poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział XVI

Heeej :D
W KOŃCU przybywam z nowym rozdziałem. Wiem, że zeszło mi strasznieee długo. Nie przedłużam i nie tłumaczę się, bo wszystko napisałam w dwóch wcześniejszych postach ;) Nie pozostaje mi nic innego jak tylko przeprosić :/
Mam nadzieję, że mimo opóźnienia ktoś jeszcze tutaj jest :P
Rozdział wyjątkowo krótki, bo jakoś nie mogłam pozbierać się i go napisać. Nie podoba mi się i nie powinnam go wstawiać, ale za długo już czekacie. Mam jednak nadzieję, że się spodoba. Nie wiem kiedy będzie następny :/ Nic nie obiecuję.
Rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy zostali :* Dziękuję Wam za to :D
Piszcie w komentarzach czy się podobało, czy nie.
Nie ukrywam, że to najgorszy z dotychczasowych rozdziałów, ale może jakoś przebrniecie :D
Ściskam Was mocno :)
Serka.

Rozdział XVI


Draco obudził się, czując ciepło drugiego ciała tuż obok. Od razu przypomniał sobie wczorajszą noc. Uśmiechnął się do siebie i lekko uniósł na łokciu. Jego chłopak jeszcze spał. Delikatnie, aby nie zbudzić drugiego czarodzieja, odsunął mu włosy z czoła. Przejechał wierzchem dłoni po policzku Bruneta. Widząc lekko rozchylone wargi Harry’ego, po prostu nie mógł się powstrzymać i pocałował go delikatnie.
Gryfon rozchylił powieki i widząc przed sobą Draco uśmiechnął się.
- Dzień dobry śpiąca królewno – powiedział Blondyn.
- Mhm… dzień dobry – odpowiedział lekko zachrypniętym głosem.
- Jak się spało? – Malfoy wodził palcami po jego policzku.
- Wyśmienicie. – Harry znowu się uśmiechnął. Lekko się uniósł, żeby pocałować swojego chłopaka. – A tobie jak się spało?
- Cóż… - Draco usiadł i z wystudiowaną miną zaczął wyliczać kolejno na palcach - pomijając fakt, że zabrałeś mi całą kołdrę, zająłeś więcej niż połowę łóżka, chrapałeś i nie przyniosłeś mi z samego rana kawy do łóżka, to może być. – Harry pacnął go poduszką w głowę – Ał! A to za co?
- Ja nie chrapię – tym razem to Harry się naburmuszył.
- Chrapiesz – Draco uśmiechnął się złośliwie – Mało zamek się nie rozsypał.
- W takim razie poszukaj sobie innego kompana do łóżka. Ja rezygnuję. – Harry podniósł się z łóżka i zaczął zbierać porozrzucane ubrania. Nagle poczuł, jak Draco obejmuje go z tyłu.
- Problem w tym, że nie mogę poszukać nikogo innego. Nikt nie może się z tobą równać. – pocałował go w szyję – Mógłbym się nawet przyzwyczaić do chrapania, gdybyś się postarał.
Harry nadal udawał złego, więc się nie odezwał.
- No dobra – Ślizgon w końcu skapitulował – Nie chrapiesz. Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – Harry obrócił się i znowu pocałował chłopaka, przewracając go tym samym na łóżko.

***

- Dlaczego nie otwierają!? – Hermiona stała przed komnatami Harry’ego i Draco, próbując wszelkimi możliwymi sposobami dostać się do środka.
- Spokojnie Miona – uspokajał ją Ron. – Może już wyszli i są na śniadaniu. Myślę, że powinniśmy iść do Wielkiej Sali.
- Ron, za godzinę zaczyna się kolejna konkurencja! Nie mamy czasu! – Gryfonka nadal próbowała rzucać kolejne zaklęcia na przejście, które nawet nie drgnęło.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę na dół. Zamierzam jeszcze coś zjeść i przy okazji znaleźć Harry’ego i Fretkę. Nie mam zamiaru sterczeć tu bez sensu. – Rudzielec był coraz bardziej zirytowany, w końcu złapał przyjaciółkę za rękę i pociągnął na dół – Chodź. Wiesz, że i tak nic nie zdziałasz. Może dopisze nam szczęście i spotkamy ich na dole.
Hermiona w końcu postanowiła dać za wygraną. Może Ron faktycznie miał rację i Harry z Draco jedzą właśnie w spokoju śniadanie. Jednak gdy dotarli na miejsce, a chłopaków nadal nie było przy stole, zaczęła się poważnie niepokoić.
- Spokojnie Miona, jest niedziela. Może wyszli gdzieś wczoraj i jeszcze nie wrócili.
- Właśnie o to chodzi Ron. Marwię się. Ostatnio ktoś próbował go zabić. – zniżyła głos do szeptu.
- Dyrektor jest pewny, czy to nie był wypadek.
- Ron, dobrze wiesz że dyrektor nigdy nie widział nigdzie zagrożenia. Jak przyszło co do czego, to Harry musiał sobie sam radzić.
- Nie popadajmy w paranoję. Na pewno zaraz się zjawią. Poczekajmy jeszcze kilka minut, najwyżej wyślemy im wiadomość. – siłą zmusił ją by usiadła przy stole. Nałożył jej sałatę i wsadził do ręki widelec. – Musisz coś zjeść. Sama mówiłaś, że przed nami kolejna konkurencja. Trzeba mieć siłę. Zobaczysz, zaraz przyjdą.
Jakby na potwierdzenie jego słów, do Wielkiej Sali właśnie wkroczyła dwójka chłopaków trzymających się za ręce. Beztrosko podeszli do stołu i zajęli swoje miejsca.
- Cześć wszystkim! – zawołał wesoło Harry. Draco ograniczył się do skinięcia głową.
- Gdzie wy się podziewacie?! – Hermiona była rozzłoszczona nie na żarty – Za niecałą godzinę kolejne zadanie!
Harry i Draco spojrzeli na siebie zaskoczeni.
- Jak to? – Harry zerknął pytająco na Rona
- Normalnie – warknęła Hermiona. – Gdybyście byli w swoim pokoju już dawno wiedzielibyście co i jak. Niestety dobijałam się do was, ale was nie było!
- Spokojnie Miona, wszyscy się na nas patrzą – szepną Ron do jej ucha.
- Wychodzimy – zarządziła i podniosła się z miejsca.
Przyjaciele spojrzeli po sobie, ale w końcu skapitulowali i wyszli za dziewczyną. Czekała na nich przed drzwiami z założonymi na piersi rękoma.
- Nie ma czasu się kłócić. Musimy się przygotować. – zarządziła i poszła w kierunku ich wspólnej sali ćwiczeń.
Po chwili byli na miejscu. Reszta już tam na nich czekała.
- Znaleźli się – westchnęła Hermiona. – Siadajcie – zwróciła się do chłopaków. – Dumbledore ogłosił, że zadanie rozpocznie się o dziesiątej.  Nie podał zbyt wiele szczegółów, ale wiemy, że tym razem wystartuje jeden uczestnik. Wylosuje sobie zadanie z puli i nie wiadomo na co trafi. Najgorsze jest to, że nie możemy wybrać kto to będzie. Zostanie przeprowadzone losowanie. Z naszego koszyka będzie losował ktoś z Durmstrangu, my losujemy osobę z Beauxbatons, a oni z kolei z Durmstrangu. Zadanie będzie dotyczyło jednej dziedziny wiedzy. Na przykład magicznych zwierząt, historii albo wróżbiarstwa.
- Skoro nie możemy wybrać kto stanie do rywalizacji a tym bardziej się do niej przygotować, to nie rozumiem, dlaczego tak nawrzeszczałaś na nas przed chwilą – oburzył się Draco.
- Jeśli byście się nie stawili, zdyskwalifikowaliby nas. Bałam się, że zrobiliście sobie weekend i nie stawicie się na rywalizację. Tym bardziej że dyrektor poinformował tylko trójkę kapitanów. Po ostatnim zadaniu jest ostrożny. Boi się, żeby nikt zbyt wcześnie nie wiedział o konkurencjach. Nie jestem dzieckiem i wiem, że bez problemu mogliście opuścić zamek. Bałam się, że coś wam się stało! Po ostatniej konkurencji… - Harry nie dał jej skończyć
- Przestań Miona! Nie wiadomo co się wtedy stało. Nie możesz od razu zakładać, że polują na nas Śmierciożercy, albo jeszcze jacyś inni psychopaci. Przez cała tą sprawę z Voldemortem wszyscy mają jakąś chorą paranoję. Może ktoś chciał zrobić wszystkim kawał, ale nie wiedział jak to się skończy. A może  ktoś przez przypadek złamał bariery. Nie możesz od razu zakładać, że ktoś dybał na nasze życie.
- Ja się po prostu martwię – odparła ze smutną miną.
Harry westchnął, nie chciał krzyczeć na przyjaciółkę, ale ciągłe trzymanie go pod korcem już go denerwowało.
- Wiem Miona, ale wyluzuj. Jeśli Cię to uspokoi możemy ustalić jakiś sygnał, który będzie nas wszystkich informował o nowym zadaniu, w razie gdybyśmy się nie mogli znaleźć. Wiem, że na coś wpadniesz. Póki co zejdźmy na dół i stańmy do kolejnej rywalizacji. Pora im dokopać! – zawołał już z uśmiechem.
Opuścili pomieszczenie i skierowali się na Błonia.
Draco i Harry szli z tyłu.
- Naprawdę myślisz, że to były tylko żarty? – Blondyn szepnął do ucha swojemu chłopakowi.
- Nie wiem Draco – Harry westchnął – Ale mam już dość ciągłego użalania się nade mną, by broń Merlinie biednemu Złotemu Chłopcu włos z głowy nie spadł.
- Jeśli ty tam trafisz to obiecaj, że będziesz na siebie uważał. – chłopak pocałował go w czoło.
Potter westchnął.
- Obiecuję.

***

Zaczęło się losowanie. Na pierwszy ogień poszła Akademia Beauxbatons, z której Neville wylosował niejaką Sabrinę Devenish. Jej zadanie Polegało na wybraniu spośród steki łudząco podobnych do siebie ptaków, odpowiedniego. Miała trzy próby. Udało jej się za drugą. Pierwszy ptak zaatakował ją, pozostawiając na policzku brzydką bliznę, która na szczęście zaraz po wyjściu z areny, zniknęła. Zdobyła dla swojej drużyny trzydzieści punktów.
Z Durmstrangu wylosowano niejakiego Wladimira Czeszowa. Zadanie było łudząco podobne, do tego, jakie musiał wykonać Harry, gdy na pierwszym roku próbował odnaleźć kamień filozoficzny. Wladimir musiał złapać odpowiedni klucz, by otworzyć drzwi, przez które mógł wyjść. Konkurencja nie trwała zbyt długo. Chłopak okazał się szybki i zwinny i dzięki temu zdobył dla swojej drużyny pięćdziesiąt punktów.
W końcu przyszła pora na uczestnika z Hogwartu. Do kuli z imionami zanurzył rękę Wasilij Morozow. Odwinął papierek i głośno przeczytał: Harry Potter.
Gryfon rzucił ciepły uśmiech swoim przyjaciołom i żwawym krokiem udał się w stronę specjalnej czary, do której wrzucił kartkę ze swoim imieniem. Dzięki temu puchar dobierał dla niego odpowiednie zadanie. Ogień zabłysnął na zielono i po chwili wyfrunęła z niego kartka. Rozwinął ją. Hasło brzmiało eliksiry. Spiął się w sobie. Wiedział, że w tym zdecydowanie nie jest zbyt dobry. Podał kartkę dyrektorowi, który wydał polecenie przygotowania konkurencji, a sam zajął się wyjaśnieniem zasad.
- Konkurencja polega na wybraniu odpowiedniego eliksiru spośród trzydziestu wystawionych na stole. W każdym oprócz jednego jest śmiertelna trucizna. Uczestnik ma wybrać właściwą fiolkę i wypić. Dopiero wówczas drzwi zostaną otworzone.
Harry pomaszerował we wskazane miejsce. Nie mógł zobaczyć przerażonej miny swojego chłopaka.
Znalazł się w pomieszczeniu, które wyglądało jak lochy. Zimne kamienne ściany, brak okien i kilka pochodni zawieszonych nad sufitem, dodawało grozy pomieszczeniu. Gdyby nie lata spędzone w sali Snape’a, Harry z pewnością poczułby ciarki na plecach. Na środku stał obszerny stolik, a na nim różnej wielkości fiolki. W każdej znajdowały się kolorowe ciecze. Podszedł śmiało i złapał pierwszą z brzegu. Nie posiadał rozleglej wiedzy z dziedziny eliksirów, ale dzięki ostatnim tygodniom spędzonym z Draco wiedział, że niektóre będzie w stanie rozpoznać. Odkorkował ciecz i powąchał. Pachniała fiołkami. Maleńkie trybiki wskoczyły na swoje miejsce i wylał ciecz na podłogę. Zaskwierczało. Trucizna. Kolejna, fioletowa ciecz również podzieliła los pierwszej. Tak samo stało się z kolejnymi dwudziestoma. Harry pocił się coraz bardziej. Powąchał już tyle eliksirów, że niemal stracił węch. Ostatnie kilka wylał tylko dlatego, że tak mu się wydawało. Na stole pozostało już tylko osiem fiolek. W jednej znajdowała się gęsta zielona ciecz. Łudząco przypominała wywar z cykuty. Odkorkował ją i wylał na posadzkę. Zostało już tylko siedem. Nie miał pojęcia ile czasu już tutaj był. Mimo chłodu panującego wokół, jemu robiło się coraz bardziej gorąco. Kolejna ciecz barwą przypominała krew. Kurara. Wiedział to na pewno. Zaskwierczała na zimnej posadzce. Po powąchaniu kolejnej wiedział, że podzieli los poprzedniej. Następne dwie wylał już z drżącymi rękami. Teraz nie był już niczego pewien. Zostały tylko trzy. Wśród nich jest jego przepustka do opuszczenia tego przerażającego pomieszczenia, w którym zdążyły wypalić się już trzy z pięciu pochodni. Robiło się coraz mroczniej. Wziął do ręki środkową. Niebieska ciecz. Gdyby nie zbyt błękitna barwa, byłaby tak podobna do wody.
„Zbyt idealna” – zabrzmiało mu w głowie. Przypomniał sobie słowa Dracona – „Każda truczna to ideał. Sam w sobie. To cichy zabójca. Piękny i niebezpieczny”
Wylał. Już tylko dwie. Miał nadzieję, że dotychczas nie pozbył się tej właściwej. Wziął do ręki obie i zważył w rękach. Wiedział, że powąchał już tyle cieczy, iż nie będzie w stanie rozpoznać kolejnej. Najgorsze było to, że obie wyglądały identycznie. Ta sama konsystencja, barwa i dokładnie odmierzona ilość. Musiał zaryzykować. Ostatnie spojrzenie na fiolki. Podjął decyzję. Odkorkował pierwszą i wypił. Świat zawirował, a potem była już tylko ciemność.

***

Draco obserwował Harry’ego. Przy każdej substancji którą wylewał, robił się coraz bardziej nerwowy. Wiedział, że nie może mu pomóc. Arenę skonstruowano tak, aby nie przepuszczała żadnych zaklęć. Żadnej ingerencji z zewnątrz. Nawet ich więź była zablokowana. Najgorsze było to, że stał tam bezczynnie i nie mógł nic zrobić. Niby zwykła konkurencja. On jednak wiedział, że wystarczy jeden błąd i Harry może zginąć. Wiedział to, gdy wybrano jego nazwisko. Już sytuacja z poprzedniej konkurencji dała mu do myślenia. Teraz czuł, że coś zagraża Harru’emu. Nie wiedział czemu tak myśli, ale czuł to i już.
Modlił się, aby nic złego się nie stało. Aby to, czego go nauczył wystarczyło i żeby wyszedł z tego cało. Rozpoznał kilka trucizn i ulżyło mu, gdy je wylał, ale na stole pozostaly kolejne. W momencie, gdy pozostały dwie, zamarł. Widział że Harry nie ma pojęcia którą wybrać. „Powąchaj” mówił w duchu. Błagał, by Gryfon odkorkował i przekonał się, która jest trucizną. Niestety nic takiego się nie stało. Gdy odkorkował butelkę i wypił zawartość jednym hustem, wstrzymał powietrze. Widząc, jak ciało Harry’ego opada z łoskotem na ziemię, krzyknął. Sam upadł na kolana w wyrazie bezsilności. Nie mogli w ten sposób się rozstać. Nie teraz.

***

Harry otworzył oczy. Oślepiło go słońce. Spojrzał w bok. Obok niego siedzieli jacyś ludzie. Dopiero po chwili zobaczył, że to Pomfrey, Hermiona, Ron i Draco. Usmiechnął się i usiadł.
- Co się stało?
- Zemdlałeś – zwyrokowała Miona.
- Jak to zemdlałem? – złapał się za głowę.
- Normalnie – warknął Draco. – Jesteś głupim, nieodpowiedzialnym palantem!
- Bo zemdlałem? – zapytał nadal nie wiedząc o co Ślizgon tak się wścieka.
- Poter, ostrzegam cię. – Blondyn wydawał się być jeszcze bardziej wściekły. – Jeśli jeszcze raz napędzisz mi takiego strachu, to obiecuję że osobiście cię zabiję. Potem wskrzeszę i jeszcze raz zabiję, a potem… - Harry nie dał mu skończyć.
- Tak, tak. Potem znowu mnie zabijesz i znowu. A teraz z łaski swojej moglibyście mi powiedzieć co się stało?
- Wypił pan eliksir na pusty żołądek i po porstu stracił pan przytomność na kilka minut – glos w końcu zabała pielęgniarka. – Już wszystko powinno być w porządku. Proszę tylko coś zjeść.
- A konkurencja? – spojrzał pytająco na Rona.
- Pięćdziesiąt punktów. Nieźle wszystkich wystraszyłeś, Stary. Każdy myślał, że wypiłeś truciznę. Skąd wiedziałeś, że to ta fiolka?
- Nie wiedziałem. – wzruszył ramionami i podniósł się z ziemi. Dopiero teraz przekonał się, że znajdują się nadal na Błoniach, pewnie w miejscu w którym był wyczarowany pokój. Przerwał panującą wokół ciszę. Wszscy zaczęli klaskać. – Czyli koniec na dzisiaj?
- Wydaje mi się, że tak – westchnęła Hermiona. - Wracaj do zamku i zjedz coś.
- Gdzie dyrektor? – zapytał zaskoczony nieobecnością mężczyzny – Nie powinien jakoś podsumować rywalizacji czy coś? – spojrzał pytająco na przyjaciół.
Zauważył, że wszyscy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Czego mi nie mówicie? – zapytał zdenerwowany.
- Musisz coś zjeść. Potem pogadamy. – Draco chwycił go za rękę i poprowadził do zamku.
- Draco, puść mnie! – Harry próbował się wyrwać, ale wciąż był osłaiony.
- Nie. Dopóki czegoś nie zjesz niczego ci nie powiem.
- Natychmiast masz mi powiedzieć – warknął na swojego chłopaka.
Ślizgon zignorował go i wciąż ciągnął do zamku. Gdy znaleźli się w swoim pokoju, przywołał skrzata i poprosił o coś do jedzenia. Po chwili przed Harry’m stała taca pełna jedzenia. Choć na ten widok zaburczało mu w brzuchu, postanowił być twardy i niczego nie jeść dopóki nie dowie się o co w tym wszystkim chodzi. Usiadł na kanapie i założył ręce na piersi.
- Jedz – ponaglił go Draco.
- Nie, dopóki mi nie powiesz co się stało.
Blondyn westchnął.
- Naprawdę musisz coś zjeść. Obiecuję ci, że potem pogadamy. Ale proszę cię Harry, zjedz coś. Jesteś osłabiony.
- Nic mi nie jest. – buntowniczo spojrzał na Malfoy’a.
- Harry, proszę – szepnął zrezygnowany Draco.
Gryfon w końcu się poddał. Złapał za tależ z kanapkami i zaczął jeść. Wiedział, że im wcześniej skończy, tym szybciej dowie się o co chodzi. Nie minęło piętnaście minut, gdy skończył posiłek. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo był głodny. Dopił herbatę, po czym rozsiadł się wygodnie i spojrzał wyczekująco na Draco.
- Słucham.
- Ktoś znowu chciał cię zabić – zaczął Blondyn ze śmiertelnie poważną miną.
- Co takiego?!
- To co słyszysz. Ktoś zastawił pułapkę. Gdy pobiegliśmy tam aby zobaczyć co z tobą i gdzy Pomfrey odciągnęła mnie od ciebie, pierwsze co zrobiłem, to powąchałem zawartość tej drugiej fiolki, która została. Pachniała jak eliksir pieprzowy. Nie przypomniałem sobie, aby jakakolwiek trucizna miała taki zapach. Złapełem wtedy tą drugą, z której wypiłeś i okazało się, że pachniało jak cjanek. Przeraziłem się nie na żarty, ale wtedy Pomfery powiedziała, że po prostu zemdlałeś. Potem przyszedł dyrektor, który zrobił dokładnie to samo co ja. Powiedział żę wypiłeś niewłaściwą fiolkę. Bałem się że nie żyjesz. Nie obchodziło mnie że pielęgniarka mówiła, że zaraz się obudzisz.  Bo widzisz, gdy zemdlałeś, zniknęła cała iluzja, na trawie leżałeś tylko ty i te dwie fiolki. Reszta zniknęła. Rozumiesz? Ja z dyrektorem staliśmy najbliżej i widzieliśmy wszystko, dlatego tak szybko zareagowaliśmy. Nagle Drops powiedział, że trucizna jest w tej, której nie wypiłeś. Nawet nie wiesz jak mu ulżyło. Po chwili zrozumiałem, że ktoś podrzucił dwie fiolki z prawdziwymi eliksirami. Zmienił ich zapachy i gdybyś tylko powąchał, wypiłbyś cjanek. Prawdziwy Harry, nie zaczarowany. Przez swoją głupotę i to, że nie chciałeś powąchać co jest we fiolkach, nie zginąłeś. Miałeś cholerne szczeście. Jednak to nie zmienia faktu, że ktoś znowu próbował cię zabić.
Harry wpatrywał się w niego w osłupieniu. Nie wiedział co o tym myśleć. Jednak wszystko w końcu zaczynał rozumieć. Gdyby wypił którąś z zaczarowanych na truciznę substancji, zapewne nic by mu się nie stało. Co najwyżej nie zaliczyłby zadania. Bo tak naprawdę te substancje wyglądały tylko jak trucizny. Pewnie w rzeczywistości było wodą. Jednak on zemdlał, przez co wszyscy wtajemniczeni przerazili się nie na żarty. Gdyby wypił ciecz z drugiej fiolki, zapewne teraz byłby martwy. Komuś najwyraźniej bardzo zależało na jego śmierci. Zostawało tylko pytanie: komu?
Draco podszedł do niego i mocno objął.
- Merlinie, Harry tak bardzo bałem się że cię stracę. Czułem, że coś jest nie tak. Gdybym mógł przerwałbym to zadanie, zanim dotknąłeś pierwszej trucizny. Nie pozwolę żeby coś ci się stało.
Harry zaczął uspakajająco głaskać go po plecach.
- Spokojnie Draco. Nic mi nie jest. Jak to mówią głupi ma zawsze szczęście – wcale nie było mu do śmiechu, ale musiał jakoś rozweselić Ślizgona.
- Potter, nie wkurwiaj mnie nawet! Cholera, mogłeś zginąć, a pieprzysz jakieś głupoty! Gdybyś zjadł to cholerne śniadanie, nie dostałbym zawału serca! Teraz musimy się poważnie zastanowić kto chce cię zabić.
- Draco, nie przesadzaj. Wszyscy macie jakąś paranoję.
- Harry, nikt nie ma żadnej paranoi. Nawet dyrektor tak uważa. Myślisz, że dlaczego zaraz po tym jak się ocknąłeś poszedł do siebie? – spojrzał na niego jak na głupka – Wezwał aurorów. Najwidoczniej na wolności nadal jest ktoś, kto nie pogodził się ze śmiercią Czarnego Pana. Od dziś nie masz prawa sam chodzić gdziekolwiek. Nie pozwolę na to, żeby coś ci się stało.
- A ty nie masz prawa mi rozkazywać! – Harry miał już tego wszystkiego dość. Może i faktycznie ktoś znowu planował go zabić, ale to nie był od razu powód, aby na powrót schować go pod korcem i zamknąć w klatce – Będę robił co chce i gdzie chce! Czy ci się to podoba, czy nie.
- Nie każ mi używać siły.
- Nie masz prawa – Potter był wściekły. Zawsze radził sobie sam, więc i tym razem nic mu nie będzie.
- Kurwa, właśnie że mam! Jesteś moim narzeczonym i nie pozwolę znowu zrobić ci czegoś głupiego. Osobiście wypatroszę każdego kto śmie podnieść na ciebie swoją różdżkę.– obaj teraz już wrzeszczeli.
- Odkąd tu trafiłem, cały czas ktoś mi mówił jaki to jestem biedny i pokrzywdzony i jak to należy uważać na Złotego Chłopca, żeby sobie przypadkiem języka zupą nie poparzył, bo z taką kontuzją przecież nie zabije Voldemorta! Tylko nikt nie zainteresował się mną, gdy naprawdę potrzebowałem pomocy. Tyle lat się nade mną znęcali i nie było nikogo, kto mógłby mnie stamtąd zabrać! Jednak jakoś sobie radziłem, całe życie sobie musiałem radzić sam. Teraz też mi nic nie będzie. – spojrzał wyzywajaco w oczy Blondyna.
- Przestań udawać cholerną Zosie Samosie i nietykalnego bohatera! Choć raz daj sobie pomóc. Kocham cię do cholery i nie chcę cię stracić! Czy tak ciężko to zrozumieć, że się o ciebie martwię?!
Przez chwilę jeszcze mierzyli się wzrokiem, ale w końcu Harry skapitulował. Wiedział, że jeśli Draco coś sobie postanowi, to na pewno to dostanie. Mimo wszystko nie miał ochoty siedzieć zamknięty w ich dormitorium i do końca życia nie oglądać światła dzienniego.
- Zgadzam się, ale pod warunkiem, że wszystko zostanie tak jak dotychczas. – Draco już miał zaprotestować, ale Harry powstrzymał go ruchem ręki – Jeśli ktoś naprawdę chce mnie zabić, lepiej żeby myślał, iż jestem niczego nieświadomy. Wtedy może uda nam się zastawić na niego pułapkę.
-W końcu zaczynasz gadać z sensem. Nadal jesteś cholernym odważnym Gryfonem, ale twój ślizgoński spryt mi się podoba. – Draco uśmiechnął się, wiedząc że na szczęście kłótnie mają już za sobą.
- Cóż, uczyłem się od najlepszych – Harry odwzajemnił uśmiech. – Naprawdę wypatroszyłbyś każdego kto podniósłby na mnie różdżkę? – zapytał już z przekornym uśmiechem chcąc zmienić temat.
- Nie tylko wtedy. Zabiłbym też wszystkich, którzy śmialiby spojrzeć na ciebie jak na potencjalnego partnera.
- Ktoś tu się robi zazdrosny.
- Tak. Masz rację. Jesem cholernie zazdrosny. W końcu mam przy sobie prywatnego Wybrańca, drugie największe ciacho na świecie i narzeczonego z którym planuję przyszłość. Zdecydownanie mam o co być zazdrosny. – przyciągnął Harry’ego do pocałunku.
- Ekhem… - usłyszeli za swoimi plecami i odwrócili się w kierunki intruza.
Za nimi stała Hermiona, Ron, Pansy i Blaise.
- Jak wy tu… - zaczał Harry, któremu na policzki zaczęły wypływać rumieńce.
- Ja ich tu zaprosiłem. – Draco objął Gryfona w pasie. – Obawiam się, że to jedyne osoby którym możemy teraz ufać. Razem musimy zastanowić się, kto może chcieć cię zabić.
Harry westchnął. Znowu jakaś obrada nad nim. Ale zgodził się i nie mógł się teraz wycofać.
- Nie mówiłeś, że wciągniemy w to naszych przyjaciół – powiedział tylko.
- Myślę, że obaj powinniście mieć ochronę – odezwała się Hermiona – Bądź co bądź jesteście połączeni więzią i obojgu wam zagraża niebezpieczeństwo.
- Siadajcie – Draco w końcu postanowił wziąć na siebie rolę dobrego gospodarza. – Napijecie się czegoś?
Po tym, jak skrzat przyniósł im herbatę i ciastka, rzucił na dormitorium Mufilito.
- Pansy i Blaise są moimi przyjaciółmi. Ufam im w stu procentach. Hermiona i Ron twoimi, więc postanowiłem ich wszystkich tu zaprosić. – Draco postanowił wytłumaczyć wszystko chłopakowi – Wiesz, że stary Drops niczego nam nie powie. Dlatego żeby nie dać się zabić musimy rozpocząć śledztwo na własną rękę. Sami moglibyśmy sobie nie poradzić. Zgadzam się w tej chwili z Hermioną, że w sumie oboje jesteśmy celem. Jeśli komuś uda się skrzywdzić jednego, drugi też ucierpi. Pod warunkiem, że ten ktoś wie czym jest nasza więź. Musimy założyć najgorsze. W zamku jest teraz mnóstwo nowych osób, jednak nie wiemy czy jakiś stary znajomy nagle nie zapałał chęcią zemsty. Sądzę, że w tej chwili tylko osoby obecne w pokoju mogą sobie ufać. Ja reczę za moich przyjaciół, a ty na pewno za swoich. Mam nadzieję, że uda nam się dogadać.
- Już dawno pogrzebaliśmy topór wojenny – niespodziewanie odezwał się Ron – Pansy, Blaise, wybaczcie jeśli kiedyś was uraziłem – wyciągnął rękę do zgody, którą tamci bez wahania uścisnęli, również przepraszając. Pozostali wpatrywali się w nich w lekkim osłupieniu.
- Skoro tą kwestię mamy już za sobą, to pora omówić wszystko co dotychczas wiemy. – Hermiona pierwsza odzyskała głos – Na początek proponuję udawać, że wszystko jest po staremu i że Harry po prostu ostatnio zasłabł. W międzyczasie przeprowadzimy małe śledztwo. Postaramy się dowiedzieć, kto mógł mieć dostęp do aren i puli z których były losowane nazwiska. Dzięki temu, że dyrektor był chwilę zajęty udało nam się coś ustalić – Draco i Harry patrzyli na nich zaskoczeni.
Pansy uśmiechnęła się i zabrała głos.
- Zaraz po tym, jak wszyscy opuścili Błonia, poszliśmy pod gabinet dyrektora. Wyszedł na chwilę i mi i Mionce udało się wejść do środka. Chłopaki czatowali na zewnątrz. Znalazłyśmy kulę z której losowano nazwiska. Okazało się, że jest ta, tylko twoje, Harry. – Para była w szoku. Teraz już obaj byli pewni, że nie było mowy o jakimkolwiek błedzie.  - Ktoś, kto na was poluje musi mieć dostęp do gabinetu dyrektora, albo być naprawdę silnym czarodziejem. Musicie być bardzo ostrożni, dlatego też wymyśliliśmy pewien patent, a raczej Blaise przypomniał sobie małą sztuczkę. – spojrzała na przyjaciela.
- Draco, może pamiętasz jak kontaktowaliśmy się w wakacje, gdy mieliśmy szlaban i chcieliśmy się wyrwać z domu?
- Jasne – Ślizgon uśmiechnął się przebiegle.
- Tak więc, gdy uziemili mnie albo Draco, musieliśmy mieś jakiś sposób, żeby nie zdechnąć z nudów przez resztę wakacji. Kiedyś znaleźliśmy wzmiankę o zaklęciu myśli. Nie będę się wdawał w szczegóły, ale ogólnie chodzi o to, że można połączyć kilka przedmiotów pewną więzią. Jest ona stworzona do konkretnego celu. Wytłumaczę wam to na przykładzie. Ja i Draco wybraliśmy bransoletki, które zawsze mieliśmy przy sobie. Gdy uziemili jednego, wypowiadał zaklęcie:  Cogitare*, wtedy bransoletka drugiego lśniła na zielono. Dzięki temu wiedzieliśmy, że musimy w jakiś sposób wyciągnąc drugiego z domu tak, aby nikt się nie zorientował. I faktycznie przez lata nam się to udawało. Moglibyśmy rzucić zaklęcie na większą liczbę przedmiotów i w razie gdybyście byli w niebezpieczeństwie, moglibyście nas zawiadomić.
- Genialne! – zachwycił się Harry.
- Brawo Diable – Draco poklepał przyjaciela po ramieniu. – Teraz pozostało nam obmyślić tylko mala dywersję.
- Draco, zawsze miałeś dobre pomysły. Myślę, że i tym razem masz plan. W końcu zdobycie serca Złotego Chłopca nie należało do łatwych rzeczy – Pansy mrugnęła do niego.
- Jak ty mnie Pans dobrze znasz. – Draco uśmiechnął się przebiegle.
Plan niedawno wykiełkował mu w głowie. Teraz pozostawała tylko kwestia wprowadzenia go w życie. Jeśli im się uda, zlikwidują potencjalnego zabójce zanim na dobre zacznie padać śnieg.

***

Siedzieli do późna, aby dokładnie omówić nowy plan działania. Gdy w końcu przyjaciele opuścili ich dormitorium, byli tak wykończeni, że po prysznicu ułożyli się wygodnie do łóżka. Ze snu zbudziło ich pukanie do drzwi.
- Kogo cholera znowu niesie – jęknął Draco.
- Otworzę – zaproponował Harry, wstając z łóżka
- Idę z tobą.
Poczłapali do drzwi. Zanim zdołali je otworzyć usłyszeli Silvanę.
- Harry! Otwórz. Mam bardzo ważną wiadomość.
Brunet otworzył drzwi wpuszczając ciotkę.

- Wiem jak wydostać Syriusza zza zasłony – obwieściła, gdy tylko drzwi się za nią zamknęły. – On nadal żyje Harry. Mamy szansę go stamtąd uwolnić. 


poniedziałek, 11 stycznia 2016

Znowu zawaliłam

Salazarze, ale mi głupio :-( Miałam dodać rozdział wczoraj, ale nie dodałam. Niestety dzisiaj też go nie będzie i w ogóle to nie wiem kiedy będzie :-/ Tak wiem, zawaliłam na całej linii. Długo by się usprawiedliwiać,  ale powiem krótko: brak weny, a przede wszystkim czasu. Nie chce dodawać kilkudziesięciu zdań tak na odczep się.  Wybaczcie. Postaram się napisać jak najszybciej, a póki co jeszcze raz bardzo przepraszam.
Serka

niedziela, 3 stycznia 2016

Informacja

Dobry wieczór. Przybywam ze smutną nowiną, że rozdziału dzisiaj nie będzie.  Wiem, że planowo miał być dziś, ale ostatni się przeciągnął i był w czwartek, a potem były święta i naprawdę nie miałam kiedy go napisać.  Przyznaję się,  nawaliłam. Mam jednak nadzieję, że mi wybaczycie. Tak czulam, że tak będzie dlatego pojawił się ten one - shot. Mimo wszystko przepraszam za opóźnienie.  Planuje dodać rozdział w następną niedziele, albo jeśli się uda i wena dopisze, to będzie wcześniej.  Mam nadzieje, że będzie prąd,  bo znowu coś robią i ciągle go nie ma...
Przepraszam Was wszystkich :-(