niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział XIII

Witam wszystkich :D

Zanim przejdę do rozdziału, to jedno ogłoszenie parafialne :P Pewien Anonimek poprosił, bym dodała post o sobie. Sama nie wiem, co Was może interesować, a że wiecie, iż jestem okropnym wodolejcą, to bym Was jeszcze zanudziła i takie tam :P Moja propozycja jest taka: Jeśli chcecie coś o mnie wiedzieć, to piszcie w komentarzach pytania :D Ilość dowolna :D Będą dwa, będzie post z dwoma, będzie dwadzieścia, to dwadzieścia :D Myślę, że tak i dla mnie i dla Was będzie wygodniej, bo dowiecie się tego, czego chcecie i nie zanudzę Was (przynajmniej mam taką nadzieję) :D

Przybywam z kolejnym rozdziałem :D Na szczęście tym razem udało mi się dotrzymać terminu :D Ufff :D 
Jak zwykle (przepraszam, że za każdym razem się powtarzam) nie jest jakoś super i w ogóle, ale chciałam to napisać i w miarę zawarłam to, co miałam w głowie ;) Może nie jest to tak pięknie ubrane w słowa i zdecydowanie jest za mało opisów, ale kiedyś, jak już będę poprawiać całość, to dopiszę to i owo :P

Nie przedłużając chciałabym podziękować za Ponad 9500 wyświetleń <3 Jesteście wielcy! Dziękuję za wszystkie komentarze i słowa wsparcia :** Uwielbiam Was :D Witam też serdecznie nowych obserwatorów :D
Rozdział dedykuję: Shili, Ciumie, Nanie, Monice Garbicz, World of Books, Olli, Josette, TheMateo, Catharine Alex Maxwell i Anonimowi ( chyba jednemu :P , przepraszam ale gubię się w tych anonimach :P ) 

Przepraszam jeśli czyjąś nazwę źle odmieniłam :/
Zachęcam do komentowania i jeśli piszecie z anonima, to podpisujcie się :D Łatwiej mi potem Wam odpowiadać i wiem komu rozdzialik dedykować :D
Dziękuję za wszystkie dobre słowa i za to że jesteście. 
Życzę miłego czytania :D

Pozdrawiam wszystkich :D
Serka

Rozdział XIII


Nie było czasu na przekonywanie dyrektora. Z racji tego, że zarówno Harry, jak i Draco byli dorośli, po prostu musiał się zgodzić. Poza tym jemu też zależało na życiu Silvany. Gdy Snape dowiedział się, że jest taka możliwość, postanowił pomóc im w rytuale. Wymagało to przekazania ogromnej mocy, ale był gotowy. Dla niej.
Teraz stali na wierzy astronomicznej. Trzymali się za ręce i bez najmniejszego wahania, patrzyli sobie w oczy. Dookoła nich utworzył się krąg złożony z dyrektora, Mcgonagall, Hermiony, Rona, Pansy, Blaise’a i Snape’a, który miał złączyć magię. Vivienne stała z boku i dawała instrukcje, co mają zrobić w danej chwili.
Rytuał polegał na połączeniu mocy dziewięciu potężnych czarodziejów. Harry i Draco byli dawcami mocy, dyrektorzy podtrzymywali cały rytuał, alby moc nie uleciała w złym kierunku. Przyjaciele pary pełnili funkcję węzła, czyli bezpośrednio łączyli parę, podtrzymując przy tym ich magię, aby mogła bezpiecznie rozłożyć się między nimi. Snape był czymś na rodzaj przewodnika, który odbierał w odpowiednim momencie skumulowaną energię i przekazywał ją Silvanie. Musiała to być osoba, którą śpiąca darzyła silnym uczuciem. Oczywiście istniało ryzyko, że ta osobą od dawna nie jest Severus, ale gdyby nie zaryzykowali, Silvana prawdopodobnie nie dożyłaby rana.
Harry i Draco wymawiali odpowiednią inkantację, trzymając się za ręce, gdy skończyli, nad nimi skumulowała się magia. Był to niesamowity widok. Przeróżne barwy przelatywały między sobą, niczym wstążki, aby na końcu połączyć się w jedną całość. Gdy moc uformowała się w świetlistą kulę, chłopcy ponownie wypowiedzieli zaklęcie, przesyłając ją w ręce Snape’a, który stał obok profesor Blackrose i trzymał ją za rękę.
Ogrom mocy nieco przytłoczył Nietoperza. W pierwszej chwili miał wrażenie, że to rozerwie go od środka, jednak wola walki o życie Sil, zwyciężyła. Zebrał w sobie resztkę energii i niemal wykrzykując zaklęcie, posłał kulę wprost na ciało kobiety. Gdy energia opuściła jego ciało, osunął się na podłogę. Był wycieńczony.
Rytuał dobiegł końca. Mcgonagall i Dumbledore podeszli do dwójki pozostałych profesorów, sprawdzając ich stan. Snape odrzucił pomoc Minerwy i sam, lekko chwiejąc się na nogach, stanął przy łóżku nadal śpiącej Blackrose.
- Co z nią Albusie? – zapytał ledwo słyszalnym głosem.
- Śpi. Powinna obudzić się za kilka godzin. Nic jej nie będzie.
Dało się słyszeć zbiorowe westchnienie ulgi.
- Zabiorę ją na dół. Zamarznie tu.  – rzekł Severus, starając się rzucić na kobietę zaklęcie lewitujące, wiedząc, że nie zdoła jej unieść. Sam ledwo stał na nogach.
- Ja to zrobię – Minerwa odsunęła jego wyciągniętą ręką, ale widząc jego minę dodała – Severusie, jesteś wykończony. Upuściłbyś ją. Musisz odpocząć.
Mężczyzna skinął głową. Mcgonagall miała rację. Cała trójka opuściła wieżę. Na górze pozostali uczniowie i dyrektor.
- Udało się! – wykrzyknęła Hermiona. – Naprawdę się udało!
- Tak, panno Granger. – dyrektor zabrał głos – Sądząc po tym, jak ogromną magią władają pan Potter i pan Malfoy, nie ulegało to mojej wątpliwości. – spojrzał na chłopaków i ciepło się uśmiechnął – Myślę, że za dwa dni zobaczycie się ze swoją panią profesor. Teraz jeśli moglibyście, zostawcie mnie z Harry’m i Draco. Poza tym za kilka godzin rozpocznie się pierwsze zadanie. Musicie odpocząć. Reszta uczestników jest już poinformowana. Chłopcy zaraz do was dołączą.
Uczniowie pożegnali starca i podekscytowaniu opuścili wieżę.
- Chłopcy, wiecie jakie skutki ma to, co właśnie tutaj zaszło? – zapytał poważny już Dumbledore.
- Tak, profesorze – Harry jako pierwszy zabrał głos. – Vivienne nas poinformowała. Myślę jednak, że ani ja, ani Draco, nie mamy nic przeciwko. – spojrzał z uśmiechem na swojego chłopaka, który odpowiedział tym samym.
- Obawiam się Harry, że nie wiecie o wszystkim. – oboje ze zdziwieniem spojrzeli na swojego profesora. – Proponuję jednak przenieść tę rozmowę do mojego gabinetu. Wieczory robią się coraz chłodniejsze – spojrzał za okno i wyciągnął ręce do chłopaków – Złapcie mnie, będzie o wiele szybciej.
Oboje wykonali polecenie i poczuli znane obojgu szarpnięcie w okolicy pępka.

***

Severus poprosił Minerwę, aby położyła Silvanę u niego w komnatach. Kobieta początkowo się wahała, ale wiedziała, że mężczyzna dobrze się nią zaopiekuje. Nakazała mu tylko wziąć coś na wzmocnienie i najchętniej żeby przy okazji wypił eliksir bezsennego snu, jednak wiedziała, że Snape będzie czuwał przy Blackrose, dopóki ta się nie obudzi. Odchodząc poinformowała skrzaty, aby dostarczyły do jego komnat coś do jedzenia i wymuszając na nim obietnicę zjedzenia choćby odrobiny, opuściła jego gabinet.
Nietoperz nadal osłabiony podszedł do jednej z szafek z eliksirami i po chwili wydobył z niej fiolkę z żółtym płynem. Odkorkował ją i wypił zawartość. Po chwili poczuł, jak nowa energia rozchodzi się po jego ciele. Może nie czuł się teraz jak nowonarodzony, ale przynajmniej mógł wypić herbatę, nie obawiając się, że zaczną drżeć mu ręce i wychlapie całą zawartość.
W momencie, gdy o tym pomyślał, na środku pokoju pojawił się Skrzat z charakterystycznym dla siebie „pyk”. Skłonił się nisko i nic nie mówiąc, zostawił jedzenie na stoliku. Potem zniknął pozostawiając Severus’a samego. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale cieszył się, ze Minerwa kazała podać mu coś do jedzenia. Cały dzień nic nie miał w ustach, a po rytuale zrobił się jeszcze bardziej głodny. Wiedząc, że Silvana póki co się nie obudzi, usiadł do kolacji. Skutkiem ubocznym eliksiru było to, że nie czuł smaku spożywanego jedzenia. Jednak zupełnie mu to w tej chwili nie przeszkadzało. Chciał zjeść jak najszybciej i w końcu pójść do pokoju obok, żeby poczekać, aż Sil się obudzi. Zostawił naczynia na blacie stołu wiedząc, że Skrzaty na pewno zaraz je zabiorą i skierował się do sypialni.
Wyglądała jak anioł. Blada cera i jasne, wręcz złociste włosy idealnie kontrastowały z czarną, jedwabną pościelą. Oddychała równomiernie i nawet lekko się uśmiechała. Severus miał nadzieję, że śni o czymś pięknym. Zbliżył się do kobiety i z lekkim wahaniem dotknął dłonią jej czoła. Było zimne. Odetchnął z ulgą. Jeszcze godzinę temu była cała rozpalona. Teraz po prostu spała. Zanim zabrał rękę, pogładził ją delikatnie po policzku.
- Byłem ślepy, że nie dostrzegłem cię wcześniej. Mam nadzieję, że nie jest za późno. Może jeszcze kiedyś mnie pokochasz. Ja będę czekał. – odgarnął jej zbłąkany kosmyk z oczu i zabrał dłoń.
Usiadł na krześle zaraz obok łóżka, czekając aż Sil się obudzi. Siedział w ciszy i podziwiał jak piękną kobietą się stała. Lekko zadarty nos sprawiał, że jej delikatne rysy, wyostrzały się. Długie, złote rzęsy rzucały cienie na lekko zaróżowione policzki. Pełne usta dopełniały całości. Była idealna w każdym calu.
Minuty płynęły, a on nie odrywał od niej wzroku. Zupełnie stracił poczucie czasu, mając przed sobą tę piękną istotę. Nagle zauważył, że rozchyla powieki. Gdy w końcu otworzyła oczy, zerwał się s krzesła i spojrzał na nią:
- Silvano, nareszcie się obudziłaś. Nie wstawaj – powiedział widząc, że usiłuje się ruszyć – Powinnaś wypoczywać. Uderzyła cie bijąca wierzba. Cudem udało nam się ciebie uratować. Nic nie mów – po raz kolejny przerwał jej czynność, którą chciała wykonać – Wypij to – wziął ze stolika fiolkę z eliksirem na wzmocnienie i lekko uniósł jej głowę, aby mogła połknąć zawartość. – A teraz odpocznij.
- Severus – usłyszał przyciszony głos kobiety – Uspokój się do jasnej cholery. – zachrypnięty głos sprawiał, że Snape lekko się uśmiechnął. Chciała go strofować, ale nie wyszło jej tym razem. Sil odpowiedziała mu tym samym. – Gdzie jestem?
- W moich komnatach. – odparł krótko.
Delikatnie zaczęła się podnosić. Chciał jej pomóc, ale zatrzymała go ruchem ręki. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
Było w nim dwoje drzwi, jedne jak się domyślała, prowadziły do łazienki, a drugie do gabinetu. Mahoniowa szafa, która pewnie jak każda szafa w czarodziejskich domach, była w środku garderobą, stała naprzeciw łóżka. Na ścianie obok znajdowała się sporych rozmiarów biblioteczka z cennymi dziełami. Przed nią stał duży fotel, który wyglądał na bardzo wygodny. Przy łóżku znajdował a się niewielka szafka, z lampą. Całość była prosta, ale prezentowała się bardzo dostojnie.
- Opowiedz mi co się stało, bo niewiele pamiętam.
I Severus zaczął opowiadać.

***

- Usiądźcie proszę – nakazał Albus.
Draco i Harry posłusznie wykonali polecenie.
- Zaledwie wczoraj dotarłem do informacji o waszej więzi. Miałem zamiar dzisiaj was o tym poinformować, ale wydarzył się ten wypadek i sami rozumiecie – oboje w skupieniu słuchali tego, co mężczyzna chciał im przekazać – Ponad sto lat temu żyła pewna para. Przez pewien ciąg zdarzeń, zostali oni obdarowani więzią wieczności. Przed nimi ta więź łączyła tylko dwie pary. Ale nie o tym dzisiaj. Ich więź jak wiecie sprawiła, że odziedziczyli magię swoich zmarłych przodków. Dzięki temu mogli przeprowadzić rytuał podobny do tego, który przeprowadziliście dzisiaj. On w konsekwencji sprawił, że później zostali połączeni srebrną więzią. Jak wiecie jest ona niezwykle rzadka i tylko czarodzieje o bliźniaczych sygnaturach magicznych mogą ją zawrzeć. Dzięki temu mogą potem połączyć magię. Jednak do końca jest ryzyko, ze się nie powiedzie i albo umrą, albo do końca życia pozostaną charłakami. Dlatego tak mało par decyduje się na taki związek. Szczególnie jeśli małżeństwa są ustawione. Wy z pewnością nie będziecie mieli wyboru i w końcu także będziecie musieli zawrzeć podobną więź. W innym przypadku ona nie pozwoli wam funkcjonować bez drugiej osoby. Jednak mówiliście, że wiecie co to oznacza, wiec tą kwestię póki co zostawiamy. Rzeczą, która mnie niepokoi jest wasza moc. Nigdy dotychczas nie było tak silnie magicznej pary. Póki co tylko po części łączycie wasze moce, jednak, gdy zostaniecie małżeństwem, ona stanie się dwukrotnie większa. Bez przygotowania, przyjęcie w tak krótkim czasie ogromnej mocy, może skończyć się źle. Wiemy, że jest to nieuniknione, więc proponuję, abyście zaczęli nawzajem poznawać swoją magię, żeby potem wiedzieć czego się spodziewać. Wiem, że to będzie trudne, ale proponuję ze ślubem poczekać kilka miesięcy, aż będziecie gotowi na okiełznanie waszych mocy. Boję się, że szok, którego byście doznali mógłby sprawić, że zapadlibyście w śpiączkę. Mam nadzieję, że rozumiecie moje obawy. -  spojrzał na nich pytająco.
- Tak profesorze – Harry po raz kolejny zabrał głos. – Jednak co miał pan na myśli mówiąc, że trudne będzie oczekiwanie na zawarcie kolejnej więzi? – Brunet myślał, że to, czy wezmą ślub jutro, czy za trzy lata Ne robi żadnej różnicy. A teraz dowiedział się, że kilka miesięcy będzie im trudno wytrzymać.
- Cały czas kiedy nie będziemy razem, będziemy czuli, że potrzeba nam tej drugiej osoby – odezwał się Draco wpatrujący się w jakiś bliżej nie określony punkt.
- Pan Malfoy ma rację – zgodził się dyrektor. – Zostaliście naznaczeni więzią narzeczeńską, możliwie jak najszybszą do dopełnienia. Taką jak rzuca się na pary biorące udział w konkurach, tylko o wiele silniejszą. Z początku nie będziecie mieć dużego problemu z przebywaniem z dala od siebie, jednak z dnia na dzień, czas i odległość zacznie odgrywać dużą rolę. To tak jakby próbna więź małżeńska. Po ślubie odczucia będą jeszcze silniejsze, jeśli wiesz Harry co mam na myśli – Wybraniec zaczerwienił się lekko, w końcu rozumiejąc, co dyrektor insynuuje. – Cały sęk tkwi w tym, że nie możecie opierać się więzi. Musicie robić niemal wszystko to, co ona wam nakazuje. W przeciwnym przypadku możecie ciężko się rozchorować. To bardzo skomplikowane, ale myślę, że mamy jakieś dwa, trzy miesiące, abyście poznali swoją magię.
- Jak w takim razie mamy ją poznać? – dopytywał Harry.
- Myślę, że rozmowa o waszych umiejętnościach, na początek powinna wystarczyć. Potem zdecydujemy co dalej. Radziłbym jednak nic nie ukrywać – spojrzał wymownie na Draco – Jeśli nie chcecie śmierci jednego z was. Proponuję też podzielić się nie tylko wiedzą o magii, ale też wspomnieniami i wszystkim, co z wami związane. Czasem podczas zawierania małżeństwa, współmałżonek zostaje zalany falą wspomnień drugiej osoby i niekiedy wywołuje to nie mały szok. Każdy w końcu ma coś na sumieniu. Przepraszam chłopcy, że w taki sposób o tym mówię, ale sądzę, że musicie wiedzieć o tym jak najszybciej. Nie wiemy ile dokładnie mamy czasu. Sądząc po waszej mocy, może się okazać, że to nie dwa miesiące, tylko dwa tygodnie. Radziłbym się pospieszyć. – spojrzał na nich ze smutkiem w oczach – A teraz zmykajcie przygotować się do pierwszego zadania. – mrugnął do nich.
Oboje opuścili gabinet i w milczeniu skierowali się do swoich kwater.

***

Sivana siedziała na łóżku i zajadała się bakaliami. Kochała bakalie. Sev specjalnie dla niej zamówił ogromną miskę tych smakołyków z kuchni. Gdy poznała już cała historię, zrobiła się strasznie głodna.
- A pamiętasz jak w piątej klasie Andromeda zmieniła ci kolor włosów w Wielkiej Sali? – Severus zachichotał, każdy kto zobaczyłby go w tej chwili, umarłby z powodu szoku. Nikt nigdy nie widział, aby Stary Nietoperz się uśmiechał, a co dopiero śmiał!
Oberwał orzechem w głowę.
- Ał, za co to było? – zapytał udając nadąsanego.
- Mieliśmy wspominać stare dobre czasy, a nie traumatyczne przeżycia. – oburzyła się Silvana, która jednak w głębi duszy także się śmiała. Dawno już nie widziała takiego Sev’a. – Przez dwa dni nie mogłam pozbyć się tej cholernej zieleni! Wyglądałam jak troll!
- No może trochę. – zgodził się, za co oberwał kolejnym orzechem.
- A ja nie zapomnę, jak na eliksirach ważyliśmy eliksir pieprzowy i ty postanowiłeś go udoskonalić, przez co oberwałeś tym grubym tomiszczem od profesora Graymarka. – zachichotała, widząc naburmuszona minę Snape’a.
- Nie moja wina, że ten stary dziad nie potrafił docenić nauki! Sam umiał tylko kilka wyuczonych eliksirów i nie dopuszczał do siebie myśli, że ktoś może być lepszy. – choć Silvana była rok młodsza od Severusa, to zaraz na pierwszym roku została przeniesiona do wyższej klasy, ponieważ cały materiał swojego rocznika znała śpiewająco. 
- Ach, czego to się nie robiło w młodości – rozmarzyła się Silvana. – Pamiętasz te wszystkie imprezy w Slytherinie? Ciekawe czy nadal młodzież tak rozrabia.
- Oj uwierz mi Sil, że są jeszcze gorsi. Przy nich, nasze melanże to były niewinne zabawy lekko umajone alkoholem.
- To już się boję, jak teraz to musi wyglądać.
- Są bardzo sprytni. Niby nic nie dają po sobie poznać, ale człowiek już tyle widział, że nie da się oszukać. Dopóki nie wiem, że łamią szkolny regulamin, nie interweniuję.
- Masz rację z nami było to samo. Slytherin zawsze był szykanowany. Jednak teraz widzę, że pozostałe Domy nie są do nich tak wrogo nastawieni. Zdarzają się pojedyncze osoby, ale i tak wgląda to o niebo lepiej niż kiedyś.
- Wojna zmieniła wiele rzeczy. – Severus sposępniał. Wspomnienia zalały go falą. Mimo wszystko postanowił nie psuć tej atmosfery. – Zostały ci jeszcze jakieś rodzynki? – zajrzał do miski Blackrose.
- A ty dalej byś za nie zabił. – zachichotała widząc, jak wyławia smakołyk.
- Co poradzę, że tak na mnie działają. – uśmiechnął się zabójczo, wkładając sobie kilka do ust.
- Muszę podpowiedzieć twoim uczniom do czego masz słabość. Może nie będziesz wtedy taki surowy.
- Nie jestem surowy, tylko wymagający – rzucił jej dumne spojrzenie.
- Tak, tak. Oczywiście. A Dumbledore ma prawo jazdy. – roześmiała się, widząc tępy wyraz twarzy Severusa.
- Co to takiego prawo jazdy?
- Oj Sev, widzę, że jeszcze wiele się musisz nauczyć. – nie przestawała się śmiać. Snape też w końcu się uśmiechnął. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. W końcu nabrał nadziei, że między nimi wszystko się jeszcze może ułożyć.

***

- Biednemu to zawsze wiatr w oczy. – westchnął Harry rzucając się na kanapę w salonie.
- Co? – Draco zmarszczył brwi słysząc to dziwne porównanie. – Jak się lata na miotle, to zawsze wieje.
Potter roześmiał się.
- Nie, Draco. To takie mugolskie przysłowie. – widząc jednak, że jego chłopak nadal nie rozumie, rzekł – Nie ważne. Co myślisz o tym co powiedział nam Dumbledore?
- Myślę, że to dobry pomysł. W końcu wie, co mówi. Poza tym trzeba to odbębnić jak najszybciej. Na koniec zostawimy sobie same przyjemności – uśmiechnął się diabelsko i usiadł obok Harry’ego. – Myślę, że powinniśmy zacząć od teraz. Musimy się w końcu dobrze poznać. – mrugnął do niego – Wiesz, że musisz mi mówić prawdę, bo inaczej w dniu naszego ślubu, zejdę na zawał padając u twoich stóp. – teatralnie złapał się za serce – Co prawda gazety miałby o czym pisać przez najbliższy rok, bo na pewno byłaby to spektakularna śmierć. – Harry uderzył go w głowę.
- Głupek. – między nimi już dawno nie było tak dobrze, a skoro Draco postanowił póki co do całej tej sytuacji podejść na luzie, to on też tak zrobi. Miał dość ciągłego zamartwiania się. – Proponuję tradycyjnie, pytanie za pytanie. Co ty na to?
- Myślę, że mogę ewentualnie przystać na twoją propozycję. – powiedział wyniosłym głosem, jak lord do lokaja. Harry’ego rozśmieszał talent aktorski swojego chłopaka, choć zarazem bardzo mu imponował. Zajęcia z Magii Kreatywnej, na które z nim uczęszczał, gdy byli przykuci kajdankami, podobały mu się i sam zastanawiał się dlaczego nie brał w ogóle pod uwagę tego przedmiotu. – A więc pozwól, że zacznę. – Wybraniec skinął głową, nadal uśmiechnięty - To co mówiłeś dzisiaj było prawdą? – Draco zapytał już zupełnie poważnie, patrząc mu w oczy.
- Oczywiście, że to była prawda. Nadal jestem na ciebie wściekły, za to że nic mi nie powiedziałeś, ale to nie zmienia moich uczuć do ciebie. Od dawna cię kocham. Myślę nawet, że kochałem cię już kilka lat wcześniej, jednak nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Wiesz jak między nami było. – cały czas patrzył mu w oczy, w których odmalowała się ulga. – Poza tym, jak mógłbym nie kochać tak zazdrosnego głuptaska? – uśmiechnął się do niego.
- Ja nie jestem zazdrosny! – oburzył się Blondyn.
- Aha, jasne. A ta cała akcja z Fabianem mi się przyśniła. – nadal szczerze się uśmiechał, widząc naburmuszoną minę Malfoy’a. Co miał poradzić, że tak bardzo go to śmieszyło.
- Po prostu nie chciałem, żebyś beze mnie umarł z nudów. – powiedział wyniośle.
- Wmawiaj sobie, Draco. Ja i tak wiem swoje.
Za to został przewrócony na plecy i mocno pocałowany.
- Poza tym od teraz jesteś tylko mój, więc nawet nie próbuj niczego. – Draco znowu go pocałował, tym razem z nieskrywaną władczością, jednak Harry’emu to nie przeszkadzało.
Gdy w końcu oderwali się od siebie, Harry zapytał:
- A to, co ty mówiłeś było prawdą?
- A masz jakieś wątpliwości, Gryfiaku? – zapytał patrząc mu prosto w oczy.
- Żadnych – tym razem to Gryfon wpił się w lekko napuchnięte usta Blondyna.

***

- Witam wszystkich na pierwszy zadaniu Wielkiego Turnieju Magicznego! – glos Dumbledor’a zagrzmiał na trybunach.
Specjalnie z okazji Turnieju, wyczarowano ogromne boisko, z ekranami, na których widzowie mogli podziwiać zmagania uczestników.
- Zadanie polega na odnalezieniu pięciu flag, które ukryto w Zakazanym Lesie. Ich lokalizacje zna tylko jedna osoba. Każdej drużynie przypisany jest inny kolor flagi. Durmstarn ma kolor pomarańczowy, Beauxbatons, żółty, a Hogwart zielony.  Jedna dodaje na konto drużyny pięćdziesiąt punktów. Jednak, jeśli przeciwna drużyna zdobędzie waszą flagę, zdobywają oni siedemdziesiąt punktów, a wy tracicie trzydzieści. Która drużyna jako pierwsza zdobędzie komplet flag, wygrywa kończąc tym samym rozgrywkę. Na swojej drodze napotkacie wiele niebezpieczeństw, wiec miejcie się na baczności. Każda flaga chroniona jest zagadką, którą musicie rozwiązać.Jesli wam się nie uda, flaga zniknie i pojawi się w innym miejscu. W tym zadaniu udział weźmie cała trzydziestka. Na las rzucono zaklęcia ochronne, więc jeśli coś wam się stanie, natychmiast zostaniecie zabrani. To, ilu uczestników zakończy rozgrywkę nie ma znaczenia. Macie pięć minut na omówienie strategii, po upływie tego czasu cała drużyna zostanie przeniesiona za pomocą świstoklika na inny kraniec lasu. Obserwujcie uważnie. Życzę wszystkim powodzenia!  – zagrzmiały brawa.
Na środku stali uczestnicy ubrani w identyczne stroje. Uczniowie z Durmstrang’u mieli na sobie brązowe szaty, ci z Beauxbatons założyli szafirowe, a Hogwart prezentował się w czerni.
Hermiona trzymała w dłoni sporych rozmiarów liść, który był świstoklikiem. Mieli mało czasu na omówienie strategii.
- Proponuję się rozdzielić – zaczął Ron. Każda para pójdzie w innym kierunku i za pomocą zaklęcia damy sobie nawzajem znać, gdy znajdziemy jakąś flagę. – część drużyny z uznaniem pokiwała głowami.
- Banał. – odezwał się Draco, który stał z założonymi rękami. – Oni zrobią dokładnie to samo – wskazał dłonią na pozostałe drużyny. – Nie obraź się, Ron, ale to nie jest dobry pomysł. Jeśli się rozdzielimy, może owszem, będziemy mieć szansę na szybsze zdobycie flag, ale za to będziemy osłabieni. Jeśli pójdziemy razem, wyjdzie nam to na dobre. Bo pomyślcie. Każdy z nas jest dobry w czymś innym. Nie wiemy, co nas spotka w lesie. Razem pójdzie o wiele sprawniej, niże we dwoje. Poza tym, jeśli jedno z nas będzie ranne, to nadal będziemy grupą chodzić po lesie, a nie pojedynczo. Mimo nałożonych zaklęć, tam nadal jest niebezpiecznie.
- To dobry pomysł – zgodziła się Hermiona. – Kto jest za?
Wszyscy się zgodzili, nawet Ron, ku ogólnemu zdziwieniu. Czas dobiegał końca, więc złapali za liść i po chwili przenieśli się na kraniec zakazanego lasu.
- No to idziemy! – krzyknęła Viv.
- Miejcie się na baczności – powiedziała Hermiona i z uniesiona różdżką ruszyła do przodu.
Szli w skupieniu, nasłuchując. Nagle usłyszeli szmer. Odwrócili się do tyłu. Zewsząd zaczęły ich otaczać ogromne pająki. Ron aż zapiszczał. Przypomniał mu się drugi rok.
- Spokojnie – szepnęła Hermiona.
- Jasne, to nie ciebie w drugiej klasie próbowały pożreć – piskliwym głosem odezwał się Ron.
- Musimy tylko znaleźć gawrze ziele. – odezwała się Luna. – Pająki go nienawidzą.
- A jak ono wygląda? – zapytała Susan.
- Zupełnie podobne do mięty, ale po zerwaniu pachnie jak brzoskwinia. – tym razem głos zabrał Neville. – Sądząc po tym, że rosną tu tajskie paprocie, gawrze ziele znajdziemy tuż obok – Kucnął obok jakiejś rośliny i świecąc różdżką, przeszukiwał miejsce obok niej. – Zajmijcie się nimi, a my z Luną poszukamy ziela. – rzucił z dołu.
Dziewczyna spokojnym krokiem podeszła do kolejnej rośliny.
- Jest! – krzyknął Neville. – Ile nam tego trzeba? – zapytał Blondynki.
- Sporą garść. Zerwij tyle ile zdołasz.
W tym samym czasie pająki zaczęły atakować. Pozostali utworzyli krąg wokół Gryfona i Krukonki i rzucali na potwory przeróżne zaklęcia, jednak stworów było coraz więcej.
- Pospieszcie się! – krzyknął Nath.
- Podrzuć to do góry – na kazała Luna Neville’owi. – Incendio! – krzyknęła, a rośliny zaczęły się palić. – Lokotomor! – przesłała płonące ziele nad pająki, te czując jego zapach, zaczęły wić się w agonii. – To ich nie zabije – powiedziała widząc minę Susan. – Powstrzyma je na chwilę. Biegiem!
Zaczęli biec przed siebie, rozglądając się wokół.
- Widzę flagę! – zawołała Ginny.
Wszyscy już mieli puścić się biegiem we wskazanym kierunku, gdy Hermiona wrzasnęła:
- STOP! Wiecie, że tam czeka na nas pułapka. Musimy podejść ostrożnie. Otoczmy ją kołem.
Każdy przystał na propozycję liderki. Powoli zbliżali się do flagi. Była wbita w skałę. Przed nią stały flakoniki z różnymi eliksirami. Podeszli bliżej i przeczytali napis na skale:
„Choć śmiertelna to substancja,
Podtrzymuje życie starca.
Gdy jest dobrze uważona,
natychmiast musi być nałożona.
Kiedy płynna, otruj wroga,
gdy jest mazią boli głowa.
Trzy obroty w lewo, prawo,
Żadnej różnicy nie sprawią.” – wyrecytowała Ginny.
- Co? – Ron podrapał się po głowie. – Nic z tego nie rozumiem.
Draco w zamyśleniu czytał ponownie zagadkę.
- Musimy wybrać jedną i wlać tutaj – z drugiej strony Nahtaniel znalazł mały otwór.
Draco odkorkował pierwszą fiolkę z brzegu. Powąchał i rozbił ją o ziemię.
- Co robisz?! – wrzasnął Ron, może to właśnie ta?
- Eliminuję te, które nie pasują – Draco nadal w skupieniu przyglądał się eliksirom. Złapał kolejny i ponownie rozbił. – Są eliksiry, w których trzeba sztywno się trzymać mieszania w różne strony. Jednak jest kilka, które w końcowej fazie warzenia trzeba zamieszać trzy razy w prawo i trzy razy w lewo, na zmianę i można zacząć w dowolnej kolejności – wytłumaczył w skupieniu. – To pierwsze to eliksir pieprzowy. Na pewno inaczej się go warzy. To drugie, to nawóz do mandragor. Żadnych innych właściwości nie ma, więc odpada.  
Hermiona w końcu załapała o co chodzi.
- Pomogę ci. – zaoferowała – tego jest ze dwadzieścia, a w każdej chwili może się pojawić inne niebezpieczeństwo. – chłopak skinął głową. Wiedział, że Granger zna się na eliksirach. Może nie tak dobrze, jak on, ale z pewnością mu pomoże. – Wy obserwujcie otoczenie – rzuciła do reszty.
- Teraz pierwszy rok. Cudownie! – westchnął Ron. Nikt oprócz niego, Harry’ego i Hermiony nie wiedział, że chodzi o kamień filozofów, ale nikt też nie zadawał pytań.
- Eliksir wieloskokowy – Hermiona rozbiła fiolkę.
Draco zrobił tak z kolejnymi trzema.
Dziewczyna po głębszym zastanowieniu rozbiła kolejne dwie.
Po kilku minutach na skale pozostały tylko trzy fiolki.
- Każdą z nich można uwarzyć tak, jak opisane jest w ostatnich dwóch wersach – odezwał się Draco – Teraz trzeba rozgryźć resztę. Dwie z nich to trucizny, jednak jeśli do trzeciej dodamy korzeń asfodelusa, również stanie się trucizną. Wszystkie są płynne, więc teraz trzeba się zastanowić, jak można je zagęścić.
- Eliksir karmelowy zagęścimy jeśli dodamy szczyptę startej smoczej łuski – odezwała się Hermiona, wąchając jedną z substancji.
- Do tego trzeba dodać rabarbar. – Draco odłożył fiolkę na bok. – Tej nie zagęścimy – rozbił ostatnią.
- Obie mają właściwości lecznicze, gdy dodamy odpowiednie składniki. Ale która odnosi się do starca? – zastanawiała się na głos Hermiona.
- Radziłbym się wam pośpieszyć, bo jakieś zmutowane pantery nadchodzą – Harry ponaglał dwójkę. – Nie wiem jak długo zdołamy je powstrzymać.
Hermiona i Draco słyszeli za sobą rzucane zaklęcia. Krzyk Susan wyrwał ich z zamyślenia. Draco chwycił fiolkę z fioletową substancją i wlał ją do otworu. Usłyszał syk, po czym skała uwolniła flagę. Wziął ją do ręki i w tym samym momencie bestie odeszły.
- Brawo! – krzyknęła Hermiona – Skąd wiedziałeś, że to dyrachium?
- Leczy amaliazę – wyjaśnił – rzadko kiedy jej się używa, ale gdy choroba jest w początkowym stadium, za pomocą dyrachium można ją całkowicie wyleczyć. – powiedział dumny z siebie.
- Nie wpadłabym na to – Hermiona była trochę smutna z powodu swojej niewiedzy, ale sam fakt, że udało im się zdobyć flagę, wystarczająco ją ucieszył. – Susan! Nic ci nie jest? – zapytała widząc ranę na ręce koleżanki. Dopiero teraz to zauważyła.
- Wszystko w porządku. Tylko mnie udrapał. – uśmiechnęła się, jednak widać było, że ją boli.
Hermiona w jednej chwili złapała za ostatnią fiolkę i pobiegła w głąb lasu.
- Zwariowała czy co? – przeraził się Ron.
Harry ze zgrozą patrzył na oddalającą się przyjaciółkę. Jednak nie minęła nawet minuta, gdy pojawiła się z powrotem.
- Przepraszam. Potrzebowałam odrobiny mchu. - Zgniotła go w palcach i wsypała do fiolki. Lekko wstrząsnęła i trzymając rękę Bones, wylała na ranę. Ta niemal od razu się zasklepiła.
- Wow, Miona, dzięki! – dziewczyna nie posiadała się z radości.
- Skad wiedziałaś, że mech złamie krucze jajo? – zapytał zafrapowany Draco.
- Czytałam o tym kiedyś i tak samo mi przyszło do głowy.
- Nieźle – pochwalił ją, na co ta się zarumieniła. – Chodźmy dalej. Nie wiadomo, co to jeszcze przylezie.
Ruszyli przed siebie. Mijały minuty, a oni nadal nie znaleźli kolejnej flagi. W pewnym momencie, odezwał się Nathaniel:
- Patrzcie tam! – wskazał ręką przed siebie.
W oddali łopotała kolejna flaga. Pobiegli w jej stronę, jednak gdy byli już blisko, zwolnili zachowując ostrożność. Na środku stał Rycerz i w zaciśniętej ręce trzymał flagę.
- Kolejna zagadka – Viv podeszła do ogromnego stołu, na którym leżało mnóstwo metalowych tabliczek. Na każdej napisane było jedno wydarzenie i data. – Zgaduję, że trzeba je przyporządkować. – przeczytała kilka z nich – Za cholerę nie znam takich wydarzeń! Pierwsza woja trolii?! Poważnie?! Kto to pamięta?! Chyba nikt nie słucha tego nawiedzonego ducha. – westchnęła zrezygnowana, widząc jak cała reszta czyta tabliczki i tak samo jak ona, odkłada je na stół.
- To leżymy – odezwał się jej brat.
- Wcale nie! – Ron stanął z drugiej strony stołu i zaczął wieszać tabliczki na jakiejs tablicy, której nikt wcześniej nie zauważył. – No co? – zauważył, że wszyscy patrzą na niego jakby spadł z księżyca – To że nie słucham Binns’a to nie znaczy, że nic nie wiem. – na powrót zajął się przyporządkowywaniem tabliczek. Zajęło mu to chwilę, ale na końcu na stole pozostały tylko cztery. – Tych nie jestem pewny.
- Wojna Narebów? – Nath podniósł jedną tabliczkę – Słyszałem o tym. To chyba będzie z tym. – podał mu dwie tabliczki. – Pamiętam tylko wiek, więc powinno się zgadzać, jeśli reszt jest dobrze.
Zawiesili resztę i oczekiwali, aż coś się stanie. Uścisk rycerza zelżał i Ron z tryumfem wyjął flagę.
- Brawo stary! – Harry poklepał go po ramieniu.
- Jesteś genialny Ron! – Viv uściskała go mocno.
- Eee… dzięki – Rudzielec podrapał się po głowie. – To nic takiego, poza tym gdyby nie Nathaniel, nic bym nie zrobił.
Riddle uśmiechnął się do niego.
- Ja tylko pamiętałem wiek, to ty odwaliłeś kawał dobrej roboty.
- Super, ale proponowałbym iść dalej, bo robi się coraz ciemniej. – Draco wskazał na niebo.
Z kolejną flagą poszło równie łatwo. Susan przy pomocy Vivienne, w ogromnym kręgu poustawiała gwiazdozbiory, tym samym sprawiając, że zdobyli trzecią flagę.
Czwartą zobaczyli na drzewie, więc Harry musiał przywołać swoją miotłę i walcząc razem z Ginny z jakąś nawiedzoną wiewiórką, w końcu wyrwał jej flagę. Potem natknęli się na diabelskie sidła, ale Hermiona bez problemu wybawiła ich z opresji. Ostatnią flagę zauważyli dopiero, gdy zaczynało świtać. Zmarznięci, brudni, głodni i wycieńczeni ciągłą walką z najróżniejszymi „pupilkami” Hagrida, ledwo dowlekli się do miejsca, gdzie była zatknięta. Przy niej nie było, żadnej zagadki, więc sięgnęli po nią. W tym samym momencie, gdy jedno z nich dotknęło materiału, znaleźli się w ogromnym labiryncie. Na ich nieszczęście, każdy był w innym miejscu. Pokonując go napotykali przeróżne przeszkody. Neville uderzony jadem jakiegoś plującego ptaka, stracił przytomność, ale zaraz zniknął, zapewne zabrany do skrzydła szpitalnego, dzięki zaklęciom chroniącym. Ginny, przez liczne cięcia straciła dużo krwi i podzieliła los Gryfona. Ofiarą padła też Luna, którą zaatakował psidwak i ugryzł ją w nogę, wbijając się w kość krzyczącej dziewczyny. Ron został ukąszony przez ogromnego węża, a Susan straciła wzrok, gdy jakieś dziwne, włochate zwierze plunęło jej w twarz. Vivienne złamała rękę, gdy źle upadła. Stercząca kość przebiła jej skórę. Nathaniel został wciągnięty przez jakąś dziwna roślinę. Długo było słychać jego krzyki. Hermionie ogromny skorpion wbił kolec w nogę.
Tylko Harry’emu i Draco udało się wydostać z labiryntu. W tej samej chwili wyszli z przeciwnych końców i zaczęli biec do flagi. Labirynt zniknął. I wtedy rozpętało się prawdziwe piekło. Dotychczasowe zadania, przy tym to był pikuś. W momencie, gdy dotarli do ostatniej flagi, zewsząd zaczęły otaczać ich wszystkie stwory, jakie dotychczas spotkali. Nawet w dziesiątkę, nie byli w stanie ich wszystkich pokonać, a co dopiero we dwójkę.  Wściekłe zwierzęta zaciekle broniły flagi. Żadnemu z nich nie przychodziło do głowy, jak mogliby je unicestwić. Z każdą chwilą tracili coraz więcej sił.
- Nie dam rady dłużej – ręka Draco krwawiła, cały był posiniaczony i ledwo stał na nogach. Z Harry’m nie było lepiej.
- Ja też. Musimy coś wymyślić.
- Poważnie!? – warknął z sarkazmem – Szkoda, że nie wpadliśmy na to wcześniej. Drętowta! – krzyknął widząc kolejnego pająka. Stali ramię w ramię i po kolei usuwali potwory. Jednak z każdym zaklęciem tracili coraz więcej energii.
- Wiem! – Harry odrzucił kolejnym zaklęciem następnego potwora. – Połączmy magię!
- Cały czas ją łączymy, jakbyś nie zauważył – krzyknął Draco.
- Nie tak. Tak jak w rytuale. Połączmy ją wyzwalając wewnętrzną moc! – kolejne stworzenie rozpadło się na kawałki.
Było ich coraz więcej. Nie wiedzieli, czy wystarczy im sił, ale nie było innego wyjścia. Oboje wiedzieli, że jeśli sami się ich nie pozbędą, nikt im nie pomoże. Zagadką było, dlaczego dyrektor, ani żaden nauczyciel nie reagował. To na pewno nie były stwory z labiryntu, ani te z lasu. Tamte nie mogły wyrządzić im większej krzywdy, bo były zaczarowane, a te nie. Dotarło to do nich na samym początku. Jeśli nie chcieli tu zginąć, musieli zebrać resztki sił i wyzwolić magię.
- Na trzy! Raz! Dwa! Trzy! – krzyknął Draco.
Skupili w sobie całą moc i krzyknęli pierwsze słowa, które przyszły im na myśl, a potem pogrążyła ich ciemność.


No okej, może nie dokładnie to miałam na myśli w opowiadaniu, ale wiecie ;) (za obrazek dziękuje Shili)

środa, 11 listopada 2015

Rozdział XII

Hej :D A raczej dobry wieczór!
Obiecałam, że rozdział będzie dzisiaj i udało się! Nie wyszedł jakiś super, ale to chyba norma :P Spieszyłam się, żeby to napisać :D Jest chaotycznie jak zwykle i oczywiście pełno błędów, ale miałam mało czasu. Wiem, że i tak czekaliście już długo :D
Bez zbędnego przedłużania, tradycyjnie dziękuję za komentarze. Dajcie znać, jak było tym razem.
Rozdział dedykuję wszystkim komentującym i tym, którzy czytają i mnie wspierają :D Uwielbiam Was!
Miłego czytania :D
Serka

Rozdział XII


Draco szedł się na śniadanie do Wielkiej Sali. Niedawno obudził się na kanapie. Był rozczochrany, cały połamany i miał odciśnięty szew od poduszki na policzku. Jednak na szczęście było mu chociaż ciepło. Nie pamiętał, czy sam przykrył się kocem, czy zrobił to Harry. Miał nadzieję, że była to ta druga opcja.
Wczorajszego wieczoru długo nie mógł zasnąć. Myślał o tym, co się między nimi stało. Czuł się bezsilny. Nie pamiętał kiedy w ogóle usnął. Gdyby nie to, że rano nie było przy nim jego Harry’ego, mógłby pomyśleć, że wszystko było tylko fatalnym koszmarem. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że tak nie jest.
Idąc korytarzem, na powrót przybrał swoją minę arystokraty i udając, że spał wyśmienicie, równym krokiem maszerował w stronę Wielkiej Sali. Przypominało mu się, że dzisiaj razem z Harry’m, mają porozmawiać z Vivienne o ich więzi. Miał nadzieję w końcu czegoś się dowiedzieć. Wytężył umysł i ku swojemu zdziwieniu, uświadomił sobie, że Harry właśnie spożywa śniadanie. Jego wizja potwierdziła się w momencie, gdy przekroczył próg pomieszczenia. Pośród uczestników Turnieju znajdował się Wybraniec, który jakby nigdy nic zajadał swoją owsiankę i konwersował z jakimś Francuzem.
„Czy on się właśnie zaśmiał? – Draco zauważył roześmianego Potter’a – On z nim flirtuje!”
Naburmuszony przyspieszył kroku i podszedł do swojego chłopaka, bo z tego co pamiętał nadal nim był.
- Witam – rzucił wszystkim siedzącym przy stole. – Mógłbyś się przesunąć? – zwrócił się do Francuza, który flirtował z Harry’m. Jego Harry’m.
- Jasne. – młodzieniec uśmiechnął się. Draco ku zgrozie stwierdził, że tamten jest bardzo przystojny. Młody Francuz zrobił mu miejsce. – Ty pewnie jesteś Draco? – zagadnął
- Tak – Blondyn szybko odpowiedział siadając obok Bruneta.
– Jestem Fabian La’fe. Miło cię poznać – wyciągnął do niego dłoń, którą Ślizgon z grzeczności uścisnął. – A to reszta naszej drużyny – chłopak zaczął mu przedstawiać pozostałych uczniów z Akademi Beauxbatons, co tylko zirytowało Blondyna. Ten jednak nie dał tego po sobie poznać i cierpliwie skinął głową każdemu z nich. – Dużo o tobie napisali w dzisiejszej gazecie. Jesteś znany jako ten, który wyrwał Złotego Chłopca. – zachichotał - Swoją drogą nie dziwię się. Harry jest bardzo przystojnym i inteligentnym młodzieńcem. Nie jeden czarodziej marzy o takim chłopaku – mrugnął do niego, a w Draco się zagotowało.
- Nie wątpię. Jednak żaden nie ma przy mnie szans. W końcu miano chodzącego ideału do czegoś zobowiązuje – odparł uśmiechając się z wyższością.
Francuz wybuchnął śmiechem, jakby właśnie usłyszał dobry kawał. Poklepał zaskoczonego Blondyna po ramieniu i rzekł:
- Miałeś rację Harry. On jest jedyny w swoim rodzaju.– mówił z uśmiechem – Szkoda tylko, że nie zdecydowaliście się na konkury. Byłoby ciekawie.
- Nie wątpię – mówił nadal Draco – Jednak nie jesteśmy z Harry’m małpami w zoo. Mogliśmy tego uniknąć, wiec skorzystaliśmy.
- O Złotym Chłopcu zawsze będą pisać w gazetach. Potrzebny mu partner, który stanie obok niego, ale nie jako gwiazda, lecz jako wsparcie.
- Jakie to ogromne szczęście, że jestem fotogeniczny- sarknął Draco.
- Potrzeby mu tez ktoś, kto będzie go wspierał. Harry to prawdziwy skarb. – powiedział patrząc wyzywająco na Malfoy’a. – Szkoda, ze w wakacje nie znałem jego orientacji. Na pewno wszystko potoczyłoby się inaczej – to już wyszeptał do ucha Ślizgona.
W Draco aż zawrzało.
„Co to miało znaczyć!?” – myśli Draco pędziły w zawrotnym tempie.
- Pamiętaj, że Harry to mój chłopak. – powiedział zbyt głośno, niż chciał i wszystkie oczy siedzących przy stole osób, zwróciły się w jego kierunku.
Nawet Harry przyglądał się całej tej sytuacji, jednak postanowił się nie mieszać. Nadal był zły na Blondyna i to, że teraz ten było o niego zazdrosny, schlebiało mu.
- Ależ oczywiście, jak mógłbym zapomnieć. – odpowiedział z chytrym uśmieszkiem. – Jednak pamiętaj, że ślubu jeszcze nie wzięliście.
- Masz rację. Jeszcze to bardzo dobre słowo – wyparował Blondyn, po chwili dopiero uświadamiając sobie, co właśnie powiedział.
Wiedział, jak Gryfon wczoraj zareagował na cała tą sytuację. Przecież obiecał dać mu czas, a teraz przy wszystkich oświadczył, że biorą ślub.
„No pięknie. Jak zwykle. Co nie spieprzę to spierdolę. Takie to już życie moje”  
- Harry? – Frabcuz widząc, że Blondyn zamilkł, na powrót zwrócił się do Bruneta – Może pokażesz mi szkołę? Wczoraj niewiele udało mi się zapamiętać, a tyle mi o niej opowiadałeś.
- Pewnie! – ożywił się Gryfon, który dotychczas przysłuchiwał się wymianie zdań swojego przyjaciela i chłopaka – Potem możemy polatać. Na wakacjach świetnie się bawiliśmy.
- No to jesteśmy umówieni – Fabien obrzucił go filuternym uśmiechem.
Darco, jakby mógł, to z jego uszu i nozdrzy właśnie buchnęłaby para.
„Co ten Francuz sobie myśli! Podrywać cudzego narzeczonego! Niedoczekanie jego! Nie nazywam się Malfoy, jak coś z tym nie zrobię.” – W głowie snuł plan zemsty, gdy na stole przed nim wylądowała sowa jego matki. Skłoniła się lekko i podała mu list. Draco poczęstował ją jakimś owocem. Poderwała się do góry i odleciała.
Nie był zaskoczony, że otrzymał list. Spodziewał się go. Według tego, co twierdził ten cały La’fe, „Prorok” nawypisywał mnóstwo rzeczy na temat jego związku z Harry’m, więc rodzice też na pewno już wiedzieli. W tej chwili bardziej niż zwykle cieszył się, że jest arystokratą i rodzice nie zniżyliby się do poziomu mniej szlachetnych czarodziei, żeby wysłać mu Wyjca. Mimo, że nie dostał wyjca, denerwował się tym, co tam może przeczytać. Nawet jeśli ojciec by się go wyrzekł, to nadal mógł dostać nazwisko od swojego przyszłego małżonka, jednak, czy Harry nadal rozważał taką możliwość?
Nie dając po sobie poznać zdenerwowania, otworzył kopertę. To co przeczytał, przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
„ Drogi Draco.
Razem z ojcem jesteśmy niezwykle zawiedzeni, że nie poinformowałeś nas wcześniej o Twoim związku z panem Potterem. Sądzimy, iż bałeś się nam to oświadczyć. Niemniej jednak jesteśmy Twoimi rodzicami i winniśmy być wcześniej informowani o Twoich zamiarach zamążpójścia.
Jesteśmy zaskoczeni, że Twoim wybrankiem okazał się właśnie pan Potter. Oboje z ojcem mamy świadomość, że jako przyszła głowa znakomitego rodu Malfoy’ów, starasz się odzyskać szacunek innych rodów, który w czasie ostatniej wojny mocno został nadszarpnięty. Jesteśmy niezwykle dumni, że postanowiłeś wyjść za kogoś, kogo nawet nie darzysz sympatią, aby Czarodzieje znów dobrze wyrażali się o naszej rodzinie.
Od zawsze przejawiałeś chęć obrony rodziny kosztem własnego szczęścia, a nawet życia. Z czystym sercem możemy powiedzieć, że jesteś synem godnym swoich rodziców. Nie oczekiwaliśmy od Ciebie tak wielkiego poświęcenia. Miej jednak świadomość, że w zaistniałych okolicznościach, nie możesz zerwać zaręczyn. Jeśli już zdecydowałeś, musisz wyjść za Harry’ego Potter’a.
Żywimy ogromną nadzieję, iż w najbliższy weekend zjawicie się w Malfoy Manor na obiedzie. Liczymy, że będziemy mogli poznać bliżej naszego przyszłego zięcia oraz datę Waszego ślubu.
Z poważaniem.
Narcyza Malfoy.”
Draco był w szoku. Przeleciał wzrokiem list trzykrotnie, nie dowierzając, temu, co właśnie przeczytał. Jego rodzice myślą, że wychodzi za Potter’a tylko dlatego, żeby ratować honor rodziny. Z drugiej jednak strony nie dziwił się ich reakcji. W końcu odkąd skończył jedenaście lat, wyrażał się o nim jak o najgorszym koszmarze.
„Przynajmniej mnie nie wydziedziczą i zaakceptują nasz związek. Może czasem nawet będziemy w stanie zjeść wspólnie obiad.”
Jednego był pewien. Jego życie nie będzie nudne. Jedyne, co pozostawało pod znakiem zapytania, to decyzja Harru’ego. Musiał mu pokazać, że będzie doskonałym mężem.

***

Silvana szła przez błonia. Dookoła widać było, że jesień jest w pełni. Złoto, wszelkie odcienie czerwieni, brązu i żółci pokrywały każde drzewo, tworząc niesamowitą ekspresję barw. Popołudnia robiły się coraz chłodniejsze. Nigdy nie lubiła rzucać na siebie zaklęć ogrzewających. Dzisiaj na szczęście wyszło słońce i mimo, że miała na sobie tylko mugolskie ubrania i  zwiewną szatę, nie było jej zimno.
 Przed chwilą skończyła przygotowania do pierwszego zadania. Musiała pomóc Hagrid’owi rzucić parę zaklęć. Musieli zapewnić jak największe bezpieczeństwo uczestnikom Turnieju. Według niej poziom trudności poszczególnych zadań był zdecydowanie za wysoki. Jedyne, co ją cieszyło, to że Dumbledore nie sprzeciwiał się rzucaniu dużej ilości zaklęć ochronnych. Jednak nie wszystko dało się zabezpieczyć.
Coraz mniej uczniów wychodziło na zewnątrz. Jednak nadal na trawie siedziały małe grupki i korzystały z ostatnich ciepłych dni października. Grupka pierwszoklasistów przebiegła tuż obok niej.
- Zwolnijcie trochę! – zawołała za nimi.
Mijała właśnie Bijącą Wierzbę. Ta, jak pozostałe drzewa, nadal miała swoje liście. Wiedziała jednak, że niedługo je zrzuci. Nie ważne, czy miała liście, czy nie, nadal była wielka i potężna. Przypomniała sobie, jak na trzecim roku nauki w Hogwarcie, omal nie uderzyła Severusa. Od tej chwili bała się drzewa i mimo rzuconych na nią zaklęć ochronnych, omijała ją z bezpiecznej odległości.
Nagle usłyszała krzyk. Odwróciła się gwałtownie. Do drzewa, za pomogą magicznych kajdanek, została przykuta jakaś uczennica. Nie mogła się uwolnić. Grupka starszych chłopaków stała z boku, śmiejąc się z dziewczyny. Silvana pościła się biegiem. Wiedziała, co stanie się za chwilę. Nie miała czasu, aby sprawdzić, kto przywiązał dziewczynę, krzyknęła do nich, aby uciekali, a sama podbiegła do dziewczyny. Z szybkością błyskawicy rzucała kolejne zaklęcia, jednak bez większego skutku. Nagle zerwał się wiatr. Miała niewiele czasu. W głowie miała ostatnie zaklęcie, którego mogła użyć. Wykrzyknęła je, i po chwili zobaczyła, że łańcuch się zerwał. Pomogła wstać uczennicy, chwyciła ją za rękę i zaczęła biec przed siebie. Usłyszała świst powietrza i z całej siły odepchnęła dziewczynę. Sekundę później ogarnęła ją ciemność.

***

Harry wszedł do pokoju, aby się przebrać. Za pół godziny miał się spotkać z Fabianem na boisku. Dziś oprowadził go po szkole. Reszta prefektów niańczyła pozostałych gości. Mimo, że spotkał swojego przyjaciela z wakacji, nie potrafił skoncentrować się na rozmowie z nim. Podczas pokazywania mu szkoły gadał od rzeczy i nie wiedział, czy przypadkiem nie zaprowadził go dwukrotnie na wieżę astronomiczną.
Cały czas myślał o Draco. Dziś podczas śniadania nie zachowywał się normalnie. Najpierw, prowadził jakieś słowne potyczki z jego przyjacielem z Francji, a potem dostał jakiś list i do końca śniadania nie odezwał się ani słowem. Potem zniknął mu z oczu. Harry wiedział, że między nimi teraz nie jest najlepiej, ale z tego, co pamiętał, nadal byli parą. Czy Draco po jego wczorajszym wybuchu chce z nim zerwać? Może od samego początku chciał tylko wywołać małą sensację i znów pojawić się w gazetach?
„ Jeśli tak, to droga wolna. Myśli, że postawi mnie przed faktem dokonanym, a ja od razu polecę za nim do ołtarza. Jeśli naprawdę coś do mnie czuje, będzie się musiał bardzo postarać.” – pomyślał i wyszedł z pokoju.
W salonie, na kanapie leżał Draco. Czytał jakąś książkę. Jednak, gdy zobaczył swojego chłopaka, odłożył ją na stolik i wstał zagradzając mu drogę.
- Gdzie się wybierasz? – zapytał zalotnie.
- Idę polatać z Fabianem. – poczuł, że to imię zadziałało na Blondyna, jak płachta na byka, więc tylko uśmiechnął się i korzystając z chwili nieuwagi wyminął go. – Nie czekaj na mnie. Potem od razu pójdę do Viv.
- Nie zamierzam na ciebie czekać, bo idę z tobą.
Harry odwrócił się i zaskoczony spojrzał na pewnego siebie Bruneta. Wzruszył tylko ramionami i wyszedł. Słyszał za sobą kroki Blondyna i rzucił:
- Nie wiem, że zdołasz za nami nadążyć. Możesz jeszcze wrócić po książkę i poczytać na trybunach, skoro koniecznie chcesz ze mną iść. – Draco zrównał się z nim krokiem.
- Niedoczekanie twoje, kociaku. Nie pozwolę, aby jakiś płaskodupy Francuz przebywał sam na sam z moim chłopakiem.
- Umm, czyli przyznajesz, że jest przystojny?
- W życiu! To ja tu jestem bogiem doskonałości.
- Jak zwykle skromny. – Rzucił chichocząc w duchu. Uwielbiał przekomarzać się ze Ślizgonem. Jednak swoje postanowienie, że nie da się tak łatwo złapać w jego sidła i nie ulegnie, postanowił wprowadzić w życie. – Mi tam się podoba. Opalił się przez wakacje i genialnie ściął włosy. Chociaż wcześniejsza fryzura też mi się podobała. – kątem oka obserwował reakcję Draco. Dzięki więzi, czuł, że jest zazdrosny. W tej chwili Blondyn nie pilnował się, więc bez problemu to wyczuł.
Silvana nauczyła ich, jak mogą zablokować swoje uczucia i myśli przed sobą nawzajem. Było to bardzo przydatne, jednak niezwykle trudne. Harry trenował kiedy tylko mógł. Nie chciał, aby Ślizgon mógł czytać z niego, jak z otwartej księgi. Choć Draco szybciej pojął, jak zablokować umysł, tak w chwili, gdy był rozkojarzony, albo pod wpływem silnych uczuć, nadal wpuszczał Bruneta do swojego umysłu.
- Pff. Podoba ci się jego fryzura? Ty nie zauważyłbyś nawet, jakbym przefarbował się na rudo, więc mnie nie rozśmieszaj. Jesteś zupełnym ignorantem, jeśli chodzi o wygląd. Choć przyznaję, dzięki mnie wyglądasz lepiej i bądź co bądź, umawiasz się z największym przystojniakiem, więc wybaczę ci tą mała herezję.
- Zawsze wiedziałem, że masz jakiś kompleks do swoich włosów, ale żeby od razu farbować się na rudo?
- Moje włosy są zbyt idealne, żeby kalać je tym obrzydliwym kolorem, więc nawet jaka masz jakiś fetysz związany z rudymi, to zapomnij.
Harry przewrócił oczami. Niezły Narcyz mu się trafił. Nadal kontynuowałby ich wymianę zdań, gdyby nie poczuł nagle zimnych palców na swoich oczach.
- Zgadnij kto to? – tak dobrze znany mu głos szepną wprost do jego ucha.
- Fabian! – wykrzyknął i odwrócił się do przyjaciela. - Dam ci zaraz niezły wycisk.
- Jeszcze zobaczymy – mrugnął do niego. – O widzę, że zabrałeś Fretkę.
- Odezwała się kiepska imitacja szopa. – Draco był wkurzony nie na żarty.
„Jakim prawem obmacuje mi chłopaka!”
- Przynajmniej mam naturalny kolor włosów, nie to co niektórzy tlenieni blondyni.
- Ale za to mózg wielkości orzeszka.
- Stop! – odezwał się Harry. – Draco, Fabian jest moim przyjacielem, więc nie życzę sobie takich przytyków.
- Masz rację, Harry. Przyjacielem – ostatnie słowo zaakcentował patrząc wprost w oczy Szatyna.
- Harry, z tego co wiem mieliśmy dziś polatać tylko we dwójkę. Coś się zmieniło? – La’fe nie dawał za wygraną.
- Teoretycznie z boiska mogą korzystać wszyscy. Z tego, co wiem nie rezerwowaliście go na dzisiaj. – odezwał się za niego Malfoy.
- Następnym razem będziemy pamiętać, żeby to zrobić. – Fabian po raz ostatni spojrzał we wściekłe platynowe oczy. – Idziemy?
- Jasne! – Harry ucieszył się, że póki co to koniec tej chorej kłótni.
Wyszli na boisko, przywołali swoje miotły i z przyjemnością oderwali się od ziemi.

***

- Severusie, robimy co możemy. – Dumbledore położył dłoń na ramieniu zgarbionego mężczyzny, który stał pochylony nad łóżkiem. – Jeśli przeżyje noc, to wyjdzie z tego. Jest silną kobietą.
Silvanę uderzyła wierzba. Zanim ktokolwiek zdążył jej pomóc, miała tyle obrażeń wewnętrznych, że normalny człowiek nie przeżyłby ani minuty. Jednak dzięki szybkiej interwencji uczniów, Severus zjawił się natychmiast i od razu zabrał ją do skrzydła szpitalnego. Razem z Pomfrey i Dumbledorem rzucali mnóstwo zaklęć. Nie wiedzieli, czy z tego wyjdzie, ale jeśli udało jej się już tak długo utrzymać przy życiu, to szanse było dość duże. Mimo wszystko nikt nie mógł zagwarantować, ze nawet jeśli się obudzi, nie zostanie kaleką do końca życia.
Severus nie wiedział co się stało. Gdy jakiś czwartoklasista wbiegł do jego gabinetu, nie zadawał żądnych pytań, tylko od razu aportował się przed szkołę. Niósł jej delikatne, poranione ciało w ramionach i był w stanie wzrokiem zabić każdego, kto śmiałby choćby na niego spojrzeć. Wlał w nią każdy możliwy eliksir i teraz nie pozostało nic, tylko czekać.
- Wiesz, co się stało? – dyrektor ponownie się odezwał.
- Nie mam pojęcia, ale dowiem się. – mężczyzna podniósł się i zamaszystym krokiem oddalił się z sali rzucając do pielęgniarki szybkie: Nie spuszczaj jej z oka.
Ktokolwiek to zrobił, zapłaci za to.
Na szczęście pamiętał, który uczeń zaalarmował go. Skierował się w stronę kwater Ravenclawn’u. Wypowiedział hasło i wkroczył do pokoju wspólnego.
- Gdzie jest Anthony Green? – zapytał surowym głosem.
W pokoju zapanowała cisza. Chudy chłopak podniósł się z kanapy i wyszedł za profesorem. Do momentu, gdy nie doszli do jego gabinetu, żaden nie odezwał się  ani słowem.
- A teraz opowiedz mi co wiesz na temat, tego, co stało się przed godziną.
- Nie wiem dokładnie co się stało, bo gdy profesor Silvana krzyknęła do uczniów, żeby uciekali, od razu pobiegłem do pana. Pamiętam tylko, że jakaś dziewczyna krzyczała. Była pod bijącą wierzbą. Grupka chłopaków stała z boku i z czegoś się śmiała. Nie wiem, kto to był, bo akurat rozmawiałem z Megan. Odwróciłem się, gdy usłyszałem krzyk. Profesor pobiegła do niej i kazała uciekać. Wtedy pobiegłem do zamku. Nie wiem nic więcej, ale na zewnątrz było wtedy dużo uczniów, może oni coś wiedzą. Mój rocznik miał wtedy przerwę, bo nie było zajęć z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami.
- A co panna Brown robiła o tej porze na błoniach? Z tego co mi wiadomo jest od pana rok starsza i powinna w tym momencie być na lekcji numerologii.  – Severus od razu wyłapał ten niewielki szczegół
- Ja – chłopak urwał na chwilę – Ja nie chcę jej wkopać. Myślę, że pan sam powinien z nią porozmawiać.
- Panie Green! Proszę natychmiast powiedzieć, co pan wie. Nauczycielka jest w stanie krytycznym, nie wiadomo czy dożyje rana. Każdy szczegół się liczy. Może jest coś, co pozwoli nam ją uratować. – był wściekły. Jak ten smarkacz w ogóle śmie nie mówić mu całej prawdy!
- Ona… z tego co wiem była na wagarach. – spuścił głowę, jakby to on urwał się z lekcji.
- Z jakiego powodu? – dociekał Nietoperz.
- Mówiła coś o jakimś eseju, że nie napisała czy coś. Naprawdę nie wiem. Proszę zapytać Megan.
- Jeśli coś pan ukrywa, panie Green, to gwarantuję panu, że się dowiem i wtedy to nie będzie miła pogawędka.
- Traci pan tylko czas. Gdybym coś wiedział, to już dawno bym panu powiedział, wszyscy polubiliśmy profesor Blackrose i każdy chce, aby jak najszybciej wyzdrowiała. Wtedy na błoniach była część mojego rocznika z Ravenclawn’u i Hufflepuff’u. Było też kilku starszych uczniów, z tego co wiem też mieli okienko, bo nie mieli OPCM. Nie wiem, która to była klasa.
- Dobrze. Jesteś wolny, ale pamiętaj, że jeśli się czegoś dowiesz, masz mnie natychmiast poinformować.
- Będę pamiętał.
Chłopak opuścił gabinet, a Severus zaraz po nim udał się do dormitorium Hufflepuff’u. Miał dziwne przeczucie, że ci na pozór grzeczni uczniowie, tym razem maczali palce w całym tym zajściu.

***

- Latasz jak baba! – Fabian krzyknął do zbliżającego się do niego Draco.
Ślizgon nic nie odpowiedział, tylko ominął go o zaledwie kilka centymetrów tak, że tamten lekko się zachwiał. Zrobił beczkę, zawiesił się na miotle głową w dół i przeleciał parę metrów, po czym stanął na trzonku i robiąc salto, wylądował na ziemi.
Fabian wzbił się na większą wysokość, stanął na miotle, zrobił wymyk w tył i z powrotem wskoczył na nią, nie tracąc ani metra wysokości. Podfrunął do najwyższej obręczy, przeskoczył przez pierścień i sfrunął na dół robiąc przy okazji kilka beczek w powietrzu.
– Co powiesz na to?
- Mój pięcioletni kuzyn z większą gracją porusza się na miotle!
Draco poderwał się do góry. Wzbił się na wysokość obręczy, rozpędził i w biegu przeskoczył nad nią, lądując na stojąco na miotle. Wykonał podobny manewr, co Harry na ich pierwszym wspólnym treningu. Potem zawisł na jednej ręce i podciągając się trzy razy, leciał przed siebie. Sfrunął pionowo w dół, kilkanaście centymetrów nad ziemią poderwał się do góry i robiąc na przemian pętelkę i beczkę, wzbił się w powietrze. Następnie podskoczył i stanął na rękach na trzonku. Po chwili był już na ziemi.
- No nieźle, jak na amatora – zakpił Fabian. – Co powiesz na to? – już wsiadał na miotłę, gdy ktoś potrzymał go za ramię.
- Wystarczy – Harry miał serdecznie dość tych popisów. Były to bardzo niebezpieczne triki, których nie stosowali nawet wykwalifikowani gracze. Bał się o oboje i postanowił położyć temu kres. – To miała być zabawa, a wy zrobiliście z tego konkurencję. Co wam w ogóle odbiło! Chcecie się zabić?! Ja was nie zamierzam zeskrobywać z murawy. – Odwrócił się do nich tyłem i pomaszerował w stronę zamku.
- Widzisz co zrobiłeś? – Fabian obrzucił morderczym spojrzeniem Draco.
- Że niby ja zacząłem?! – Malfoy zaczął się wydzierać.
- Znalazł się święty. Tylko doprawić ci aureolę i anioł. Po prostu anioł!
- A ty gdzie zgubiłeś swoje rogi? Zostały tam na górze razem z twoim mózgiem?
W jednej chwili w rękach obojga chłopaków pojawiły się różdżki, zaczęli krążyć wokół siebie i nie spuszczając wzroku z przeciwnika, powoli oddalali się do tyłu, aby zacząć pojedynek.
- Expeliarmus! – różdżki wyleciały im z rąk, a oboje z wściekłością popatrzyli na sprawcę, a raczej sprawczynię.
Przed nimi stała Vivienne. Wyglądała na przerażoną.
- Dość tej zabawy chłopcy. Gdyby nie to, że mam sprawę niecierpiącą zwłoki, to nie przerwałabym wam. Fabian, musisz udać się do zamku. A ty Draco za mną. Musimy znaleźć Harry’ego.
- Co się stało? – zapytali obaj jednocześnie.
- Fabian, ciebie to nie dotyczy. Jednak proszę cię, abyś udał się do swojego pokoju. Nie chcemy mieć więcej problemów na dziś. Przy wejściu czeka na ciebie Pansy. Dopilnuje, abyś nie szlajał się dzisiaj po zamku. A ty Draco chodź, nie mamy czasu. – Po tonie jakim mówiła, od razu można się było zorientować, że to musi być naprawdę coś ważnego, więc chłopaki posłusznie udali się za nią do zamku.
Gdy Fabian oddalił się na odpowiednią odległość z Pansy, Draco w końcu się odezwał.
- Co jest Viv?
- Silvanę uderzyła bijąca wierzba. Jest w stanie krytycznym. Tylko Ty i Harry możecie jej pomóc.
- Jak to? – Blondyn sam nie wiedział czy pyta o Silvanę, czy o to, jak on i Harry mogą pomóc. 
- Draco, naprawdę nie ma czasu, musimy go znaleźć. Nie chcę tego mówić dwa razy, więc poczekaj chwilę, zaraz wszystko wam wytłumaczę. Jak myślisz, gdzie on może być? – prawie biegli, chcąc jak najszybciej znaleźć Gryfona.
- Może u nas w komnatach. Latał z nami na miotłach i pewnie poszedł wziąć prysznic. Niedawno wyszedł, więc może tam już jest.
- Więc się pospieszmy – puścili się biegiem w kierunku korytarza.
***

Severus był bezsilny. Przepytał połowę uczniów Hogwartu i niczego konkretnego się nie dowiedział. Każdy powtarzał to samo. Nikt nie zwracał uwagi na otoczenie. Wszyscy słyszeli tylko krzyk i komendę do ucieczki. Nie było ucznia, który potrafiłby udzielić mu jakiejkolwiek przydatnej informacji. Siedział przed biurkiem i coraz bardziej się denerwował. Denerwował to mało powiedziane. Był wściekły.
„Jak te bachory mogły niczego nie zauważyć!? Każdy widzi tylko czubek własnego nosa. Albo ktoś ich zastraszył, albo faktycznie są takimi debilami, na jakich wyglądają.”
Jego rozmyślania przerwało ciche pukanie.
- Wejść!
Do pomieszczenia weszła szóstoklasistka. Była cała roztrzęsiona, jednak w progu wzięła się w garść i już z większą odwagą podeszła do biurka.
- Witam profesorze. Wiem, po co mnie pan tu wezwał, więc przejdę od razu do rzeczy. – wydawała się być zdeterminowana i Snape nie chciał jej przerywać – Pomijając to, jak znalazłam się na błoniach, bo to już zapewne słyszał pan dziś sto razy, wiem, co tam zaszło. Razem z Anabeth szukałyśmy naszej przyjaciółki Rose, ale nie mogłyśmy jej znaleźć. Godzinę wcześniej uciekła z płaczem do pokoju, ale gdy tam poszłyśmy, jej nie było. Znalazłyśmy się na błoniach i zauważyłyśmy, że kilku chłopaków przykuło ją do bijącej wierzby. Pobiegłyśmy w jej stronę, ale w tym samym momencie podbiegła tam profesor Silvana i kazała uciekać. Anabeth pobiegła przed siebie, a ja zanim upadłam i uderzyłam się w głowę zauważyła, jak profesor Blackrose wykrzykuje jakieś zaklęcie i kajdanki pękają. Ona wypchnęła Rose spod drzewa, a sama chyba została. Nie widziałam, bo w tej chwili potknęłam się i straciłam przytomność. Od razu, gdy ją odzyskałam przyszłam tutaj. Z tego co wiem, to Rose jest w szoku. Siedzi w swoim pokoju i nie odzywa się do nikogo. Dziewczyny chciały ją zabrać do skrzydła szpitalnego, ale ona zaczęła krzyczeć i drapać. Pani Pomfrey nie mogła przyjść, bo dogląda pani profesor, a reszta nauczycieli biega po szkole i zamyka uczniów w dormitoriach. Nie chcę rzucać na nikogo podejrzeń, ale obawiam się, że za tym stoi Ernest Smith i jego banda. Poprzysiągł, że zemści się na Rose i chyba rzucił na nią jakąś klątwę.
Severus był wdzięczny dziewczynie, że jest tak bardzo konkretna. W końcu miał jakiś punkt oparcia. Faktycznie tych uczniów jeszcze nie przesłuchiwał.
- Dlaczego Smith rzucił klątwę na Bell?
- Chciał się z nią przespać, a ona mu odmówiła i jeszcze dała w twarz. Nie wiem jak to się nazywa, ale chyba męska duma.
„ On nie posiada męskiej dumy, ponieważ jest pierdolonym szczeniakiem, a nie mężczyzną” – na szczęście nie powiedział tego na głos.
- Dziękuję ci za informację. Mogę cię jeszcze potrzebować. Teraz pójdziesz ze mną do profesor Mcgonagall. Trzeba pomóc twojej koleżance. Nie wiadomo jaka to klątwa. Ja porozmawiam sobie ze Smithem.

***

- Harry! – Viv wbiegła do salonu i wykrzykiwała imię przyjaciela.
- Sprawdzę w łazience. – zaoferował Draco – Ty wejdź do jego sypialni.
Draco otworzył drzwi. Całe pomieszczenie było wypełnione parą. Rzucił szybkie zaklęcie i poszedł w stronę prysznica. Miał rację, Harry się kąpał.
- Harry, wyłaź. – chłopak odwrócił się do niego i spłonął rumieńcem. Był w końcu zupełnie nagi – Nie pora teraz na to – jakby czytał w jego myślach – Silvanę uderzyła wierzba. Podobno tylko my możemy uratować jej życie.
Brunet rzucił na siebie szybkie zaklęcie suszące. Wciągnął spodnie i zakładając koszulkę, wyszedł za Draco z łazienki.
- Mów Viv – ponaglił Blondyn.
- Czytałam o waszej więzi. Ostatni taki przypadek miał miejsce ponad sto lat temu. Pewna para została nią obdarzona i było dokładnie tak, jak z wami. Przeczytałam, że każde z nich odziedziczyło najsilniejszą magię ich przodków, pięć pokoleń wstecz. Byli niezwyciężonymi czarodziejami, kiedy łączyli magię. Nie mam czasu się nad tym teraz rozwodzić. Sęk w tym, że ty Draco miałeś pradziadka, który był niezwykle utalentowanym Magomedykiem. Jeśli wierzyć tej opowieści, to odziedziczyłeś po nim tą magię. Dzięki połączeniu waszej mocy, możesz uratować Silvanę. Jesteście bardzo potężni, choć pewnie jeszcze tego nie odkryliście. Za pomocą małego rytuału, odblokujecie dostęp to skrywanej dotąd magii.
- No to na co jeszcze czekamy! – odezwał się Harry – Idziemy!
- Spokojnie. Gdzie jest haczyk? – Draco wydawał się być jedynym, który trzeźwo myślał.
- Haczyk jest taki, że ten rytuał może połączyć was na zawsze. To bardzo potężna magia i jest niemal równoznaczna ze srebrnym węzłem. – Draco wciągnął ze świstem powietrze, a Harry wpatrywał się w nich z niezrozumieniem.
- Chodzi o to, Harry, że srebrny węzeł łączy ludzi, na całe życie. – kontynuowała Vivienne – Ba! On łączy ich na całą wieczność. Tego nie da się odkręcić. Tylko najbardziej potężni czarodzieje, mogą z niego skorzystać. Magia łączy tylko dwie kompatybilne ze sobą sygnatury czarodziei. Jest ogromne ryzyko, że stracą magię, bo jeśli małżonkowie do siebie nie pasują, to skutek może być opłakany. W najlepszym wypadku zostaną charłakami, a w najgorszym… - spojrzała na niego znacząco.  – Sęk w tym, że jeśli rytuał się powiedzie, to i tak będziecie musieli dopełnić go srebrnym węzłem, który umocni waszą więź. A jak się nie powiedzie… Sami rozumiecie.
Harry przełknął głośno ślinę. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Nie miał jednak czasu na zbyt długie wahanie.
- Jak można sprawdzić, czy pasujemy do siebie? – odezwał się po chwili.
- Tego nie da się sprawdzić. To albo jest, albo nie. Musicie to poczuć. Być tego pewni i nie wahać się.
Harry spojrzał na swojego chłopaka. W jego oczach było przerażenie.
- Możesz nas zostawić na minutę samych? – zapytał przyjaciółki.
- Oczywiście. Będę przed drzwiami.
Gdy wyszła, ponownie odezwał się do Blondyna.
- Draco, co zrobimy?
- Harry, nie mam pojęcia. Ja jestem pewien swoich uczuć. Kocham cię – delikatnie przejechał palcem po jego policzku – Nie wiem jednak, czy magia nas zaakceptuje. Przez tyle lat się nienawidziliśmy. Poza tym ty nadal się wahasz. Czy chcemy tak wiele ryzykować?
- Ja też cię kocham. Może to zabrzmi zbyt gryfońsko, ale według mnie powinniśmy zaryzykować. Jeśli jednak nie chcesz, zrozumiem. Tu chodzi w końcu o nasze życie.
- Też myślę, że powinniśmy spróbować. I tak nie potrafiłbym pokochać nikogo innego. – szybko pocałował go w usta i pociągnął na korytarz. Zanim jednak wyszli, Draco odezwał się ponownie:
- Nigdy w życiu nikomu tego nie mówiłem. Myślałem, że ta chwila będzie bardziej, hmm romantyczna? Ale widać wszystko co związane ze Złotym Chłopcem musi dziać się w biegu i w obliczu ogromnego zagrożenia.
- A Książę Slytherinu nawet w takiej chwili musi wtrącić swoje trzy grosze. – uśmiechnął się, aby dodać mu otuchy, mocniej ścisnął jego rękę i wyszedł na zewnątrz.
To szybkie wyznanie sprawiło, że oboje byli w stanie zrobić wszystko, aby tylko nic się w tej kwestii nie zmieniło. Zdecydowani powiedzieli Vivienne o  swojej decyzji i szybkim krokiem udali się do gabinetu dyrektora. Trzeba było ratować życie Silvany. 


*Dziękuję Shili za obrazek ;)


niedziela, 8 listopada 2015

Przepraszam!

Witam kochani :)
Ja dzisiaj przybywam z niemiłą informacją :( Nie będzie dzisiaj rozdziału :( Przed chwilą właśnie kończyłam go pisać i normalnie ukradli mi prąd, a mądra ja nie zapisałam sobie tego i mi wszystko usunęło... Strasznie Was przepraszam :/ Obiecuję, że wstawię go w tym tygodniu, ale niestety muszę go napisać jeszcze raz :(
Przepraszam, przepraszam, przepraszam :(
Mam nadzieję, że mi wybaczycie :(
Serka