czwartek, 18 lutego 2016

A wszystko przez te sowy...

Hej :D Przybywam do Was z kolejnym one-shote'm. Wiem, że pewnie liczyliście na rozdział, ale jakoś nie mam na razie weny, żeby go skończyć. Potrzebowałam jakiejś odmiany i przerwy w opowiadaniu, więc powstało coś takiego. Miałam wstawić go w walentynki, ale nie był jeszcze skończony. Mam nadzieję, że nie jesteście źli i że opowiadanie się spodoba. Druga część one-shot'a będzie prawdopodobnie za kilka dni. To taka moja odskocznia od "Najskrytszego marzenia". Nie porzuciłam go, ale potrzebuję trochę przerwy. Nie wiem kiedy będzie rozdział, ale gdy tylko napiszę, wstawię go ;) Nie przedłużam już. Życzę miłego czytania :D Dajcie znać czy się podoba, czy nie :)
Pozdrawiam,
Serka.

A wszystko przez te sowy…

Harry Potter spożywał właśnie swoje ulubione płatki na mleku, gdy pewna sowa, a raczej inwazja sów zakłóciła jego spokój. Przed Brunetem wylądował tuzin różnobarwnych ptaków. Każdy z różową kopertą w dziobie. Przez chwilę Gryfon zastanawiał się, co jest grane. Dopiero po chwili dotarło do niego, że dzisiaj wypadają Walentynki! Zaczerwienił się i najszybciej jak potrafił, zebrał pocztę i wpakował do swojej torby. Nie miał zamiaru otwierać tego przy wszystkich, którzy jak zauważył z niecierpliwością się w niego wpatrywali. Jakby nigdy nic wrócił do śniadania. Nie dane było mu dzisiaj zjeść w spokoju.
- No nieźle stary! – Ron poklepał go po plecach sprawiając, że wypluł zawartość swojego talerza. – Co najmniej dziesięć panien się w tobie kocha! Dlaczego nie otworzysz?
Cały stół Gryfonów wpatrywał się w niego z oczekiwaniem, ku swojej zgrozie zauważył, że pozostałe Domy także zamilkły.
- Później – burknął zażenowany.
- Harry! No weź nie każ nam czekać. Wszyscy są ciekawi, kto w tym roku postanowił ci się oświadczyć – Potter zachłysnął się sokiem dyniowym i  poczerwieniał jeszcze bardziej.
Historia z czwartego roku stanęła mu przed oczami. Wtedy też dostał kilka walentynek, ale z jednej wyleciał pierścionek zaręczynowy, po czym kartka pofrunęła w górę i piskliwym, dziewczęcym głosem obwieściła, że pewna panna chce go poślubić. Jeśli tylko chce ją poznać, niech stawi się po kolacji na wieży astronomicznej. Cały wieczór wszyscy zrzędzili, aby tam poszedł. On jednak do tej pory tkwił w błogiej nieświadomości. Wolał nie wiedzieć, kto wysłał tą walentynkę. Od tej pory co roku dostawał matrymonialne propozycje, które nauczył się ignorować. W tym roku postanowił zaniechać tradycji i otworzyć, o ile w ogóle to zrobi, kartki w dormitorium. Z dala od wścibskich spojrzeń.
- Daj mu spokój Ron. – wtrąciła się Hermiona – Poza tym dziękuję za walentynkę. – uśmiechnęła się do swojego chłopaka, od którego przed chwilą dostarczono sporych rozmiarów kartkę z wyznaniem dozgonnej miłości.
- Proszę bardzo. – Rudzielec uśmiechnął się od ucha do ucha.
Harry już miał zbierać się do wyjścia, gdy tuż przed nim wylądował ogromny puchacz, o biało -czarnym upierzeniu. W dziobie trzymał karmazynową kopertę. Gdy Harry zabrał mu ją z dzioba, ukłonił się lekko i z gracją odleciał. Wszyscy ze zdziwieniem wpatrywali się w scenę, która przed chwilą się rozegrała. Harry tylko wzruszył ramionami. Koperta dołączyła do pozostałych, wściekle różowych w jego torbie. Wstał i skierował się do wyjścia. Wiedział, że w najbliższej wolnej chwili otworzy kopertę. Niezmiernie ciekawiło go od kogo jest. Pozostałe bez wahania mógł wyrzucić, czy spalić. Jednak ta go intrygowała.

***

Po obiedzie miał chwilę dla siebie. Ron i Hermiona poszli na jakiś romantyczny spacer po Błoniach. Wrócił do pokoju wspólnego, który okazał się być pusty. Każdy spędzał wolny czas ze swoją druga połówkę, lub ewentualnie na zewnątrz. Dzisiaj wyszło piękne słońce i każdy uczeń, mimo lekkiego mrozu, miał ochotę w końcu wyjść z zamku. Takim sposobem Harry był sam. Wyjął z teczki wszystkie otrzymane dzisiaj walentynki. Wszystkie różowe miał zamiar spalić, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. Skoro zadały sobie tyle trudu, żeby mu je wysłać, to chociaż je otworzy. Wiedziony złym przeczuciem i doświadczeniami sprzed roku, rzucił szybkie zaklęcie wykrywające obecność eliksiru miłosnego, którego nauczyła go Hermiona. Nie miał zamiaru biegać po szkole upojony zapachem tego durnego eliksiru w poszukiwaniu nadawcy liściku. Okazało się, że w dwóch z nich faktycznie znajdował się eliksir, który uaktywniał się po otwarciu. Złapał koperty i wrzucił je do ognia. Pozostałe dziesięć zaczął szybko odpakowywać. Gdy tylko przeleciał wzrokiem po tekście i ckliwych, w mniemaniu autorek, wierszykach miłosnych, wrzucał każdą jedną do kominka. Takim sposobem pozbył się wszystkich wściekle różowych kartek. Odetchnął z ulgą, ze ma to już za sobą.
Na stoliku pozostała tylko jedna koperta. Na nią też dla pewności rzucił zaklęcie wykrywające eliksir, choć nie sądził, że w środku może się on znajdować. Nie mylił się. Delikatnie rozkleił kopertę i wyjął malutką kremową karteczkę. Żadnych serduszek, wierszyków, czy oświadczyn. Na kartce widniało tylko: Będę czekać dziś o dziewiętnastej w Pokoju Życzeń. A.M.
Nie miał pojęcia kim jest owa A.M. Nikt o takich inicjałach nie przychodził mu do głowy. Wiadomość zaintrygowała go na tyle, że postanowił skorzystać z propozycji. Nie miał ochoty siedzieć w Pokoju Wspólnym i oglądać obściskujące się pary. Nie żeby miał coś przeciwko. Po prostu czuł się w takich chwilach jak piąte koło u wozu. Mimo iż wiedział, że jego przyjaciele będą starali się spędzić z nim ten wieczór, z resztą jak każdy inny, to postanowił dać im trochę prywatności i swobody. Poza tym co mogłoby się stać. Przecież Voldemort nie powstanie z martwych, nie założy różowej kiecki i nie zorganizuje kolacji przy świecach z nim jako daniem głównym. Aż zaśmiał się ze swoich dziwnych myśli. Spakował kartkę z powrotem do torby i zszedł na dół. Zostały mu tylko trzy lekcje. Potem będzie mógł się przebrać i pójść na randkę. A może na spotkanie? Tego nie wiedział.

***

- Cześć Harry. – Ginny zmaterializowała się u jego boku. – Gdzie cię wcięło po obiedzie?
Z Ginny postanowili zostać przyjaciółmi. W sumie zawsze byli dla siebie bardziej jak brat i siostra, niż jako druga połowa. Ten jeden pocałunek sprawił, że oboje sobie to uświadomili i teraz ze śmiechem wspominali tamte chwile. Ginny miała chłopaka. Ściślej rzecz ujmując, chodziła z Blaise’m Zabini’m. Po wojnie wrogość między domami znacznie się osłabiła. Nawet on i Malfoy już nie wyzywali się na każdym kroku, tylko bez słowa przechodzili obok siebie. Mimo, iż Ginny dużo czasu spędzała ze Ślizgonem, nigdy nie przestała być jego powiernicą. Poza Ron’em i Hermioną, którzy coraz bardziej byli zajęci sobą niż rozmową z nim, Ginny okazała się najlepszą przyjaciółką. Wiedziała o nim wszystko i nigdy nie szczędziła mu swojej szczerej opinii na dany temat. Była mu bardzo bliska.
- Zaszyłem się w pokoju wspólnym i przeczytałem walentynki.
Dziewczyna widocznie się ożywiła.
- I jak?! Opowiadaj!
- Nie ma o czym. Same bzdetne wyznania miłości, jak co roku z resztą. Były nawet dwie z eliksirem miłości.
- Oj wiesz, że nie o to pytam. Co było w tej czerwonej kopercie? Od kogo jest? – dopytywała.
Harry lekko się zaczerwienił.
- Nie wiem. W sumie pisało tylko tyle, że będzie czekać w Pokoju Życzeń dziś o dziewiętnastej. Były jeszcze inicjały A.M.
Dziewczyna zmarszczyła czoło nad czymś się zastanawiając, po chwili odparła:
- Nie znam nikogo o takich inicjałach. Może to jakiś szyfr. Zamierzasz pójść?
- Sam nie wiem. Z jednej strony i tak nie mam nic lepszego do roboty, ale z drugiej miałem nadzieję, że będziesz wiedzieć od kogo to. Teraz mam wątpliwości.
- Daj spokój Harry. To na pewno jakaś przemiła osoba, która jest zbyt wstydliwa, aby podpisać się wprost. Założę się, że miło spędzisz wieczór. Poza tym nikt nie każe ci od razu tworzyć z tym kimś pary. To tylko spotkanie.
- Może masz rację.
- Jasne, że mam rację. – uśmiechnęła się promiennie do niego – Pamiętaj, masz założyć jakieś wystrzałowe ciuchy, przykleić uśmiech do twarzy i dobrze się bawić.
- Nie martw się. Dam sobie radę.
- To, że dasz sobie radę to ja wiem. Obawiam się tylko, że będziesz siedział tam z tą swoją miną zbitego psa.
- Przesadzasz.
Ginny westchnęła. Nie lubiła, gdy Harry przestawał się uśmiechać, a teraz ewidentnie posmutniał.
- Harry, mówiłam ci że wszystko jakoś się ułoży. Zaufaj mi. Chociaż dzisiaj postaraj się dobrze bawić i zapomnij o tym wszystkim.
- Ale wiesz, że trudno mi zapomnieć.
- Wiem, ale dzisiaj są walentynki. To magiczny czas. Do wieczora jeszcze wiele może się zdarzyć. Może ten ktoś, kto wysłał tą wiadomość jest właśnie tą osobą, która sprawi, że dzisiejszy dzień będzie niezapomniany. Nie możesz całe życie chodzić smutny. Zobaczysz, że znajdziesz kogoś, z kim będziesz szczęśliwy.
Harry uśmiechnął się lekko.
- Dzięki, Gin. Nie martw się. Dzisiejszy wieczór spędzę na dobrej zabawie.
- Tak trzymaj! – znowu uśmiechnęła się tym swoim najpiękniejszym uśmiechem. – Wpadnę do ciebie koło osiemnastej i pomogę ci wybrać strój.
- Ginny, dam sobie radę wybrać ciuchy. To tylko spotkanie. Nawet nie wiem z kim.
- I właśnie o to chodzi! A co jeśli okaże się, że chcesz na tym kimś zrobić wrażenie. Nigdy nic nie wiadomo. Musimy dmuchać na zimne.
- Jedyna osoba, na której chcę zrobić wrażenie, mnie nie dostrzega.
- Harry! – zrobiła groźną minę – Obiecałeś się dobrze bawić i chociaż dzisiaj dać sobie spokój. Daj szansę tej znajomości. Może ten ktoś okaże się być więcej wart. – Brunet westchnął i skinął głową na zgodę – No. A wieczorem przyjdę i zrobimy cię na bóstwo. – mrugnęła do niego. – Lecę, bo spóźnię się na eliksiry. A ty lepiej zacznij ćwiczyć uśmiech, bo do wieczora zostało mało czasu.

***

Punktualnie o osiemnastej Ginny zjawiła się w jego sypialni. Nigdy by nie przypuszczał, że ubieranie może zająć aż tyle czasu! Gdy przyjaciółka stwierdziła, że jest gotowy, miał już serdecznie dość i najchętniej zostałby w łóżku. Nie chciał jednak robić jej przykrości. Stanął więc przed lustrem, aby zobaczyć końcowy efekt.
- Wow. – zdołał tylko powiedzieć.
Przed nim nie stal już rozczochrany chłopak w za dużych ciuchach. Przed nim prezentował się wysoki, przystojny mężczyzna. Ginny wybrała my na tę okazję idealnie dopasowaną srebrną szatę ze szmaragdowymi akcentami, którą kupił wraz z toną innych ubrań na wakacjach. Wtedy Ginny wlokła go od sklepu do sklepu i zmuszała do zmiany garderoby. Jeszcze nigdy nie był jej tak wdzięczny jak teraz. Nawet wtedy, gdy namówiła go do kupna eliksiru na poprawę wzroku, przez co nie musiał już używać okularów. Prezentował się całkiem inaczej niż zazwyczaj. Zielne akcenty w ubraniu, podkreślały kolor jego oczu. Włosy zaczesała mu do tyłu, przez co nie wyglądały już tak, jakby nigdy ich nie czesał. Wyglądał niesamowicie.
- Masz rację. Nieźle wyglądasz. Od razu widać talent stylisty.
Harry odwrócił się do przyjaciółki i mocno ją uściskał.
- Dziękuję Gin.
- Nie ma za co. – wygładziła na nim szatę. – A teraz leć, bo się spóźnisz. Tylko pamiętaj, baw się dobrze. – Zawołała za nim, gdy wychodził z pokoju. Uśmiechnęła się pod nosem, zabrała swoje rzeczy i również opuściła pomieszczenie.
Harry przemierzał puste korytarze Hogwartu. Tylko raz napotkał jedną parę, która prawdopodobnie wymykała się z zamku. Nawet nie zwrócił uwagi kto to. Zostało tylko kilka minut do siódmej. Przyspieszył kroku, aby nie spóźnić się. W końcu dotarł do ściany, za którą znajdowało się przejście. Nie zdążył jeszcze pomyśleć, a drzwi zaczęły wyłaniać na kamieniu. Gdy pojawiły się całkowicie, chwycił mosiężną klamkę i pchnął mahoniowe drzwi. Przekroczył próg, pozwalając by drzwi się za nim zamknęły. Rozejrzał się po pokoju. Był w średniej wielkości pomieszczeniu. Pod sufitem fruwało mnóstwo małych świeczek, dzięki czemu pokój był skąpany w lekkim świetle. Z boku zauważył kanapę, a przed nią szklany stoliczek z dwoma lampkami i nieotwartym jeszcze winem. Na środku stał niewielki stół zastawiony dla dwóch osób. Dopiero teraz zauważył osobę siedzącą na krześle. Podniosła się i ruszyła w jego stronę. Jego oczom ukazał się nie kto inny jak Draco Malfoy we własnej osobie. Ubrany w elegancką, szafirową szatę, lekkim krokiem szedł w jego stronę. Harry nie wiedział co powiedzieć. Stał tam tylko i wpatrywał się w drugiego chłopaka, na którego ustach błądził niewielki uśmiech. Dopiero, gdy zauważył kto przed nim stoi, zatrzymał się przybierając na swoją twarz wyraz kompletnego szoku.
- Potter? Co ty tu u diabła robisz? – Blondyn ocknął się z pierwszego szoku i przemówił.
- Jak to co, Malfoy. Sam wysłałeś mi zaproszenie. – Harry odzyskał w końcu głos.
- Ja? Niemożliwe.
- A jednak. Dzisiaj rano dostałem list, że chcesz się ze mną tutaj spotkać.
- Musiało ci się coś pomylić. Nie pisałem do ciebie żadnego cholernego listu!
- To co w takim razie tutaj robisz? – Harry założył ręce na piersi.
- Dostałem list, że ktoś tu na mnie czeka. Podpisał się J.P.
Harry zmarszczył czoło.
- James Potter. – szepnął
- Co?
- Mam na drugie James.
- No i ty mi wmawiasz, że ja cię tu zaprosiłem!
- Jakbym nie miał kogo zaprosić tylko ciebie, kretynie. Może mi jeszcze powiesz, że jesteś A.M.?!
- Nie wnikam w twoje życie seksualne Potter, ale wątpię żebyś miał kogo zaprosić na walentynki. No chyba, że weźmiemy pod uwagę te wszystkie idiotki, które wysyłają ci pierścionki zaręczynowe z propozycją rychłego ślubu. A jeśli chodzi o inicjały, to na drugie mam Apollo.
- Apollo Malfoy… A.M.!
- Brawo, Sherlocku… Obawiam się Potter, że cierpisz na rozdwojenie jaźni połączone ze szczególną tępotą.
- Malfoy… Nie zaczynaj znowu. Nie ja wysłałem ci to cholerne zaproszenie! Dotarło?
- To jak w takim razie wyjaśnisz tą całą sytuację? – Draco zrobił nieokreślony ruch ręką.
- Nie wiem, okej. Nie mam  pojęcia co jest grane. Najwidoczniej twoja sowa się pomyliła i przez przypadek to ja dostałem twój list.
- Moja sowa nigdy się nie myli! – oburzył się Draco – Poza tym ja nie wysyłałem żadnego listu! Głuchy jesteś, Potter? To twoja sowa musiała się pomylić.
- Ja też do nikogo dziś nie pisałem! Nie bawię się w te chore święto, jakim są walentynki.
- To w takim razie dlaczego tu przyszedłeś?
- Myślałem, że spotkam tu kogoś, z kim spędzę miły wieczór, ale widocznie się myliłem. A ty co? Liczyłeś na szybki numerek?
- Coś w tym stylu.
- No to się przeliczyłeś. Wychodzę. Może ta twoja panna jeszcze się pojawi. – Harry już miał się odwrócić, gdy Malfoy się odezwał.
- Czekaj Potter. Nie wierze, że to mówię, ale skoro oboje zostaliśmy wprowadzeni w błąd, albo co gorsza, ktoś specjalnie nas w to wmanewrował, to chyba możemy zjeść chociaż tą kolację. Nie wiem jak ty, ale ja nic nie jadłem i umieram z głodu. A skoro nie toczymy już naszej małej wojny na wyzwiska, to chyba możemy jak cywilizowani ludzie zjeść jeden posiłek. Nie uśmiecha mi się siedzenie tu w samotności. – Rozejrzał się po pokoju i Harry wiedział, że przypomniały mu się wydarzenia sprzed roku. Diabelska pożoga, szafka zniknięć. Na ułamek sekundy z twarzy Ślizgona opadła maska, którą zawsze przyjmował i Harry mógł zobaczyć, że Blondyn w jakiś sposób stał się inny. Bardziej, ludzki?
Harry westchnął, po czym postanowił skapitulować.
- Dobra. W sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty. Migdalące się wszędzie pary doprowadzają mnie do szału. – Postanowił, że on też może się z czegoś zwierzyć. Może Malfoy nie zrobił tego wprost, ale sama propozycja wspólnej kolacji to i tak był duży krok. Poza tym okrężną drogą przyznał, że nadal obawia się tego miejsca.
- Czyli ty też przychodząc tu dzisiaj liczyłeś na małe migdalenie. – Draco uśmiechnął się w ten swój drwiący sposób.
Harry zignorował to i poszedł w stronę stołu.
- Wygląda i pachnie niesamowicie. – stwierdził.
- Miejmy nadzieję, że też tak smakuje. – Draco zajął miejsce naprzeciwko niego.
- A więc smacznego. – Harry spojrzał na Ślizgona. Ten jedynie skinął głową.
Zabrali się za jedzenie. W ciszy konsumowali posiłek. Żaden z nich nie odezwał się ani słowem. Żaden nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Samo to, że siedzieli tu i pokojowo spożywali posiłek, było dużym krokiem w ich dotychczasowej znajomości. Cisza zaczęła się przedłużać. Został tylko deser. Harry w końcu postanowił się odezwać.
- Nie wiem kto przygotował tą kolację, ale była bardzo smaczna. W sumie w życiu nie jadłem czegoś podobnego. – wytarł usta w serwetkę i wziął do ręki szklankę wody.
- Jedzenie całkiem znośne. Jednak żadne nie może się równać z tym w pewnej niewielkiej restauracji we Francji. Szef kuchni przechodzi sam siebie. – Brunet tylko przewrócił oczami. Widać było, że Ślizgon nie zrezygnował z ciągłego podkreślania tego, że jest arystokratą.
- Kolacja zjedzona, to pewnie będę się zbierał. – Harry nie bardzo miał ochotę wychodzić, ale przecież mieli tylko zjeść razem kolację.
- I wrócisz do, jak to sam ująłeś: migdalących się wszędzie par? – Draco w spokoju popijał jedzenie wodą.
- Nie wiem. Może pospaceruję jeszcze po błoniach.
- Bez płaszcza? Wątpię Potter. Chyba że chcesz zamarznąć. Nawet ty nie jesteś taki głupi. – Draco zmierzył go uważnym spojrzeniem.
- Przynajmniej w końcu nie musiałbyś na mnie patrzeć. – odciął się.
- Daj spokój, Potter. Zachowujesz się jak małe dziecko. Wojna skończona. Nie widzę powodów, abyśmy mieli nadal obrzucać się błotem. To się zaczyna robić dziecinne. Nie sądzisz?
Harry przyjrzał mu się uważnie. Może do tej kolacji było coś dosypane? Przecież prawdziwy Malfoy tak się nie zachowywał!
- Czy ty właśnie proponujesz mi rozejm? – ze zdziwieniem wpatrywał się w chłopaka.
Draco tylko wzruszył ramionami i wrócił do popijania swojej wody.
- Cóż… Skoro chcesz żeby wszystko zostało po staremu, to ja nie widzę problemu. – odezwał się Blondyn w końcu. Podniósł się. – Mimo wszystko dzięki, że zjadłeś ze mną kolację. – zaczął oddalać się w stronę wyjścia.
Gryfon zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł za chłopakiem.
- Malfoy! Czekaj. – Draco powoli odwrócił się w jego stronę i wpatrywał w niego z tą swoją wystudiowaną miną. – Ja też nie chcę już prowadzić tej chorej wojny między nami. Właściwie już od dłuższego czasu tego nie chcę, ale zawsze myślałem, że ty… - urwał na chwilę – Że nadal mnie nienawidzisz. Znaczy tak bardzo jak na początku. Znaczy nie wiem, czy nadal mnie nienawidzisz, ale… - Pogubił się już we własnych myślach. Tak bardzo nie chciał, aby chłopak teraz wychodził. To mogła być jedyna okazja to stworzenia między nimi normalnych relacji. Nie mógł tego spieprzyć. Westchnął i spojrzał na Ślizgona. – Rozumiesz mnie, prawda?
- Ani trochę Potter. – w kącikach ust Dracona błąkał się mały uśmiech, ale nic nie dał po sobie poznać. – Ale ja ciebie nigdy nie rozumiałem. Raczej wątpię żeby w tej kwestii coś się zmieniło.
- To jak? Zgoda? – Harry uśmiechnął się szeroko widząc, że drugi chłopak nie chce jeszcze opuścić pomieszczenia. Wyciągnął do niego rękę.
Draco przez chwilę przypatrywał się wyciągniętej w jego stronę dłoni. Pamiętał jak kilka lat temu, Gryfon odrzucił jego przyjaźń. Kto wie jak potoczyłyby się ich losy, gdyby tamten wtedy się zgodził. Niemniej jednak teraz miał ochotę to sprawdzić. Uścisnął oferowaną dłoń, na znak pojednania.
Harry westchnął z ulgi. Ogromny kamień spadł mu w końcu z serca. Sam nawet nie wiedział, jak wielki głaz się tam zebrał, aż do teraz.
- Będziemy tak sterczeć w progu, czy napijemy się tego wina, które tam stoi? – Draco powoli się niecierpliwił. Ogromny uśmiech Gryfona wprawił go w zakłopotanie i nie wiedział co zrobić.
- Jasne! – nadal uśmiechnięty pomaszerował w stronę kanapy.
Draco poszedł w jego ślady. Zajęli miejsca po przeciwnych końcach mebla. Harry otworzył butelkę zaklęciem i rozlał po odrobinie szkarłatnego płynu do kieliszków. Jeden wręczył Draco.
- Myślę, że powinniśmy nadrobić te wszystkie lata. – zaproponował nagle Gryfon.
Draco wytrzeszczył na niego oczy. Kompletnie nie miał pojęcia, co Potter’owi chodzi po głowie.
- Jak to nadrobić? Jeśli myślisz Potter, że po tym jak zakopaliśmy topór wojenny będziemy tu siedzieć i chichrać się jak nastolatki, to zapomnij. – wydął wargi z dezaprobaty.
Harry wybuchnął śmiechem. Draco zwęził oczy, nie mając pojęcia co jest Gryfonowi. Może opary z wina tak na niego działają?
- Masz rację, nie będziemy się chichrać, jak to ująłeś. Przypuszczam, że Malfoy’owie nie się nie chichrają – ostatnie słowa powiedział takim tonem, jakim zawsze podobne stwierdzenia wypowiadał Draco.
- Właśnie. – Ślizgon naburmuszył się jeszcze bardziej. Powoli zaczynał żałować, że dopuścił do ich zgody.
- Na początek proponuję przestać zwracać się do siebie po nazwisku. Co ty na to? – Harry nadal uśmiechał się od ucha do ucha.
Blondyn zmierzył go spojrzeniem, po czym w geście kapitulacji wzruszył tylko ramionami.
- Harry – chłopak wyciągnął w jego stronę kieliszek.
- Draco – lampki stuknęły o siebie, po czym oboje wypili po odrobinie wina.
- Mhm… Dobre – Brunet pochwalił wino. – Co ty na to, żebyśmy się trochę poznali? Wiesz nie mam tu na myśli zwierzeń czy coś. Chodzi mi raczej o takie zwykłe rzeczy. No wiesz, jak znajomy ze znajomym.
I właśnie wtedy Draco wpadł na jeden ze swoich iście ślizgońskich pomysłów.
- Dobra, Po… Harry. W sumie czemu nie. Ale na moich zasadach. – uśmiechnął się diabelsko i Harry wiedział, że togo pożałuje. – Proponuję pytanie za pytanie. Tylko że z wykorzystaniem czaru prawdy. Co ty na to?
Gryfon przez chwilę przypatrywał mu się nieufnie.
- Po co mamy stosować czar prawdy? Nie możemy tak po prostu się poznać?
- Myślisz, że przepuściłbym okazję poznania najskrytszych sekretów Wybrańca? – Potter zauważył błysk w oku drugiego chłopaka i teraz już był pewien, że tego pożałuje.
- Zgoda. – uśmiechnął się równie diabelsko, co wywołało małe zmieszanie na twarzy Ślizgona – Ja też nie przepuściłbym takiej okazji.
Rzucili na przywołaną z pokoju małą kulkę czar. W razie gdyby któryś z nich kłamał, miała zaświecić się na czerwono.
- Możesz zacząć – stwierdził Gryfon, popijając wino.
- Spałeś kiedyś z Wesley’ówną?
Harry westchnął. Czyli pytania tego kalibru…
- Nie. – odparł rzeczowo – Z kim się po raz pierwszy całowałeś?
Draco przewrócił oczami.
- Przypuszczam, że z moją matką, jak byłem jeszcze dzieckiem.
- Draco! Wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Mogłeś lepiej sprecyzować pytanie – uśmiechnął się – Twój pierwszy raz, gdzie i z kim?
Harry jęknął.
- Zachariasz Smith. Łazienka prefektów. – Draco przez chwilę wpatrywał się z konsternacją w Gryfona. – A twój pierwszy raz? Z kim?
- Blaise. – odparł krótko. – Jesteś gejem?
- Tak. – Ta krótka odpowiedź zamurowała Draco. Nigdy by nie przypuszczał, że Wielki – Chłopiec – Który – Przeżył jest gejem! Przecież tyle panien kręciło się koło niego. – A ty?
- Też. – stwierdził krótko. Ku swojemu zadowoleniu, Potter również był w niemym szoku. Uśmiechnął się pod nosem i kontynuował – Z iloma facetami spałeś? Wymień imiona.
- Z trzema. Zach, Dean i Theodore.
- Nott? – Draco nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
- Teraz moja kolej na pytanie, ale tak. Spałeś kiedyś z dziewczyną? Jeśli tak, to z kim?
- Tak. Miałem małą przygodę z Pansy. Czy między tobą, a którymś z tych trzech było coś na poważnie?
- Z Dean’em zdarzyło nam się tylko raz ze sobą przespać. Byliśmy pijani. Potem nie wracaliśmy do tego, więc nie. Z Zachem spotykałem się przez kilka miesięcy, ale tu zawsze chodziło tylko o seks. A co do Theo, to z początku oboje myśleliśmy, że to coś więcej, ale w końcu postanowiliśmy zostać przyjaciółmi. Więc w sumie z żadnym nie łączyło mnie nic szczególnego. – wzruszył ramionami. – Masz kogoś teraz?
- To zależy czy pytasz o „przyjaciela do łóżka”, czy o kogoś typu chłopak.
- W sumie to o oba.
- Ciekawski jesteś Potter.
- Czyli znowu wracamy do nazwisk?
Draco nie odpowiedział.
- Jeśli chodzi o partnera, to nie mam nikogo aktualnie. A co do przyjaciela do łóżka, to czasem zdarzy mi się jakaś mała przygoda, ale odkąd Blaise chodzi z tą twoją rudą przyjaciółką, to rzadko z kimś sypiam. Mało kto spełnia moje standardy.
- Blaise jest gejem? – Harry aż otworzył usta ze zdziwienia.              
- Moja kolej na zadawanie pytań. Jednak rozwieję twoje wątpliwości, bo gotów jeszcze jesteś tu umrzeć z niepewności. Nie. Blaise to stuprocentowy hetero. Przynajmniej jeśli chodzi o uczucia. Jednak od czasu do czasu, gdy nikogo aktualnie nie miał, lubił się zabawić. – Harry patrzył na niego z niedowierzaniem – Nie patrz tak. To tylko seks. – pociągnął spory łyk swojego wina. Zdążyli już wypić pół butelki. – Jest ktoś kto skradł twoje serce? – Harry zaczerwienił się i spuścił wzrok. Trafił w sedno! Jedne zero dla Draco.
Potter odchrząknął.
- Tak. – Draco liczył na jakieś szczegóły, ale widocznie nie było mu dane ich usłyszeć.
- No już, Harry. Gadaj kto to taki?! – Ślizgon nie poddawał się tak łatwo, jeśli chodziło o wyłapanie jakiś pikantnych szczegółów.
- Teraz moja kolej na zadawanie pytań – oburzył się Gryfon.
- Ja jeszcze nie skończyłem swojego. – stwierdził tylko.
- Miało być pytanie za pytanie. – Harry nie dawał za wygraną.
- Ja odpowiedziałem na twoje pytanie o Blaisie, więc przysługuje mi jedno dodatkowe. – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ja odpowiedziałem na pytanie o Theo.
- To było pytanie retoryczne. Nikt inny nie ma tak na imię.
Harry westchnął. Wiedział, że przegrał.
- No już, mów Harry, kto skradł twoje niewinne gryfońskie serce. – Draco nieźle się bawił. Nawet zwracanie się do Pottera po imieniu mu nie przeszkadzało.
Harry zaczerwienił się jeszcze bardziej i znowu spuścił głowę.
- Nie zachowuj się jak niewinna dziewica, Potter – Draco zaczynał się niecierpliwić – Bądź mężczyzną!
- Fy… – wybełkotał pod nosem Gryfon.
- Co? Nie dosłyszałem.
Harry walczył ze sobą przez chwilę, po czym uniósł wzrok i spojrzał Draco prosto w oczy. Blondyn wpatrywał się w te niezwykłe patrzałki w kolorze avady i nie mógł oderwać swojego wzroku. Musiał przyznać.  Były niesamowite.
- Ty, okej? – z Harry’ego uleciała cała nieśmiałość i z odwagą, ale też wyzwaniem patrzył wprost na niego. – Wiem, co teraz powiesz. Ale daruj sobie. Nie chciałem tej zgody tylko dlatego, żeby się do ciebie zbliżyć. Ja… - i właśnie w tym momencie Draco nie wytrzymał i wpił się w te czerwone, soczyste jak się okazało, usta.
Pocałunek był powolny i nieśmiały. Oboje starali się poznać tego drugiego. Draco jedną ręką otoczył Harry’ego w pasie, a drugą błądził po jego policzku. Harry natomiast wplótł swoje palce we włosy Ślizgona. Gdy w końcu się od siebie oderwali, oboje dyszeli. Stykali się czołami i uśmiechali do siebie. Harry z lekką nieśmiałością, a Draco jakby właśnie zdobył Mount Everest.
- Teraz już wszystko jasne – zaczął Draco – Zabini, którego jeszcze do niedawna nazywałem przyjacielem i twoja Wesley, wszystko uknuli. Muszę zapamiętać, żeby nie zwierzać się tej imitacji przyjaciela.
- Czyli ty… Znaczy… - zaczął się jąkać Harry. Draco miał wrażenie, że słyszy jak trybiki w głowie Gryfona wchodzą na właściwe miejsce.
- Tak. – skwitował tylko. Kciukiem delikatnie przejechał po wargach Gryfona.
- Muszę pamiętać, żeby zabić Ginny. Potem ją ożywię i jej podziękuję, ale najpierw ją ukatrupię. – Harry uśmiechał się szczerze.
- Yhm… Zabijemy oboje.  – zamyślił się Blondyn - Ale w sumie gdyby nie oni, Merlin jeden wie ile czasu zajęło bym nam zanim w końcu byśmy się do tego przyznali.
- Jak dobrze czasem mieć przyjaciół i ciut za długi język. – Harry spojrzał wymownie na usta Ślizgona, po czym ponownie go pocałował. Tym razem pocałunek był namiętny. Wyrażał wszystko, co do tej pory przed sobą skrywali.
- Proponuję przenieść się w wygodniejsze miejsce. – zaproponował Draco, gdy oderwali się od siebie, by zaczerpnąć powietrza.  – Tam jest łóżko. – wskazał głową na ogromne małżeńskie łoże, które było zasłonięte kotarą, przez co Harry go wcześniej nie zauważył.
Całując się dotarli na miejsce. Namiętność wręcz unosiła się w powietrzu. Sam Merlin nie byłby w stanie opisać tego, co tam się później działo.

***

Harry otworzył powieki. Pierwsze co poczuł, to drugie ciało obok i rękę obejmującą go w pasie. Przechylił głowę na bok i napotkał spojrzenie swojego nowego chłopaka.
- Dzień dobry śpiąca królewno. – Draco uśmiechnął się i pocałował go lekko w usta.
- Dzień dobry. – Harry przeciągnął się – A więc to nie był sen. – uśmiechnął się i na powrót przyciągnął chłopaka do pocałunku.
- Jak widać nie. – Draco błądził palcem po nagiej klatce piersiowej Gryfona. – Dziś sobota. Co ty na to, żebyśmy gdzieś razem wyszli, a potem… No wiesz – mrugnął do niego.
- Jak dla mnie możemy zostać tu cały dzień i robić „no wiesz” – zażartował.
- Musimy się pokazać, co by inni pomyśleli. Pewnie większość umiera ze strachu co też stało się z ich dzielnym Wybrańcem.
- Zapewne sądzą, że spędziłem z kimś nieziemską noc i postanowiłem nie wracać. W sumie to nawet się nie mylą. – uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Co teraz? – zapytał już bardziej poważny.
- Teraz… Teraz, to zacznę cię całować o tak – Draco usiadł na nim okrakiem i składał pocałunki na jego torsie – I tak… - schodził coraz niżej wyznaczając mokrą ścieżkę do jego pępka – a potem… - nie skończył, bo Harry przyciągnął go do długiego pocałunku.
- Nie o to pytałem. – stwierdził Gryfon. – Nie żebym nie miał ochoty na powtórkę z wczorajszego wieczoru, ale chodziło mi raczej o nas. No wiesz. Będziemy udawać, że nic się nie zmieniło?
Draco momentalnie spoważniał.
- A co? Chcesz tego? Boisz się co inni o nas pomyślą – zszedł z chłopaka i usiadł obok wpatrując się w przestrzeń.
Harry podniósł się do pozycji siedzącej.
- Nie o to chodzi. Jeśli o mnie chodzi, to moglibyśmy wymaszerować stąd nago i urządzić dziką orgię w swoim wykonaniu na środku Wielkiej Sali, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteśmy teraz parą.
- Więc nie rozumiem w takim razie. – Draco spojrzał na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy.
Harry westchnął.
- No wiesz… Twoi rodzice na pewno oczekują od ciebie, że ożenisz się z jakąś wysoko urodzoną panną, spłodzisz potomka i będziesz prowadził rodzinne interesy. Co by powiedzieli, gdyby dowiedzieli się, że nagle masz chłopaka. Nie chcę być powodem kłótni w twojej rodzinie, Draco. – Harry posmutniał, ale nadal patrzył w oczy swojego chłopaka.
Draco popatrzył na niego jak na wariata, po czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Harry, czasem naprawdę zadziwia mnie twoja głupota. Nie martw się moimi rodzicami. Ważne jest to, czego ja chcę, a nie oni. – złożył na jego ustach pocałunek – A tego, czego ja chcę jesteś ty.
Harry nie kontynuował już rozmowy, z resztą nie był w stanie. Draco nawet po ostatniej nocy, nadal był w formie, o czym wkrótce się przekonał.

***

Gdy w końcu opuścili Pokój Życzeń i trzymając się za ręce wmaszerowali do Wielkiej Sali, gdzie wszyscy właśnie jedli śniadanie, nikt nawet nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Każdy przeszedł do porządku dziennego, widząc wchodzącą parę.
 Czyżby cały Hogwart wiedział coś czego oni nie pojmowali do wczoraj? - Zastanowili się tylko, po czym wzruszyli ramionami i usiedli przy stole.
Ich znajomi szczerze się uśmiechali i gratulowali im związku. Oboje daliby się pokroić za to, że nie raz słyszeli ciche westchnienia ulgi. Nawet Ron szepnął coś na kształt: w końcu, po czym jakby nigdy nic zajął się swoim śniadaniem.
- Mówiłam ci Harry, że ten dzień będzie niezapomniany. – Ginny szepnęła mu do ucha, gdzy tylko usiedli przy stole.
Harry zmierzył ją wzrokiem, szepnął coś,  o tym że policzą się później, ale nie widząc żadnej konkretnej reakcji, w końcu przytulił przyjaciółkę, szepcząc ciche słowa podziękowania.
Oboje promienieli ze szczęścia. Harry miał tylko nadzieję, że zawsze już tak zostanie.

***

Spotykali się ze sobą już dwa miesiace. Draco w końcu postanowił przedstawić Harry’ego rodzicom. Wcześniej jakoś nie było okazji. Stwierdził, że nadszedł odpowiedni moment, by poznali jego przyszłego partnera życiowego. Harry jeszcze nie wiedział, że Draco ma tak poważne plany. Blondyn w niedalekiej przyszłości zamierzał się oświadczyć, ale póki co była to jego słodka tajemnica.
Stał przed lustrem i zapinał swoją szatę wyjściową, gdy do jego sypialni wkroczył roztrzęsiony Harry.
- Co się stało? – Draco nie przerwał wykonywanej czynności. – Nie możesz zdecydować się co założyć, czy trema przed spotkaniem z moimi rodzicami?
- Draco – zaczął poważnie Harry – Musimy pogadać.
Dopiero teraz Blondyn spojrzał na niego z obawą w oczach.
- Chyba mi nie chcesz powiedzieć, że masz wątpliwości.
- Nie o to chodzi. – Harry usiadł na łóżku i zaczął miętosić pościel. – Chodzi o to, że…
- No wyduś to z siebie w końcu! – Blondyn był zdenerwowany nie na żarty. Coś musiało się stać.
- Ja… No bo ja…
- Harry! – Draco usiadł obok chłopaka.
Brunet podniósł na niego wzrok.
- Ja… Ja jestem w ciąży, Draco. – spuścił wzrok.
Ślizgon był w szoku. Nie dlatego, że nie wiedział, że takie ciąże się nie zdarzały. Zdarzały się i to stosunkowo często. Tylko trochę go ta sytuacja zaskoczyła. Nie żeby nie wiązał przyszłości z Harry’m. Wiązał. Nawet myślał o dzieciach. Co prawda trochę później, ale czemu nie mieliby własnie od tego zacząć. Objął zawstydzonego chłopaka i pocałował go w czoło.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. – odparł i jeszcze mocniej go przytulił - Sprawiłeś mi ogromną radość. Kocham cię, wiesz? – Harry uniósł na niego swój wzrok i niepewnie się uśmiechnął.
- Czyli nie jesteś zły? – zapytał ze zdziwieniem.
- Nie głuptasie. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. – pocałował go w nos. – Od dawna o tym marzyłem. Może nie w takiej kolejności, ale czemu nie – uśmiechnął się szczerze. – A teraz ubierz się, bo nie możemy spóźnić się na spotkanie z moimi rodzicami. Takie nowiny na pewno zwalą ich z nóg. – O tak. Tego był całkowicie pewien. Nie wiedział, czy rodzice zaakceptują jego związek, ale teraz nie mieli wyboru. W sumie od początku nie mieli. Draco kochał swojego Gryfona i to nigdy się nie zmieni.
- Ja też cię kocham, Draco – stwierdził Harry i jeszcze raz przytulił się do chłopaka. Wstał i ruszył do wyjścia. – Zaraz wracam.
- Harry… - Draco podjął tą szaloną decyzję właśnie w tym momencie. Po co dłużej zwlekać?
Brunet odwrócił się do niego. Ślizgon podszedł i złapał go za rękę.
- Miałem zapytać cię o to po skończeniu szkoły, ale w sumie nie ma na co czekać. Zgodzisz się spędzić ze mną resztę życia? – spojrzał prosto w te piękne oczy koloru avady.
Harry w pierwszej chwili nie wiedział co powiedzieć. Potem przyciągnął swojego chłopaka do pocałunku.
- Tak, Draco. O niczym innym nie marzę.
Slizgon nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Nie dość, że mężczyzna, którego kochał, zgodził się go poślubić, to jeszcze okazało się, że niebawem zostanie ojcem. Czy może zdarzyć się coś jeszcze bardziej pięknego? Z tej całej radości porwał Bruneta w objęcia i kilka razy obrócił się wraz z nim, śmiejąc się radośnie. W końcu postawił go na ziemi.
- Teraz to już naprawdę pójdę, bo się spóźnimy – Harry pocałował go jeszcze raz, po czym wymknął się z pokoju.
Zostało tylko stawić czoła rodzicom. Draco wierzył, że  z tym sobie poradzi.

***

- Mamo, tato to jest Harry, mój chłopak – siedzieli w niewielkiej restauracji w Hogesmeade. – Zamierzamy się pobrać po szkole. – Narcyza i Lucjusz nie odezwali się ani słowem. Uznał to za dobry znak.  – Poza tym za kilka miesięcy zostaniecie dziadkami. Harry spodziewa się naszego dziecka. – Zaryzykował i powiedział wszystko.
Rodzice przez chwilę przyglądali im się w milczeniu, po czym Narcyza ucałowała ich oboje w policzki, a Lucjusz podał rękę Harry’emu.
- Bardzo się cieszymy kochanie. – stwierdziła jego matka. – Witaj w rodzinie Harry. – na potwierdzenie tych słów, nawet Lucjusz skinął mu przyjaźnie głową.
- Nie jesteście źli? – Draco nie wierzył własnym uszom.
- Kochanie. Odkąd skończyłeś jedenaście lat mówisz tylko o Harry’m. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później tak to się skończy. Cieszymy się, że jesteś szczęśliwy. – Narcyza uśmiechnęła się do syna.
I co tu dożo gadać. Szczęka Draco spotkała się z podłogą, ale jego szczęście było tak ogromne, że mógł w tej chwili wybiec z restauracji i ogłosić je całemu światu. Mógł przysiąc, że usłyszą go nawet na Marsie.