środa, 30 grudnia 2015

"Magia świąt" - one shot

Hej :D Czas na obiecana niespodziankę :) Przybywam do Was z pierwszym na moim blogu one-shot'em. Miał być w święta, ale jak wiecie wszystko się przedłużyło i dopiero dzisiaj udało mi się go skończyć :D Mam jednak nadzieję, że się spodoba :D 
Piszcie w komentarzach co i jak :P Wiecie, że mnie to motywuje :)
Jest tego trochę, bo aż 10 stron, ale dla Was wszystko :*
Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku i świetnej zabawy w Sylwestra ;)
Zaglądajcie do mnie w 2016 :D
Miłego czytania :D
Ściskam Was mocno :*
PS. Wyniki konkursu są w poście niżej :D
Serka.


Magia świąt


Wszyscy wiedzą, że święta to magiczny czas, szczególnie jeśli chodzi o czarodziejów. W święta zdarzają się cuda. Zwierzęta mówią ludzkim głosem, bliscy się spotykają, często po długich miesiącach rozłąki, a co najważniejsze nikną wszystkie spory i choć na te kilka dni zapanowuje szczęście i zgoda. Jednak to, co stało się w jedne na pozór zupełnie zwyczajne święta sprawiło, że każdy nawet największy niedowiarek uwierzył w magię Gwiazdki.

***

- Harry! Wstawaj! Dzisiaj Gwiazdka! – usłyszał głos swojego najlepszego przyjaciela tuż na uchem. Odruchowo przykrył się szczelniej kołdrą, chcąc uniknąć hałasu. – No już! Wstawaj! – Harry wymruczał coś w poduszkę i jeszcze mocniej zakopał się w pościeli. Ron nie dawał za wygraną. Siłą ściągną kołdrę z przyjaciela. – Harry! Dzisiaj Święta! Nie możesz tego przespać! Jest masa prezentów dla ciebie! No wstawaj! – Brunet postanowił dać za wygraną. Usiadł na łóżku i przeciągnął się jak kot. – Wesołych Świąt! – zawołał szczęśliwy Wesley.
- Wesołych – odparł Wybraniec zaspanym głosem. – Która godzina? – ziewnął.
- Jest po siódmej.
- Merlinie, Ron! – jęknął Potter – Mogłem przespać jeszcze co najmniej dwie godziny!
- Oj nie narzekaj już. Są święta, nie można ich przespać! – Harry dopiero teraz zauważył, że Ron ma na sobie nowy sweter robiony przez panią Wesley.
- Widzę, że już rozpakowałeś prezenty – powiedział z rozbawieniem. Wiedział, że jeśli o to chodzi, to przyjaciel był strasznie niecierpliwy. W sumie to tylko dzięki temu dzisiaj wstał wcześniej od niego.
- No bo wiesz… Nie wstawałeś i… Z resztą – machnął ręką, nie usprawiedliwiając się więcej. – Poza tym dzięki za prezent. Nie trzeba było.
- Proszę. Podoba ci się? – zapytał z uśmiechem, widząc minę przyjaciela.
- Pewnie! Jest świetna. Dzięki stary!
- Cieszę się, że ci się podoba. – Harry kupił przyjacielowi nową pelerynę do quidditcha. Ta Ron’a była po starszych braciach, połatana i za mała. Potter nie wiedział, co kupić mu w tym roku, więc wybrał pelerynę. Na szczęście był to trafiony prezent.
- A ty kiedy rozpakujesz swoje? – dopytywał podekscytowany Rudzielec.
- Wieczorem.  – wstał z zamiarem skierowania się do łazienki.
- No weź stary! Wszyscy już rozpakowali swoje prezenty.
- Skoro tak ci na tym zależy… - Wybraniec stał i rozbawiony spoglądał na przyjaciela. – Ubiorę się tylko.
- Tylko się pospiesz! – zawołał jeszcze za nim Ron.

***

- Draco! Podnieś swoje arystokratyczne cztery litery i wstawaj! – w pokoju zabrzmiał kobiecy głos, który z pewnością należał do Pansy Parkinson.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. Nie wrzeszcz tak kobieto. – warknął i odwrócił się do niej plecami.
- Dzisiaj Święta. Zapomniałeś?
- To nie daje ci prawa, żeby wtargnąć do mojego pokoju i drzeć się w niebogłosy.
- Pukałam. A poza tym ty uwielbiasz święta. Czułam  się zobowiązana, żeby cię obudzić. – podeszła bliżej łóżka.
- Kto powiedział, że lubię święta? – Draco nawet nie drgnął. Miał nadzieję pospać jeszcze trochę, ale widocznie nie było mu dane.
- Niech pomyślę – sapnęła z ironią – Jakiś blond-włosy palant biegał w tamtym roku po pokoju wspólnym, ściskał każdego napotkanego Ślizgona i świergotał, jak to on kocha święta.
- I właśnie to sprawiło, że nienawidzę świąt – warknął – Byłam pijany!
- Mówiłam ci żebyś nie pił tego bimbru od Blaise’a. Ale kto by mnie słuchał?! Wstawaj!
- Nie mam ochoty! Odejdź. Pozwól mi tutaj umrzeć.
- A ja nie mam ochoty na pogrzeb w święta. Poza tym nawet wieńca bym nie mogła kupić, bo wszystkie sklepy są zamknięte. Nie wspomnę już o tym, że nikomu nie chciałoby się przenosić twoich zwłok. Rusz swój arystokratyczny tyłek i za dziesięć minut widzę cię na dole.
- A co jeśli zostanę tu do końca swiąt?
- Tego naprawdę nie chcesz wiedzieć – dodała z szatańskim uśmiechem i opuściła sypialnię.
Co jak co, ale Draco wiedział, że naprawdę nie chce wiedzieć. Wszyscy wiedzieli, że jego przyjaciółka czasem bywa gorsza od hiszpańskiej inkwizycji. Chcąc, nie chcąc wstał w łóżka i skierował się do łazienki. Jeśli już musiał brać udział w świętach, to musi przecież wyglądać jak na Malfoy’a przystało.

***

Złota Trójca Gryffindoru, właśnie kierowała się do Wielkiej Sali na śniadanie. Gdy wszyscy już rozpakowali prezenty, postanowili w końcu coś zjeść. Wypróbowanie nowych podarków zajęło im chwilę i wszyscy stali się głodni. Szli gawędząc o różnych bzdurnych rzeczach. W pewnym momencie, Harry zarejestrował na horyzoncie Srebrną Trójcę Slytherinu, czyli Blaise’a Zabini’ego, Pansy Parkinson i Draco’na Malfoy’a we własnej osobie. Obrzucił właściciela platynowych włosów nieprzychylnym spojrzeniem, ale powstrzymał się póki co od kąśliwej uwagi, stwierdzając, że są święta i nie wypada (nawet z takim dupkiem jak Malfoy) od rana obrzucać się błotem.
- Potter – syknął Blondyn. Widocznie wychodził z innego założenia niż Harry. – Co ja widzę. Szlama, Zdrajca Krwi i sam Wybraniec we własnej osobie. Nawet w świąteczny poranek muszę oglądać wasze gęby. Zejdźcie mi z drogi – machnął na nich lekceważąco ręką, mając nadzieję, że trio się rozstąpi. Jednak grubo się mylił.
- Pans! – zawołała Hermiona i rzuciła się na szyję Ślizgonce.
- Miona! – krzyknęła druga dziewczyna i szczerze uściskała Gryfonkę. – Wesołych Świąt!
- Wesołych Świąt! – odparła – Dziękuję za prezent! Jest śliczny.
- Cieszę się, że ci się podoba. Swoją drogą, ja również dziękuję. – mrugnęła do niej – Na pewno się przyda.
W tym samym czasie Ron i Blaise uściskali się po przyjacielsku i wymieniali podobne uprzejmości. Potem Rudzielec z niemniejszym uśmiechem przywitał się z Pansy, a Hermiona to samo zrobiła z Blaise’em.
Tylko Draco i Harry stali w kompletnym osłupieniu, przyglądając się z konsternacją całej tej scenie. Gdy Ślizgoni podeszli do Harry’ego, a Gryfoni do Draco, oboje wrzasnęli:
- CO TU SIĘ DO DIABŁA DZIEJE!
- Jak to co? – zaszczebiotała Pansy – Przecież chcemy się normalnie przywitać. Jak zawsze. Nie rozumie waszego wzburzenia.
- Właśnie. – poparł ją Ron. -  Co was od rana ugryzło?
„Wesley zgadzający się z Parkinson. Armagedon. Wielki Merlinie, armagedon” – pomyślał Draco.
- Od kiedy MY – Harry wskazał na zgromadzonych dłonią – się witamy?
- Właśnie! – potwierdził Draco.
„Czy ja właśnie zgodziłem się z Potter’em?! O zgrozo! Świat się kończy! Zabijcie mnie, a moje prochy rozrzućcie na cztery strony świata!” – Myśli Draco pędziły w zawrotnym tempie.
- Oj chłopaki, nie udawajcie – Miona uśmiechnęła się do nich promiennie. – Gdzie dzisiaj jemy? U nas czy u was? – skierowała swoje pytanie do pozostałej dwójki SLizgonów.
- Dzisiaj u nas. – odpowiedział Blaise – Chodźmy już, bo wypiją Draco całą kawę. A wiecie jaki jest nieznośny, kiedy nie strzeli sobie z rana filiżanki. Szczególnie w pewnych sprawach – mrugnął porozumiewawczo do Harry’ego, który razem z Draco stał z boku w kompletnym osłupieniu.
- No chodźcie – powiedział Ron.
- Jemioła! – zapiszczała Hermiona i wskazała palcem gałązkę, która wisiała nad dwójką chłopaków.
- O nie! – krzyknęli jednocześnie.
- Dobra, dobra. Zostawmy ich samych – mrugnęła do reszty - Zróbcie swoje i dołączcie do nas gołąbeczki – zawołała Pansy, która ruszyła za resztą osób do Wielkie Sali. - W środku na pewno jest mnóstwo jemioły – rzuciła i zniknęła za rogiem.
- O co im do jasnej cholery chodzi?! – Harry spojrzał nieobecnym wzrokiem na Draco.
- Nie mam pojęcia. Odbiło im chyba. Może twoi „przyjaciele” rzucili na Pansy i Blaise’a jakąś klątwę, a wcześniej naćpali się Merlin wie czego! – wycelował oskarżycielko palec w Bruneta.
- Powaliło cię, Malfoy! Niby kiedy mieli na nich rzucić tą klątwę! Poza tym Ron i Hermiona nigdy nie obściskiwaliby się ze Ślizgonami! To obrzydliwe! – Harry stał cały czerwony ze złości i spoglądał na Draco’na jak na wariata.
- To jak w takim razie to wytłumaczysz?!
- Może udzieliła im się świąteczna atmosfera i postanowili zawrzeć rozejm. – Harry wzruszył ramionami. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
- Nie bądź głupi, Potter! Widziałeś kiedyś żeby jakiś Ślizgon i Gryfon żyli w zgodzie i nie obrzucali się wyzwiskami na każdym kroku? – spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Właśnie przed chwilą? – jego głos aż ociekał sarkazmem.
- Zamierzam się dowiedzieć, co zrobiliście moim przyjaciołom. – Draco puścił jego uwagę mimo uszu, wyminął Harry’ego i skierował się do Wielkiej Sali. – I nawet nie waż się siadać ze mną przy jednym stole. Widok Szlamy i Wieprzleja i tak przyprawia mnie o mdłości. Ty jesteś jednak wyjątkowo irytujący i nie mam ochoty więcej oglądać twojej gęby. – rzucił przez ramię.
- Dobrze wiedzieć, że uważasz mnie za wyjątkowego. – Harry miną go z zadartą do góry głową. Nie mógł zauważyć gotującej się na twarzy Blondyna wściekłości.
Harry wchodząc do Wielkiej Sali zauważył, że jego przyjaciele faktycznie siedzą przy stole Ślizgonów. Jakby tego było mało, widać było że świetnie się przy tym bawili. Z naburmuszoną miną zajął swe stałe miejsce przy stole Gryffindoru. Po chwili dosiadała się do niego Ginny.
- Wesołych Świąt Harry – zaszczebiotała wesoło.
Potter uśmiechnął się do niej i również życzył młodszej dziewczynie wesołych świąt.
- Coś się stało? – zapytała po chwili widząc, że grzebie w swojej owsiance bez słowa.
- Sam chciałbym to wiedzieć. – westchnął – Nie wiem o co chodzi Ron’owi i Hermionie. Nigdy się tak nie zachowywali. Może ty wiesz o co chodzi? – spojrzał na nią ze smutkiem.
- Nie rozumiem. Powiedzieli coś złego?
- Jak to nie rozumiesz?! Siedzą z tymi… tymi… - wskazał ręką w stronę przeciwległego stołu, gdzie Pansy właśnie śmiała się z jakiegoś żartu Ron’a.
- Rozumiem. – Ginny westchnęła. – Znowu pokłóciłeś się z Draco. Wiem, że czasem się nie dogadujecie, ale zawsze potem i tak dochodzicie do porozumienia. Na pewno wszystko będzie dobrze i jak zwykle się pogodzicie.
Harry spojrzał na nią jak na wariatkę. Nie dość, że nazwała Fretkę po imieniu, to jeszcze śmiała mu powiedzieć, że oni potrafią dojść do porozumienia! Ba! Nawet zawsze! Świat oszalał. Przecież oni nienawidzili się od niepamiętnych czasów! HELOŁ!
- Czyli ty też zwariowałaś. – stwierdził sucho. – Piliście wczoraj coś? Paliliście jakąś trawkę? Może Dean znowu dostał z domu jakąś dziwną przesyłkę. No już Ginny, powiedz. – przyjrzał jej się uważnie, jakby skrywała jakąś zagadkę, którą on właśnie rozwikłał.
- Harry, nie mam pojęcia o co ci chodzi – spojrzała na niego z oburzeniem. – Wiesz, że nie zażywam żadnych substancji odurzających! To z tobą jest coś nie tak. Wiem, że jesteś zły na Draco, ale to nie znaczy, że masz się na mnie wyżywać. – wstała od stołu i pomaszerowała ze złością w stronę stołu Slytherinu.
- No pięknie… - skwitował Harry widząc odchodzącą przyjaciółkę. – Po prostu pięknie.

***

Po skończonym posiłku, Harry postanowił przeprosić młodą Wesley. Na szczęście mu się udało. Miał nadzieję, że uda mu się coś z niej wyciągnąć.
Wszyscy jego znajomi z Gryffindoru nagle zapałali ogromną sympatią do Ślizgonów i podczas śniadania witali się z nimi, jak z dobrymi kumplami. Potter zauważył nawet, że kilku siedziało przy stole jego domu. Widok był niecodzienny. Miał wrażenie, że wszyscy padli ofiarą jakiejś zbiorowej klątwy. Tylko nie on i Malfoy. Który, jak zauważył, siedział z posępną miną i szybko ulotnił się z Wielkiej Sali. Cała sytuacja zdecydowanie nie była normalna. Postanowił dowiedzieć się, co jest grane. Tym bardziej dlatego, że wszyscy klepali go przyjacielsko po ramieniu i mówili, żeby się nie przejmował i na pewno niedługo pogodzi się z Draco. Bo: „SĄ W KOŃCU ŚWIĘTA”. W całym jego misternym planie był tylko jeden malutki problem. Wiedział, że sam nie da rady dowiedzieć się, co jest grane. A, o zgrozo,  jedyną osobą, która,  o zgrozo razy dwa, była normalna był Malfoy. Chcąc nie chcąc, musiał jakoś się z nim dogadać. Przecież chyba nawet taki dupek jak Fretka chciał, aby wszystko wróciło do normy.
Skierował się do lochów, mając nadzieję, że jakimś cudem uda mu się wejść do Gniazda Węży. Skoro wszyscy Ślizgoni tak nagle polubili Gryfonów, to nie powinno być z tym problemu. Stanął przed ścianą, za którą znajdowało się wejście. Stał tam przez dobrych kilka minut, jednak jak na złość nikt akurat nie nadchodził. Postanowił w końcu wypróbować jakieś hasła. Nie miał pojęcia, jak może brzmieć właściwe, więc powiedział, co mu przyszło na myśl:
- Salazar to  najpotężniejszy czarodziej – nic, próbował dalej – Draco jest naszym bogiem – nadal nic – Salazar rządzi. – ściana jak stała, tak stała – Heil Salazar? – usłyszał parsknięcie śmiechu za sobą. Odwrócił się i napotkał osobę, do której właśnie zamierzał pójść.
- Poważnie, Potter? – Draco zanosił się od śmiechu – Tylko ty mogłeś wpaść na tak debilne hasła. Chociaż nie powiem, to drugie mi schlebia.
- Och, zamknij się Malfoy. – Harry był coraz bardziej zirytowany. Nikt miał tego nie słyszeć, a tym bardziej Fretka. – Musimy pogadać.
- Nie sądzę żebym musiał, jak to ująłeś, z tobą pogadać. – wyminął chłopaka bezceremonialnie i szepnął hasło, którego nie udało się Gryfonowi dosłyszeć. Ściana zmaterializowała się tworząc drewniane drzwi. Ślizgon sięgnął do klamki.
- Poczekaj. – Harry złapał go za ramię. Wywrócił oczami i z całych sił postarał się żeby zabrzmieć normalnie – Możemy pogadać?
Draco obrzucił go nieprzychylnym spojrzeniem, jednak widząc determinację Gryfona, postanowił dać mu szansę. Nie żeby go polubił, czy coś. Po prostu proszący Potter, to coś nowego.
- Masz dwie minuty. – skrzyżował ręce na piersi i stanął przed drzwiami.
- Nie zaprosisz mnie do środka?
- Zapomnij Potter. Jeszcze twojego Gryfońskiego tyłka tam brakowało.
- Nie sądziłem, że myślisz o moim tyłku. – uśmiechnął się zadziornie.
Draco odwrócił się i ponownie sięgnął do klamki. Nie zamierzał wysłuchiwać kiepskich tekstów na podryw tego Rozczochranego Bezguścia.
- Dobra, sory. Zaczekaj – Harry ponownie złapał go za ramię.
- Puść mnie Potter – wyszarpnął rękę – Boję się, że wejdzie ci to w nawyk.
- Tak, tak wiem. Jesteś hetero i tak dalej. – Draco uniósł znacząco brew.
„Czyżby nie wiedział?” – pomyślał Blondyn i uśmiechnął się do siebie. – „Ta cała sytuacja może być śmieszniejsza niż przypuszczałem”
- Daruj sobie. Przyszedłem w innej sprawie. – kontynuował Wybraniec.
- Chwała Merlinie! – Draco wzniósł oczy do nieba, a raczej sufitu – Już się bałem, że chcesz mnie poderwać – teatralnie złapał się za serce – Tego nie zniosłoby moje biedne serce. Znowu to cholerstwo. – odciągnął Bruneta na bok widząc wiszącą nad nimi jemiołę.
- Co? – zaczął Harry, ale Malfoy, pokazał mu placem o co chodzi. – Nie ważne. – postanowił kontynuować ich przerwana rozmowę - Wybacz, ale nie gustuję w zapatrzonych w siebie dupkach. – skwitował Harry, którego cała ta sytuacja powoli zaczynała bawić. W sumie, gdy nie obrzucali się wyzwiskami, stawało się całkiem ciekawie.
„O czym ja u diabła myślę!” – Gryfon skarcił się w myślach
- Ach racja. Zapomniałem. Przecież ty i Wesley’ówna jesteście sobie pisani. Już widzę te nagłówki w gazetach – wyciągnął przed siebie rękę i wykonał znaczący gest jakby odsłaniał przyszłość – Wybraniec wybrał czarownicę, którą ocalił będąc dwunastolatkiem. Pierworodny z licznej gromadki naszego cudownego Bohatera zaczyna swój pierwszy rok w Hogwarcie. – spojrzał w końcu na Potter’a, który o dziwo przyglądał mu się z rozbawieniem – I co cię tak bawi, Potter? – zapytał już lekko rozdrażniony.
- Nic. – Harry zaczął się śmiać. – Wybacz Malfoy, ale chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. – I właśnie w tym momencie Wybarniec wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Draco przyglądał mu się w osłupieniu. Co on takiego powiedział? Przecież wszyscy wiedzieli że Ruda i Potter prędzej czy później wezmą ślub.
- Ogarnij się Potter. – Ślizgon miał dość tego tępego Gryfona. Miał poświęcić mu dwie minuty, a tym czasem ten marnuje jego cenny czas, śmiejąc się jak debil.
- Wybacz – Harry otarł łzy, które zgromadziły mu się w kącikach oczu. – Skąd ci coś takiego przyszło do głowy? Ja i Ginnny? – znowu zaczął się śmiać.
- A co w tym dziwnego? Wszyscy mają was za parę. – Blondyn nadal nie rozumiał o co chodzi.
- Tylko, że ja raczej nie zamierzam być z nią.
- No nic, nie ona to jakaś inna tępa czarownica. Będzie zawiedziona, że jej bohater jej nie chce, ale w sumie nie dziwię się. Też bym jej nie chciał. – Harry spoważniał.
- Ginny to cudowna dziewczyna. Tyle że ja nigdy nie zwiążę się z nią. Ani z nią ani z jakąkolwiek inną kobietą. – Draco spojrzał na niego jak na wariata.
- Twoi fani będą zawiedzeni. Złoty Chłopiec wiecznym kawalerem? – skwitował Ślizgon.
- A kto powiedział, że nie zwiążę się z kimś innym? – Harry znowu patrzył na niego rozbawiony.
- Ty idioto, ty! Właśnie przed chwilą powiedziałeś, że nie zwiążesz się z żadną kobietą, a skoro nie zwiążesz się z żadną czarownicą to… - i w tej chwili Draco’na Malfoy’a zatkało. Pierwszy raz w życiu. Patrzył na Potter’a z otwartymi ustami, bo w końcu dotarło do niego zrozumienie. Gryfon patrzył na niego rozbawiony, z uniesioną sugestywnie brwią – Wybraniec gejem? – w końcu odzyskał głos. – Nie wierzę.
- Wierz w co chcesz Malfoy, ale prawdy nie zmienisz.
- Dobra Potter, twoje dwie minuty minęły. Jeśli chciałeś mi powiedzieć, że jesteś gejem, to trzeba było walić prosto z mostu. Sam wszystkiego musiałem się domyślić – Draco musiał przemyśleć cała tą sytuację, więc jak najszybciej postanowił  skończyć tą rozmowę.
- Nie o to chodziło. Chciałem z tobą pogadać o tym, co stało się dzisiaj rano. Sam chyba zauważyłeś, że wszyscy zwariowali. Myślisz, że oberwali jakąś zbiorową klątwą? – Harry pytał już zupełnie poważnie.
- Sam rano stwierdziłeś, że to nie może być klątwa. Poza tym dziwne, żeby wszyscy oberwali tylko nie my.
- Niby racja – Harry zamyślił się na chwilę – Co robiłeś wczoraj wieczorem? – zapytał z Nienacka.
- A co cię to Potter obchodzi!
- Spokojnie. Myślałem tylko, że może przebywaliśmy gdzieś z dala od dormitoriów i wtedy to się stało. Nie oberwaliśmy, bo nie było nas w środku.
- To niemożliwe. Siedziałem u siebie cały wieczór. Wątpię, żeby klątwa dosięgła innych w swoich dormitoriach, a mnie nie – Draco już się trochę uspokoił.
- W sumie racja. Ja cały wieczór spędziłem z Ron’em, więc niemożliwe, żeby mnie też nie dopadło.
- Merlinie, Potter! To w takim razie po co mnie pytasz, czy byłem poza dormitorium, skoro sam siedziałeś z innymi?! – Draco aż palnął się w czoło.
- Nie wiem. Staram się coś racjonalnego wymyślić – Harry wzruszył ramionami. – Ta sytuacja jest raczej dziwna, zważając na fakt, że wszyscy na dodatek uważają nas za parę, czy coś w tym stylu. Jeszcze jak mój związek z jakimś chłopakiem mógłby być prawdopodobny, to zupełnie nie pojmuję dlaczego ubzdurali sobie, że jestem akurat z tobą. To fizycznie niemożliwe. – Wybraniec głośno myślał.
- Po pierwsze Potter, to nie jestem jak to ująłeś, jakimś tam chłopakiem. Stoi przed tobą najprzystojniejszy facet na tej półkuli. Jakiś tam to może być co najwyżej Vincent. – Harry prychnął, jednak Draco zupełnie to zignorował – A po drugie mimo, że nasz związek sam w sobie jest niemożliwy, bo się nienawidzimy, to fizycznie rzecz biorąc nie widziałbym w tej kwestii przeciwwskazań. – uśmiechnął się zadziornie i uniósł swoją idealną brew, widząc zmieszanie na twarzy Bruneta.
- Chyba mi nie chcesz powiedzieć, że ty też… - Harry urwał, widząc jeszcze szerszy uśmiech Ślizgona – Chcesz to powiedzieć – skwitował.
- Merlinie Potter, ale masz minę. Wyglądasz jakby ktoś ci powiedział, że Gwiazdka nie istnieje. Nie mów, że nie wiedziałeś. – Draco był nieźle rozbawiony komicznością tej sytuacji. Bądź co bądź, przed chwilę to on musiał tak wyglądać, gdy dowiedział się o orientacji Złotego Chłopca.
- Jak widać nie. Wydawało mi się, że jako arystokrata masz obowiązek przedłużyć ród, czy coś w tym stylu.
- Oj Potter, Potter. Nigdy twoja ignorancja nie przestanie mnie zadziwiać. Jesteś czarodziejem, ku zgrozie mojej szlachetnej osoby, głową dwóch potężnych rodów i ty nie wiesz jakie tradycje panują w czarodziejskim świecie?
- Wyobraź sobie, że nie zostałem wychowany w czarodziejskiej rodzinie, w której od małego wpajałoby mi zasady a’la: jak być idealnie poinformowaną głową rodu – syknął z sarkazmem.
- Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie Potter. – Draco wywrócił oczami –To nie moja wina, że jesteś kompletnym ignorantem. Przez tyle lat mogłeś przeczytać masę książek, ale ty oczywiście myślisz, że wszyscy ci wszystko podstawią pod nos i Panna Wiem Wszystko, w każdej sytuacji objaśni ci co i jak.
- Nikt mi niczego nie podstawia pod nos. – Harry był coraz bardziej zirytowany. – Poza tym nie nazywaj tak Hermiony!
- Dobra już. Uspokój się. Sam jednak przyznaj, że gdyby nie Granger, nie wiedziałbyś wielu rzeczy. Chodzi mi głównie o to, że powinieneś dowiedzieć się pewnych rzeczy. Jesteś w końcu dorosły. Po szkole zaczniesz gdzieś pracować, potem założysz rodzinę i wypadałoby wiedzieć na jakiś warunkach się to odbywa. Nie sądzisz chyba, że całe życie będziesz Wielkim Bohaterem i ludzie zaczną wymyślać nowe prawa na twoją cześć, bo biedny Wybraniec zajęty wojną nie miał czasu zaznajomić się z paroma książkami. – Spojrzał na niego krzywiąc lekko usta w zastanowieniu. – Salazarze, – wzniósł oczy do góry – nigdy nie sądziłem, że to zrobię, ale właź – wskazał ręką uchylone drzwi do Pokoju Wspólnego Ślizgonów – Skoro twoi, jak to ich nazywasz, przyjaciele są zajęci moimi znajomymi i prawdopodobnie nieprędko wrócą, to równie dobrze mogę cię przeszkolić w niektórych sprawach. Znaj moje dobre serce. – Harry prychnął.
- Sory, ale raczej nie skorzystam. Nie mam ochoty spędzać wolnego popołudnia akurat z tobą.
- Jak chcesz – Draco machnął lekceważąco ręką – Dla mnie to też nie jest szczyt marzeń, ale nie licz na inne towarzystwo dzisiaj. Równie dobrze możesz zdechnąć z nudów w tym waszym dormitorium. Mi tam wszystko jedno. – odwrócił się i jedną nogą przekroczył już próg, lecz zatrzymał się i rzekł jeszcze – A i powodzenia w szukaniu przyczyny dziwnego zachowania wszystkich wokół. Coś mi mówi, że nieprędko się to zmieni.
Harry westchnął. Ślizgon, jak bardzo by go nienawidził, miał rację. Też miał złe przeczucia odnośnie zachowania swoich znajomych, a spędzanie samotnie świąt nie było najlepszą perspektywą. Wszyscy prawdopodobnie opuścili zamek i udali się na błonia, gdzie on ani nie chciał, ani nie miał po co iść. Choć nienawidził tego dupka, to przez ostatnie dziesięć minut całkiem nieźle im się gadało. Co najważniejsze nie rzucili się sobie do gardeł. Może pora choć na święta zawiesić ich wojnę? Są w końcu dorośli. Tym bardziej skoro to Malfoy pierwszy wyciągnął rękę.
- Jeśli propozycja nadal aktualna, to chętnie z niej skorzystam – powiedział do pleców Ślizgona.
Draco zatrzymał się i uśmiechnął perfidnie. Odwrócił się do Wybrańca, przybierając znudzony wyraz twarzy. Zaczął przyglądać się swoim paznokciom szukając jakiejś nieistniejącej skazy  i po chwili spojrzał na Gryfona stojącego przed nim.
- Jak sam to przed chwilą ująłeś, spędzanie czasu z tobą nie jest tym, co chciałbym robić. Jednak zważając na moje dobre wychowanie, którego ty oczywiście nie posiadasz za grosz, mogę przystać na taką ewentualność, ale pod jednym warunkiem.
- Sam mnie tu zaprosiłeś i jeszcze stawiasz warunki? – Harry patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Mylisz pojęcia, Potter. Ja jako dobrze wychowany arystokrata nie mogłem pozwolić, żeby mój, pożal się Merlinie, gość – przeleciał go pogardliwym wzrokiem – stał przed drzwiami. Poza tym to moje dormitorium i mam prawo stawiać warunki. Spędzanie czasu z moją osobą ma w końcu swoją cenę. To jak wchodzisz w to? – skrzyżował ręce na piersi.
Harry chyba tylko z czystej ciekawości i świadomości, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, nei odwrócił się na piecie i nie opuścił lochów.
- To zależy jaki warunek postawisz.
- Zagrasz ze mną w pokera.
Harry nie wierzył, że chodzi o tak głupią rzecz, jak gra w karty.
- W sumie, czemu nie. Gra w pokera nikogo jeszcze nie zabiła – uśmiechnął się lekko. Lubił grać w karty i miał nadzieję, że w końcu trafi mu się jakiś lepszy przeciwnik. Nie ukrywając, Harry był mistrzem gry w karty. Nie było w zamku nikogo, z kim by grał i nie wygrałby. Wiedział, że się nie zbłaźni, więc czemu miałby się nie zgodzić?
- W rozbieranego pokera, Potter – Draco uśmiechnął się perfidnie. Po prostu nie mógł sobie tego odmówić. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że odkąd Potter pokonał Czarnego Pana i w końcu zapanował pokój, Złoty Chłopiec zmienił się nie do poznania. Wydoroślał i wyprzystojniał. Chuderlawego nastolatka zastąpił dobrze zbudowany młody mężczyzna. Przynajmniej takie zmiany młody Malfoy zauważył na początku roku. I Draco, jak na geja przystało, po prostu był ciekawy, co kryje się pod warstwą ubrań tego wiecznie rozczochranego Gryfona.
- Powaliło cię do reszty! – Harry’emu od razu zrzedła mina. – Nie mam zamiaru się przed tobą rozbierać.
- Widzę, że od razu założyłeś, że przegrasz. Pochlebiasz mi. – Draco nadal się uśmiechał – Jednak skoro tchórzysz…
W Harry’m aż się gotowało. Wszystko można było mu zarzucić, ale nie to, że jest tchórzem. Draco doskonale o tym wiedział i dlatego wjechał Wybrańcowi na ambicję.
- Wchodzę w to. – oznajmił Gryfon – Tylko żebyś potem nie żałował. – tym razem to on uśmiechnął się perfidnie. Coś mówiło Draco, że to nie będzie krótka i prosta rozgrywka, jak zakładał przed chwilą. Jednak nadal chciał to zrobić.

***

- Kareta! – krzyknął Harry. – Wyskakuj z wdzianka, Malfoy.
Już od dobrych kilku godzin siedzieli w sypialny Draco i grali w karty. Nie wyszli ani na obiad ani na kolację. Zamówili jedzenie do pokoju. Kto by pomyślał, że tyle czasu będę w stanie ze sobą wytrzymać. Z początku trudno im się było porozumieć, ale Ognista, którą właśnie popijali zrobiła swoje i oboje byli wyluzowani. O dziwo gadało im się całkiem dobrze. Co prawda nadal sobie dogryzali, ale chyba to w tym wszystkim było najlepsze. Jak mawiają: trafił swój na swojego. Z początku rozmawiali o bzdetach, ale z każdym kolejnym łykiem alkoholu otwierali się coraz bardziej. Żaden z nich nie był jednak pijany. Zaprawione w licznych imprezach głowy, nie dały się tak szybko upić. Oboje w duchu stwierdzili, że gdyby nie to iż od samego początku stali się wrogami, to prawdopodobnie, gdyby wtedy historia potoczyła się inaczej, teraz byliby przyjaciółmi. Żaden jednak nie powiedział tego na głos.
Rozegrali już kilka partii i jak dotychczas szli łeb w łeb. Harry pozbył się już butów, skarpetek, swetra, paska od spodni i koszuli. Z Draco było podobnie. W tej chwili właśnie ściągał spodnie, które rzucił na stos leżących na ziemi ubrań.
- Teraz ja tasuję. – zarządził Blondyn i pozbierał karty ze stołu. Wykonał kilka trików i rozdał po pięć kart, resztę kładąc na stole. Nie bawili się w licytacje, bo w końcu grali tylko we dwoje. Szybka partia. Przegrany zdejmuje jeden element ubrania. Wydawało się uczciwe. – Nie sądziłem, że tak dobrze grasz w karty. – Ślizgon patrzył na swoje trzymane w ręku karty.
- Pochwała z ust Malfoy’a. Nieźle – Harry zagwizdał – Nie sądziłem, że tego dożyję, ale dzięki. Tobie też idzie niczego sobie.
- Jestem w końcu Ślizgonem, mam to we krwi.
- Czyli wszystko jasne. Wychodzi na to, że ja też.
- Co ty pleciesz Potter? Whisky ci uderzyła do głowy?
- Nic nie plotę. – Harry wyjął trzy karty z wachlarza i położył na stole żądając wymienienia -  Miałem być Ślizgonem. – nadal patrzył w karty.
Draco zamarł z wyciągniętymi do niego kartami. Dopiero teraz Brunet na niego spojrzał.
- Jak to miałeś być Ślizgonem? To niemożliwe.
- Możliwe. Poprosiłem tiarę, aby przydzieliła mnie gdzieindziej. Po prostu nie chciałem tu trafić.
- Dlaczego? – dopytywał Draco, który nadal był w szoku. – Bo Czarny Pan tutaj należał?
- Nie. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Nie chciałem tu trafić, bo ty tu zostałeś przydzielony. – spojrzał Blondynowi prosto w oczy, zagryzając lekko wargę.
- Ja? Co to ma wspólnego ze mną? – Draco nie mógł uwierzyć, że taki był powód wyboru innego domu. Jednak tylko po Potterze mógł się czegoś takiego spodziewać.
- Obraziłeś Ron’a. Był moim jedynym przyjacielem.
- Poznaliście się w pociągu! Kilka godzin wcześniej!
- Co z tego? Jako jedyny był dla mnie miły. Nie miałem wcześniej innych przyjaciół. Po prostu nie chciałem by ktoś go obrażał.
- To dlatego odrzuciłeś moją przyjaźń – do Draco zaczęło napływać zrozumienie. – Przez głupie szczeniackie gadanie?
Harry wzruszył ramionami.
- Mówiłem ci już. Ron był dla mnie miły. Nie chciałem stracić przyjaciela.
- I tylko dlatego od razu stwierdziłeś, że nie jestem godzien twojej przyjaźni? – Draco nadal nie dowierzał w to co słyszy.
- Byłem dzieckiem. Dzieckiem, któremu jednego dnia ofiarowano nową przyszłość. Dzieckiem, któremu pokazano kim jest. Które dostało nowy dom, perspektywę lepszego życia i przyjaciół. To było takie nierealne, ale jednak nie chciałem tego stracić. – Z oczu Harry’ego biła szczerość, więc Draco zdobył się tylko na milczenie i odwrócił wzrok. Nikt nigdy nie upokorzył go w życiu tak, jak Potter wtedy. To dlatego tak go znienawidził. Nikt nie miał prawa odrzucać jego wyciągniętej dłoni. Nikt. – Oboje wtedy byliśmy młodzi. Nie znałem cię i od razu stwierdziłem, że jesteś dupkiem. Chociaż nie wiedziałem jaki jesteś, nie dałem ci szansy. Teraz postąpiłbym inaczej. Nie możemy zmienić przeszłości, ale możemy zmienić przyszłość. Proponuję zacząć od nowa. – Harry wyciągnął do niego rękę – Cześć jestem Harry Potter. – Draco przez chwilę wpatrywał się w wyciągniętą dłoń. Potter miał rację. Byli głupimi chłystkami. Najwyższa pora zmienić coś w życiu.
Wahał się tylko przez chwilę, po czym wyciągną swoją rękę i uścisnął dłoń Harry’ego.
- Draco Malfoy. Pan tych włości, arystokrata, głowa rodu i przyszły Minister  Magii.
Harry roześmiał się szczerze.
- Miło mi cię poznać. – na chwilę zamilkł, po czym rzekł – Draco…
Blondyn uśmiechnął się i wyjął dłoń z uścisku.
- Dobra, skończmy tą rozgrywkę, bo nie wiem, czy nie zaczynasz oszukiwać.
- Ja? – Harry zrobił udawaną urażona minę – Jakżebym śmiał! Jestem w końcu szlachetny Harry Potter, Zbawca Świata i głowa dwóch potężnych rodów! – obaj zachichotali.  – Strit – Harry położył swoje karty na środku łóżka, gdzie usiedli na samym początku.
Draco uśmiechnął się diabelsko.
- Ful. Ściągaj gacie drogi bracie – i wybuchnął śmiechem.
Harry też był nieźle rozbawiony. Wstał odgarnął włosy do tyłu, bo lekko opadły mu na czoło i rozpiął spodnie, które potem lekko ześlizgnęły mu się z bioder.
Draco nie mylił się twierdząc, że Potter się zmienił. Już nie stał przed nim chuderlawy nastolatek, którego poznał mając jedenaście lat, ale cudownie umięśniony młody mężczyzna. Widać było, że Harry pracował nad swoja figurą. Sam też trenował, więc wiedział jak to wygląda. W końcu z niczego nie miałby takich mięśni. Wyrzeźbiona klata i płaski brzuch idealnie podkreślała lekka opalenizna, której Blondyn mu zazdrościł. Jemu nigdy nie udało się opalić. Wystające kości biodrowe nie świadczyły o niedożywieniu, ale o tym, że mężczyzna jest szczupły. Draco od początku tego roku zauważył też, że Brunet pozbył się swoich ohydnych okularów. Teraz jego niesamowicie zielone oczy świetnie dopełniały całość. Poza tym dzięki temu, że zapuścił włosy, nie wyglądał już na wiecznie rozczochranego. Jego włosy tworzyły już tylko artystyczny nieład, co dodawało mu swoistego uroku. Draco musiał przyznać, że Harry jest przystojny. Mało powiedziane. Potter, to diabelnie przystojny mężczyzna, drugie, oczywiście zaraz po nim, najgorętsze ciacho Hogwartu, które chętnie by schrupał. Teraz ta perspektywa wydawała się realna. Zaprzyjaźnił się z Potterem, a raczej dali sobie drugą szansę i jak dotychczas świetnie się dogadywali, a na dodatek Gryfon był gejem, co tylko jeszcze bardziej kusiło Draco. Był pewien, że Brunet jest gorącym kochankiem. Nagle zapragnął to sprawdzić. A prawdą powszechnie znaną jest, że jeżeli Draco Malfoy czegoś pragnie, to to dostanie. Innej opcji po prostu nie było.
- Draco – Harry pomachał mu ręką przed nosem – Odpłynąłeś. Może nie pij już więcej.
- Zamyśliłem się po prostu – otrząsnął się. – To co? Ostatnia runda?
- Sam nie wiem – Harry nie był przekonany do tego pomysłu.
- No weź, Harry – pierwszy raz wypowiedział to imię. Nie było tak strasznie! – Nie tchórz na samym końcu!
To, że Blondyn wypowiedział jego imię przeważyło szalę.
- Dobra! Ale teraz ja stawiam warunek. Wygrany może wybrać jedną rzecz, którą przegrany będzie musiał zrobić. – wyszczerzył się w uśmiechu. – Co ty na to?
- Wchodzę w to – Teraz już na pewno nie pozwoli mu wygrać! O nie!
Karty zostały rozdane.
- Para – Harry pokazał swoje karty.
- Trójka! – Draco krzyknął z radości – Wygrałem! – spojrzał przebiegle na Bruneta – Jedną rzecz, powiadasz.
- Tak. Sam w końcu postawiłem taki warunek. Nie wycofam się teraz. – Harry westchnął.
- Pocałuj mnie.
- Co?!
- To co słyszałeś. Pocałuj mnie. To twoje zadanie. – znowu ten przebiegły uśmiech.
Harry spojrzał na niego w zamyśleniu. Po chwili złapał karty i rzucił je na ziemię. Przysunął się bliżej drugiego chłopaka i objął go jedną ręką za kark, a drugą złapał go za podbródek.
- Na pewno dobrze przemyślałeś to zadanie? – zapytał zachrypniętym głosem gładząc Blondyna po karku.
Draco tylko skinął głową. Ostatni raz spojrzeli sobie w oczy, a potem utonęli w pocałunku. Diabelnie gorącym pocałunku.

***

Obudził się czując przyjemne ciepło tuż obok siebie. Otworzył oczy i zobaczył Draco pochylonego nad sobą. W pierwszej chwili miał ochotę krzyknąć, jednak zrozumienie napłynęło w odpowiedniej chwili.
- Dzień dobry Śpiąca Królewno – powiedział Ślizgon i pocałował go.
- Mhmm, wesołych świąt Draco. – uśmiechnął się.
- Przy tobie na pewno będą wesołe. – znowu złączył ich usta w pocałunku.
- To co? Idziemy na śniadanie?
- Zdecydowanie! – Draco usiadł na łóżku, a Harry dołączył do niego – Strasznie zgłodniałem. Wymęczyłeś mnie wczoraj w nocy.
- Nie podobało ci się? – Harry spojrzał na niego filuternie.
- Koniecznie musimy to powtórzyć – Brunet już zbliżał się, aby przewrócić swojego nowego chłopaka na łóżko, gdy został odepchnięty – Ale po śniadaniu. Nie mogę w końcu pozwolić, abyśmy umarli z głodu. Poza tym potrzebuję kawy. Blaise cię uprzedzał, że bez tego jestem drażliwy.
- Okej. Wolę nie ryzykować. – Harry cmoknął go w policzek. – Zajmuję łazienkę! – z dzikim okrzykiem rzucił się do drzwi.
- O nie! Potter! – Draco odbił się od drzwi. – Bo tam wejdę i popamiętasz!
- Śmiało! – usłyszał rozbawiony głos. – Jak będziesz wchodził to zabierz jakieś ubranie!
- Uwierz mi, że nie będzie nam potrzebne – powiedział do siebie i z diabelskim uśmieszkiem wkroczył do łazienki.

***

Weszli do Wielkiej Sali trzymając się za ręce. Draco szeptał coś Harry’emu do ucha, na co ten się śmiał. Usiedli przy stole Ślizgonów, gdzie siedziała już cała reszta ich przyjaciół.
- Dzień dobry wszystkim – przywitał się Draco.
- Nareszcie się pogodziliście! – zapiszczała Pansy i uśmiechnęły się do siebie z Hermioną.
- Myślę, że po prostu przystosowaliśmy się do nowej sytuacji – Harry z czułością spojrzał na swojego chłopaka.
- Cieszymy się waszym szczęściem – Hermiona uśmiechnęła się do chłopaków.
- Potem zabieramy was na partyjkę Quidditcha – zarządził Ron.
- Musicie w końcu wyjść z sypialni – dokończył Blaise.
- Właśnie wyszliśmy – Harry zachichotał słysząc swojego chłopaka.
- Cześć chłopaki – obok zmaterializowała się Ginny. – Patrzcie! Jemioła! – wskazała palcem w górę.
- Myślisz, że nie przestanie nas prześladować? – zapytał roześmiany Harry.
- Cóż, tradycji w końcu musi stać się za dość – Ddraco przyciągnął go do pocałunku.
Zajęci sobą nie widzieli, jak ich najbliżsi przyjaciele przybili sobie piątki. Magia magią, święta świętami, ale szczęści czasem po prostu trzeba trochę pomóc.


WYNIKI KONKURSU!!!!

Hej kochani :D Przybywam z obiecanymi wynikami konkursu :D
Na szczęście dotrzymałam terminu :D Ufff :P
Nie będę się rozpisywać, bo na pewno czekaliście już i tak długo :D
Zgłoszeń dotarło do mnie 4 xD Bardzo się cieszę, że w ogóle ktoś napisał! I to jeszcze jak napisał! Bałam się, że nikt nie weźmie udziału, a tu taka niespodzianka! :D
Listy były na prawdę pomysłowe i strasznie trudno mi było wybrać :/ Kurcze dlatego tak długo się zastanawiałam :/ Najchętniej nagrodziłabym Was wszystkie, ale same rozumiecie. Niemniej jednak bardzo dziękuję za te wszystkie zgłoszenia. Niedługo powinien pojawić się kolejny konkurs, więc wypatrujcie go na blogu :D

czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział XV

Hej :D
Tak wiem, zawaliłam. Ale zanim się wytłumaczę, chciałabym złożyć Wam wszystkim świąteczne życzenia :)
Życzę Wam abyście te Święta spędzili w rodzinnym gronie. By nigdy nie zabrakło uśmiechu na Waszych twarzach. Żeby każdy kolejny dzień był lepszy od poprzedniego. Wyrzućcie wszystkie smutki i troski gdzieś daleko i nie zbierajcie nowych ;) Życzę Wam też udanego Sylwestra i cudownego Nowego Roku :*
Kim by była Serka, gdyby jakiegoś wierszyka nie napisała :P

W dzień Bożego Narodzenia,
Ślę Wam wszystkim me życzenia:
Zdrówka, szczęścia, pomyślności,
A na co dzień moc radości.
Pod choinką prezentów stosu,
Pomyślnego w życiu losu.
Uśmiech niech na twarzach gości,
W karpiu niech nie będzie ości.
Żeby zdrówko dopisało,
A radości przybywało.
No a w Nowym Roku,
Szczęścia na każdym kroku! 



Mam nadzieję, że wybaczycie mi te koślawe życzenia, ale spieszę się i w końcu chcę dodać ten rozdział!
A teraz należą Wam się słowa wyjaśnienia. Rozpisywać się nie będę, bo to nie ma sensu. Powiem prosto z mostu. Pomyliłam niedziele! Kurcze w poniedziałek się kapnęłam, że miałam dodać w tamtym tygodniu (zła i zapominalska ja!) Wybaczcie mi, ale miałam na głowie prawko i pełno innych spraw związanych ze szkołą (jestem przewodniczącą, w tym roku na szczęście tylko klasy). Potem myślę sobie: Dodam w poniedziałek. A tu buch! Prądu przez dwa dni nie miałam... Do wtorku odcinali mi zasilanie cały czas i nie było nawet jak :/ Wczoraj miałam taki mętlik związany z przygotowaniami do świąt, że skończyłam o 11 w nocy, umyłam się i poszłam spać. Nawet nie miałam jak napisać Wam, że rozdział się opóźni :/ Tak więc jestem dopiero dziś. Wpadłam na chwilkę, ale stwierdziłam, że MUSZĘ to dodać. 
Przepraszam Was bardzo i mam nadzieję, że mi wybaczycie :/
Jako zadośćuczynienie, czeka na Was niespodzianka. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będzie jeszcze na świętach, a jak nie to na pewno wyrobię się do Nowego Roku. Nic jednak nie obiecuję. bo wiecie jak to bywa na świętach :P
Nie przedłużając:
Rozdział dedykuję WSZYSTKIM! Tym, którzy komentują, ale również tym, którzy tu czasem zaglądają <3 Kocham Was i ślę całusy :D 
Zachęcam do komentowania, bo to mnie naprawdę motywuje :)
Jak zwykle nie poprawiony, beznadziejny, chaotyczny i najgorszy ze wszystkich, ale to norma u mnie :/ 
Przypominam, że pod rozdziałami można zadawać pytania do serii: "Kilka słów o mnie..." 
Możecie też pisać do mnie na maila: serafiniusz@interia.pl
Rozstrzygniecie konkursu prawdopodobnie będzie po świętach ;)
Jeszcze raz życzę Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.
Miałam nie przedłużać...
Miłego czytania :)
Serka.

Rozdział XV


- Już niedługo będę mogła wrócić na lekcje – Silvana siedziała przy stole wraz z Severus’em, jedząc kolację. – Jak moi uczniowie się spisują? Mam nadzieję, że nie straszysz ich za bardzo – zażartowała.
- Radzę sobie z tą bandą rozwydrzonych dzieciaków. Tutaj przynajmniej nie marnują cennych składników, co najwyżej mogą sobie nabić parę siniaków. Poza tym nie masz się co obawiać. Za miesiąc będziesz mogła spokojnie do nich wrócić. Obiecuję ci, że przerobię z nimi wszystko, co zaplanowałaś na ten czas – napił się wina i spojrzał na swoją towarzyszkę.
- Jaki miesiąc!? Severusie, co ty mówisz?! Zgodziłam się spędzić tutaj jeszcze kilka dni. W tym tygodniu wracam do pracy i co najważniejsze, do swoich komnat. Już i tak wystarczająco dużo czasu tutaj spędziłam. – spojrzała na niego oburzona.
- Nie ma mowy. Jesteś jeszcze zbyt słaba, aby gdziekolwiek iść i nie zamierzam cię wypuszczać. Poza tym jeśli czegokolwiek potrzebujesz, możesz powiedzieć.
- Sev, posłuchaj. Jestem ci bardzo wdzięczna za to, że się mną zająłeś, ale naprawdę czuję się już dobrze i zamierzam wrócić do siebie. To nie tak, że nie doceniam twojej pomocy. Doceniam ją i to bardzo. Niczego mi też nie brakuje, nie mogłabym dostać lepszej opieki, ale ja po prostu chcę już wrócić do siebie. Lubię twoje towarzystwo, ale sam pomyśl. Dwóch nauczycieli mieszkających w jednej komnacie? To nie przystoi.
- Sil… - zaczął miękko, jednak kobieta nie pozwoliła mu dokończyć.
- Nie, Severusie. Postanowiłam. Nie możesz mnie tutaj trzymać na siłę. Jutro przenoszę się powrotem do siebie. – wytarła usta serwetką – Dziękuję za kolację. Położę się już. Dobranoc.  – wstała od stołu i ruszyła w stronę pokoju
Nim dotarła do drzwi, silne ramiona chwyciły ją w pasie i przyciągnęły do siebie. Mężczyzna obrócił ją w swoją stronę i patrząc jej głęboko w oczy, szepnął:
- Masz rację, nie mogę cię do niczego zmusić. Jednak teraz nie mogę pozwolić ci tak po prostu odejść. – nadal obejmując ją jedną ręką w pasie, drugą objął jej twarz i patrząc jej głęboko w oczy, złączył ich usta w pocałunku.
Silvana nigdy by nie przypuszczała, że cokolwiek może ją jeszcze w życiu zaskoczyć, a tu proszę! Właśnie będąc w kompletnym szoku, pozwoliła się pocałować! Mimo wszystko musiała przyznać, że było to, to czego od tak dawna pragnęła. Severus trzymał ją w mocnym uścisku, jednak czuła, że w każdej chwili może się odsunąć. Mimo wszystko nie zrobiła tego. Z początku nieśmiały pocałunek, zaczął stawać się coraz bardziej namiętny. Sil sama nie wiedziała, kiedy wplotła palce we włosy Severusa. Tym jednym pocałunkiem wyrazili wszystkie uczucia, jakie dotychczas w sobie tłumili. Oboje przez chwilę poczuli się jak para nastolatków, którzy przeżywają swój pierwszy pocałunek.
Silvana pierwsza się odsunęła. Spojrzała na Snape’a, w którego oczach błąkały się wesołe iskierki, świadczące o tym, że na chwilę odpłynął. Przez chwilę stali przytuleni do siebie i po prostu patrzyli sobie w oczy.
- Teraz już cię nie puszczę – uśmiechnął się i znowu ją pocałował. 

***

- Ron, podaj! – krzyknął Harry, nadlatując w stronę przyjaciela.
Wybraniec musiał odreagować ostatnie wydarzenia, przy okazji spędzając trochę czasu z  przyjacielem. Najpierw przez kajdanki, potem przez turniej, a na końcu przez sprawę z więzią, tak naprawdę nie wiele czasu spędzał ze swoimi przyjaciółmi. Właściwie to ograniczali się do krótkich zdań przy stole i podczas treningów. Postanowił to zmienić.
Dzisiaj postanowił polatać z Ron’em. Hermiona miała już swoje plany. Właściwie, to Złoty Chłopiec dopiero dziś dowiedział się, że Granger zaczęła umawiać się z Nathanielem. Cieszył się szczęściem swojej przyjaciółki, bo z opowieści Ron’a wynikało, że Miona jest szczęśliwa i ku zachwytowi Rudzielca, nie każe mu na każdym kroku, czytać jakiś woluminów. Harry postanowił wypytać o wszystko przyjaciółkę przy najbliższej okazji.
- Stary, wracamy do zamku, bo robi się coraz zimniej. – Wesley podleciał do przyjaciela. Miał cały czerwony nos, a gdy mówił z jego ust wydobywały się obłoczki pary.
- Racja – Harry też zmarzł. Latali już ładnych parę godzin i oboje byli nieźle zmęczeni.
Schowali swoje miotły i wzięli prysznic w szatni przy boisku. Wysuszeni i ubrani w ciepłe kurtki, pobiegli w stronę zamku. Mieli jeszcze trochę czasu do kolacji, więc postanowili zagrać w Eksplodującego Durnia.
- A u ciebie jak? Miona kogoś sobie znalazła, a ty? – dopytywał Potter Rudzielca.
- Póki co jestem wolny jak ptak – chłopak uśmiechnął się szczerze. – A tobie jak układa się z Fretką?
- Wiesz, Ron. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale jest dobrze. Wbrew pozorom potrafimy się dogadać. Poza tym sam rozumiesz, że w tej sytuacji nie mamy wyjścia.
- Muszę przyznać, że z początku myślałem, że to jakaś kompletna farsa, ale ta więź mnie uświadomiła, że wy naprawdę jesteście sobie pisani. Wiem, że pewnie mówię bzdety, jak jakaś Puchonka, ale w świecie czarodziejów istnieje coś takiego jak przeznaczenie, a z tym nie warto dyskutować. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Nawet jeśli to szczęście dał ci Malfoy. Wiedz, że jeśli o mnie chodzi, to mogę nawet zjeść z nim wigilię przy jednym stole.  – poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Dzięki, stary. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy. – Harry był szczęśliwy, że nie stracił przyjaciela. Bał się, że nic już nie będzie takie samo. Jednak Ron, mimo początkowego zdenerwowania cała tą sytuacją, okazał się naprawdę wartościowym przyjacielem.
- Wiem, że dla mnie zrobiłbyś to samo. Wiedz, że jakbyś czegoś potrzebował, możesz do mnie walić jak w dym. Jesteś w końcu dla mnie jak brat.
- Ty też, Ron. Ty też. – chłopcy całą resztę wieczoru spędzili tak jak dawniej. Bawiąc się i śmiejąc. Później dołączyła również do nich Hermiona. Potter opowiedział wszystko przyjaciołom. Obiecali, że zawsze będą go wspierać. Harry był szczęśliwy, że ma wokół siebie tych cudownych ludzi.

***

- Dracuś! Jak dawno cię u nas nie było! – zawołała Pansy z fotela, widząc swojego przyjaciela wchodzącego do Pokoju Wspólnego Ślizgonów – Gdzie zgubiłeś swojego małżonka?
-Cześć Pans. Wiem, że mnie dawno nie było, więc wpadłem dzisiaj i jeszcze nie małżonka. – klapnął na kanapę naprzeciwko niej. – Gdzie Blaise?
- Już niedługo – mrugnęła – Pewnie jest u siebie. Wpadłeś na dłużej, czy zaraz pędzisz do swojej królewny? Chociaż w tym przypadku raczej bym rzekła królewicza – uśmiechnęła się zadziornie.
- Jak to ujęłaś, mój królewicz jest dzisiaj raczej zajęty, więc wpadłem na dłużej. Zawołam Diabła i może skoczymy razem na jakieś piwo? – podniósł się i spojrzał z góry na swoją przyjaciółkę.
- Ja chętnie. Tylko zabiorę płaszcz.
- To widzimy się za chwilę przed wejściem.
Draco skierował się do pokoju, w który zajmował jego przyjaciel.
- Siemasz Blaise – przywitał się wchodząc do pokoju. – Może dasz się wyciągnąć na piwo?
- O siema, Draco! Co cię tu przywiało? – chłopak spojrzał na niego zaskoczony.
Draco przewrócił oczami. Czy jego naprawdę tak długo tu nie było? Fakt, był zajęty turniejem, Harrym i Harrm… Ale czy to od razu powód, żeby wszyscy witali go jak po rocznej nieobecności?
- Idziemy na to piwo czy nie?
- Tylko mi nie mów, że twój mąż cię olał.
- Nie mąż! – zirytował się chłopak – I nie olał mnie. Postanowił po prostu spędzić trochę czasu ze swoimi przyjaciółmi. – ostatnie słowo wymownie zaakcentował.
- Skoro tak stawiasz sprawę… Możemy iść. – wyjął kurtkę z szafy i skierował się za swoim przyjacielem do wyjścia.
Na zewnątrz już czekała na nich Parkinson.
- To co, Trzy Miotły, czy uderzamy na jakieś balety? – zapytała.
- Myślę, że dzisiaj musimy się zadowolić jakimś cichym kątem w Trzech Miotłach. Mam wam wiele do opowiedzenia – westchnął Blondyn i ruszył przed siebie. Jego przyjaciele spojrzeli po sobie i skierowali się za nim.

***

- Wiesz, jednego nie rozumiem – Severus siedział z Silvaną na łóżku. Kobieta opierała się o jego pierś, a on delikatnie gładził jej włosy. – Skoro jesteś siostrą Black’a, to jak mogłaś z nim chodzić?
Silvana spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale widząc jego poważną minę, wybuchnęła śmiechem. Gdy już się uspokoiła, rzekła:
- Kto ci powiedział, że chodziłam z Syriuszem?
- Nikt, sam to zauważyłem. Przytulaliście się i wszędzie chodziliście razem.
Teraz kobieta roześmiała się jeszcze głośniej.
- Poważnie Sev? – mówiła wciąż chichocząc. – Naprawdę myślisz, że dwójka ludzi, która się przytula i ze sobą rozmawia od razu jest parą? Sądząc po tym co działo się przed chwilą, raczej bym nie przypuszczała, że tak według ciebie wygląda miłość dwojga ludzi, nie mówię tu oczywiście o braterskiej miłości.
Severus schylił się i skradł kolejny pocałunek.
- Byłem wtedy młody i inaczej na to patrzyłem. Poza tym tak to wyglądało. Przynajmniej według mnie. – Silvana zachichotała – Jeśli nie Syriusz, to kto?
- Cóż. Zdarzyło się kilku, ale zawsze ciągnęło mnie tylko do jednego mrocznego Nietoperza. – uśmiechnęła się szeroko.
- Chodź tu – mężczyzna przyciągnął ją do siebie i uciszył jej chichot, kolejnym pocałunkiem.

***

- No nieźle – tak Pansy skwitowała, to co przed chwilą usłyszała od Draco – Myślałam, że więź zobowiązuje was tylko do małżeństwa i jakiegoś bzykanka od czasu do czasu, ale żeby takie buty…
- No właśnie – Draco wyraźnie posmutniał. – Poza tym nie gadał ze mną od wczoraj. Dzisiaj tylko oświadczył, że chce spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. Nie wiem jak to między nami będzie. On widocznie nie jest jeszcze gotowy na tak radykalne kroki. Myślę, że boi się konsekwencji. – wbił wzrok w jakiś odległy punkt.
- Draco, ogarnij się! Kto by cię nie chciał? Jesteś największym ciachem w Hogwarcie. Ba! Nawet poderwałeś Złotego Chłopca. Myślisz, że on się z tego teraz tak po prostu wycofa? Raz, że nie może, a dwa jego honor mu na to nie pozwoli. Przecież to Gryfon. On jak kogoś do siebie dopuści, to na pewno coś do niego czuje. Poza tym sam mówiłeś, że jeśli nie będziecie chcieli, to żadnych, jak to ująłeś konsekwencji, nie będzie. – Pansy postanowiła nie pozwolić, aby jej przyjaciel złapał kolejnego doła.
- Pansy dobrze mówi! Polać jej! – ożywił się Blaise. Już kilka miesięcy temu miał dość użalania się nad sibą swojego przyjaciela. Teraz nie chciał powtórki z rozrywki. – Zrobisz ładne oczka i nawet Wybraniec ci ulegnie.
- Sam nie wiem… - Blondyn nie wydawał się do końca przekonany.
- Przestań pieprzyć Draco! – warknęła Pansy – Albo w sumie lepiej zacznij – uśmiechnęła się do niego wymownie – Jesteś do cholery Malfoy’em, czy nie! Poza tym Potter zgadzając się na rytuał, wyraził chęć bycia z tobą. Teraz trzeba tylko dopełnić wszystkich obowiązków, a ty musisz mu w tym pomóc.
Draco uśmiechnął się.
- Macie rację. Nie zostawię tego tak.
Reszta wieczoru upłynęła im na rozmowach na mniej lub bardziej ciekawe tematy.

***

Harry wmaszerował do salonu. Było już późno, a on trochę podchmielony, więc postanowił nie robić zbyt wiele hałasu, aby nie obudzić Draco. Nie było mu jednak dawne w spokoju dotrzeć do swojej sypialni. Silne ramiona przyparły go do ściany.
- Zapraszam mojego cudownego narzeczonego jutro na randkę – szepnął Draco wprost do jego ucha. Harry’ego aż przeszły ciarki – Muszę zacząć rozpieszczać mojego przyszłego małżonka. Wszystkie szczegóły poznasz jutro. Zarezerwuj sobie cały dzień dla mnie. – Blondyn pocałował go, po czym nawet nie dając mu chwili na odpowiedź, opuścił salon.
Wybraniec przez chwilę stał w tym samym miejscu. Był w takim szoku, że nie mógł się ruszyć. W końcu uśmiechnął się szeroko i poszedł pod prysznic. Skoro Draco tak stawia sprawę… To na pewno będzie udany dzień.

***

Harry otworzył oczy. Odruchowo sięgnął na szafkę nocną, jednak nie znalazł na niej swoich okularów. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić, że już ich nie potrzebuje. Spojrzał w bok i zobaczył na poduszce obok piękną czerwoną różę. Do łodygi była przyczepiona karteczka z jednym zdaniem: Każdego ranka chciałbym budzić się przy Tobie.
Harry powąchał kwiat. Największym zaskoczeniem było to, że wcale nie pachniał jak prawdziwa róża. Pachniał miętą i kawą. Czyli dokładnie tak jak Draco. Wyczarował flakon, napełnił go wodą i wsadził do niego różę. Z uśmiechem ubrał się i wyszedł z pokoju.
W salonie czekał na niego jego Blond-włosy bóg. Miał na sobie obcisłe spodnie i idealnie dopasowana czarną koszulę, której dwa górne guziki były rozpięte. Włosy gładko opadały mu na twarz. Wyglądał idealnie. Podszedł do Harry’ego i złożył na jego ustach pocałunek.
- Dzień dobry. – przywitał go z uśmiechem. – Zabieram cię na randkę twojego życia. – mrugnął do niego filuternie i pociągnął go w stronę drzwi.
Harry uśmiechał się promiennie. Draco splótł ich palce razem. Szli w milczeniu. Wyszli na błonia. Blondyn prowadził swojego chłopaka w stronę jeziora. Z oddali Wybraniec zobaczył, że na trawie rozłożono koc. Gdy podeszli bliżej, zobaczył też kosz, w którym prawdopodobnie znajdowało się jedzenie. Usiedli w przeznaczonym miejscu i Wybraniec od razu poczuł, że jest tam cieplej niż tuż obok. Widocznie Blondyn rzucił zaklęcia ocieplające.
- Nie sądziłem, że arystokraci jadają na ziemi – zażartował Harry, w czasie, gdy Draco wyciągał zawartość koszyka.
- Arystokraci nie, ale zakochany arystokrata to gatunek nie występujący w przyrodzie, a jak przystało na wyjątek, jemu wolno robić wszystko. – nachylił się i znowu pocałował Potter’a. – A teraz częstuj się. Musimy zjeść śniadanie, bo to nie koniec niespodzianek na dzisiaj.
Po skończonym posiłku udali się do Hogsmeade. Draco zaciągnął swojego chłopaka na jakąś mniej uczęszczaną ulicę i wręczył coś na rodzaj mugolskiej karty płatniczej.
- Dokładnie za pięć minut, te świstokliki przeniosą nas na arenę wyścigów na miotłach. – wyjaśnił Blondyn
- Jakich wyścigów? – zainteresował się Wybraniec.
- Nigdy nie słyszałeś o  wyścigach?
- Nie.
- W jakim ty Potter świecie żyjesz – Malfoy westchnął teatralnie i widząc nadąsaną minę Bruneta, pośpieszył z wyjaśnieniami. – Tak więc widzisz. Jak i u Mugoli, tak i u nas istnieje coś takiego jak nielegalne wyścigi. Tyle że my w przeciwieństwie, do Mugoli ścigami się na miotłach. Wyścig za każdym razem odbywa się w innym miejscu. Zapraszani są tylko najwyżej ustawieni ludzie w Świecie Czarodziejów. Co jakiś czas rozsyłane są zaproszenia. Świstoklik dopiero na dobę przed wyścigiem ukazuje o której się uaktywni. Nic więcej. Potem każdy, kto chce skorzystać, pojawia się za jego pomocą w ustalonym miejscu. Tyle, że te karty, to nie tylko świstokliki. Są one zarazem kartami członkowskimi, dzięki którym można obstawiać zakłady, ale również nałożone są na nie specjalne czary, dzięki którym dopóki karta będzie blisko ciebie, nikt cię nie rozpozna. To bardzo wygodne. Nikt nie musi się obawiać, że jakiś znajomy nagle zapragnie wydać gazetom to, że uczęszcza na nielegalne wyścigi i bez obaw może na przykład obstawiać dane rundy. Uwierz mi Harry, na tym można się nieźle dorobić. Pewnie zapytasz skąd mam zaproszenia. Tak więc już tłumaczę. Jak wiesz, mój ojciec swego czasu był niezłą szychą. Tak więc pewnego dnia w jego skrzynce pojawiło się zaproszenie. Skorzystał i od tej pory za każdym razem jest zapraszany. Pewnego dnia zabrał mnie ze sobą, ponieważ będąc członkiem ich tak zwanego zarządu, przysłali mu dwa zaproszenia. Ja również się w to wciągnąłem i tak oto niedawno otrzymałem ten sam przywilej, co ojciec. Te wyścigi istnieją dzięki takim nadzianym ludziom jak mój ojciec. Gdyby nie ogromne nakłady finansowe, które pozyskują z zakładów, nie mogliby ich organizować. Przygotowanie takiej imprezy wymaga bowiem wielu środków. Sęk w tym, że nikt niepowołany nie może się o tym dowiedzieć. To jest coś na rodzaj elitarnego klubu. Dawnej takie wyścigi organizowane były jawnie. Jednak ginęło zbyt wielu czarodziejów i w końcu ich zakazano. Jednak znalazła się grupa osób, która postanowiła kontynuować tą zabawę. Znaleźli kilku zapaleńców, którzy potrafią latać na miotłach i od tego momentu interes się kręci. Nie uwierzyłbyś, jacy ludzie tam przychodzą. Czasem jakiś spokojny urzędnik, który jest znany ze swej skrupulatności, wygrywa na wyścigach wszystkie loty. Najlepsze w tym jest to, że nikogo nie możesz rozpoznać. Można się tylko domyślać, jednak pewności nigdy nie ma. Wśród czarodziei wszyscy wiedzą, że te wyścigi się odbywają, ale nikt niepowołany nie wie ani gdzie, ani jak. To bardzo wygodne. Karta jest twoja. Jeśli się tam dzisiaj ze mną przeniesiesz, zostaniesz członkiem klubu. I nie rób takiej przerażonej miny. – dodał widząc jak Harry na niego patrzy – Idziemy tam tylko popatrzeć. Nikt cię nie rozpozna. Jeśli nie będziesz chciał tam nigdy więcej iść, to nie pójdziesz. Założę się jednak, że ci się spodoba. Można tam podpatrzeć wiele ciekawych manewrów, które można wykorzystać w grze w Guidditcha. To jak? Zgadzasz się? – spojrzał na niego pytająco.
- Pewnie będę tego żałował, ale skoro tak zaplanowałeś dzisiejszą randkę, to chyba nie mam innego wyjścia. – zacisnął kartę mocniej w dłoni.
- Złap mnie za rękę. Lepiej żebyśmy się nie zgubili. – poinstruował Draco.
Po chwili obaj poczuli znajome szarpnięcie w okolicy pępka.
Wylądowali na ogromnym polu. Wszędzie wokół było pełno ludzi. Harry zobaczył, że wszyscy idą w kierunku ogromnego stadionu. Z daleka wyglądało zupełnie jak boisko do Quidditcha. Jednak, gdy podeszli bliżej, Wybraniec zrozumiał, że się mylił. Na murawie rozstawiono kilka różnych pętli. Miały różne rozmiary i kształty. W powietrzu wisiało też mnóstwo przeszkód. Nad ziemią wytyczono też trasę. Były to świecące na niebiesko linie, zapewne zaczarowane tak, że jeżeli ktoś je przekroczył, odpadał z wyścigu. Trasa była dość długa. Tworzyła ogromną spiralę. Jeśli się jej lepiej przyjrzeć, to z pewnością przypominała mugolski rollercoaster. Dookoła rozstawiono trybuny, z których o dziwo widać było każdy element trasy. Draco pociągnął Złotego Chłopca w stronę ich miejsc. Niezaczepiani przez nikogo, rozsiedli się wygodnie.
- I jak ci się podoba? – zapytał zadowolony Blondyn.
- Imponujące.
- Zobaczysz co się będzie działo, jak rozpocznie się wyścig.
Harry rozejrzał się wokół. Tak jak mówił Draco, nikogo nie rozpoznał. Wiedział, że ludzie, którzy siadają obok niego, to z pewnością jacyś znajomi, ale w tej chwili nie potrafiłby rozpoznać nawet samego Voldemorta. Nikt z widzianych osób, nie przypominał mu nikogo, kogo by znał. Z ogromnych głośników rozbrzmiał głos, obwieszczający rozpoczęcie wyścigu.
- Panie i panowie! Witamy na kolejnych ekstremalnych wyścigach! W dzisiejszej konkurencji udział wezmą: Ognista Kocica – na środek wyleciała zgrabna kobieta, z maską kota na twarzy. Zrobiła kilka pętli i beczkę i nagrodzona brawami, zawisła na linii startu – Dynamit – na boisko wyfruną niewielki, pulchny mężczyzna. Harry początkowo zastanawiał się, czy ten w ogóle zdoła utrzymać się na miotle, ale widząc jakie akrobacje wykonuje w powietrzu, postanowił nie oceniać jego umiejętności po wyglądzie – i największa gwiazda ostatnich kilku lat, niezwyciężony Feniks! – tutaj brawa były największe. Na boisko wyfrunął mężczyzna, wyglądający na trzydziestolatka. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale Harry widząc go, od razu poczuł respekt do tego człowieka. Poza tym coś w jego postawie wydawało mu się znajome. Nie wiedział tylko jeszcze co. – Zawodnicy zawalczą o puchar wyścigów. Dzisiaj oceniany będzie styl i szybkość. Tak więc wszystko może się wydarzyć. Zasady są te same co zwykle. Nie można przekroczyć wyznaczonej linii. Poza tym każdy musi ominąć wszelkie przeszkody i w każdej pętli wykonać jakiś manewr. Osoba, która zachwyci sędziów, wygra! W ciągu ostatnich tygodni zmagali się, aby dotrzeć do finału. I oto są. Najlepsi z najlepszych. Kto tym razem okaże się niepokonany? Tego dowiemy się już wkrótce. Ostatnie chwile na obstawianie swoich faworytów. Wyścig rozpocznie się za dziesięć – Cały stadion zaczął odliczać, nawet Wybraniec przyłapał się na tym, że sam krzyczy kolejne cyfry – Jeden! Start! – głos prowadzącego zabrzmiał po raz ostatni.
Zawodnicy wystartowali. Po pierwszej przeszkodzie, którą była gilotyna, na prowadzenie wysunęła się Ognista kocica. Wykonała serię beczek i przefrunęła przez pierwszą pętlę. Jednak Dynamit deptał jej po piętach, a raczej po witkach. Po kolejnej przeszkodzie, to on wiódł prym w powietrzu. Tylko Feniks zdawał się nie brać udziału w rywalizacji. Owszem leciał szybko, ale z jego postawy emanował spokój. Każdy manewr wykonywał z ogromną precyzją i spokojem.
 Do końca zostały jeszcze tylko trzy przeszkody. I wtedy ostatni do tej pory Feniks, wysunął się na prowadzenie. Z zawrotną szybkością pokonał ostatnie przeszkody i wykonując jakąś skomplikowaną akrobację, wylądował na mecie. Na stadionie zagrzmiały brawa. Feniks był niezaprzeczalnym zwycięzcą. Sędziowie tylko potwierdzili to, co było oczywiste z chwilą, gdy młodzieniec wyszedł na prowadzenie. Na środek wyszedł jakiś starzec i wręczył mężczyźnie puchar. Potem poinformowano wszystkich, żeby odbierali swoje pieniądze za zakłady w kasach oraz, że na dzisiaj to koniec atrakcji, a kolejny wyścig zostanie niebawem ogłoszony.
Harry stracił poczucie czasu, wszystko działo się tak szybko i gdyby nie Draco, który zaczął go szturchać w bok, nadal siedziałby tam i gapił się w pustoszejącą murawę.
- I jak? Podobało się? – zagadnął Blondyn, gdy wstali już ze swoich miejsc i kierowali się do wyjścia.
- Było… wow – tylko tyle zdołał z siebie wykrztusić. Harry nagle zapragnął znaleźć się na miejscu zawodników. Chciał chwycić miotłę i wystartować razem z nimi.
- Wiem o czym myślisz. Zapomnij. Nie pozwoliłbym ci się narażać. Możesz co najwyżej popatrzeć. To bardzo niebezpieczne.
- Przypominam, że sam mnie tu zabrałeś. – Harry nie rozumiał swojego chłopaka. Przecież potrafił latać na miotle i to całkiem nieźle.
- Każdy, kto jest tutaj pierwszy raz chciałby wziąć udział w wyścigu. Jednak do tego długa droga. Raz, trzeba wziąć udział w kwalifikacjach. Zostać zauważonym przez sponsora i trenować. To diabelnie niebezpieczne i wbrew pozorom nikt nie chce patrzeć, jak ludzie giną na arenie. A uwierz mi często się to zdarz. Jeśli ktoś jest niedoświadczony, często przeliczy swoje możliwości. Też kiedyś chciałem wystartować, ale gdy zobaczyłem jak zginęła jedna młoda dziewczyna, tak nigdy więcej nawet nie chciałem o tym myśleć. Jednak jest coś w tych zawodach, że każdego tu ciągnie. Mimo wszystko to całkiem niezła rozrywka. Mówiłem, że ci się spodoba.
- Cóż, miałeś rację. To było świetne. Już sobie wyobrażam, jak wypróbuję kilka nowych akrobacji. To gdzie teraz idziemy? – Harry postanowił nie kontynuować tematu zgłaszania się do zawodów. Musiał to przemyśleć.
- Teraz wracamy do zamku, jest już późno, a ja mam dla ciebie jeszcze jedna niespodziankę – Draco mrugnął do niego i chwycił go za rękę. Po chwili przywitały ich znajome budynki Hogsmeade.

***

Draco zabrał Harry’ego do Pokoju Życzeń.  To tutaj zaplanował ostatni punkt dzisiejszego dnia. W środku czekała na nich kolacja. Był tam niewielki stolik, zastawiony jak w najlepszej restauracji. Dyskutując o wyścigu, zjedli posiłek. Potem Blondyn poprowadził swojego chłopaka na kanapę ustawioną kilkanaście metrów dalej. Przed nią na stoliczku stało whisky, które rozlał do dwóch szklanek. Jedną podał Brunetowi.
- Tak więc, jak podobała ci się nasza pierwsza randka? – zapytał szarmancko.
- Myślę, że było całkiem całkiem.
- Całkiem, całkiem!? Zorganizowałem piknik! – krzyknął Blondyn, jakby to był co najmniej wyczyn godny zdobycia Mound Everest.
- Liczyłem na jakiś ckliwy spacer po polance usianej kwiatami i kolację przy świecach. Zabrałeś mnie na emocjonujący wyścig, zamiast na łąkę, ale na końcu zrehabilitowałeś się kolacją, więc chyba mogę uznać to spotkanie za udane. – odparł udając zastanowienie.
- Ciężko trafić w twój gust. Obiecuję, że następnym razem załatwię stado owiec i będziesz mógł nago hasać po łące.
- A ty co będziesz wtedy robił?
- Przyglądał się, jak zbierasz kwiatki na wianek?
- Cóż, to bardzo interesująca perspektywa. Ta łąka i te puszyste owieczki. Słońce, kwiaty, błogość. Żyć nie umierać.
- A twój własny narzeczony leżący pośród soczystej trawy?
- Myślę, że puszystość owiec bardziej do mnie przemawia. – rzekł Harry, początkowo przez chwilę się zastanawiając.
- Skoro dzisiejsza randka, była tylko całkiem, całkiem, to czas sprawić, żeby była najlepsza w twoim życiu – szepnął Draco, który nagle znalazł się tuż obok. Spojrzał w oczy koloru avady i złączył ich usta w namiętnym pocałunku.
Usiadł okrakiem na swoim chłopaku i nie przerywając całowania go, zaczął rozpinać mu koszulę. Harry nie był mu dłużny i zrobił dokładnie to samo. Draco wsunął ręce za materiał rozpiętej koszuli Harry’ego. Błądził po jego plecach. Po chwili pozbył się zbędnego materiału. Przewrócił go na plecy. Sami nie wiedzieli kiedy, ale kanapa zmieniła się w ogromne łoże. Draco schodził pocałunkami coraz niżej. Całował brodę Harry’ego, obojczyki, tors. Gdy dotarł do pępka, i polizał go językiem, chłopak pod nim zadrżał. Wybraniec zrzucił koszulę Blondyna i delikatnie badał każdy skrawek jego nagiego torsu. Nie wiadomo który posłużył się zaklęciem niewerbalnym, ale po chwili obaj byli zupełnie nadzy. Draco przeleciał wzrokiem ciało Złotego Chłopca. Dłużej zatrzymał wzrok na jego męskości i uśmiechnął się diabelsko. Pochylił się i złożył kolejny pocałunek na rozgrzanych wargach Harry’ego.
- Idealny. Mój. – szepnął i ponownie zaczął torować sobie pocałunkami ścieżkę w dół.
Harry wplótł ręce we włosy Blondyna. Draco każdym pocałunkiem, każdym liźnięciem i dotykiem zimnych palców, doprowadzał go do szaleństwa. Chciał powiedzieć, aby chłopak przestał się z nim bawić i w końcu to zrobił, ale nie był w stanie zaczerpnąć tchu. Gdy Draco w końcu wziął jego spragnionego penisa do ust, aż wygiął się w łuk. Mocniej chwycił go za włosy i zamruczał z rozkoszy. Wprawny język Blondyna wyprawiał takie cuda, że Wybraniec miał wrażenie, że zaraz dojdzie. I wtedy chłopak oderwał się od niego, przez co usłyszał głośny jęk zawodu. Na powrót wrócił do ust Harry’ego i składał na nich powolne pocałunki.
- Odwróć się – szepnął.
Gryfon wykonał polecenie. Ślizgon całował jego łopatki, kark i każdy skrawek pleców. Delikatnie ściskał jego pośladki. Harry poczuł, jak w okolicach szyi Draco tworzy malinkę. Nie przestając go całować, lekko rozchylił nogi Wybrańca. Wyszeptał zaklęcie i delikatnie wsunął pierwszy palec do jego wnętrza. Gryfon syknął. Nie spodziewał się takiego dyskomfortu. Draco delikatnie nim poruszył, szepcąc do ucha swojego chłopaka:
- Cii, nie zrobię ci krzywdy. Rozluźnij się.
Brunet wykonał polecenie i do pierwszego dołączył drugi, a potem trzeci palec. Gdy Ślizgon uznał, że jego narzeczony jest już wystarczająco rozciągnięty, powoli wyjął palce.
Harry poczuł, jak palce zastępuje coś większego. Tym razem już nie był to dyskomfort, ale ból. Syknął i zacisnął pięści na pościeli. Draco znieruchomiał. Pochylił się nad chłopakiem i zaczął całować jego kark.
- Zaufaj mi Harry. Rozluźnij się. – błądził rękami po jego plecach, aż napięte mięśnie rozluźniły się. Wtedy wszedł w niego cały.
Przez chwilę tkwił w bezruchu, pozwalając Harry’emu przyzwyczaić się do uczucia wypełnienia. Jednak po chwili, gdy poczuł, że mężczyzna pod nim rozluźnił się całkiem, delikatnie się poruszył.
Gryfonowi początkowo każdy ruch Ślizgona sprawiał ból, jednak po chwili przyzwyczaił się do tego i nieprzyjemne uczucie zastąpiło to przyjemne, rozsadzające go od środka. Potter wychodził naprzeciw ruchom swojego chłopaka. Ich jęki zlewały się w jedność. Doszli niemal w tym samym momencie krzycząc swoje imiona.
Draco opadł na plecy Harry’ego, dysząc głośno. Pocałował go za uchem i wyszedł z niego, przewracając się na bok i kładąc się obok.
Harry przekręcił się twarzą do Ślizgona.
- Było cudownie – szepną lekko zachrypniętym od krzyków głosem.
- Byłeś cudowny – Draco zbliżył się i skradł kolejny pocałunek z zapuchniętych warg Gryfona.
Przez chwilę jeszcze patrzyli sobie w oczy, po czym wtuleni, zasnęli w swoich ramionach.