przyjacielowi – Weźmiesz udział w kolejnym Turnieju.
- Nie sądzę – zaczął, ale Ron mu przerwał
- Żartujesz sobie?! Słyszałeś jak dyrektor mówił, że będą rozgrywki w Quidditch’a?! A kto jest najlepszym szukającym w Hogwarcie? Ty Harry. – z dumą uśmiechnął się Ron.
- Myślę, że Dr… Malfoy też jest dobry.
- Nie żartuj sobie! On co najwyżej nadawałby się na piłkę przy tobie. – przyjaciele wybuchnęli śmiechem.
- Nikt nie wie, kto będzie w dziesiątce – zaczęła Hermiona.
- Mionka! To akurat jasne, kto na pewno do niej trafi.
- Kto? – równocześnie zapytała Hermiona i Harry.
- No ty, Hermiona. Przecież jesteś mega mądra. Byliby głupi, gdyby cię nie wzięli – Hermiona się zarumieniła, a Harry z uśmiechem przytakiwał przyjacielowi.
- Przekonamy się za tydzień, a póki co nie typujmy potencjalnych kandydatów, jak właśnie robi to reszta szkoły. – dziewczyna miała rację. Byli nawet tacy, którzy się o to zakładali. „Znowu to samo” – pomyślała i wróciła do kolacji.
Do końca kolacji wszyscy byli bardzo ożywieni i szczęśliwi. Każdy z nadzieją liczył, że za tydzień to właśnie on stanie na środku.

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział II

Hej kochani :D
Przybywam do Was z drugim rozdziałem. Mam nadzieję, że się spodoba :D Proszę o komentarze, czy się podobało, czy nie. To na prawdę motywuje mnie do dalszego pisania, bo mam poczucie, że ktoś czyta te moje wypociny i jest dla kogo pisać :)
Życzę miłego czytania i pozdrawiam :D

Serka.


Rozdział II

Siedzieli przy stole Gryfonów i spoglądali na wystraszonych pierwszoroczniaków kroczących na środek sali. Harry przeprosił przyjaciół za swoje zachowanie i choć nadal zły, starał się udawać, że ma dobry humor. Spotkanie ze znajomymi, których nie widział od Bitwy, sprawiło, że coraz szybciej jego złość przechodziła. Śmiał się właśnie z jakiegoś żartu Semusa, gdy tiara zaczęła swoje coroczne, jak to nazywał Ron, ględzenie. Śpiewała coś o miłości i odbudowywaniu przyjaźni. Ron mamrotał coś pod nosem, a Hermiona przewracała tylko oczami.
Harrego wzrok spoczął na grupie pierwszorocznych, z pośród których wyróżniał się jeden chłopak. Od razu było widać, że jest od nich sporo starszy. Stał wyprostowany i znudzonym wzrokiem przyglądał się wszystkiemu dookoła. Hardego zaciekawiło, kim jest ta postać. Nie miał czasu na rozmyślania, bo zaczęła się ceremonia przydziału. Spoglądał jak coraz to nowe, wystraszone twarze wchodzą na podest, a po chwili tiara wykrzykiwała nazwę jednego z domów. Gdy ostatni chłopiec został przydzielony do Ravenclownu po sali rozniosły się gromkie brawa. Mcgonagall uciszyła uczniów ręką i wyczytała jeszcze jedno nazwisko.
- Nathaniel Blackwell.
Chłopak pewnie wmaszerował na podest i usiadł na krześle. Minerva założyła mu Tiarę Przydziału na głowę, która po chwili wykrzyknęła: Slitherin!
Przy stole Ślizgonów podniosły się brawa. Na mównicę wszedł profesor Dumbledore i wszystkie głosy w sali ucichły.
- Witam wszystkich w nowym roku szkolnym! Jak co roku przypominam, że wstęp do Zakazanego Lasu jest całkowicie zabroniony. W ciągu wakacji zamek został niemal całkowicie odbudowany. Ostatnie prace remontowe powinny zakończyć się w tym tygodniu. Jak pewnie zauważyliście, oprócz tegorocznych pierwszoroczniaków, mamy w swoim gronie nowego ucznia. Nataniel będzie chodził do siódmej klasy. Wcześniej uczył się w domu, ale zważając na pewne okoliczności, postanowił w końcu do nas dołączyć. Mam nadzieję, że przyjmiecie ciepło swojego nowego kolegę. – profesor miał zamiar powiedzieć jeszcze coś, ale nagle drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się i dumnym krokiem wmaszerowała przez nie młoda dziewczyna.
Wszyscy odwrócili się w jej stronę, a ta z pewnym siebie uśmiechem podeszła na środek sali i zwróciła się do dyrektora.
- Witam profesorze. Jestem Vivenne Riddle. – gdy to wypowiedziała wszyscy wstrzymali oddech. Harry’emu aż krew zamarzła w żyłach. Przez ułamek sekundy każdy zastanawiał się nad tym samym. Czy właśnie usłyszeli nazwisko Voldemorta? – Dostałam to – wyciągnęła pomięty list, jaki dostawał każdy uczeń Hogwartu – i podobno od dzisiaj zaczynam tutaj naukę razem z moim bratem bliźniakiem.
Wszyscy spojrzeli po sobie, ale nikt nie ważył się nawet szepnąć. Uczniowie popatrzyli w skupieniu na Dumbledora.
- Witam Vivienne. Wiedziałem, że się tutaj zjawisz. – odparł lekko spięty dyrektor – Mcgonagall, czy mogłabyś założyć jej tiarę przydziału?
- Albusie! – krzyknął Snape – Ona nie może tutaj zostać!
- Severusie, obawiam się, że nie mamy wyboru. – odparł smutno profesor.
- No co tak stoisz – powiedziała nowoprzybyła do profesor Mcgonagall – chce wiedzieć, gdzie ta wasza durna Tiara mnie przydzieli. Może nawet będę razem z braciszkiem. – odwróciła się w stronę uczniów i rozejrzała. Uśmiechnęła się przebiegle i usiadła na krześle.
Mcgonagall wahała się z założeniem jej czapki. Spojrzała na dyrektora, który ledwo zauważalnie skinął głową. Ledwo Tiara dotknęła jej głowy i wykrzyknęła: Slytherin!
Nikt nie odważył się klasnąć w dłonie. Vivienne pomaszerowała w stronę swojego Domu i stanęła przed Nathanielem.
- Witaj bracie.
- Vivienne – warknął chłopak – Jak zwykle musiałaś dopiąć swego.
Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła obok brata. Dopiero teraz widać było, jak bardzo są do siebie podobni. Mieli włosy w tym samym odcieniu, równie ostre rysy i oboje przypominali kogoś, o kim nikt w tej chwili nie chciał mówić.
Dopiero po chwili dyrektor znowu zabrał głos.
- Należą się wam słowa wyjaśnienia. Tak jak zapewne myślicie, Vivienne i Nathaniel są dziećmi Voldemorta. – po sali rozeszły się nerwowe szepty. Harry nawet nie drgnął i w osłupieniu słuchał profesora. – Oboje byli zapisani do naszej szkoły od urodzenia, ale ani Voldemort nie chciał posyłać swojej córki do Hogwartu, ani też matka Nataniela. Wiem, że myślicie, że nie mają prawa tu przebywać , ale to szkoła wybiera sobie uczniów i nikt nie może tego podważyć. Nie sądźcie ludzi po ich bliskich, ale po czynach. Pamiętajcie o tym, że wojna się skończyła. A teraz pora zacząć biesiadę.
Na stołach pojawiły się przeróżne potrawy, ale nikt nie miał ochoty jeść. Każdy starał się zrozumieć co się właśnie wydarzyło. Uczniowie zastanawiali się czy aby Dumbledore nie oszalał. Do Hogwartu zostały przyjęte bliźniaki Riddle. Wszyscy myśleli, że to będzie spokojny rok bez jakiegokolwiek Riddle’a, a tu proszę. Los postanowił inaczej. Szkoła postanowiła inaczej i nikt nie mógł nic z tym zrobić. Czy zaczęły się właśnie kolejne mroczne czasy? Żaden z obecnych tego nie wiedział.
Harry siedział i tępym wzrokiem wpatrywał się w stół Ślizgonów. Nowe rodzeństwo siedziało na uboczu. Nikt do nich nie odezwał się ani słowem. Vivienne, zdawała się tym  nie przejmować i ze smakiem pałaszowała zawartość swojego talerza. Jej brat siedział ze spuszczonym wzrokiem i nie odważył się na nikogo spojrzeć. Zielonookiemu kotłowały się w głowie ostatnie słowa Dumbledora: Wojna się skończyła.  Zawsze ufał dyrektorowi i tym razem czuł, że gdyby wiedział, że ze strony tej młodej dwójki zagraża jakiekolwiek niebezpieczeństwo, zrobił by wszystko, żeby nie dopuścić do tego, aby się tutaj znaleźli. Wiedział też, że to dyrektor sprowadził Voldemorta do Hogwartu. Wybraniec  czuł, że musi bacznie obserwować tę dwójkę. Postanowił jednak, że pozwoli im wystartować z czystą kartą. W głębi siebie czuł, że zasługują na to. Nie miał pojęcia skąd u niego takie myśli, ale intuicja jeszcze nigdy go nie zawiodła. Rodziny w końcu się nie wybiera. Ta cała Vivienne go irytowała, bo przypominała swoim zachowaniem Dudley’a, ale chłopak wydawał się wręcz wstydzić tego, że w ogóle się urodził.
Po kolacji Prefekci Naczelni odprowadzili swoje grupy do Dormitoriów. Nikt wiele nie mówił. Nawet Ron i Hermiona postanowili dać swojemu przyjacielowi czas na przemyślenia. Ten jednak przed pójściem do siebie postanowił z nimi porozmawiać.
- To, że oni tu są nic nie zmienia. Dumbledore ma racje. Ocenimy ich po czynach.
- Harry, powaliło cie czy jak? – zaczął Ron – To bachory Voldemorta! Nie mogą być dobrzy! Skąd wiesz, że ich obleśny tatuś nie kazał im dokończyć dzieła?
- Ron, nie wydaje mi się… - zaczął Harry, ale Hermiona mu przerwała.
- Ron ma rację. Nie możemy im zaufać.
- Mionka, ale ja im nie ufam. Ja tylko mówię, że nie możemy ich tak po prostu zamordować. Może nie każdy jest taki, jakim się wydaje. Poza tym, mam już dość wojny i nieporozumień. Do zobaczenia jutro na lekcjach. – Potter opuścił pokój wspólny Gryfonów i udał się do swojego nowego Dormitorium, gdzie czekał go jeszcze większy problem. W sumie sam nie wiedział co jest gorsze, czy mieszkanie z Malfoyem, czy to, że w szkole pojawili się potomkowie Czarnego Pana.
Nie wiedział, że niedługo po jego wyjściu, Gryfoni zaczęli układać pewien plan, aby chronić swojego Wybrańca.

***

Harry skierował się w stronę swojego nowego pokoju i postanowił, że rodzeństwem Riddle będzie martwił się jutro. W końcu teraz cała szkoła miała ich na oku. Szczerze nienawidził Voldemorta, ale on już od dawna nie żył. Wiedział z resztą, że gdyby Vivienne, albo Nathaniel chcieli go zabić, zrobiliby to już dawno.
Stanął przed nieznanym mu dotąd obrazem, który nie przedstawiał nic konkretnego. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak kilka kolorowych plam. Taka abstrakcja w ogóle nie pasowała do wystroju zamku. Harry wypowiedział po cichu jakieś zaklęcie, które dostał od Mcgonagall i plamy na obrazie jakby zniknęły a na ich miejsce pojawił się krajobraz przedstawiający jezioro otoczone lasem. Drzwi uchyliły się, a chłopak śmiało przez nie wszedł. Znalazł się w dużym salonie z kominkiem. Stała tam sofa, dwa fotele i niewielki stolik. W rogu był dość obszerny regał z książkami. Z okna można było dostrzec boisko od Quidditch’a, a na ścianach wisiały obrazy przedstawiające szkołę w różnych porach roku. Na prawo od drzwi przez które wszedł były kolejne, które jak się okazało prowadziły do wspólnej łazienki. Była inna niż te które znał dotychczas. Cala wyłożona niebieskimi i złotymi kafelkami. Na środku znajdowała się pokaźnych rozmiarów wanna. Dalej były dwie umywalki z dużym lustrem. Sedes został zabudowany i znajdował się w kącie. Naprzeciwko łazienki znajdowało się dwoje drzwi. Harry otworzył jedne i od razu uznał, że to musi być jego pokój. Przyozdobiona godłem Gryfonów ściana znajdowała się za łóżkiem. Przed oknem stało biurko, a obok szafka na książki. W drugim roku była duża szafa, w której znajdowały się już wszystkie ubrania Pottera.
Chłopak postanowił wziąć szybką kąpiel i położyć się wcześniej. Miał nadzieję, że Ślizgona nie ma jeszcze w swoim pokoju i dzisiaj się na niego nie natknie. Zdjął swoją szatę i rzucił ją na łóżko. Z szafy zabrał czyste bokserki i piżamę i udał się do łazienki. Napełnił wannę wodą, rozebrał się i z rozkoszą wszedł do ciepłej wody. Zamknął oczy i postanowił jednak wziąć długą kąpiel, aby rozluźnić się po dzisiejszych przeżyciach.
Leżąc i rozmyślając nie zauważył, jak ktoś wchodzi do łazienki. Zorientował się dopiero, gdy ten ktoś wszedł do wanny. Szybko otworzył oczy i zobaczył przed sobą Dracona Malfoya we własnej osobie. W pierwszej chwili go zatkało. Potem się otrząsnął i powiedział:
- Kuźwa, Malfoy, odbiło ci?!
- Nie mów Potter, że przeszkadza ci to, że siedzimy w jednej wannie – Blondyn uśmiechnął się przebiegle i dodał – Zupełnie nadzy. – Jego brwi powędrowały do góry w zaczepnym geście.
Harry cieszył się, że w wodzie było tyle piany i nie musi patrzeć na gołego Ślizgona.
- Wyłaź z wanny debilu – powiedział czerwony ze złości.
- Ty pierwszy –prowokował go Draco.
- To w takim razie będziemy tu siedzieć do usranej śmierci. Nie zamierzam świecić przed tobą tyłkiem – powiedział Gryfon i spojrzał mu w oczy.
Gryfon stwierdził, że jeszcze nigdy nie widział równie cudownych tęczówek. Platynowo szare oczy Malfoya sprawiały, że rozpływał się w środku. Patrzył na niego i nie mógł przestać. Nigdy nie zwrócił uwagi na TE oczy. Po chwili uświadomił sobie, że Ślizgon zorientował się na co patrzy i odwrócił wzrok, cały czerwony na twarzy.
- Zobaczymy kto się pierwszy złamie – Draco jeszcze wygodniej rozsiadł się w wannie i zabójczo uśmiechnął do Pottera.

***

Po upływie dobrej godziny, Gryfon miał dość. Zdrętwiały mu nogi i nie czuł tyłka. Mimo wszystko postanowił się nie poddawać. Poza tym, nawet nie mógł się ruszyć, więc chcąc nie chcąc musiał tu nadal tkwić. Jego towarzysz czuł dokładnie to samo. Myślał tylko czy jego wrażliwy arystokratyczny tyłek odzyska swoją jędrność, jak już stąd wyjdzie. Spojrzał wymownie na Harrego.
- Dobra Malfoy, wyłazimy stąd, bo dupy nie czuję.
Oboje w tym samym momencie wypowiedzieli „Accio ręcznik”, z niemałym trudem wstali i wyszli z wanny nie patrząc na tego drugiego podczas gdy się ubierali. Niemalże jak kaleki dokuśtykali do salonu i z ulgą usiedli na fotelach. Potem ni z tego ni z owego zaczęli się śmiać jak głupki i rozmasowywać ścierpnięte kończyny.
- No co się tak szczerzysz Potter – powiedział nadal rozbawiony Draco.
- Masz… masz piane na włosach –Harry znowu wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
Ślizgon poszedł do lustra i faktycznie, okazało się że ma wielką puszystą, białą czapkę na głowie.
- Modne nakrycie głowy, Malfoy. Widzę, że zainwestowałeś we własną Tiarę Przydziału. – wołał do niego roześmiany Gryfon – ciekawe gdzie cię tym razem przydzieli.
Blondyn wyszedł z łazienki. Znowu miał swoją nieskazitelną fryzurę. Wycelował w Pottera swoją różdżką i powiedział:
- Revecto.
Z jego różdżki zaczęła się wydobywać różnokolorowa piana i w jednej chwili pokryła całego Gryfona. Wyglądał jak tęczowy bałwan. Draco wybuchnął śmiechem, za co oberwał poduszką.
- Dureń – powiedział Harry i próbował otrzepać się z piany.
W tym momencie zaczęła się brutalna bitwa na poduszki, które pojawiały się znikąd. Pióra fruwały wszędzie. Zarówno Harry jak i Draco mieli je we włosach, na ubraniach i zdaje się, że któryś nawet w majtkach. Po dłuższym czasie oboje zmęczeni położyli się na podłodze, którą pokrywała gruba warstwa pierza. Leżeli niedaleko siebie i śmiali się. Gdy przeszedł im pierwszy napad śmiechu, odezwał się Ślizgon:
- No Potter, parapetówę mamy zaliczoną.
Harry wybuchnął śmiechem. Nigdy nie sądził, że z Blondaskiem może tak dobrze się bawić. Stwierdził, że tamten chyba  faktycznie się zmienił.
- Łazienka ochrzczona, salon też, zostały jeszcze sypialnie - stwierdził Gryfon i dopiero po chwili dotarło do niego co właśnie powiedział.
Wstrzymał na chwilę oddech i spojrzał na Dracona, leżącego tuż obok. „Ciekawe kiedy tak się przybliżył” – pomyślał. Tamten spojrzał w cudownie zielone oczy.
Draconowi od dawna podobały się te dwa ślepka. Miały kolor soczystej trawy i miało się wrażenie, że patrząc w nie, po chwili stanie się na łące.  
Pierwszy otrząsnął się Harry i usiadł na podłodze. Nie mógł powiedzieć, że nie podobało mu się to dziwne uczucie, którego właśnie doświadczył, jednak nie chciał prowokować losu. To w końcu Draco Malfoy, jego odwieczny wróg, a od niedawna współlokator, z którym zawarł rozejm.
- Idę spać – rzucił zbyt oschle i powoli zaczął podnosić się z podłogi.
Gdy wstał, poczuł, jak zimne palce oplatają się wokół jego nadgarstka i ciągną go w dół.
- Poczekaj, Harry. – usłyszał swoje imię, co totalnie rozpuściło go od środka i opadł na posadzkę. Dopiero drugi raz usłyszał jak tamten zwraca się do niego po imieniu. Musiał przyznać, że cholernie mu się to podobało. Nie mógł jednak teraz stracić głowy.
- Czego? – znowu ten suchy ton.
Gryfon przepraszająco spojrzał mu w oczy i wtedy stało się coś zupełnie niezwykłego.
Draco dotknął jego policzka i powoli zaczął gładzić go kciukiem.
- Masz niezwykłe oczy, wiesz? – powiedział Ślizgon delikatnie.
Harry zamarł. To co się w tej chwili działo przechodziło wszelkie pojecie. Jeszcze chwila, a tamten go pocałuje. Ku swoim przerażeniu, chciał tego. Jednak nim zdążył cokolwiek zrobić, Malfoy wstał z podłogi i poszedł do siebie.
Harry jeszcze przez chwilę siedział bez ruchu. Gdy w końcu znalazł się w swoim łóżku, pozwolił, aby na jego policzki wypłynął rumieniec. Uśmiechnięty oddał się w objęcia Morfeusza. 


Po prostu nie mogłam się powstrzymać :D
Co nie, że są cudni? :P

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział I


Hej :D Dzisiaj przybywam do Was z pierwszym rozdziałem Drarry :D Wiem, że jest króciutki, ale nie chciałam zbyt wiele zdradzać :P Następne będą dłuższe :) Proszę o komentarze :D 
Trzymajcie się :)

Serka.

Rozdział I

- Hermoina, Harry, Ron, Ginny – spóźnicie się na pociąg – krzyknęła Molly z kuchni.
Czwórka przyjaciół zbiegła po schodach.
Po Bitwie o Hogwart, szkoła została odbudowana, a trójka przyjaciół postanowiła spędzić tam ostatni rok, jaki pozostał im do ukończenia edukacji.
Przez wakacje wiele się zmieniło. Harry zerwał z Ginny, a raczej oboje stwierdzili, że nie ma dla nich przyszłości. Ron i Hermiona, po wielu kłótniach, postanowili zostać przyjaciółmi i jak na razie dogadywali się świetnie. Fred i George nadal prowadzili swój sklep na ulicy Pokątnej, a starsi bracia Wesley'owie, znaleźli pracę w Ministerstwie Magii. Harry od długiego czasu nie słyszał co stało się z Durseyami. Nie chciał nawet wiedzieć gdzie są.  Było mu dobrze w Norze ze swoimi przyjaciółmi i nową „rodziną”. Teraz gdy Voldemort nie żył, wszystko się zmieniło. Nawet Malfoy nie był już takim dupkiem jak kiedyś.
Spotkał go kilka dni wcześniej na ulicy Pokątnej, gdzie oboje robili przedszkolne zakupy.
- Cześć Potter – powiedział Malfoy, wychodząc z księgarni.
- Cześć Malfoy – odpowiedział lekko zdziwiony Harry. Pomyślał, że Draco wygląda  zabójczo seksownie. W zwężanych spodniach, dopasowanym zielonym T-shircie i czarnych trampkach, wyglądał jak zwykły mugolski nastolatek. Poczuł, że lekko się rumieni i od razu skarcił się w myślach za takie zachowanie. Musiał coś powiedzieć, bo Ślizgon nadal stał obok niego i zrobiło się niezręcznie cicho. – Wracasz do Hogwartu?
- Jak widać. – powiedział lekko znudzony blondyn – Mam już dość tych zakupów – przewrócił teatralnie oczami, co rozśmieszyło Pottera. – Co ty Potter na to, żebyśmy wybrali się na kremowe piwo?
To zaskoczyło Ciemnowłosego. Od zawsze toczyli wojnę, a tu nagle ni z tego ni z owego, Draco Malfoy proponuje mu piwo. „Świat oszalał” – pomyślał.
- Może być. – odpowiedział tylko, ale poczuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Było to nowe i nieznane uczucie, więc je zignorował. – Kupię tylko książki.
Po paru minutach weszli razem do niewielkiej knajpy i zamówili po kuflu trunku. Usiedli przy niewielkim stoliku w rogu sali i zaczęli delektować się piwem.
- Pewnie zastanawiasz się, czemu zaprosiłem cię na piwo Potter.
Wybraniec skinął głową, bo naprawdę go to ciekawiło.
- Słuchaj Harry – Zielonooki aż podniósł wzrok znad kufla. Pierwszy raz Blondyn zwrócił się do niego po imieniu. – Woja się skończyła. Voldemort nie żyje. Myślę, że pora zacząć wszystko od nowa. Naszą znajomość także. Wątpię, żeby któryś z nas chciał nadal prowadzić zażartą wojnę. Wiesz, że nigdy nie chciałem być Śmierciożercą. Żałuję tego, ale przeszłości nie zmienię. Co powiesz na rozejm? Przyjaźni ci nie proponuję, ale chyba moglibyśmy jakoś zacząć się tolerować.
Harrego zatkało. Nigdy nie słyszał, aby Ślizgon mówił tak, jakby to ująć, normalnie. Faktycznie po Bitwie o Hogward, rodzina Malfoy'ów pomogła Ministerstwu schwytać popleczników Voldemorta, dzięki czemu zostali ułaskawieni. Z tego co wiedział Harry, Lucjusz przeszedł długi i żmudny proces, ale w końcu jego też ułaskawiono. Z Draco było inaczej, bo jak się okazało, został zmuszony do zostania Śmierciożercą. Zgodził się, aby chronić swoją rodzinę.  Dlatego wybaczono mu bez większych problemów.  Zastanowił się przez chwilę i rzekł:
- Zgoda. – wymawiając to jedno proste słowo wywołał uśmiech na twarzy Ślizgona. Przez chwilę myślał, że zobaczył uśmiech ulgi i aż serce w nim podskoczyło, ale po chwili Draco uśmiechnął się jak przystało na arystokratę i dodał:
- No, to skoro już nie toczymy wojny, do zobaczenia w Hogwarcie. – wstał i po prostu wyszedł.
Harry był trochę zaskoczony tą cała sytuacją. Po chwili wzruszył ramionami i także wyszedł z knajpy.
Po tej rozmowie wszystko się zmieniło. Harry czuł coś, co nie do końca rozumiał. Gdy siedział samotnie, do jego głowy napływały obrazy Ślizgona. Nie wiedział co to oznacza, ale trochę się wystraszył. Odpędzał od siebie te obrazy i starał się zachowywać normalnie. Jednak dziwne zachowanie Gryfona, nie umknęło uwadze Hermiony, która postanowiła na razie nie wypytywać przyjaciela co jest powodem jego rozkojarzenia.
Cała czwórka razem z kuframi deportowała się na dworzec King Cross. Ich pociąg odjeżdżał za kilka minut. Znaleźli wolny przedział i usadowili się wygodnie. Czekała ich dobrze im znana droga do Hogwartu. Uśmiechnięci i szczęśliwi, że wieczorem będą na miejscu, oddali się przyjacielskim pogawędkom.
Po kilkunastu minutach jazdy Harry przypomniał sobie, że musi iść na spotkanie Prefektów Naczelnych. Niedawno, razem z listą rzeczy do kupienia, dostał drugi list od profesor Mcgonagall, informujący, że został wybrany na Prefekta Naczelnego Gryfindoru. Był szczęśliwy, że będzie mógł pełnić taką funkcję, jednak nie wiedział czy podoła wszystkim swoim obowiązkom. Nie dość, że otrzymał nowe stanowisko, nadal był Kapitanem Drużyny Gryfonów w Quidichu, a także szukającym. Musiał też ostro przyłożyć się do nauki, aby mieć jak najlepsze stopnie. Chciał w końcu zostać Aurorem. Mimo wszystko stwierdził, że spróbuje sprostać temu zadaniu. Zawsze miał jeszcze Rona i Hermionę, którzy również byli Prefektami.
Podniósł się z siedzenia, poinformował towarzyszy, że idzie na spotkanie i udał się w kierunku odpowiedniego przedziału. Wszyscy już tam byli, więc Potter lekko się zmieszał. Przeprosił za spóźnienie i usiadł na wolnym miejscu. Dopiero teraz zorientował się, że oprócz Hanny Abbott i Padmy Patil , w pomieszczeniu jest Draco Malfoy. Siedział dokładnie naprzeciwko niego i uśmiechał się tym swoim szyderczym uśmieszkiem, który Harry miał ochotę zetrzeć mu z twarzy.
- Skoro jesteśmy już wszyscy w komplecie, przejdźmy do omawiania najważniejszych spraw – zaczęła Mcgonagall – Myślę, że doskonale wiecie, iż spoczywa na was obowiązek pomocy i opieki nad swoimi Domami. Od teraz macie większe przywileje niż pozostali, ale nie zapominajcie też na ciężarze jaki na was spoczywa. Jako Prefekci Naczelni zamieszkacie w osobnych dormitoriach. Tak więc Hanna i Padma zamieszkają w jednym, a Harry i Draco w drugim.
Ta wiadomość spłynęła na Harrego, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody. „Mieszkać z Draco? Gorzej być już chyba nie mogło” pomyślał i spojrzał na młodego Malfoy'a. Ten nie wydawał się być nawet zaskoczony. Siedział znudzony i obserwował sufit. Potter patrzył na niego przez chwilę, po czym z rozmyśleń wyrwała go profesor Mcgonagall.
- Harry, ty mnie w ogóle słuchasz?
- T-tak pani profesor.
Machnęła na niego ręką i dalej tłumaczyła coś pozostałym Prefektom.
Gdy spotkanie dobiegło końca, Zielonooki pośpiesznie opuścił przedział i skierował się w stronę, gdzie przebywali jego przyjaciele. Był już niedaleko, gdy usłyszał  znajomy głos.
- Gdzie tak pędzisz Potter? – zapytał stojący tuż za nim Blondyn.
- A jak ci się wydaje? – powiedział piorunując go spojrzeniem.
- Wiem, że perspektywa mieszkania ze mną pod jednym dachem jest dla ciebie kusząca, Potter – powiedział Draco wyzywająco i zrobił krok w jego stronę.
- Chyba żartujesz! – prawie krzyknął Harry. – Zaraz po przyjeździe do Hogwartu poproszę Mcgonagall żeby pozwoliła mi nadal mieszkać w wieży. Nie myśl sobie, że będę spał z tobą pod jednym dachem – skwitował zadowolony z siebie.
- Jakby nie patrząc, od siedmiu lat śpimy pod jednym dachem – powiedział Dracon i uśmiechnął się przebiegle.
Harry zrobił się czerwony ze złości, odwrócił się od Blondyna i poszedł przed siebie.
- Spokojnie Potty, złość piękności szkodzi – zawołał za nim szyderczo Malfoy, co tylko jeszcze bardziej rozzłościło Harry'ego, ale postanowił udawać, że go nie słyszał i nawet się nie zatrzymał. W głowie już snuł plany jak zamordować tego dupka na pięćdziesiąt możliwych sposobów.
- Co się stało Harry? – zapytał Hermiona, gdy ten cały czerwony ze złości wszedł do przedziału.
Spiorunował ją spojrzeniem, ale zaraz potem skarcił się za to, bo przecież ona nie była niczemu winna.
- Ten dupek Malfoy też jest Prefektem Naczelnym – odpowiedział jakby to miało wszystko wyjaśnić.
- Harry, przecież będziesz go widywał tylko na jakichś sporadycznych spotkaniach i obchodach. Poza tym sam mówiłeś, że tak jakby zawarliście rozejm, więc nie mam pojęcia o co ci chodzi. – ciągnęła Mionka.
- Ta fretka będzie ze mną mieszkać w jednym dormitorium! Tylko ja i on! – wybuchnął Harry.
Wszyscy troje spojrzeli na niego z ogromnym zdziwieniem.
- Pod jednym dachem z Malfoy'em. Masz przerąbane Harry – powiedział Ron, starając się „pocieszyć” przyjaciela.
Ten tylko obrzucił go morderczym spojrzeniem i nie odezwał się do końca drogi.


niedziela, 19 lipca 2015

Dedykacja

Wszystkim tym, którzy mnie wspierają. Dla każdego kto czyta. Dla wszystkich po trochu :)


Prolog

A oto i prolog :D Choć jest króciutki zapraszam wszystkich do komentowania. Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota, bo wiem, że jest sens w ogóle to pisać. Zapraszam do czytania :D
Pozdrawiam :D

Serka

Prolog

- Nie jestem taki jak ojciec – po raz kolejny powtórzył młody chłopak profesorowi  Snape'owi.
Był wysokim, dobrze zbudowanym młodym mężczyzną. Miał krótko obcięte, orzechowe włosy i duże brązowe oczy, które z pewnością odziedziczył po ojcu.
- Wiem Natanielu. Inaczej by cię tu nie było – wtrącił się profesor Dumbledore – Za kilka dni zaczyna się rok szkolny. Dostałeś list, więc wiesz jak się tutaj ponownie dostać. Życzę miłych ostatnich dni wakacji i do zobaczenia w roku szkolnym – uśmiechnął się przyjaźnie.
Nowy uczeń pożegnał trochę oschle resztę nauczycieli i wyszedł z gabinetu dyrektora.
- Albusie – zaczęła Mcgonagall – Chyba nie masz zamiaru przyjąć go do Hogwartu?
- Już został przyjęty Minervo. Do szkoły był zapisany od urodzenia, jednak jego matka, zważając na zaistniałe okoliczności, postanowiła, aby uczył się w domu. Gdy skończył  jedenaście lat, porozmawiałem z Welmą i postanowiliśmy, że tak będzie najlepiej. Nie chcieliśmy, aby ktokolwiek wiedział o jego istnieniu. Mam nadzieję, że się rozumiemy i przyjmiecie nowego ucznia bez uprzedzeń.
- Ale – zaczął Snape, ale dyrektor przewał mu machnięciem ręki.
- Nie Severusie. Już zdecydowałem. Chłopak nie jest taki jak myślisz. Myślę, że najlepiej będzie jeśli zaczniecie przygotowywać się do rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Minervo – zwrócił swoją uwagę na zamyśloną profesorkę – wysłałaś już listy?
- Tak Albusie. Dormitoria będą gotowe na przyjazd uczniów. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
- Wspaniale.
Nauczyciele kolejno wyszli z gabinetu Dumbledora. Każdy musiał dopilnować ostatnich spraw dotyczących początku roku szkolnego.
Dyrektor usiadł przy biurku. Wyciągnął rękę i pogłaskał Fawkesa.
- Nic nie jest takim jakim się wydaje – powiedział bardziej do siebie niż do ptaka i pogrążył się we własnych myślach.    

Witam :D

Hej wszystkim :D

Jestem Serka. Uwielbiam pisać i dlatego powstał ten blog. Ten cudny wygląd zawdzięczam mojej kochanej przyjaciółce Cookie, której bardzo dziękuję i serdecznie ją pozdrawiam :* 
Blog powstał z myślą o fanach różnych książek, a szczególnie Harrego Pottera. Bo to od niego postanowiłam zacząć. Zaczęłam pisać długie opowiadanie, które będzie czymś na rodzaj książki. Opowiadało będzie o Harrym Potterze i oczywiście jego przyjaciołach. Na wstępie powiem jeszcze, że postanowiłam ożywić parę postaci, bo byłoby mi bez nich pusto. A teraz krótki opis tego, co w najbliższym czasie będzie się tu pojawiać.
Wojna skończona. Główni bohaterowie wracają do Hogwartu, aby skończyć swój ostatni rok. Wszystko się zmieniło. Nikt nie jest tym kim był dotychczas. Starzy wrogowie stają się przyjaciółmi, a niektórych zaczyna łączyć nawet coś więcej. Harry niespodziewanie odkrywa, ze żywi głębsze uczucie do swojego odwiecznego wroga. Ron i Hermiona ruszają na nowe podboje miłosne. W odbudowanej szkole panuje przyjazna atmosfera. Profesor Dumbledore wstępuje do elitarnego klubu, o którym nikt nic nie wie. Do szkoły dołącza nowy uczeń, który szybko burzy panujący spokój. Nowe miłości i nowe przyjaźnie zawitają w tym roku szkolnym do Hogwartu. Pojawią się też nowi wrogowie, którzy będą mocno dawać się we znaki. Miłość i nienawiść będą się przeplatać. Nic nie jest takim jakim się wydaje. 
Zapraszam do czytania o perypetiach młodego czarodzieja. Stworzyłam zupełnie nową opowieść. Mam nadzieję, że przeczytacie u mnie coś czego jeszcze nie było. I choć wielu z Was zna z różnych źródeł parring Drarry, mam nadzieję, że u mnie rozkwitnie nowym życiem. 
Z czasem możliwe, że zaczną się pojawiać one-shoty np. z Darów Anioła, ale póki co chcę się skupić na Drarry. 

Pozdrawiam Was cieplutko :D
Serka.