sobota, 26 września 2015

Rozdział X

Hej :D Nareszcie jestem :D Rozdział nie wyszedł idealny, ale cóż... Postanowiłam go już więcej nie poprawiać i wstawiać taki jaki jest. Postawiałam w nim na jedną kwestię i jej się trzymałam. Obiecuję, że od następnych rozdziałów będzie więcej Silvany i całej reszty, a nie tylko Drarry :D Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D Przepraszam jeszcze raz za błędy. 
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze <3 Jesteście cudowni!

Rozdział tradycyjnie dedykuję Nanie, Ciumie, Shili, Patts, Thegoni, Undead Girl, którą witam ponownie :D i TheMateo ;) Dziękuję za Wasze komentarze :** Bez Was nie miałabym po co tego pisać :)
Tradycyjnie proszę o komentarze, bo one naprawdę sprawiają, że mam chęć dalej to pisać ;) 

Nie przedłużając, życzę miłego czytania :D
Serka


Rozdział X


Tym razem pierwszy obudził się Draco. Głowa bolała go niemiłosiernie. Wczoraj wypił zdecydowanie za dużo. Dobrze, że poczciwy wujek Severus nauczył go kiedyś ważyć eliksir na kaca. Dziękował Merlinowi, że poświecił jeden dzień na ostatnich wakacjach, aby stworzyć dość spory zapas na ten rok szkolny. Trafnie przypuszczał, że w ostatnim roku czeka go wiele imprez. Minęły dopiero trzy tygodnie września, a on zdążył już zabalować ze cztery razy. Nieźle, jak na początek.
Otworzył oczy. Cieszył się, że dormitorium Ślizgonów znajduje się w lochach i nadal panuje tu półmrok. W innym wypadku zapewne przekląłby słońce. Namacał swoją różdżkę, którą zostawił pod poduszką. Na szczęście pamiętał choć ten szczegół. Przywołał fiolkę eliksiru i od razu wychylił całość. Fala ulgi zalała go od razu. Usiadł na łóżku i przeciągnął się. Dotknął swoich splątanych włosów. Były w fatalnym stanie. Już miał wstać, aby pójść pod prysznic, kiedy uświadomił sobie, że jest przykuty do Potter’a. Dopiero teraz spojrzał na drugą połowę łóżka, gdzie smacznie spał Brunet. Była ósma, co oznaczało, że śniadanie już się zaczęło. Zaklął pod nosem. Znowu będzie zmuszony pójść głodny na lekcje. Nie mógł przecież iść do Wielkiej Sali w takim stanie. Miał godzinę, więc postanowił obudzić Harry’ego. Zanim jednak to zrobił, przywołał z szafki drugą fiolkę eliksiru, bo wiedział, że Gryfon wypił wczoraj podobnie dużo, co on.
Jeszcze raz spojrzał na śpiącego Bruneta, który uśmiechał się przez sen. Ślizgonowi było żal go budzić, ale jego wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Niestety, coś za coś. Uśmiechnął się ciepło do śpiącego Gryfiaka i przybrał swoją maskę, po czym zaczął potrząsać ramię chłopaka.
- Potter, wstawaj. Nie mamy całego dnia. – Harry zaczął coś mamrotać i jeszcze szczelniej owinął się kołdrą – No już! Ominęło nas śniadanie. Jak się spóźnimy na eliksiry, to Snape nas zabije.
- Odwal się Malfoy, chce spać.- warknął Brunet.
- Sam tego chciałeś. – powiedział bardziej do siebie.
Zaklęciem ściągnął z niego kołdrę, wywołując gęsią skórkę, na ciele Gryfona. Dopiero teraz zauważył, że oboje byli w samych bokserkach.
„Kiedy zdjęliśmy ubrania” – zastanowił się Draco.
Harry z całych sił starał się ogrzać swoimi ramionami. Nie miał nastroju nawet na kłótnie z Fretką. Wczoraj wypił za dużo i teraz odczuwał tego skutki.
- Potter, wstawaj do jasnej cholery! Chyba, że chcesz brutalniejszy sposób budzenia. – Malfoy był zły nie na żarty.
Nie widząc żadnej reakcji ze strony Harry’ego, wypowiedział ciche „aquamenti”. Strumień zimnej wody wytrysnął z jego różdżki, oblewając Wybrańca. Ten zerwał się z pozycji leżącej i usiadł już w pełni rozbudzony. Szybka zmiana pozycji, sprawiła, że miał wrażenie iż zaraz pęknie mu głowa. Złapał się za nią. Blondyn podsunął mu fiolkę z eliksirem na kaca. Wypił ją szybko, nawet nie pytając co to. Od razu poczuł się lepiej.
- Zwariowałeś! – ryknął na Malfoy’a, gdy odzyskał już pełnię sił. – Mogłeś normalnie mnie obudzić, a nie fundować mi z samego rana zimny prysznic!
- Wybacz królewno, ale racjonalne argumenty do ciebie nie docierały. Musiałem powziąć radykalne kroki. A teraz idziemy do łazienki. Śmierdzimy, a ja nie zamierzam w takim stanie paradować po Hogwarcie.
- Nigdzie stąd nie idę. – Harry zaplótł ręce i siedział z uniesioną do góry głową.
- Nie pozostaje mi nic innego, jak zmusić cię do tego – Ślizgon uśmiechnął się swym diabelskim uśmieszkiem. – wingardium leviosa – powiedział zanim harry zdołał go powstrzymać. Rzucił jeszcze zaklęcie uciszające i zaklęcie tarczy, tak, że tamten nie mógł go dotknąć.
 Przelewitował Bruneta ze sobą do łazienki. Dopiero, gdy zobaczył, że Harry się uspokoił i nie wymachuje już rękami, zdjął zaklęcia i obaj w ciszy zajęli się poranną toaletą.

***

Harry był naburmuszony przez resztę dnia. Nie odzywał się do Fretki i nie zamierzał robić tego w najbliższym stuleciu. Po obiedzie dyrektor wezwał ich do siebie. Gdy weszli do jego gabinetu, zobaczyli dwóch Rudzielców, którzy szczerzyli się do nich.
- Witaj Harry – rzucili jednocześnie, uśmiechając się do kolegi.
- Doszły nas słuchy – zaczął Fred
- Że przykuli cię do Fretki – dokończył George.
- Głupie wiewióry. Mówcie lepiej jak zdjąć to cholerstwo. – warknął zły Draco.
- Zluzuj majty barcie – powiedzieli bliźniacy jednocześnie.
- To nie są takie zwykłe kajdanki – tłumaczył jeden.
- Nie gadaj. Kto by pomyślał?! – sarknął Blondyn.
- Problem tkwi w tym, że nie da ich się zdjąć żądnym zaklęciem – kontynuował brat, nie zwracając uwagi na Fretkę.
- Jest tylko jeden sposób, żeby się ich pozbyć.
- George, powiedz to wreszcie, chcemy mieć to już za sobą – Harry denerwował się coraz bardziej. On znał te wynalazki Wesleyów. Oj znał je doskonale.
- Musicie się pocałować – obwieścili z uśmiechem.
- Co!? – Krzyknęli jednocześnie Draco i Harry.
- Nie ma mowy! – Wybraniec odsunął się jak najdalej Blondyna. – Nie pocałuję tej Fretki!
- Daj spokój Potter. Już to robiliśmy. – Pozostałe osoby stojące w gabinecie zdawały się nawet nie być zaskoczone. Co było dziwne – Jeden głupi całus i będziemy wolni. - Draco był ciut zdenerwowany, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. Musiał pozbyć się tych kajdanek.
Harry westchnął. W sumie jeśli taka tylko miała być cena wolności, to mógł się poświęcić ten ostatni raz. Obrzucił bliźniaków groźnym spojrzeniem i zbliżył się do Malfoy’a. Nawet nie patrząc mu w oczy, złożył na jego ustach szybkiego całusa i momentalnie się odsunął. Coś było jednak nie tak. Kajdanki nadal były na swoim miejscu.
- Co jest? – zdenerwował się Wybraniec  - mówiliście, że to pomoże.
- Harry, Harry, Harry, to tak nie działa. To są kajdanki miłości. – Gryfon i Ślizgon wytrzeszczyli na nich oczy – Odpiąć je może naprawdę szczery pocałunek. Czasem trzeba czegoś więcej niż pocałunku – George mrugnął do nich – Ale takie są wykonywane na specjalne zamówienie. Tak więc dopóki oboje nie będziecie tego chcieli i dopóki nie będzie to szczere z waszej strony, będziecie nadal skuci.
- Nie mam zamiaru być przykutym do tego tlenionego blondyna przez resztę mojego życia!
- To czupiradło psuje mój wizerunek! – gorączkowali się chłopcy.
- To niemożliwe, żebyśmy kiedyś się szczerze pocałowali! – krzyczał Harry – my się nienawidzimy.
To słowo na chwilę zawisło między nimi w powietrzu.
- Cały geniusz tych kajdanek polega na tym, że nie złączą one dwóch przypadkowych ludzi. Między wami coś musi być, skoro złączyły akurat was. Nie ma innej opcji. Myślę, że w waszym przypadku zadziałają, jeśli dojdziecie do porozumienia. Tak silna zmiana uczuć z nienawiści do choćby polubienia, powinna pomóc.  – tym razem wyjaśnił Fred.
- Poza tym, skoro mówiliście, że się już całowaliście, to nie wiem, w czym macie taki problem. – kontynuował jego bart.
- To było wyzwanie! – powiedział zrezygnowany Harry.
- Dobrze wiecie, że między nami nic nie ma. Nienawidzimy się od pierwszej klasy. Nie ma opcji, żebyśmy się szczerze pocałowali. – Draco starał się zrozumieć sytuację w jakiej się znaleźli.
- Nie wiem, czy się lubicie, czy nie, ale działanie kajdanek jest potwierdzone. Nie ma innego sposobu, żeby je zdjąć.
Harry jęknął. Opadł zrezygnowany na najbliższe krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
- To się nie dzieje naprawdę. – mamrotał do siebie.
- Niestety to dzieje się naprawdę – skwitował gorzko Malfoy i usiadł na krześle obok.
- W takim wypadku – odezwał się dyrektor, który do tej pory milczał – Jeśli do czasu Turnieju nie będziecie rozkuci, nasza szkoła musi zrezygnować z rozgrywek. Nie mogę narażać uczniów i nie mogę też zmienić was na nikogo innego. – rzekł trochę zmartwiony. – Do przyjazdu uczniów z innych szkół pozostał tydzień. Mam nadzieję, że do tego czasu uda wam się rozwiązać ten mały problem. Jeśli jednak będzie inaczej, podejmę właściwe kroki. – widząc smutnych uczniów, postanowił trochę rozładować napięcie – Nie przejmujcie się tak. Zawsze możecie zostać małżeństwem. – powiedział wesoło, co jednak nie przyniosło oczekiwanego skutku.
Harry był przerażony wizją zostania mężem Draco.
„Czy w społeczności czarodziejów to normalne?” – zastanawiał się, jednak jego rozważania przerwał głos profesora.
- Wezwę specjalistów, aby zbadali tą sprawę. Możecie być pewni, że dołożę wszelkich starań, aby wam pomóc. A teraz zmykajcie. Macie zwolnienie z lekcji do końca dnia. – uśmiechnął się do nich.
Opuścili gabinet w ciszy. Szli przed siebie i nie wiedząc czemu kierowali się na błonia. Mieli dość tej całej sytuacji. Musieli wszystko przemyśleć. Nie mogli pozwolić, aby odwołano Turniej. Postanowili coś z tym zrobić. Najgorsza była perspektywa dogadania się z tym drugim. Wiedzieli, że to nie będzie łatwe, ale mimo wszystko postanowili spróbować.

***

Długo siedzieli w ciszy. Nie chcieli rozmawiać. Oboje musieli wszystko poukładać sobie w głowach. To było trudne, ale musieli coś postanowić. Harry bał się przełamać i przyznać, że Draco nie jest już znienawidzoną przez niego osobą. A Draco nie chciał wyznawać komukolwiek swoich uczuć, a tym bardziej Potter’owi. Został wychowany na zimnego dupka i to było trudne. Każdy z nich z resztą bał się odrzucenia przez tego drugiego. I takim sposobem koło się zamykało. Oboje jednak wiedzieli, że jeśli nie zwyciężą swoich lęków, nic z tego nie będzie.
- Pogadamy? – odezwał się pierwszy Gryfon.
- A czy ja ci Potter wyglądam na roztrzęsioną panienkę? – sarknął.
- Nie możesz całe życie udawać, że nic cię nie obchodzi. Zachowujesz się jak małolat. Nie da się uciec przed problemami. Musisz stawić im czoła. Dobrze o tym wiesz. Poza tym rozmowa jeszcze nikogo nie zabiła.
Draco westchnął. Dobrze wiedział, że Harry ma rację. Miał kurde cholerną rację, a on musiał to przyznać.
- Dobra. Pogadajmy.
Wybraniec uśmiechnął się lekko.
- Może powinniśmy się najpierw lepiej poznać. Praktycznie nic o sobie nie wiemy. Poza tym, że masz obsesję na punkcie swoich włosów – zażartował, na co Ślizgon lekko się uśmiechnął.
- To co w takim razie chcesz wiedzieć?
- Proponuję pytanie za pytanie. Tak będzie nam łatwiej.
- W porządku. Zaczynaj.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Poważnie, Potter?
- No co? – wzruszył ramionami - Na początek coś łatwego. A więc?
- Zielony. – Draco lubił taki odcień, jaki miały oczy Bruneta, ale do tego już się nie przyznał.
- Typowy z ciebie Ślizgon.
- Masz z tym jakiś problem?
- Nie. Oczywiście, że nie. Twoja kolej.
- A więc, jaki w takim razie jest twój ulubiony? Czerwień? A może złoto? – uniósł jedną brew.
- To, że jestem Złotym-Chłopcem-Który-Przeżył-I-Za-Cholerę-Nie-Chce-Umrzeć, – tą nazwę wymawiał z udawaną ironią, no co Draco roześmiał się cicho – nie znaczy, że kocham barwy Gryffindoru. Poza tym nie miałem nawet tam trafić. – Draco wydawał się być zdziwiony, ale nie przerwał mu – Wracając do pytania, to lubię srebrny i szafirowy. Moja kolej. Kiedy zrozumiałeś, że jesteś gejem?
Draco prychnął.
- Zadziwiasz mnie Potter. Tego się nie da tak po prostu zrozumieć. Takim się trzeba urodzić i to zaakceptować. Tak po prostu jest i już. Ale jeśli musisz wiedzieć, kiedy to do mnie dotarło, to było na trzecim roku, gdy miałem małą przygodę z Blaise’m. Od tej pory wiedziałem, że to jest to, czego chcę. Jak to nie miałeś trafić do Gryffindoru? Wyjaśnij.
Harry westchnął. Wiedział, że nie powinien o tym wspominać, ale stało się.
- Tiara chciała mnie przydzielić do Slytherinu. – spojrzał na Malfoy’a na którgo twarzy malował się kompletny szok. Chłopak, który na co dzień krył swoje emocje pod maską, teraz wyglądał wręcz obco.
- Niemożliwe. Złoty Chłopiec Gryffindoru, miał być Srebrnym Chłopcem Slytherinu. – Draco nie dowierzał w to co mówi.
- Nie chciałem tam trafić, więc poprosiłem Tiarę, żeby przydzieliła mnie do Gryffindoru. – kontynuował.
- Skoro masz w sobie zadatek na Ślizgona, to czemu zlekceważyłeś wybór Tairy? Dlatego, że Voldemort był w Slytherinie?
Harry się zawahał. Wolał jednak mieć już ten szczegół ze swojego życia za sobą.
- Nie. Nie chciałem tam trafić bo ty tam byłeś. – odważył się spojrzeć mu w oczy. Blondyn zdawał się nie rozumieć, więc kontynuował – Obrażałeś Ron’a. On był dla mnie miły i polubiłem go. Nie miałem wcześniej przyjaciół dlatego tak mnie to zdenerwowało.
Malfoy przetwarzał w myślach, to co właśnie usłyszał. Nie mógł wprost pojąć dlaczego z powodu takiej błahostki Harry poprosił Tiarę o zmianę decyzji. Ale w końcu to był Harry. Zabolało go to, co usłyszał. Kto wie jak potoczyłyby się ich losy, gdyby nie obraził wtedy Wiewióra.
- Dlatego tak mnie nienawidziłeś. – odparł sucho.
- Draco – zaczął Harry – Byliśmy młodzi. Nie możemy obwiniać się za błędy przeszłości. Było minęło. Teraz musimy iść dalej – uśmiechnął się.
- W porządku – Blondyn nadal nie był przekonany, ale nie chciał teraz tego roztrząsać. – Proszę o kolejne pytanie.
I rozmawiali. Długo, szczerze i o wszystkim. W końcu zgłodnieli i poszli na kolację, a potem na ćwiczenia do Pokoju Życzeń. A wieczorem przed snem, znowu rozmawiali. Kłócili się, owszem. Nadal działali sobie na nerwy, ale było inaczej niż przedtem. Było lepiej. Zdarzały się chwile, że nawet żartowali, co było kolosalnym postępem.

***

Pewnego dnia profesor Snape wezwał dziesiątkę uczestników Turnieju do siebie.
- Jako, że mam to nieszczęście być waszym opiekunem – zaczął obrzucając przybyłych znudzonym wzrokiem. – Moim obowiązkiem jest sprawić, abyście się zbytnio nie skompromitowali, co pewnie dla większości z was graniczy z cudem. Mimo wszystko zrobię co w mojej mocy, aby choć trochę nauczyć was dobrych manier. Dzisiaj zaczniemy od nauki tańca. – uczniowie wyglądali na lekko zdziwionych. Nie faktem, że mieli uczyć się tańczyć, ale faktem, że to właśnie Severus miał ich tego nauczyć. – Na balu, wasza dziesiątka ma zatańczyć pierwszy taniec. Z tego co wiem, uczyliście się tańczyć na bal związany z Turniejem Trójmagicznym. Ale sądząc po tym, jak to robiliście, śmiem przypuszczać, że nadal nie potraficie. – W tym momencie do klasy weszła profesor Silvana, przepraszając za spóźnienie – Witaj Silvano – odpowiedział jej uprzejmie Nietoperz – Poprosiłem panią profesor,-  zwrócił się do uczniów – aby nauczyła was kilku podstawowych tańców. Mam nadzieję, że wyniesiecie coś z tej lekcji i nie przyniesiecie hańby szkole. – Usiadł za swoim biurkiem, które przesunął w kąt klasy i zajął się poprawianiem jakiś klasówek.
Stoliki były już usunięte, tak, że w Sali eliksirów było wystarczająco miejsca do ćwiczeń.
- A więc moi drodzy. Dobierzcie się w pary. – uczniowie wykonali polecenie – Harry i Draco, wy niestety musicie dzisiaj ćwiczyć razem. Tak samo Vivienne i Ginny. Póki co będziecie tańczyć razem. Żeby każdy i każda z was mogła nauczyć się tańczyć właściwie, będziecie się wymieniać.
Ginny i Viv wzruszyły ramionami i stanęły naprzeciwko siebie. Harry i Draco, mimo początkowych oporów, też wykonali polecenie. Między nimi było coraz lepiej, więc zwykły taniec nie mógł chyba temu zaszkodzić.
- Pozwolicie, że zaproszę do nas sir Nicolasa, abyście mogli zobaczyć, jak macie tańczyć. – przez drzwi wleciał duch i ukłonił się swojej partnerce, oraz przywitał uczniów – Witam sir Nicolasie. Dziękuję, że zgodziłeś się mi pomóc.
- Nie mógł bym odmówić tak dobrze wychowanej damie.
Uczniowie byli zdziwieni, jak duch może tańczyć, ale nikt nie odważył się odezwać. Liczyli w duchu na to, że to Snape będzie tańczył. To zdecydowanie byłby niezapomniany widok.
- Partner musi objąć partnerkę w talii. – poinstruowała nauczycielka – Wasze ramiona muszą tworzyć kwadrat – tłumaczyła dalej.
Uczniowie starali się jak najlepiej wykonać polecenia profesorki.
- To jak? Kto pierwszy robi za partnerkę? – zapytał Harry, gdy żaden z nich nie zrobił pierwszego kroku.
- Sądząc po twoich umiejętnościach tanecznych, to proponuję, żebyś ty robił za, jak to nazwałeś, partnerkę. Pokażę ci co i jak, a potem się zamienimy.
Harry nie miał ochoty się kłócić, więc zgodził się z lekkim westchnieniem. Turniej zbliżał się nieuchronnie, a oni nadal mieli kajdanki na nogach. Musieli jakoś dojść do porozumienia.
Draco objął Potter’a w talii i przysunął go do siebie na odpowiednią odległość. Przez ułamek sekundy patrzyli sobie w oczy, po czym oddali się nauce tańca. Draco tańczył bardzo dobrze. Harry zaś z początku dreptał mu po nogach, za co zbierał kąśliwe uwagi o tym, że jest niezdarny i że Malfoy będzie musiał kupić sobie buty o trzy rozmiary większe, bo jak tak dalej pójdzie, to będzie mieć stopy jak słoń, ale po czasie udało mu się prawidłowo przetańczyć cały utwór. Może nie poruszał się z taką gracją jak Blondyn, ale szło mu coraz lepiej.
Kiedy po kilku godzinach Snape i Silvana stwierdzili, że potrafią tańczyć na tyle, żeby pokazać się w towarzystwie, opuścili klasę i udali się na swoje zajęcia.

***

- Myślisz, że nasza więź jest związana z tymi kajdankami? – zapytał Harry, gdy jednego wieczoru siedzieli w salonie i pisali eseje na eliksiry.
- Mam nadzieję – Blondyn nie oderwał wzroku od swojego wypracowania – Kiedy to wszystko się skończy i w końcu będziemy wolni, myślę, że wszystko wróci do normy.
Ich więź z dnia na dzień była coraz silniejsza. Teraz nie tylko byli zgrani we wszelkich wspólnie rzucanych zaklęciach, ale też potrafili czytać sobie w myślach, odczuwać uczucia tego drugiego, a na dodatek, ku przerażeniu obojga, nauczyli się telepatii i mogli ze sobą swobodnie rozmawiać. Samą sztukę telepatii opanowywało bardzo niewielu czarodziei, a sam fakt, że przytrafiło im się to w tak młodym wieku, był zdumiewający. Rozmawiali o tym z Silvaną,  dyrektorem i jakimś specjalistą ze Świętego Munga. Ten ostatni stwierdził, że może to być skutkiem działania kajdanek, które jak się dowiedzieli działały podobnie na wzór czarodziejskich zaręczyn. Było to strasznie skomplikowane, więc nie bardzo wiedzieli o co chodzi, jednak oboje zdawali sobie sprawę, że czarodziejskie zaręczyny zawiera się za pomocą łączącej narzeczonych więzi. Mieli nadzieję, że z chwilą kiedy się ich pozbędą, zniknie także więź. 
- Bal już za dwa dni – po chwili ciszy odezwał się znowu Harry. – Co będzie jeśli ich nie zdejmiemy?
- Wiesz co będzie. – odparł Malfoy sucho. Mamy dwa dni żeby pozbyć się tego cholerstwa. W przeciwnym razie możemy się pożegnać z Turniejem.
Oboje nie tracili nadziei na pomyślne zakończenie sprawy. I choć specjaliści byli bezsilni, oni nadal się nie poddawali. Cały czas ćwiczyli wraz z pozostałą ósemką. Pewnego dnia nawet Draco zrobił trening Quidditcha. Fakt, że musieli siedzieć na jednej miotle, ale przynajmniej mogli ćwiczyć. Dzięki temu choć w części mogli uczestniczyć w treningach, które musiały się przecież odbywać. Chłopcy dogadywali się coraz lepiej, ale nadal to nie było to. Nadal nie wystarczało, żeby zdjąć kajdanki. Atmosfera miedzy nimi robiła się coraz bardziej napięta. Presja jaką czuli od innych, nie pomagała. Takim sposobem pokazywali się publicznie tylko na posiłkach i lekcjach, a resztę czasu spędzali razem. Mogli milczeć godzinami, ale czuli się wtedy o wiele lepiej niż w grupie kilkunastu osób, które patrzyły na nich z wyrzutem, litością, a czasem nawet złością. Jedyne osoby, które ich wspierały, były ich przyjaciółmi. Może nie rozumieli przez co tych dwoje przechodzi, ale traktowali cała sytuację tak, jakby nigdy się nie wydarzyła. Byli im za to bardzo wdzięczni.
- Draco – powiedział Harry miękko i dotknął ramienia Blondyna, na co ten w końcu uniósł swój wzrok znad książki i ze zdziwieniem spojrzał na Gryfona. – Uda nam się. Zobaczysz. – uśmiechnął się lekko.
Draco westchnął.
- Wiem, Harry. Wiem.
Resztę czasu spędzili w ciszy, ale z nowym ciepłem, które zalało ich serca.

***

- Wstawaj Potter! Idziemy! Szybko! – Draco potrząsał śpiącym Harry’m. – No wstawaj! Już!
- Merlinie, Malfoy. – Wybraniec obudził się i spojrzał za okno - Jest noc! Nigdzie z tobą nie idę. Jutro przyjeżdżają uczniowie z Beauxbatnos i Durmstrang’u. mam zamiar się wyspać przed balem. Poza tym jako prefekci mamy ich przywitać i takie tam. Śpij. – położył się powrotem na łóżku i przykrył szczelnie kołdrą.
- Jeśli nie podniesiesz dupy w ciągu minuty, będę zmuszony znowu cię przelewitować.
Harry westchnął wściekły na Blondyna. Nie miał jednak ochoty na lewitowanie w niewiadomym kierunku. Wiedział, że Fretka nie żartuje. Podniósł się i spojrzał na niego zdenerwowany.
- Powiesz mi chociaż, co jest takie ważne, że każesz mi wstawać o północy?
- Chodź, to sam się przekonasz. Nie pożałujesz – dodał z szelmowskim uśmieszkiem.
Wstali i szybko założyli na siebie ubrania. Draco kazał mu ubrać się ciepło. Był już październik i noce były coraz bardziej chłodne.
Kierowali się w stronę wieży astronomicznej. Wbiegli po schodach. Przekroczyli ostatnie stopnie. Wewnątrz nie było nikogo. Draco podszedł do barierki. Harry stał w miejscu kawałek za nim, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Jeśli masz zamiar mnie zrzucić, to będziesz mnie musiał najpierw oszołomić – powiedział twardo i przyjął pozycję obronną wyciągając różdżkę. Naprawdę nie miał pojęcia, co też przyszło do głowy Ślizgonowi. Może w akcie desperacji, postanowił ich zabić?
Blondyn odwrócił się do niego.
- Matko, Potter, czy ty zawsze myślisz, że ktoś chce cię zabić? Wiem, że masz jakieś chore urojenia, ale niestety dzisiaj cie zawiodę i nie zabiję. Patrz – wskazał ręką na niebo i odwrócił się z powrotem.
Harry powoli podszedł do barierki, nadal trzymając różdżkę w górze. Stanął obok chłopaka i spojrzał przed siebie.
Z nieba spadały gwiazdy. Wyglądało to niesamowicie. Wybraniec nigdy czegoś takiego nie widział. Małe punkciki rozświetlały się na niebie, po czym opadały w dół. Widok był cudowny. Setki małych światełek spadało na ziemię, jak rozświetlone krople deszczu.
- Wow. – zdołał tylko powiedzieć.
- To deszcz meteorytów. A konkretnie Drakonid*. – wyjaśnił Blondyn – Przychodzę tutaj co roku, żeby je obserwować. Jak byłem mały, myślałem, że czarodzieje z innych planet wysyłają sobie wiadomości. W ten jeden dzień w roku, matka pozwalała mi siedzieć do późna i obserwować. Zasypiałem na parapecie, z nadzieją, że kiedyś będę mógł złapać choć jeden mały strumień światła. – opowiadał wpatrując się w przestrzeń.
Harry przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć, na zwierzenie Blondyna.
- Drakonidy… - zastanowił się – To od ich nazwy masz imię?
- Poniekąd tak. Moja matka interesuje się astronomią. Szczególnie gwiazdozbiorami. Jednym z nich jest Smok. Właśnie od jego łacińskiej nazwy dostałem imię.
- To jest niesamowite – powiedział Harry wskazując na wciąż spadające gwiazdy – Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem.
- Mało osób o tym wie. Trzeba znać dokładną godzinę i datę, żeby zobaczyć to zjawisko. Nikomu wcześniej tego nie pokazywałem.
- Mi pokazałeś, bo musiałeś. – odparł Harry smutno, spuszczając głowę.
Draco odwrócił się gwałtownie do niego.
- Nie. Pokazałem ci to, bo chciałem. Myślisz, że gdybym nie chciał, opowiadałbym ci to wszystko? – Blondyn wpatrywał się w niego intensywnie.
Harry poczuł przez ich więź, że mówi prawdę. Spojrzał na niego z uśmiechem.
Patrzyli sobie w oczy, a świat dokoła zdawał się nie istnieć. W tej chwili liczyli się tylko oni i to, co w tej chwili czuli. Nie wiedząc kiedy, pokonali dzielącą ich odległość i teraz niemal się ze sobą stykali.
Nadal patrząc w te cudnie zielone oczy, Draco uniósł dłoń i kciukiem zaczął gładzić policzek Gryfona. Drugą ręką objął go w pasie przysuwając bliżej. Po raz ostatni spojrzał Harry’emu w oczy i przyciągnął go do pocałunku.
Potter przez pierwszą chwilę, był zaskoczony, ale potem wplótł dłonie we włosy Blondyna i całkowicie poddał się nowemu uczuciu, które rozlało się wewnątrz niego.
Pocałunek był powolny. Różnił się od tych wszystkich, jakie przeżyli dotychczas. Wyrażał wszystko, co dotychczas czuli. Oderwali się od siebie na moment, żeby spojrzeć sobie w oczy, po czym przywarli do kolejnego pocałunku. Ten z kolei był zachłanny. Pozwolił w końcu uwolnić się wszystkim skrywanym dotąd uczuciom. Czas stanął w miejscu. Oni tylko stali na wieży i całowali się, przerywając tylko by zaczerpnąć powietrza. Mieli wrażenie, jakby magia pulsowała wokół nich. W końcu oderwali się na dobre. Dyszeli i uśmiechali się do siebie najszczerzej jak tylko mogli. Stykali się czołami i z przymkniętymi oczami próbowali uspokoić swoje rozszalałe serca.
- Ja… To było niesamowite – powiedział w końcu Draco spoglądając na zarumienionego Pottera.
- Racja. – zdołał tylko powiedzieć Wybraniec.
Draco wodził kciukiem po jego policzku.
- Już dawno chciałem to zrobić – odparł dotykając jego napuchniętych od pocałunków ust.
- Ja też – przyznał Harry, za co został obdarzony zaskoczonym spojrzeniem i znowu przyciągnięty do pocałunku.
- Nigdy czegoś takiego nie czułem – powiedział Harry, gdy w końcu oderwali się od siebie.
- Ja też, ale to jest cudowne.
- Myślisz, że… ty i ja… to znaczy, że my moglibyśmy… - jąkał się Harry, nie bardzo wiedząc co chce powiedzieć.
- Tak, Harry. Nie wiem, czy to się uda, ale myślę, że moglibyśmy spróbować. O ile ty nie masz nic przeciwko. – odparł spokojnie Blondyn.
- Nie! – gorliwie krzykną Harry. – Znaczy nie mam nic przeciwko. Tez myślę, że moglibyśmy spróbować. – Spojrzał w platynowe oczy chłopaka, w których zobaczył radość.
- No cóż, to znaczy, że od tej chwili dwa największe ciacha w Hogwarcie są zajęte – Ślizgon uśmiechnął się zabójczo.
- Na to wygląda – Harry przyciągnął swojego nowego chłopaka do kolejnego pocałunku. Nie trwał długo, bo Brunet przerwał go i odsunął się od Slizgona, przez co tamten jęknął z niezadowoleniem. – Nie dąsaj się tak. Możemy dokończyć w sypialni – mrugnął do niego, na co tamten się uśmiechnął – A teraz chodź, bo się przeziębimy.
Odsunęli się od siebie i ruszyli w kierunku schodów.
- Draco! – krzyknął Harry i gwałtownie się zatrzymał. Blondyn obrócił się i spojrzał na niego zdziwiony -  Kajdanki! Odpięły się!
Malfoy spojrzał na ich kostki, które okazały się być wolne. Uśmiechnął się i spojrzał na swojego chłopaka.
- Cudownie! Mam jednak nadzieję, że nie zamierzasz mnie teraz zostawić.
- Spokojnie, gdzie ja bym znalazł drugie takie ciacho jak ty? – zażartował z uśmiechem. Teraz jak już byli razem, nie miał zamiaru tak szybko z tego rezygnować – Status największego przystojniaka Hogwartu do czegoś zobowiązuje.
- Że niby ty, to największe ciacho? – Draco, udawał niedowierzanie. – Jeśli nadal będziesz ubierał się tak, jak ci mówię i dbał o siebie wystarczająco, to może uda ci się zająć miejsce obok mnie, ale aktualnie zapomnij, skarbie. – cmoknął go w policzek – A teraz chodź, bo naprawdę się przeziębimy.
Skierowali się do swoich kwater, żeby skończyć, to co zaczęli.

*Drakonidy - coroczny stały rój meteorów o aktywności między 6 października a 10 października i maksimum przypadającym na 8 października. <źródło wikipedia.org>
Nie mogłam sie powstrzymać, żeby nie dodać tego obrazka ;P

piątek, 11 września 2015

Rozdział IX


Heeej :D

W końcu wstawiam obiecany rozdział :D 
Jeju, było trudno, ale jakoś dałam radę :D Mam nadzieję, że spodoba się Wam ;) Uprzedzam, że ze względu na to, iż chciałam dodać go jak najszybciej, rozdział nie jest w ogóle poprawiany. Mogą pojawić się jakieś niedopowiedzenia, albo coś typu: jakiś przedmiot na początku akapitu był czerwony, a potem niebieski, za co przepraszam, ale jak wiecie pisałam to kilka dni i mogło mi się pomieszać :/ Mam jednak nadzieję, że wszystko w miarę trzyma się kupy :P 
Rozdziały będę poprawiać, jak będą jakieś święta czy coś, więc na razie niestety musicie się męczyć :/ 
Myślę jednak, że lepiej dodać wcześniej, niż walczyć ze sobą dwa dni, aby to ponownie przeczytać i w moim przypadku skończyło by się na całkowitej zmianie koncepcji :P
Nie zanudzam Was już więcej :D
Rozdział dedykuję Shili, Ciumie, Nanie, Thegoni i Patts. Dziękuję Wam dziewczyny. Bez Was nie byłoby tego dzisiaj :)
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze! Jesteście najlepsi! :*** Przepraszam, że musieliście tyle czekać :/
Proszę o komentarze. Piszcie jeśli coś jest niejasne, wytłumaczę i poprawię ;)
Ściskam :**

Serka



Rozdział IX


Harry powoli otworzył oczy. Już miał wstać, gdy uświadomił sobie, gdzie jest. Leżał na plecach wpatrując się przez chwilę w sufit. Potem spojrzał w bok, aby sprawdzić, czy Blondyn już się obudził. Ślizgon spał smacznie. Rozwalił się na całym łóżku, tak, że jego prawa ręka spoczywała na torsie Bruneta. Leżał w takiej pozycji, jakby miał zrobić aniołka na śniegu. Biała, aksamitna pościel, na której spał, tylko dodawała temu widokowi uroku.
 Potter delikatnie zdjął rękę Malfoy’a z siebie i położył obok. Miał zamiar usiąść, ale usłyszał, że Draco zaczyna mamrotać, przez sen, a po chwili przytulił do siebie Wybrańca i spał dalej, jakby nigdy nic. Harry leżał sztywno na plecach, obejmowany przez silne ramiona Blondyna. Wiedział, że jak tamten się obudzi, oboje będą czuć się dziwnie. Postanowił jakoś oswobodzić się z uścisku. Nie mógł sięgnąć po różdżkę, która leżała na szafce przy łóżku, bo drugi chłopak unieruchomił mu ręce. Zaczął delikatnie wysuwać się z jego ramion, ale ten jakby to poczuł i przycisnął jeszcze mocniej do siebie. Harry westchnął. Nagle usłyszał dziwny dźwięk, jakby mruk.
„Czy on właśnie zamruczał” – Wybraniec ze zdziwieniem spojrzał na nadal śpiącego Ślizgona. – „No pięknie...”
Gryfon przestał się oswabadzać, wiedząc, że to na nic się nie zda. Obserwował Blondyna, który z uśmiechem spał przytulony do niego. Rzęsy Draco rzucały długie cienie, na jego blade policzki. Włosy były lekko potargane, ale i tak wyglądały jakby ktoś przed chwilą je tak specjalnie ustylizował.
„Wygląda tak łagodnie.” – pomyślał Brunet, obserwując uśmiechniętego chłopaka, którego rysy, nie wyglądały już tak ostro, jak zazwyczaj. –„Idealny” – miał ochotę przejechać palcem po policzku blondyna, chcąc sprawdzić, czy ten „grecki bóg” jest prawdziwy, lecz wiedział, że ręce nadal ma unieruchomione.
Wpatrywał się z zachwytem w twarz Ślizgona. Draco powoli rozchylił powieki. Przez ułamek sekundy patrzyli sobie w oczy, aż w końcu Harry odwrócił wzrok.
Do Malfoy’a dotarło, że obejmuje Potter’a, jednak nie miał ochoty zabierać rąk. Przez chwilę poczuł, jakby Wybraniec naprawdę był tylko jego. Stwierdził, że skoro Harry nie protestuje, to spokojnie może kontynuować tą małą grę. Przypomniał sobie, jak Gryfon uspokajał go w nocy.
„Osoba, która cię nienawidzi, tak nie robi” – stwierdził w myślach, uświadamiając sobie, że ma większe szanse u Bruneta, niż przypuszczał, szczególnie, że teraz wiedział, iż tamten jest gejem.
- Dzień dobry – powiedział Blondyn fiulternie. – Jak się spało?
- Nienajgorzej – rzucił Brunet, który poczuł, że lekki rumieniec wypływa na jego policzki. Czuł, że Draco specjalnie nie uwolnił go z uścisku, a jego lekko zachrypnięty głos, tylko sprawiał, że Potter’owi robiło się coraz bardziej gorąco.
- Przypuszczam, że pierwszy raz w życiu miałeś okazję spać z takim bogiem seksu jak ja, więc nienajgorzej nie jest dobrym stwierdzeniem. Powinieneś powiedzieć przynajmniej, że to była najcudowniejsza noc w twoim życiu – zaczął się z nim przekomarzać Blondyn, widząc lekko czerwone policzki Gryfona. Postawił sobie za punkt honoru, że coraz częściej będzie wywoływał u niego taką reakcję.
„Wygląda tak słodko” – stwierdził Smok.
- Bogiem seksu powiadasz? – kontynuował przekomarzanie się, Brunet – Jakoś nie zauważyłem, żebyśmy robili coś niemoralnego ostatniej nocy. – w chwili gdy to powiedział, pożałował tego.
Ślizgon  od razu znalazł się nad nim. Pochylił się tak, że jego nos prawie dotykał nosa Wybrańca.
- Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy teraz nie spróbowali – szepnął i uśmiechnął się zabójczo, jak tylko on potrafił, sprawiając, że Złoty Chłopiec nie mógł zaczerpnąć tchu.
Harry poczuł, jak robi mu się ciaśniej w spodniach. Wiedział, że nie powinien pozwolić na jakikolwiek ruch Ślizgonowi, ale nie mógł się ruszyć. Blondyn działał na niego jak magnes. Jedyne czego pragnął, to znów poczuć smak tych słodkich ust.
Draco wiedział, że Harry pozwoliłby mu w tej chwili na wszystko. Czuł wybrzuszenie w spodniach Bruneta. Wiedział, że jeśli za chwilę nie zakończy tej zabawy, sam też przed niczym się nie powstrzyma. Potter działał tak na niego już od dawna. Mimo wszystko nie chciał, aby tak właśnie wyglądał ich pierwszy raz. Miał najpierw zamiar rozkochać w sobie Potter’a. Chciał, żeby czuł to samo, co on. Nie miał ochoty na kolejny pusty seks. Chciał czegoś więcej i chciał tego właśnie z nim. Wiedział, że jeśli teraz tego nie przerwie, to Harry mu tego nie wybaczy. Pragnął go, ale chciał, by Brunet również tego chciał. To nie mógł być poryw chwili. Harry póki co nie pozwolił mu się do siebie zbliżyć i gdyby teraz to zrobił, Wybraniec poczułby się wykorzystany i nigdy by mu nie zaufał. W normalnych okolicznościach, Draco nie powstrzymywałby się teraz, ale Harry był inny. Jemu naprawdę na nim zależało i miał zamiar sprawić, aby Gryfon poczuł to samo. Póki co musiał być cierpliwy. Zaczynali się do siebie zbliżać i nie miał ochoty teraz tego zepsuć. Zbyt wiele czasu zajęło mu, żeby wypracować ich dotychczasowe stosunki. To, że się nie kłócili i potrafili w swoim towarzystwie spędzić dobę bez pozabijania się, było ogromnym postępem. Malfoy wiedział, że małymi kroczkami przybliża się do celu. Harry jeszcze nie wybaczył mu ich ostatniej kłótni, a tego co mogłoby stać się za chwilę tym bardziej by mu nie wybaczył. Całą swoją siłą woli zsunął się z Bruneta siadając obok i przyjmując swoją wyćwiczoną minę.
Harry był zawiedziony tym, że Draco przerwał tą przyjemną chwilę. Chciał znów zasmakować tych cudownych ust. Mimo wszystko był wdzięczny Blondynowi, że nie posunął się o jeden krok za daleko. Wtedy nie byłoby już odwrotu. Wybraniec nie wiedział jeszcze, czy tego chce. Widział, że ich stosunki z dnia na dzień były coraz lepsze. Miał nadzieję, że w końcu dojdą do porozumienia i uda im się zaprzyjaźnić. Na razie nie liczył na nic więcej. Postanowił dać szansę losowi i póki co pozwolić tej sytuacji się rozwijać. Ślizgon tym gestem zyskał w oczach Gryfona. Wiedział, że Draco miał nad nim przewagę, jednak nie wykorzystał jej. Był mu za to wdzięczny. Książę Slytherinu nie pozwolił na to, by Złoty Chłopiec poczuł się jak „kolejna przygoda”, a to było już coś.
- Dobra, Potter. Wstajemy.  – odezwał się już swoim normalnym głosem Draco. Nie wracali ani do tego, co zdarzyło się w nocy, ani do tego, co teraz i tak było lepiej dla nich obu. – Mam niewiele czasu na poranną toaletę, a muszę wyglądać perfekcyjnie. Bycie największym ciachem w szkole do czegoś zobowiązuje.
Harry prychnął.
„Wrócił dawny Draco.” – pomyślał z ulgą i uśmiechnął się. Był szczęśliwy, że Blondyn nie poruszył tematu jego wcześniejszego zachowania.
- No już, Potter. Nie ma czasu. Poza tym ty też musisz jakoś wyglądać, skoro cały dzień musisz snuć się za mną. Nie pozwolę by moje tło było rozczochranym straszydłem. – rzucił wstając z łóżka, a Wybraniec uczynił to samo. – Jakichś cudów nie oczekuj. Sądzę jednak, że moje wczorajsze strzyżenie znacznie poprawiło twój wygląd.
- Nie wierze. – odparł Harry z udawanym zdziwieniem – Największa Dupa Hogwart’u powiedziała, że jestem przystojny. Świat się kończy. – przyłożył sobie dłoń do twarzy przybierając zszokowaną minę.
- To, że pozycja najprzystojniejszego chłopaka w szkole jest już zajęta, nie znaczy, że nie może być ktoś, kto zajmie miejsce numer dwa. – uśmiechnął się figlarnie.
Do Harry’ego dotarło, że Malfoy właśnie nazwał go przystojnym. Zaczerwienił się lekko.
Draco dla tego jednego małego rumieńca, mógłby powiedzieć nawet wprost, że Harry jest przystojny. W sumie naprawdę tak myślał. Odkąd Wybraniec nie nosił już tych ohydnych okularów i ubierał się w miarę przyzwoicie, wyglądał o wiele lepiej. Ponadto przybrał trochę ciała i nie była to już tylko sama skóra i kości, ale całkiem dobrze umięśniony młodzieniec.
Skierowali się do łazienki na poranną toaletę. Draco’nowi jak co dzień, zajęło to trzy kwadranse. Harry nie mógł się nadziwić, jak Blondyn może tyle czasu spędzać w łazience. Jemu poranna toaleta zajęła tylko kilkanaście minut. Kiedy w końcu udało im się wyjść, udali się na śniadanie.
Gdy tylko wkroczyli do Wielkiej Sali, większość dziewczyn zaczęła pożerać chłopaków wzrokiem. Harry robił furorę swoją nową fryzurą.
Po szkole szybko rozeszły się plotki, że dwóch najprzystojniejszych chłopaków jest już zajętych. Widok tej dwójki razem, tylko potęgował ogólny smutek. Dziewczyny wzdychały do przechodzących chłopaków. W duchu liczyły, że szybko się pokłócą i to którejś z nich przypadnie rola „pocieszycielki”.
Harry pomachał do swoich przyjaciół i pomaszerował w stronę stoły Slytherinu. Zajęli to samo miejsce co wczoraj. Obok niego usiadał Vivienne, która zaraz po nich weszła do pomieszczenia.
- Cześć przystojniaku – rzuciła i pocałowała Wybrańca w policzek, co nie umknęło uwadze Draco, w którym aż się zagotowało. Wiedział jednak, że nie może wybuchnąć. – Pamiętasz o dzisiejszym wieczorze – mrugnęła do niego.
- Cześć Viv. – promiennie uśmiechnął się do niej  - Jasne, że pamiętam. – dzisiaj miały się odbyć urodziny bliźniaków i Harry ku swej radości stwierdził, że prezenty, które dla nich wybrał, są już w jego pokoju, do którego udał się bo ubrania dzisiejszego ranka.
- Widzimy się o dziewiątej – mrugnęła do niego. – Drako, skarbie, udało ci się załatwić moją małą prośbę? – zapytała Blondyna, który uparcie kłuł bogu ducha winną szybkę.
- Jasne. – burknął.
- Wszystko załatwione – szepnął jej do ucha Harry, który zrozumiał, że chodzi o skrzynkę trunków która spoczywała w bezpiecznym miejscu u nich w dormitorium. Zapasy Snape’a już udało im się uzupełnić, więc wszystko było dopięte na ostatni guzik.
- A ten co taki nie w humorze – odszepnęła dziewczyna zerkając na Blondyna.
Harry wzruszył ramionami i zabrał się za pałaszowanie tosta.
Reszta śniadania minęła bez większych rewelacji.

***

Idąc korytarzem w kierunku klasy, mijali mnóstwo dziewczyn, które albo czerwieniły się na ich widok, albo chichotał między sobą. Harry’ego strasznie to denerwowało. Viv wyjaśniła mu, jakie plotki chodzą po szkole i chłopak miał ochotę rzucić się z wieży astronomicznej, ale najpierw udusić Draco, któremu ta sytuacja zdawała się w ogóle nie przeszkadzać.
- Chodź szybciej – rzucił Brunet do towarzysza, który wlókł się niemiłosiernie.
- Mamy jeszcze sporo czasu do lekcji, więc nie widzę powodu abym miał się gdziekolwiek spieszyć. – rzucił chłopak w ogóle nie przejmując się Harry’m.
- Gapią się na nas – szepnął Potter, jakby to miało sprawić, że Ślizgon zacznie poruszać się szybciej.
Mylił się jednak. Przecież ego Malfoy’a było większe od trzech takich zamków jak Hogwart, a fakt, że ktoś się na niego gapił, bo im się podoba, sprawiał, że rosło jeszcze bardziej.
 - Gdybyśmy wyglądali jak pierwszy lepszy włóczędzy z ulicy, to by się tak nie gapili, Potter. Kiedy w końcu zrozumiesz, że przystojne osoby się podziwia? – spojrzał na niego z wyższością.
- Ale im nie o to chodzi – próbował się bronić Wybraniec. – Oni mylą… - zamilkł. Nie miał zamiaru uświadamiać Draco, jakie plotki krążą po szkole.
- Doskonale wiem, co mówią – rzucił lekko Ślizgon. – Ja ich z błędu wyprowadzać nie zamierzam. Nie mam ochoty, żeby dziewczyny śliniły mi się na szatę. To strasznie niehigieniczne. Poza tym pierwsza część tych plotek jest prawdziwa. – odparł obserwując reakcję chłopaka.
Harry nie wiedział o co chodzi Blondynowi, więc postanowił zapytać.
- Jaka pierwsza część?
- No wiesz, o tym, że jesteśmy dwoma największymi ciachami w szkole – powiedział i puścił do niego oczko.
Na to stwierdzenie Brunet zaczerwienił się po same uszy.
„Czy on ze mną flirtuje?”- zastanawiał się, uparcie wpatrując się w podłogę.
Draco zauważył rumieniec Wybrańca i z dumnym uśmiechem kroczył przez korytarz, obrzucając wszystkich wzrokiem mówiącym: „On jest mój. Nawet nie ważcie się do niego zbliżać”.

***

Pierwszą lekcją była podwójna OPCM. Chłopaki chcąc pójść na kompromis usiedli w ławce, w której wcześniej nie siedział żaden z nich. Oboje nie chcieli się kłócić. Pokój, który dotychczas wypracowali, był o wiele lepszy od nieustannych kłótni. Poza tym żaden z nich nie chciał oberwać jakąś paskudną klątwą.
Wszyscy uczniowie zgromadzili się w sali przed czasem, czekając na nową nauczycielkę. Szeptali między sobą. Nawet nie słysząc, co mówią, można było się domyślić, że tematem rozmów jest Silvana. Każdy był ciekawy, jaka jest nowa nauczycielka. Dotychczas jedynym profesorem OPCM, którego lubiła większość uczniów był Lupin. Mieli nadzieję, że i kobieta okaże się całkiem w porządku.
Punktualnie o dziewiątej Silvana Blackrose weszła do sali. Wszyscy na raz zamilkli, wpatrując się w nową nauczycielkę. Dzisiaj miała na sobie intensywnie niebieską szatę, która podkreślała kolor jej oczu. Włosy spięła w koński ogon. Obrzuciła uczniów surowym spojrzeniem, jednak widząc ich przestraszone miny, uśmiechnęła się ciepło. Nie miała w końcu straszyć uczniów, ale ich uczyć. Na pewno nie będzie upodabniała się do Severusa, który słynął ze spojrzenia „nawet nie waż się oddychać”.
- Witajcie. – odezwała się, nadal uśmiechnięta i widząc ulgę na twarzach podopiecznych kontynuowała – Jak wiecie, w tym roku obronę przed czarną magią będziecie mieć ze mną. Dla tych, którzy wczoraj nie słyszeli, nazywam się Silvana Blackrose. Na moich lekcjach będziecie uczyć się zupełnie nowych rzeczy niż dotychczas. Jesteście w ostatniej klasie, więc będę od was wymagać o wiele więcej niż od innych. Myślę jednak, że się dogadamy. – mrugnęła do nich, co wywołało lekkie uśmiechy na twarzach kilkorga uczniów – Na swoich lekcjach będę stawiala przede wszystkim na praktykę. Będziemy często przeprowadzać pojedynki, za które będziecie oceniani. Sprawdzian pisemny będzie tylko jeden na semestr. Myślę, że lepiej uczyć się zaklęć w praktyce, niż w teorii. Dzisiaj chciałabym zobaczyć, na jakim poziomie są poszczególne osoby. Dobierzcie się w pary i po kolei staniecie do pojedynku.  – Machnięciem różdżki rozsunęła ławki. Wyznaczyła magiczne koło, które chroniło osoby z zewnątrz przed działaniem nietrafionych zaklęć. – Chyba nie muszę wam tłumaczyć, że wszelkie zaklęcia, które mogłyby wam zrobić większą krzywdę są niedozwolone. Z tego co wiem, wielu z was zna kilka tarcz ochronnych. Proszę aby takie osoby stanęły razem. Chcę się przekonać, co wymaga jeszcze dopracowania. Proszę was najpierw, abyście się mi przedstawili.
Uczniowie po kolei podali swoje imiona i po kilku minutach Sil wyznaczyła pierwszą parę, aby stanęła na środku.
Uczniowie wykazywali się mniejszymi, czy większymi zdolnościami, a nowa pani profesor bacznie ich obserwowała. Na koniec zostawiła sobie uczniów, którzy twierdzili iż znają tarcze ochronne.
- Pan Potter i pan Malfoy, ze względu, że nie mogą stanąć do pojedynku przeciwko sobie, staną do niego razem. Przeciwko nim będą walczyć panna Riddle i jej brat. Wiem, że każdy z was zna o wiele więcej zaklęć niż reszta, dlatego nie powinniście mieć problemu. – powiększyła kółko, a zdziwieni nastolatkowie zajęli miejsce wewnątrz. – Panie Malfoy i Panie Potter, liczę na waszą współpracę. Potraktujcie ten pojedynek, jak walkę o własne życie. Błąd jednego z was może obydwu sporo kosztować. – słyszała o ich wzajemnej niechęci, jednak jej celem było, aby wszyscy uczniowie integrowali się i współpracowali. Wiedziała, że wspólna walka przynosi wiele korzyści. – Zaczynajcie.
Draco i Harry obrzucili się wzrokiem: „nawet nie waż się nie współpracować”, po czym ukłonili się pozostałej dwójce i zaczęli pojedynek.
Wymieniali się zaklęciami z zawrotną szybkością. Jedni uderzali, drudzy odparowywali ataki, za pomocą skomplikowanych tarcz. Z początku wydawało się, że rodzeństwo o wiele lepiej sobie radzi i są bardziej zgrani, jednak już po chwili druga para zdawała się wręcz dopełniać w swoich zaklęciach. Chronili się nawzajem i bez problemu atakowali pozostałą dwójkę.
-Ascendio! – krzyknęli jednocześnie Harry i Draco, zdziwieni swoim zgraniem. Nigdy wcześniej nie walczyli razem, co najwyżej przeciw sobie, dlatego, gdy Nath lekko zachwiał się w tył, bo udało im się przebić przez źle dobraną tarczę Viv, uśmiechnęli się do siebie z satysfakcją.
Bliźniacy szybko wrócili do ataku.
- Drętwota – ryknęła Vivienne i Nathaniel równocześnie.
Malfoy i Potter byli szybsi, tworząc wokół siebie barierę odbijającą zaklęcie. Zaskoczeni Ślizgoni ledwo uchylili się przed rykoszetem ich własnego zaklęcia.
- Wystarczy – oznajmiła Silvana. – Bardzo dobrze. Widać, że wasza czwórka jest niezwykle utalentowana. Mam tylko jedno pytanie. Nie dziwi mnie, że rodzeństwo jest tak ze sobą zgrane, bo mają to we krwi, jednak nigdy nie spotkałam się z takim połączeniem między ludźmi pośród których nie ma żadnej więzi. Draco, Harry, ćwiczyliście kiedyś razem? – zapytała naprawdę zdziwiona nauczycielka.
Nigdy nie widziała tak silnej magii bijącej od dwóch tak młodych osób. W ogóle nigdy nie widziała tak silnej magii, która wręcz sprawiała wrażenie, że dopełnia się nawzajem. To było niesamowite. Ta dwójka zdecydowanie miała ze sobą więcej wspólnego niż mogłoby im się wydawać. Musieli tworzyć razem niezwykłą więź, skoro udało im się coś takiego. Postanowiła jednak nie mówić tego przy całej klasie. Z tego co wiedziała, ta dwójka darzyła się co najmniej nienawiścią, więc taka synchronizacja była czymś niespotykanym.
- Nie – odpowiedzieli zgodnie i popatrzyli na siebie odsuwając się najdalej, jak tylko mogli.
- Cóż, pytałam tylko z ciekawości. Możemy kontynuować lekcję. Dzisiaj nauczymy się zaklęcia tarczy Absorbete*. Pochłania ona większość zaklęć. Jest to silna tarcza i najlepiej tworzyć ją parami. Trzeba jednak bardzo dobrze się zgrać, więc przed wami  długie godziny ćwiczeń. Musicie wypowiedzieć zaklęcie i wykonać jednocześnie taki ruch różdżką – nakreśli wał w powietrzu podwójny zawijas – Stańcie parami i zacznijcie ćwiczyć.
Uczniowie posłusznie wykonali jej polecenie. Wszyscy próbowali, jednak nikomu w tym samym czasie nie udało się poprawie wypowiedzieć zaklęcia. Rodzeństwu udało się połączyć strumienie ze swoich różdżek i stworzyć przed sobą malutką mgiełkę, co i tak było wielkim wyczynem, który Silvana pochwaliła. Jedyną parą, która nie wykonała najmniejszego ruchu, byli Harry i Draco.
Oboje stali i uparcie wpatrywali się w przeciwne punkty sali. Wiedzieli, że ich zgranie przed chwilą było co najmniej dziwne i nie mieli zamiaru znowu doświadczać tego uczucia.
Oboje to poczuli. Jakby ich własna moc poszukiwała bratniej i gdy już ją znalazła, natychmiast się łączyła, wywołując u obu chłopców cudowne uczucie wypełniające całe ich wnętrze. Wręcz namacalnie czuli swą magię. Każdy z nich był silnym czarodziejem o niezwykłej mocy. Oboje o tym wiedzieli. W chwili, gdy ich moc tworzyła jedność, mieli wrażenie, że są połączeni telepatycznie. Czuli to samo. Wiedzieli, że razem są nie pokonani. Ich umysły same wiedziały, jakiego zaklęcia mają użyć w danej chwili. To wydawało się być zupełnie naturalne i niezwykłe jednocześnie. Połączeniu towarzyszyło też niezwykłe mrowienie rozchodzące się po ręce, w której trzymali różdżki, jakby magia towarzysza wpełzała do ich wnętrza. Była czymś nowym dla ich organizmów i dlatego ją czuli.
- Panie Potter, panie Malfoy, proszę zacząć ćwiczyć – odezwała się nauczycielka widząc, że uczniowie nie ruszają się z miejsc. – No już. To jest lekcja i macie się czegoś nauczyć, a dopóki jesteście połączeni kajdankami, nie będziecie mogli zmienić pary.
Chłopcy obrzucili się wściekłym spojrzeniem, mówiącym: „jeśli coś spartolisz, ukatrupię cię”, po czym zastosowali się do polecenia nauczycielki. Wyciągnęli przed siebie różdżki i skupili się na zaklęciu. Wypowiedzieli je dokładnie w tej samej chwili i otoczyła ich seledynowa kopuła tarczy. Z zachwytem wpatrywali się w swoje dzieło, które po chwili znikło. Silvana aż zaklaskała.
- Brawo chłopcy. Dziesięć punktów dla Gryffindoru i Slytherinu. – uśmiechnięta wróciła do obserwowania reszty klasy.
- To było niezłe – powiedział w końcu Harry.
- No – bąknął Draco, co zupełnie było do niego niepodobne, jednak szok, jaki wywołało u niego ponowne połączenie więzi, sprawił, że w tej chwili był w stanie myśleć tylko o tym. – Też to poczułeś? – szepnął do Bruneta.
Harry kiwnął głową.
- Myślisz, że jest z nami coś nie tak?
- Nie wiem. Ale to zdecydowanie nie jest normalne. Czytałem kiedyś, że taka więź pojawia się niezwykle rzadko i tylko u ludzi, którzy są ze sobą w jakichś sposób połączeni. Nie mam pojęcia co to znaczy, ale będziemy musieli coś się o tym dowiedzieć – powiedział Blondyn.
- Racja. Myślisz, że powinniśmy pogadać z Silvaną? Może ona coś wie.
- Dobra. Pójdziemy do niej po lekcji. – zgodził się chłopak.
Do końca zajęć nie odzywali się do siebie. Jeszcze kilka razy przećwiczyli zaklęcie, a widząc, że za każdym razem jest ono mocniejsze, w końcu dali sobie spokój i zaczęli obserwować poczynania innych.

***
- Pani profesor, czy moglibyśmy porozmawiać – odezwał się Harry, gdy wszyscy prócz nich wyszli już z klasy.
- Oczywiście. Tak czułam, że będziecie chcieli porozmawiać. W takim razie, co was interesuje.
- Jakim cudem udało mi się nawiązać połączenie z Potter’em? – pierwszy przemówił Draco.
- Nie wiele wiem o takich rodzaju więziach, ale zdarzają się bardzo rzadko. Ostatnio tak silną więź odnotowano ponad dwieście lat temu. Takie połączenie mocy wiąże się z silnymi uczuciami. Ludzie, którzy potrafią czegoś takiego dokonać, albo połączeni są jakimś bliskim pokrewieństwem, albo nierozerwalną więzią małżeńską, podczas której, jak zapewne wiecie, para łączy swoje moce. Jednak te połączenia nie są aż takie silne, jak to wasze. Jak mniemam nie jesteście ani spokrewnieni, ani tym bardziej nie jesteście małżeństwem? – uniosła brew pytająco.
- Nie! – wykrzyknęli na raz i odskoczyli jak najdalej od siebie.
- Spokojnie panowie. Skoro to nie jest powodem, to musi być inne wytłumaczenie, dlaczego tak dobrze potraficie połączyć wasze moce. Każda więź, jak już mówiła,  opiera się na silnych uczuciach.  Bez nich nie można nic takiego stworzyć. Więc moje kolejne pytanie brzmi: Czy łączy was coś więcej niż tylko te kajdanki? – spojrzała wymownie na ich połączone nogi, a potem przeniosła uwagę na chłopców.
- Oczywiście, że nie. – oburzył się Harry.
- Chyba, że bezgraniczna nienawiść – dodał Draco. – Można powiedzieć, że to silne uczucie towarzyszy nam od pierwszej klasy.
Silvana wpatrywała się w nich przez chwilę. Wiedziała, że nawet jeśli tak było, to aktualnie to nie jest prawda. Wolała jednak zachować swe spostrzeżenia dla siebie.
- Dobrze więc. Dzisiaj nie jestem wam w stanie udzielić odpowiedzi. Muszę poczytać i może wtedy uda nam się jakoś to wyjaśnić. Musicie jednak wiedzieć, że jeśli obudziliście waszą więź, to od teraz będziecie nią stale połączeni. Z tego co wiem, ludzie połączeni odczuwają to samo. Więc, jeśli jeden będzie wściekły, to drugi tak samo, niezależnie od sytuacji. Może się również zdarzyć, że będziecie słyszeć własne myśli. Ze względu na to, że jesteście skuci, proponuję, aby póki co starać się zachowywać spokój w każdej sytuacji. Inaczej może się to źle skończyć nie tylko dla innych, ale także dla was.
Harry i Draco wpatrywali się w nią z niedowierzaniem. Nie mogli uwierzyć, że przez głupie zajęcie, obudzili w sobie jakąś starożytną więź, przez którą będą czuli to samo. Ba, nawet myśleli to samo! O zgrozo!
- Może jeszcze powie nam pani, że będziemy mogli porozumiewać się telepatycznie – sarknął Malfoy, kompletnie wyprowadzony z równowagi całą tą sytuacją.
- Nie wykluczone. – Gryfon i Ślizgon spojrzeli ze strachem po sobie. – Dlatego radziłabym, abyście monitorowali swoją więź. Jeśli zaczniecie na przykład słyszeć swoje myśli, natychmiast musicie poinformować mnie albo dyrektora. Taka więź może być niebezpieczna. Jeśli jednak przejawiać się ona będzie tylko w wspólnym czarowaniu, myślę, że nie ma obaw. Aczkolwiek to nie jest zwykłe zgranie i radzę nie bagatelizować sprawy. Jeśli czegoś się dowiem, natychmiast was poinformuję. Uważajcie na siebie.
Dwójka nadal w szoku, pożegnała się z nauczycielką. Oboje mieli nadzieję, że więź będzie funkcjonować tylko podczas wspólnego czarowania. Gdy tylko pozbędą się tych kajdanek, już nigdy nie staną razem do wymawiania zaklęć i wszystko wróci do normy. Coś jednak im podpowiadało, że wcale się tak nie stanie.

***

Reszta lekcji minęła spokojnie. Nie musieli razem czarować, więc ich więź nie odezwała się. Gdzieś w porze obiadu Harry’emu wydawało się, że słyszy w głowie myśli Draco, jednak trawało to zaledwie kilka chwil i stwierdził, że po porostu za dużo myśli o tym, co powiedziała im Silvana. Sprawa zaczęła się komplikować, gdy po obiedzie na podwójnych eliksirach, Harry wściekły na Draco, który cały czas mu rozkazywał i pouczał go, wysadził kociołek. A może zrobili to razem? Najdziwniejsze było to, że nie spowodowała tego ani substancja będąca wewnątrz, która była idealna, ani żądne zaklęcie. Wyglądało to na siłę umysłu, coś jak dawno zapomniana wolna magia. Snape oczywiście odjął punkty Gryffindor’owi, bo przez ich złączone kostki nie mógł wlepić Potter’owi szlabanu, którego oczywiście obwiniał za całe zajście.
Zielarstwo prowadzone przez Neville’a w Pokoju Życzeń, było dożo bardziej ciekawe niż to, którego uczyła Sprout. Cała dziewiątka z zainteresowaniem słuchała kolegi, który opowiadał o roślinach wykorzystywanych do różnych celów, na przykład szybkiego leczenia powierzchownych ran, gdy nie ma się różdżki w pobliżu, czy nawet sposobu na znalezienie świecącego mchu, który w mroźne dni pozwalał uzyskać odrobinę ciepła potrzebnego do przetrwania, w razie, gdyby ktoś zabłądził w jakimś lesie.
Ginny nauczyła ich transmutować przedmioty takie jak kamienie, czy liście w miecze, noże, łopaty, czy linę. Była to przydatna umiejętność, która mogła im się przydać podczas zbliżającego się konkursu.
Większości uczniów udało się również pojąć podstawowe zasady wróżbiarstwa. Vivienne doskonale tłumaczyła o co w tym wszystkim chodzi. Jej sposób całkowicie różnił się ot tego Trelawney, dlatego większość zaczynała wiele rozumieć.
Zbliżała się pora obchodu prefektów, więc Harry i Draco udali się do dormitoriów swoich domów, a reszta na przyjęcie urodzinowe do Slytherinu, gdzie pozostała dwójka miała niedługo dołączyć.
Poszli najpierw do Gryffindor’u, gdzie Harry pod groźbą rzucenia na kogoś paskudnej klątwy, jeśli ośmieli się wyleźć z Pokoju Wspólnego po ciszy nocnej, zmusił wszystkich domowników do spokojnego spędzania czasu w ich dormitoriach.
Draco nie znał tej ślizgońskiej części Potter’a, bo tak właśnie mógł ją nazwać. Był więc pod wrażeniem, zarówno tego, że Wybraniec posłużył się szantażem, jak i tego, że miał posłuch w sowim Domu. Sam zamierzał posłużyć się szantażem, żeby młodsze roczniki siedziały cicho u siebie i nie przeszkadzały starszym w zabawie.
Po drodze zahaczyli o swoje komnaty, aby się przebrać, zabrać prezenty i alkohol.
Wrócili do dormitorium Slytherinu i Draco pod podobną groźbą pozamykał młodsze roczniki w dormitoriach, rzucając ponadto zaklęcia blokujące drzwi i wyciszające. Potem zajęli się rzucaniem wyciszających zaklęć na Pokój Wspólny. Pozwolili sobie wykorzystać swoją więź, aby zaklęcie było silne i nie musieli poświęcać na nie dużo czasu.

***
Solenizanci rozpakowali swoje prezenty. Harry cieszył się, że jego podarunki spodobały się rodzeństwu. Nathanielowi dał najnowszą książkę o Quidditchu, którą ten zdawał się być zachwycony, a Vivienne podarował bransoletkę z przywieszkami na rękę. Przywieszka, którą wybrał od siebie, była małą miotłą, która odlatywała z ręki co jakiś czas i wracała po chwili na miejsce. Dziewczyna była zachwycona i zapowiedziała wszystkim, że na następne urodziny chce dostać inne przywieszki, aby miała pamiątkę po każdym z nich.
Impreza w pełni się rozkręciła. Brało w niej udział tylko dwanaście osób. Oprócz dziesiątki wybranych do turnieju, z którymi rodzeństwo zdążyło się zaprzyjaźnić, byli tam tez Blaise Zabini i Pansy Parkinson. Pozostałych znali zbyt krótko. Wszyscy byli lekko podchmieleni, ale nikt nie był pijany. Ktoś w końcu rzucił hasło zagrania w „Nigdy”, na co reszta ochoczo przystała. Harry cieszył się, że nie grają póki co w butelkę. Na razie nie miał ochoty na powtórkę z rozrywki, a znając Ślizgonów, taka z pewnością by się zdarzyła. Poza tym  Merlin jeden wiedział, czy pod wpływem jakiejkolwiek bliskości, ich więź nie zacznie jeszcze bardziej wariować.
Blaise szybko nakreślił zasady gry w „Nigdy” dla niezorientowanych w pokoju uczniów.
- Każdy leje sobie jakiś alkohol do szklanki. Póki co nie pijemy. Po kolei wygłaszamy oświadczenie typu: „Nigdy nie całowałem chłopaka”. Jeśli to prawda i nigdy nie całowaliście się z facetem, wtedy nic nie robicie, jeśli jest odwrotnie, to pijecie i macie w skrócie nakreślić w tym wypadku z kim i gdzie.  – uśmiechnął się przebiegle widząc lekko przerażonych Gryfonów, Krukonki i Puchonki. – Mam rozumieć, ze wszyscy w to wchodzicie? – zapytał, a pozostała jedenastka po chwili zastanowienia pokiwała twierdząco głowami. – Świetnie. Ja zacznę, a potem idziemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. – wyjął z kieszeni małe urządzenie, rzucił jakieś zaklęcie i położył na środku, podczas, gdy reszta utworzyła kółko. – To jest fałszoskop. Jeśli ktoś nie wyzna prawdy, zaświeci się na czerwono. Wtedy osoba wypowiadająca zdanie daje tej osobie karę. – uśmiechnął się złośliwie widząc miny uczniów z innych Domów – chyba nie musze mówić, że lepiej wyznać prawdę. Sądzę, że wszyscy się zgodzimy, iż cała ta zabawa zostanie tylko w naszym gronie – dodał spoglądając na resztę, która ochoczo zgodziła się. Nikt nie miał ochoty, aby ich „brudne” sekrety wyszły na jaw – Zacznę od czegoś prostego na rozluźnienie. Nigdy nie całowałem faceta.
Swój trunek wychylili wszyscy prócz Nathaniela, Neville’a i Ron’a.
- Powinniście mnie zapytać, kogo ja nie całowałam – odezwała się Pansy – Powiem z grubsza, bo naprawdę wszystkich nie pamiętam. Draco, Blaise, Mark – przy tym imieniu wszyscy spojrzeli na nią pytająco – to taki Krukon rok starszy, Nott, Greg, Anthony, Thomas i jeszcze paru innych.
- Harry i Dean – powiedziała Ginny.
- Ron – odezwała się Hermiona.
- Greg – skwitowała Susan.
- Neville – z nieobecnym wzrokiem odpowiedziała Luna
- Całowałam chłopaków, których na pewno nie znacie i których nie chcielibyście poznać -  dodała Viv, a reszta postanowiła nie naciskać. – Było ich dwóch.
- Malfoy – rzucił z obrzydzeniem Harry.
- Blaise, Finnigan, trzech Krukonów, których imion nie pamiętam, Wolfram, mój znajomy z Francji, Robin, Mark, Dan i Potter – ostatnie Blondyn wymówił niemal z obrzydzeniem.
- Draco, Finnigan, paru Krukonów, jakiś Puchon, kilku znajomych z Francji i z Holandii, których i tak nie znacie. – zakończył rundę Blaise.
- Nigdy nie uprawiałam seksu z chłopakiem – kontynuowała zabawę Pansy. Po czym pociągnęła ze szklanki.
Zawtórowali jej Draco, Blaise, Hermiona i Ginny.
- Zdarzyło mi się z Dean’em w jakiejś nieużywanej klasie – rzekła Ginny jakby nigdy nic, gdy jej brat aż kipiał z wściekłości.
 - Zabije go – warknął rudzielec.
- Och daj spokój, Ron. Mówisz tak jakbyś nigdy sam tego nie robił – wywróciła oczami jego siostra zupełnie nie przejęta reakcją brata.
- Ale jesteś młodsza! I jesteś moją siostrą, powinienem cię bronić! – kłócił się dalej.
- Myślę, że ona sama by sobie poradziła, gdyby zaszła taka potrzeba – odezwał się Draco – A teraz nie pieklij się Wiewiór, bo psujesz zabawę.
Ron już miał coś powiedzieć, ale powstrzymała go Hermiona.
- Ron. – dodała Granger
- Wszyscy których wymieniłem wcześniej oprócz Potter’a. – rzucił beznamiętnie.
- Podobnie jak Smok – kontynuował Zabini.
- Jak oni – skinęła na przyjaciół Pansy.
- Merlinie, spaliście z połową szkoły? – zapytał z niedowierzaniem Ron, na co wszyscy się roześmiali.
- Tylko z tą lepszą częścią – skwitował Malfoy.
- Nigdy nie całowałam dziewczyny – Ginny pociągnęła łyk, a Ron, Neville, Nathaniel, Blaise, Pansy, Harry i Draco jej zawtórowali.
- Hermiona – rzucił tylko Ron, nie mogący uwierzyć, w to, że Ginny też pociągnęła solidny łyk ze swojej szklanki.
- Luna – z uśmiechem powiedział Neville.
- Tam gdzie wcześniej mieszkałem była taka Aleksandra. – Nathaniel uśmiechnął się smutno.
- Ginny i Cho – powiedział Harry sztywno.
- Pansy. – Draco mówił to tonem kompletnie wypranym z emocji.
- Pansy i Milicenta. – kontynuował Blaise.
- Anna z Ravenclaw’u, Velma z Włoch i Ginny. – ostatnim imieniem wywołała szok na twarzach pozostałych. – No co? Miałyśmy taką małą przygodę. – uśmiechnęła się do Ginny.
- Nie wierzę! – krzyknął Ron, cały nagle blady.
- To patrz – Pansy przyciągnęła do siebie dziewczynę i obdarzyły się długim i namiętnym pocałunkiem, po czym oderwały się od siebie i zaśmiały widząc pootwierane buzie pozostałych.
- Spoko, Ron. Jedna mała przygoda i obie stwierdziłyśmy, że i tak wolimy facetów. – próbowała uspokoić brata siostra. – Jesteśmy młodzi. Po prostu próbujemy wszystkiego – wzruszyła ramionami i jakby nigdy nic spojrzała na Hermionę, której była kolej.
- Nigdy nie przeczytałam podręcznika do wróżbiarstwa – powiedziała, i nikt nie wypił swojego trunku. Wszyscy byli zaskoczeni, że dziewczyna czegoś nie przeczytała – Po prostu uważam, że to bzdury.
Następny w kolejce był Ron.
- Nigdy nie zabiłem człowieka. – powiedział i odsunął od siebie szklankę, jak z resztą pozostali.
Rudzielec przez chwilę wpatrywał się w Ślizgonów, a szczególnie w Draco, który był przecież Śmierciożercą. Myślał, że fałszoskop zmieni barwę na czerwoną, ale nic takiego się nie stało. Blondyn jakby zauważając o co chodzi Wesley’owi, rzekł:
- Wbrew temu co wszyscy myślą, nikogo nie zabiłem. To, że byłem Śmierciożercą nie znaczy, że robiłem takie rzeczy jak inni – rzucił ze złością.
Nastała chwila ciszy, po czym Neville zebrał się na odwagę i kontynuował zabawę.
- Nigdy nie miałem zwierzęcia – wszyscy wypili, po czym każdy rzucił, jakie miał zwierzę.
- Nigdy nie widziałam Gębiwtrysków – powiedziała smutno Luna.
Wypiła łyk ze swojej szklanki, a reszta z niedowierzaniem popatrzyła na nią. Tylko Lovegood mogła coś takiego wymyślić. Pozostali odsunęli od siebie szklanki.
- Nigdy nie miałam brata. – powiedziała Susan i odsunęła od siebie szklankę.
Vivienne, Ginny i Ron wypili swoje trunki, a że wszyscy znali ich rodziny, więc nawet nie musieli mówić imion swoich braci.
- Nigdy nie spotkałem Voldemorta – powiedział pełen powagi Nathaniel.
Wszyscy oprócz niego wypili alkohol. Większość widziała go tylko podczas ostatecznego starcia, ale niektórzy mieli nieszczęście spotkać go wcześniej. Tutaj też słowa były zbędne.
- Nigdy nie znałam swojej matki – Vivienne odsunęła od siebie szklankę, tak samo zrobił Harry.
- To miała być zabawa. Jesteśmy na imprezie, a nie na stypie! – odezwał się w końcu Draco, który miał dość tego upijania się na smutno. – Lepiej żebyś się Potter nad sobą nie użalał.
Wybraniec zgromił go wzrokiem, ale przyznał mu w duchu rację.
- Nigdy nie widziałem, jak Malfoy zamienia się w fretkę – oświadczył z uśmiechem, po czym wypił solidny łyk swojej whisky.
Ludzie wybuchnęli śmiechem. Praktycznie wszyscy prócz Draco, który był wściekły.
„Zemszczę się” – pomyślał Blondyn.
Wszyscy prócz Nathaniela i Vivienne wypili swoje trunki, a Hermiona i Ron po krótce streścili im to wydarzenie z czwartego roku.
- Nigdy nie chciałem przelecieć Potter’a – oświadczył dumny Draco, po czym patrząc Wybrańcowi ze ślizgońskim uśmiechem w oczy, opróżnił swoją szklankę.
Zawtórowała mu Ginny, oświadczając, że to było dawno.
Zrobili jeszcze dwie kolejki, podczas których dowiedzieli się jeszcze wielu ciekawych rzeczy o sobie. Byli już nieźle pijani, więc postanowili zakończyć zabawę i przenocować w Slytherinie, żeby nie natknąć się po nocy na Snape’a. Mieli zamiar przetransmutować krzesła w łóżka, ale nikt nie był w stanie i skończyło się na tym, że pozasypiali na kanapach, a nawet na dywanie. Ślizgoni poszli do siebie, a Draco zabrał Potter’a do swojego starego pokoju prefekta. Nawet nie pamiętali, kiedy zasnęli.

* Zaklęcie wymyślone przeze mnie. Absorbet –z łac. pochłaniać.

poniedziałek, 7 września 2015

Informacja o nowych rozdziałach!


Hej wszystkim :)
Przybywam dzisiaj z małą informacją. Muszę Was zawieść, a raczej już to zrobiłam nie dodając wczoraj rozdziału. Niestety zbyt wiele nauki, nie pozwoliło mi na pisanie i w konsekwencji, rozdział jeszcze nie powstał. Przepraszam Was bardzo :( Proszę jednak o wyrozumiałość, bo jestem w tym roku w klasie maturalnej i mam nauki od groma, sądząc po tym, że zdaję 5 rozszerzeń (normalni ludzie zdają 1 maks 2). Niemniej jednak są one mi potrzebne, aby dostać się na studia :/ Chciałam poinformować, że od tej pory rozdziały będą pojawiały się co 2 tygodnie w weekendy, a nie tak jak dotychczas, co niedzielę/sobotę. Jest to uwarunkowane tym, iż, mam stos lektur do przeczytania i naukę (we własnym zakresie) na 2 rozszerzenia. Poza tym zadania, sprawdziany itd. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :/ Na prawdę jest mi przykro, ale sądzę, że t jest lepsze rozwiązanie, niż całkowite zawieszenie bloga. O wszelkich zmianach będę informować na bieżąco. Jako zadośćuczynienie, kolejny rozdział powinien pojawić się przed weekendem. Nie obiecuje, że tak będzie, ale postaram się :) Jak wiecie to nie jest tak, że siadam, pyk, pyk i po dwóch godzinach mam kolejny rozdział. Nie. Ja to muszę czytać, poprawiać, żeby w miarę wszystko się zgadzało. I tak rozdziały wędrują do Was z licznymi literówkami i błędami, bo jak bym chciała jeszcze to betować, to zeszłoby o wiele dłużej :/ 
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i nie przestaniecie przez to czytać mojego bloga :) Postaram się jak najszybciej dodawać rozdziały :) Jak będę mieć luźniejsze tygodnie, to będą co weekend, tak jak dotychczas, ale może się też zdarzyć, że będą co trzy. Mam nadzieję, że dłuższych odstępów nie będzie :) 
Proszę o wybaczenie i pozdrawiam :D
Trzymajcie się :)
Serka