sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział VIII

Witam wszystkich :D
Wstawiam obiecany rozdział :D Jeszcze przez jakieś kilkadziesiąt minut oficjalnie jest sobota, więc dotrzymałam terminu obiecanego Shili :D
Mimo opóźnienia, udało mi się napisać wszystko, co chciałam zawrzeć w tym rozdziale :D Mam nadzieję, że nie zawiodłam Waszych oczekiwań :) Jak zwykle może być chaotycznie i z błędami, ale jest po jedenastej i nie mam siły tego jeszcze czytać :/ 
Dedykuję ten rozdział Shili, Ciumie, Nanie, Thegoni i Patts moim wiernym czytelniczką. 
Dziękuję wszystkim komentującym ostatni rozdział :D Mam nadzieję, że będzie Was jeszcze więcej :D
Dziękuję za pomysły przysyłane mi przez Ciumę, Shilę i Nanę :D Mam nadzieję, że jest tak, jak sobie wymarzyłyście :D
Życzę miłego czytania i dajcie znać w komentarzach, czy się podobało :D

Serka

Rozdział VIII


Kolejne lekcje jakoś udało im się przeżyć. Nie rzucili na siebie żadnej klątwy, choć obaj mieli na to ochotę. Na każdej lekcji siadali w tej samej ławce, odsuwając się na tak daleką odległość, na jaką pozwolił im łańcuszek łączący kajdanki. Nie odezwali się do siebie ani słowem, ignorując się na tyle, na ile im się to udało.
Harry wiedział, że przesadził nazywając Draco Śmierciożercą. Mimo wszystko był też wściekły na Malfoy’a. Oboje dobrze wiedzieli, że zeszłej nocy do niczego między nimi nie doszło. Wybraniec wściekał się za to, że cała szkoła po incydencie w Wielkiej Sali, patrzyła na nich jak na parę. Dałby głowę, że większość myślała, że specjalnie założyli sobie kajdanki na kostki, aby tylko być bliżej siebie. Mimo wszystko czuł lekkie wyrzuty sumienia. Miał zamiar przeprosić Ślizgona. W końcu tak naprawdę wcale źle o nim nie myślał. Póki co najbardziej trapiły go kajdanki spoczywające na jego kostce. Przeprosiny mogły poczekać.
Nadeszła pora obiadu. Harry’emu nie uśmiechało się siedzenie przy stole Slytherinu, ale nic nie mógł na to poradzić. Miał cichą nadzieję, że żaden Wąż nie dosypie mu czegoś do jedzenia. Bez słowa weszli do Wielkiej Sali i zajęli miejsce na samym początku stołu. Harry wiedział, że Draco, jako Prefekt Naczelny, czuł się wręcz, jak Lord Slytherinu i zawsze siadał na samym początku, żeby móc mieć wszystkich na oku. Harry nie lubił zajmować tego miejsca, u siebie w Gryffindorze, bo zawsze wszyscy się na niego gapili. Teraz po wojnie każdy śledził jego nawet najmniejszy ruch, co Wybrańca niezwykle denerwowało. Spełnił on swój obowiązek względem czarodziei i zasługiwał na choć odrobinę prywatności, której jednak nie było mi dane doświadczyć. Usiadł obok blondyna. Tamten od razy napełnił swoją filiżankę, świeżą kawą. Dolał mleka i posłodził idealnie płaską łyżeczkę, po czym zamieszał napój i skosztował niemal z nabożnością. Potter wpatrywał się w ten obrządek i zachciało mu się śmiać. Malfoy zawsze i we wszystkim musiał być idealny. Wszędzie widać było jego nienaganne maniery. Przypomniało mu się śniadanie, podczas którego, ułożony i powściągliwy Ślizgon, rzucił się na niego. Tamta sytuacja była kompletnym zaskoczeniem, nie tylko ze względu na pocałunek, ale też na zachowanie Draco. 
Wybraniec przestał obserwować Prefekta i skupił swoją uwagę na talerzu. Nałożył na niego odrobinę ryżu, posypał cynamonem, dodał wysmażoną na złoty kolor pierś z kurczaka i odrobinę sałatki ze szparag. Nalał do szklani soku z jagód i zabrał się za jedzenie, zupełnie nieświadomy, że jest obserwowany przez wszystkich Ślizgonów.
Draco również nie zdawał sobie sprawy, że jego współbracia z Domu Węża, bacznie mu się przyglądają. Zajęty jedzeniem i ignorowaniem Pottera, zupełnie nie zwrócił uwagi, że miał na talerzu dokładnie to samo, co Gryfon. W tym samym czasie wykonywali te same czynności. Z boku wyglądało to, tak jakby ktoś zsynchronizował ich ruchy. Malfoy przeżuwał właśnie swoją pierś z kurczaka, gdy uświadomił sobie, że coś jest nie tak. Odwrócił wzrok od jedzenia i spojrzał na Ślizgonów. Wszyscy patrzyli na niego badawczo. Obrzucił ich zdziwionym spojrzeniem, po czym spojrzał na drugą osobę, której wszyscy się przyglądali. Z początku nie wiedział, o co im chodzi, gdy nie spojrzał na talerz Bruneta. Miał na nim dokładnie to samo, co on. Westchnął z flustracją i obrzucił swoich domowników morderczym spojrzeniem. Odsunął swoje jedzenie na bok, nie mając nagle na nie ochoty. Złapał kiśc winogron i powoli zjadał ziarenko po ziarenku. Na koniec pozwolił sobie na mały kawałek szarlotki, którą uprzednio posypał dość sporą ilością cynamonu. Uwielbiał tą przyprawę i testował ją w każdej możliwej kombinacji, a z tym plackiem wydawała się smakować wręcz idealnie. Miał jeszcze ochotę na szklankę mleka, ale ilość dostarczonych dzisiaj kalorii była i tak wystarczająca, wiec powstrzymał się od tego. Spojrzał na Potter’a, który kończył właśnie jeść tiramisu. Po obiedzie nie mieli żadnych lekcji, co oznaczało, że zaraz spotkają się w Pokoju Życzeń.
Dzisiaj to Draco miał prowadzić zajęcia z eliksirów. Miał dość Potter’a u swojego boku, a tym bardziej nie miał ochoty, by plątał mu się pod nogami. Po chwili dotarło do niego coś jeszcze. Dopóki będą połączeni tymi cholernymi kajdankami, ani on ani Gryfon, nie będą mogli latać na miotłach. Treningi mógł prowadzić tylko z ziemi, co było niezwykle uciążliwe sądząc po tym, że mecz rozgrywał się dość wysoko nad nią. W głowie właśnie snuł scenariusze krwawej zemsty na Parkinson. Poza tym obiecał sobie, że położy kres działalności Wesley’ów, albo przynajmniej sprawi, że będą mieli dożywotni zakaz sprzedaży tych przeklętych kajdanek.
- Jeśli skończyłeś konsumować swój posiłek, – zaczął grzecznie Draco, mimo wszystko nie chciał się kłócić z Potterem przy stole – to rusz swój tyłek i idziemy do dormitorium, bo muszę się jeszcze przebrać. – dodał już swoim zwykłym obojętnym tonem.
- Nie będziesz mi rozkazywał, co mam robić – odwarknął Harry.
- Jakbyś nie zauważył, Potter, mamy kajdanki na kostkach i to raczej oczywiste, że musimy wszędzie chodzić razem. Uwierz, że mi też nie uśmiecha się twoje towarzystwo. Mamy dwadzieścia minut do spotkania, – całą dziesiątką ustalili, że nie będą nikomu mówili o swoich spotkaniach w Pokoju Życzeń, bo niewiele osób o nim wiedziało, więc Draco w obecności swoich współ domowników nie zdradził wprost o co chodzi – więc rusz w końcu dupę, bo jeśli będę musiał, to cię tam zaciągnę.
Harry nie odpowiedział nic, tylko podniósł się gwałtownie i ruszył przed siebie, co spowodowało, że Malfoy z impetem spadł z krzesła, pociągając na podłogę również Gryfona, który zdecydowanie za szybko chciał postawić kolejny krok.
- Potter! Ty skończony kretynie! – krzyczał na niego Blondyn, który dość mocno obił swoje cztery litery – Czego nie zrozumiałeś w tym, że jesteśmy połączeni kajdankami, do cholery! – Draco miał ochotę mu przyłożyć.
- Przed chwilą tak strasznie chciałeś iść do dormitorium, więc spełniłem twoja prośbę. Tak nagle się rozmyśliłeś? – odparł niewinnie Harry, choć bolały go wszystkie kości.
„Kto by pomyślał, że tak mu się język wyostrzy” – pomyślał Draco, jednak kim by był, gdyby nie odgryzł się za tą docinkę.
- Jeśli chcesz zrobić to na podłodze, to ja nie mam nic przeciwko – uśmiechnął się iście Ślizgońsko i oparł się na łokciu spoglądając znacząco na Gryfona.
- Wstawaj! – powiedział Harry siadając i odsuwając się najdalej jak tylko mógł.
- Nie umiesz się bawić, Potter – zaśmiał się Draco i również się podniósł, zadowolony, że jeszcze bardziej rozzłościł Wybrańca.
Wyszli z Wielkiej Sali odprowadzeni wzrokami wszystkich obecnych, którzy od momentu ich niefortunnej wywrotki, przyglądali im się z uwagą.
Odeszli dość spory kawałek, wkraczając na korytarz, który był rzadko uczęszczany. Harry w jednej chwili przyparł Ślizgona do ściany. Trzymał go za nadgarstki, po bokach jego głowy.
- Malfoy, co ty sobie w ogóle myślisz! – syknął ze złości – To, że jestem gejem nie znaczy, że masz się na mnie rzucać! Wyjaśnijmy sobie coś. Nie mam zamiaru bawić się w twoje gierki, więc odwal się ode mnie raz na zawsze. – prawie stykali się nosami. Harry patrzył na niego ze złością.
- Jesteś gejem? – Draco wyłapał akurat ten moment.
- Yyy… Co?... – Harry trochę rozluźnił uścisk, zaskoczony reakcją chłopaka – Przecież nie o to mi chodziło. Mówisz tak, jakbyś sam nim nie był.  – w jednej chwili Draco odwrócił ich tak, że to teraz Potter stał pod ścianą.
- A czy ja się tego wypieram? – zapytał z błyskiem w oku.
- Odpuść, Malfoy. – Harry’emu wróciła złość w momencie, gdy został przyparty do muru. – Chyba nie myślisz, że zamierzam wdać się z tobą w romans?!
- Tak właśnie myślę – Draco uśmiechnął się przebiegle i przysunął jeszcze bliżej.
- Po moim trupie! – Wybraniec zaczął się wyrywać – Puść mnie do jasnej cholery! – bliskość Ślizgona zaczynała sprawiać, że tracił dech w piersi. Nie mógł jednak pozwolić, żeby emocje wzięły nad nim górę.
- Mówiłem ci już kiedyś, że nie umiesz kłamać – odparł Blondyn, ale puścił Bruneta. Dowiedział się tego, czego chciał i postanowił poczekać, aż Potter się przełamie.
- Myślisz, że kłamie? Myślisz, że mógłbym być z takim … - Harry urwał. Nie chciał powiedzieć o to jedno słowo za dużo.
- Śmierciożercą, tak?! – Draco gwałtownie odwrócił się w jego stronę i spojrzał w oczy ze złością.
- Draco, ja… - chciał przeprosić Harry, ale Blondyn mu przerwał.
- Rozumiem, że mnie nienawidzisz za to, że byłem kim byłem, a raczej za to, do czego zostałem zmuszony. Pamiętaj, że ty nigdy nie miałeś rodziców i nie zrozumiesz jak to jest! Nie wiesz jak to jest, gdy kocha się własną matkę i chce się ją uchronić przed całym złem! Nie wiesz, jak to jest mieć ojca, któremu ciężko zaimponować, który nigdy nie był z ciebie dumny! Nie wiesz jak to jest starać się o jego miłość i aprobatę! – Malfoy wykrzyczał ostatnie zdania, zaciskając pięści ze złości.
- Masz rację. Nie rozumiem tego, bo moi rodzice oddali za mnie życie, gdy  byłem niemowlakiem. Nigdy nie miałem nikogo, kto byłby ze mną przez te wszystkie lata. Kiedy myślałem, że odzyskałem choć ojca chrzestnego, on umarł. Nie miałem okazji zaznać takiej miłości – dokończył gorzko.
- Całe życie miałeś wszystko podstawione pod nos, bo byłeś cholernym Wybrańcem. – chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tym razem to Harry mu przerwał.
- Myślisz, że od dziecka byłem wielbiony i pielęgnowany? Do momentu aż nie dostałem listu z Hogwartu, byłem uważany za śmiecia. W sumie to jeszcze długo po tym czasie tak było. Jeśli myślisz, że spanie w komórce pod schodami przez jedenaście lat, było bajką, to wiedz, że nie było. Całe życie musiałem ciężko harować, żeby dostać coś do jedzenia. Gdy popełniłem choć najmniejszy błąd, nie jadłem nic prócz suchego chleba i wody, nawet przez kilka dni. Całe moje życie, ludzie którzy mnie wychowywali, uważali mnie za gówno. Robiłem za worek treningowy mojego kuzyna. Przez wakacje marzyłem, żeby przyjechać do szkoły. Tutaj miałem przyjaciół. Hogwart to mój dom. Nigdy nie chciałem być cholernym Chłopcem-Który-Przeżył. Myślisz, że nie wolałbym mieć swoich rodziców i wychować się w kochającej rodzinie? Myślisz, że liczy się dla mnie tylko sława? – dodał gorzko.
- Harry, ja… - zaczął zszokowany Draco. Naprawdę nie wiedział, że tak wyglądało życie Złotego Chłopca. Myślał, że on zawsze pławił się w luksusach. Teraz przypomniał sobie, w jakim stanie Potter wracał do szkoły po wakacjach. Wychudzony tak bardzo, że wystawały mu wszystkie kości. Te wszystkie za duże ubrania, pewnie musiały być po jego kuzynie. Myślał, że Gryfon ma taki styl, że odchudza się czy coś, ale nie że go głodzili! Przypomniał sobie, jak Potter nigdy nie wyjeżdżał do domu na święta. Teraz zrozumiał.
- Daj spokój, nie potrzebuję litości. Co było, to było. Teraz mam to już za sobą i nie chce do tego wracać. – kontynuował Harry – Jeszcze jedno. Nie myśl sobie, że potępiam cię za to, że byłeś Śmierciożercą. Każdy w czasie wojny robił złe rzeczy. Nie chciałem tego powiedzieć. Po prostu mnie poniosło. – odważył się spojrzeć mu w oczy, w których nie zauważył już złości, więc kontynuował – Proponuję układ. Zapominamy o tej rozmowie i wszystko wraca do normy. Jedyne czego mi teraz potrzeba to użalająca się nade mną Fretka – uśmiechnął się.
Draco zrozumiał żart. Też nie chciał, aby ktoś dowiedział się o tej rozmowie. W końcu wykrzyczał mu rzeczy, o których nie mówił nikomu. Poza tym zaczął wręcz uwielbiać prowokować i przekomarzać się z Potterem. Tak było o wiele bardziej naturalnie.
- Przez ciebie straciłem czas, żeby się przebrać, a poza tym już jesteśmy spóźnieni. – powróciła mu mina i zachowanie arystokratycznego dupka. – Rusz tyłek Potter, bo nie zamierzam cię wlec za sobą.
Poszli w milczeniu w kierunku Pokoju Życzeń.

***

- Nie, Longbottom, tego nie możesz tak kroić. Czy ty czytać nie umiesz, kretynie?! K-R-A-T-K-A, nie prostokąty! – Draco stał nad Neville’m, wydzierając się jak idealna kopia Snape’a.
Hermina odkrząknęła. Mieli tworzyć drużynę i się dogadywać, a nie wydzierać się na siebie nawzajem.
- Dobra, Lon… - tym razem kaszlnęła, przez co Draco obrzucił ją morderczym spojrzeniem, ale się poprawił – Neville – powiedział przeciągając samogłoski – Pokażę ci jak. – wziął od niego nóż i zaczął kroić zieloną roślinę na idealne kwadraty – Widzisz? Tak pokrój dokładnie trzy gramy.
- Dzięki – powiedział lekko jeszcze przestraszony chłopak.
Ślizgon westchnął i poszedł dalej. Harry oczywiście dotrzymywał mu kroku.
- Wiewiór – Harry nie wytrzymał i kopnął Fretkę w goleń, na co ten obrzucił go jeszcze bardziej morderczym spojrzeniem, niż Hermionę – Dobra, Gren…  - poprawił się - Hermiona, mogłabyś pomóc reszcie, bo widzę, że idzie ci całkiem nieźle jak na Gryfonkę, a ja pozwolę Potter’owi coś uwarzyć, w końcu on też się musi czegoś nauczyć.
Dziewczyna westchnęła, ale przeszła obok reszty stolików, udzielając małych instrukcji Ron’owi i Susan. Wszystkim szło całkiem nieźle. Draco, mimo, że zachowywał się jak Mistrz Eliksirów, to potrafił o wiele lepiej wszystko tłumaczyć i każdy w miarę chwytał o co chodzi.
- Dobra, Potter. Masz wszystko napisane na tablicy, więc bierz się za ten eliksir – powiedział Draco i przetransmutował sobie fiolkę w krzesło, na którym usiadł, obserwując jak Gryfon przyrządza wywar. – Nie, Potter. Masz dać siedem i trzy czwarte liścia piołunu, a nie siedem i pół – poinstruował Bruneta, który szybko się poprawił, wrzucił wszystko do kociołka i zaczął mieszać, dokładnie jedenaście razy ruchem przeciwnym do ruchu wskazówek zegara – Masz dodać teraz kroplę soku z mandragory, zamieszać dwa razy i dodać dwie – Harry’ego coraz bardziej denerwował Ślizgon. Przecież umiał czytać i wiedział, co ma zrobić – Nie mieszaj tego tak szybko. Masz to robić z uczuciem, o tak – złapał rękę Potter’a, tą którą ten trzymał bagietkę i zaczął delikatnie mieszać substancję, nie pozwalając zabrać Harry’emu ręki. Wybraniec spojrzał na niego i na moment skrzyżowali spojrzenia. Po chwili jednak Złoty Chłopiec odwrócił wzrok, a Malfoy go puścił. – Dokładnie tak. Nie zapomnij, że za dwa obroty masz wsypać startą korę dębu. – Harry obrzucił go morderczym spojrzeniem. Miał już dość tych instrukcji – No dobra, już nic nie mówię, ale jak wysadzisz Pokój Życzeń w powietrze, to ty się będziesz tłumaczył dyrektorowi. – Harry przewrócił oczami, czego Ślizgon nie mógł widzieć i kontynuował przyrządzanie eliksiru.

***

Silvana siedziała na błoniach i głaskała wilka, który leżał koło niej. Ściemniało się coraz bardziej, ale postanowiła obejrzeć zachód słońca. Tak dawno go nie widziała. Jako młoda dziewczyna, uwielbiała tu przesiadywać. To miejsce, budziło wiele wspomnień. Zarówno tych dobrych, jak i tych złych.
Pamiętała, jak po obiedzie przychodziła tu ze swoją najlepszą przyjaciółką Lilly Evans i razem obserwowały wygłupiających się kolegów. Przypomniało jej się, jak obserwowała pewnego chłopaka, który zawsze trzymał się z boku i któremu przyjaciele Lilly zawsze dokuczali. Evans lubiła go. Był jej pierwszym przyjacielem. Opowiadała jej, że to on pokazał jej magię i pozwolił zrozumieć, że jest wyjątkowa. Był dla niej ważny. Z czasem jednak młoda Lilly zakochała się w Jamesie Potterze. To była niezwykła miłość. I wtedy Sil przestała widywać chłopaka o ciemnych włosach.
Tym młodzieńcem był nie kto inny, jak sam Severus Snape. Silvana podkochiwała się w nim odkąd tylko pamiętała. Wiedziała, że jest dobrym człowiekiem. Widziała sposób w jaki traktował jej najlepszą przyjaciółkę. Z czasem zrozumiała, że on kocha piękną Lilly Evans, a nie pulchną dziewczynę, jaką była Sil. Blondynka jednak nie przestała go kochać. Starała się zwrócić jego uwagę na wszystkie możliwe sposoby, ale gdy dotarło do niej, że on nigdy nie poczuje tego, co ona, przestała łaknąć jego uwagi. Nadal go obserwowała, ale tym razem tak, żeby tego nie zauważył. Starała się skupić na wszystkim innym, tylko nie na nim. Po latach udało jej się opanować to do perfekcji. Jednak przez te wszystkie lata jej uczucia nie zmieniły się. Mimo wszystko postanowiła do nich nie wracać. Wiedziała, że Severus zawsze będzie kochał Lilly. Tylko Lilly.
- Sasza – powiedziała łagodnie do wilka, drapiąc go za uchem – Jutro pójdziemy pobiegać po lesie. – zwierzę ożywiło się i przewróciło Sil na plecy – Ha-ha-ha Sasza! Przestań. – wilk lizał ją po twarzy. Wyglądał w tej chwili jak domowy pies szczęśliwy, że jego pan rzucił mu patyk. Odepchnęła zwierzę od siebie i ponownie usiadła, a on z powrotem położył się obok niej. – Pięknie tu nie prawdaż?
- Masz rację – usłyszała głos za sobą i gwałtownie się odwróciła. Myślała, że jest tu sama. Okazało się, że tuż za nią stoi Severus Snape. – Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. Myślałem, że jakiś uczeń wałęsa się tu po zmroku.
- Właściwie, to już miałam wracać. – podniosła się z ziemi i ruszyła przed siebie, a wilk poszedł za nią.
- Silvana, zaczekaj – odezwał się Snape.
Blondynka przystanęła i odwróciła się do mężczyzny.
- Możemy porozmawiać? – zapytał łagodnym, nie pasującym do jego usposobienia głosem.
Skinęła głową na zgodę i ponownie usiadła na ziemi. Mistrz eliksirów po chwili wahania dołączył do niej.
„Jakby mnie ktoś zobaczył, że siedzę na ziemi, to by się zdziwił” – pomyślał.
- Mogłabyś poprowadzić kurs tańca dla tych bałwanów z Turnieju?
- To o tym chciałeś ze mną porozmawiać? – zdziwiła się, jednak po chwili zrozumiała, że przecież Severus nie mógł chcieć umówić się na randkę. Roześmiała się w myślach na taki scenariusz i dodała szybko – Nie ma sprawy. Poproszę sir Nicolas’a, żeby mi pomógł. On zawsze lubił bale. – przypomniało jej się, jak przyłapała kiedyś ducha tańczącego w powietrzu z wyimaginowaną partnerką.
- Będę wdzięczny, ale masz rację, nie o tym chciałem rozmawiać. – spojrzał na nią. Była piękną kobietą. Od szkoły faktycznie wyładniała. Zdawała się też nie być już taką roztrzepaną i roześmianą Blondynką jak dawniej. Teraz w jej oczach zobaczył smutek. Mimo wszystko była idealna. A oczy w kolorze błękitu, sprawiały, że Severus mógłby w nich utonąć. Nigdy tak o nikim nie myślał. Zawsze liczyła się tylko Lilly. Otrząsnął się z rozmyślań i kontynuował - Dlaczego mnie unikasz?
Pytanie na moment zawisło w powietrzu.
- A czego się spodziewałeś? – zapytała gorzko – Że podbiegnę do ciebie krzycząc: „Cześć Severus, jak dobrze cię znowu widzieć!” Myślisz, że łatwo mi było tutaj przyjechać, po tych wszystkich latach? Ta szkoła budzi mnóstwo wspomnień. Obudziła też we mnie uczucia, o których już dawno powinnam zapomnieć. – zamilkła i wpatrywała się przed siebie. Gdy Severus też się nie odzywał, postanowiła mówić dalej – Przez te wszystkie lata w szkole podkochiwałam się w tobie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale do tej pory nie mogę przestać o tobie myśleć. Przez te wszystkie lata próbowałam zwrócić na siebie twoją uwagę, do momentu aż zrozumiałam, że nigdy mnie nie pokochasz. Wiem, że liczyła się wtedy tylko Lilly. Pewnie nadal się liczy. Mam rację? – skinął głową ledwo zauważalnie, ale ona nawet na niego nie spojrzała, tylko nadal gapiła się w przestrzeń.  – Wtedy po prostu przestałam o ciebie zabiegać. Tak było lepiej. Wiedz, że byłeś dla niej bardzo ważny. Zawsze tyle o tobie mówiła. Kochała cię. Jednak byłeś dla niej tylko przyjacielem. Chłopakiem, który pozwolił jej zrozumieć, że jest wyjątkowa. Wiele razy opowiadała mi jak się poznaliście. Myślałam, że ona zakocha się w tobie, ale ona pokochała James’a. On był jej miłością. Kwitła z dnia na dzień. A ty więdłeś widząc to. Lilly zawsze cie szanowała i kochała na swój sposób, ale mówiła o tobie jak o bratniej duszy, przyjacielu. Przykro mi, że musisz usłyszeć to ode mnie, myślę jednak, że ona by tego chciała. Chciałaby żebyś wiedział. – odważyła się spojrzeć mu w oczy – Ona chciałaby żebyś był szczęśliwy, Severusie.
- Ale ja nie potrafię. – odparł smutno.
- Wiem. Dlatego nie oczekuj ode mnie, że będę popijać z tobą herbatkę i wspominać czasy szkolne. Tak jak ty nie potrafisz nikogo pokochać, tak ja nie potrafię przebywać w twoim towarzystwie. To dla mnie za trudne. – wstała, a Severus zrobił to samo.
- Sil, – pierwszy raz powiedział do niej zdrobniale – ja nie wiedziałem.
- Daj spokój. Nie chcę twojej litości i przeprosin. Ja po prostu potrzebuję czasu.
- Przecież… - urwał, nie wiedział czy powinien to mówić, ale teraz czuł, że musi – przecież moglibyśmy spróbować… przynajmniej rozmowy.
- A potrafiłbyś pokochać kogoś, kto nie jest Lilly? – nie odpowiedział – Tak myślałam. – odparła i odeszła w stronę zamku, zostawiając Severus’a samego.

***

- Wleczesz się Potter – Draco wręcz ciągnął Bruneta za sobą. – Muszę koniecznie umyć włosy. Czuję, że mam siano na głowie.
Malfoy paplał coś o swoich włosach, a Harry człapał za nim w podłym nastroju. Po eliksirach, na których całkiem dobrze udało mu się uwarzyć eliksir młodości, Ginny kazała mu przetransmitować pióro w wiaderko. Niestety zamiast zwykłego i prostego wiaderka, wyszedł mu koślawy fotel. Przy kolejnej próbie wyczarował wannę, a potem muszlę klozetową. Dopiero za siódmym razem udało mu się poprawnie przetransmutować pióro. Był wykończony i wściekły na siebie, że nie potrafił się skoncentrować. Docinki Malfoy’a stojącego cały czas obok, zdecydowanie mu nie pomagały.
Harry zatrzymał się, tak samo jak jego towarzysz i dopiero teraz uświadomił sobie, że stoją w łazience. Draco napełnił wannę wodą, a na powierzchni utworzyła się gruba warstwa piany.
- Rozbieraj się Potter. – rzucił Blondyn i zaczął rozpinać swoją koszulę.
- Nie ma mowy! – Harry dopiero teraz zrozumiał, że przecież takie czynności jak mycie, muszą wykonywać razem. Nie było innego wyjścia. Nie miał ochoty na paradowanie z gołym tyłkiem przed Fretką.
-  Nie zachowuj się jak dziecko. Chyba nie sądzisz, że zrezygnuję z kąpieli? Moje włosy potrzebują odżywki tu i teraz. Albo się grzecznie rozbierzesz i wejdziemy tam razem, albo zrobię to za ciebie, a to już nie będzie takie przyjemne. Poza tym chyba nie myślisz, że będę spać z tobą jeśli będziesz śmierdział? No chyba, że zamierzasz spać na podłodze, ale to nie będzie wygodne ani dla mnie, ani dla ciebie. Więc jak? – spojrzał na Bruneta, który był cały czerwony z zażenowania.
Wiedział, że Malfoy ma rację. Przecież muszą spać w jednym łóżku. Mimo wszystko nie podobało mu się to. Nadal miewał różne koszmary, a przecież nie mógł rzucić tylko na siebie zaklęcia wyciszającego. Tak czy siak, jeśli będzie miał koszmary, Malfoy go usłyszy. Jednak nie to było najgorsze. Ostatnio coraz częściej miewał mokre sny i perspektywa obudzenia się obok Fretki z „małym problemem” nie brzmiała kusząco.
- Zachowujesz się jak baba. – powiedział Draco zdejmując zaklęciem spodnie, bo innego wyjścia nie było. – Spokojnie, nie zgwałcę cię w tej wannie. Wyluzuj. To, że jestem gejem, nie znaczy, że rzucam się na wszystkich po kolei.
- Odniosłem inne wrażenie – Potter w końcu odzyskał głos.
Draco przewrócił oczami.
- Dobra, rozbierasz się, czy mam ci pomóc?
Harry posłusznie zdjął ciuchy. A gdy stał już w całej swej okazałości przed Blondynem, zrobił się jeszcze bardziej czerwony i wlepił wzrok w podłogę. Draco przeleciał go wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem.
„No nieźle. Nie sądziłem, że tak wyprzystojniał” – pomyślał i wszedł do wanny.
Harry zrobił to samo. Malfoy z precyzją mył włosy i wcierał w nie chyba z tuzin odżywek. Harry’emu umycie się zajęło zaledwie kilka minut. Siedział w milczeniu i obserwował Blondyna. Ten w końcu spojrzał na niego.
- Czasem mógłbyś użyć jakiegoś specyfiku na tą szopę – wskazał palcem włosy Bruneta, które sterczały we wszystkie strony. – Jeśli myślisz, że odrobina żelu zdziała cuda, to się grubo mylisz. Masz – podał mu jedną z tubek z odżywką. Harry patrzył na wyciągniętą do niego rękę. – Merlinie, Potter, to tylko odżywka. Weź odrobinę na ręce i wetrzyj we włosy. Nie zabije cię to. Poza tym, jeśli masz przebywać w moim towarzystwie i być niemal Ślizgonem jeszcze przez dwa dni, to musisz jakoś wyglądać. Cudów nie oczekuj.
Harry westchnął i wziął preparat od chłopaka. Wtarł odrobinę we włosy i po piętnastu minutach spłukał, tak jak polecił mu Blondyn. Potem wtarł coś jeszcze, ale tym razem nie spłukiwał. Draco polecił też rozczesać mu włosy.
- Są o wiele za długie – stwierdził widząc mokre kosmyki opadające na oczy Bruneta. – Trzeba je przyciąć. Wstawaj. – Harry obserwował go z niemym przerażeniem. – No już Potter. Wstajemy i się ubieramy.
Wybraniec podniósł się w tym samym czasie, co Ślizgon. Ubrali się i podeszli do lustra. Draco przetransmitował mydełko w wygodne krzesło, na którym kazał usiąść Harry’emu. Potem wziął nożyczki i zaczął obcinać mu włosy.
Złoty Chłopiec był w takim szoku, że nawet nie protestował. Efekt końcowy nawet mu się spodobał. Miał teraz krótko przystrzyżone włosy. Grzywkę postawioną do góry i wyglądał o wiele lepiej niż dotychczas.
- No, nieźle. Nigdy nie będziesz wyglądał idealnie, ale to już jakiś postęp. A teraz chodź. Muszę napisać esej z transmutacji. – Draco pociągnął go do wyjścia.
Usiedli w salonie i w milczeniu zabrali się za swoje zadania.
Jeden obserwował drugiego, gdy tamten nie patrzył, ale nie odezwali się do siebie ani słowem.
Draco podziwiał swoje dzieło. Według niego Potter faktycznie był drugim największym ciachem w szkole. Faktycznie był przystojny i nie przestawał o nim myśleć. Miał idealne ciało. Nie był ani za chudy, jak bywało we wcześniejszych latach, ani za gruby.
„Po prostu idealny” – pomyślał za którymś razem, gdy na niego spojrzał.
Harry był zafrapowany zachowaniem Blondyna. Ślizgon, którego znał dotychczas, nigdy się tak nie zachowywał. „Stary” Malfoy, zacząłby na niego wrzeszczeć i wyzywać, a ten „nowy” zachowywał się całkiem w porządku. Nadal oczywiście miał cięty język i zachowywał się jak pan świata, ale w jego zachowaniu było coś innego, czego jeszcze Harry nie potrafił zinterpretować.

***

- Mam tego dość. Zaraz zasnę – Draco zatrzasnął książkę, tym samym strasząc Wybrańca, który zapadał w błogi sen nad swoim zadaniem z eliksirów. – Idziemy spać. Rano będę mieć wory pod oczami, czego nienawidzę.
Harry posłusznie zgodził się na taką propozycję, bo sam miał już dość nauki. Postanowił, że resztę dokończy jutro. Znaleźli się w sypialni Draco. Blondyn rzucił jakieś zaklęcie, sprawiając, że łóżko stało się szersze i teraz oboje bez problemu mogli się na nim zmieścić. Wyczarował też dodatkową kołdrę i poduszkę. Zajęli miejsca tak, że połączone nogi były w środku. Malfoy zaklęciem zgasił światło.
- Mam tylko nadzieję, że nie chrapiesz, Potter. – powiedział Draco i przykrył się swoja kołdrą.
- Tobie też życzę dobrej nocy – odpowiedział Harry i przekręcił się na bok.
Oboje jeszcze przez chwilę leżeli pogrążeni w swoich myślach, aż oddali się w objęcia Morfeusza.

***

- Nie.. Zostaw moją matkę! Zrobię wszystko.
Harry’ego obudziły krzyki Malfoy’a. Blondyn wiercił się na pościeli i mówił przez sen. Wybraniec zarejestrował, że Ślizgon też płacze.
- Draco, obudź się – Harry szarpał go za ramię.
Blondyn gwałtownie otworzył oczy. Odepchnął rękę Wybrańca.
- Zostaw ją! – krzyczał jak w transie.
- Spokojnie, Draco. To był sen. Tylko sen – uspokajał go Brunet. – Teraz już wszystko jest dobrze. Nic ci nie grozi. Twojej matce też.
Ślizgon uświadomił sobie, co się dzieje. Usiadł na łóżku i próbował się uspokoić. Oddychał szybko, przypominając sobie co przed chwilą mu się śniło. To było takie rzeczywiste. Ukrył twarz w dłoniach. Starał się zwolnić oddech. Poczuł dłoń na swoim karku.
Harry delikatnie gładził go po plecach. Dzięki temu Draco zaczął się uspokajać. Dodatkowo pomagało ciche szeptanie Potter’a.
- Spokojnie, Draco.
Dźwięk jego imienia i to jak delikatnie wymawiał je Gryfon, sprawiły, że Malfoy’owi zrobiło się cieplej na sercu. Nie chciał się ruszać, bo wiedział, że wtedy Wybraniec zabierze rękę, a ona działała tak kojąco.
W końcu coś w nim pękło. Wszystkie emocje, które trzymał głęboko w sobie, uwolniły się. Zaczął cicho szlochać. Co noc ten sam koszmar. Co noc widział, jak Voldemort torturuje i w końcu zabija jego matkę. Gdyby Potter go nie obudził, musiałby znowu oglądać, jak ginie w męczarniach. Znowu patrzyłby w te szare, martwe oczy i nie mógłby nic zrobić. Znowu słyszałby śmiech Gada. Co noc budził się z tego koszmaru i leżał w pozycji embrionalnej, dopóki się nie uspokoił. Często leżał tak do rana, nie mogąc ponownie zasnąć. Dziś, dzięki temu, że był przy nim Harry, w końcu coś w nim pękło. Miał dość trzymania w sobie tych wszystkich uczuć. Płacz był taki oczyszczający.
Silne ramiona objęły go, a ręka nie przestała gładzić go delikatnie po plecach. Nadal słyszał spokojny szept Gryfona. Mógł tak siedzieć i siedzieć. Potter delikatnie kołysał go w przód i w tył. Draco uświadomił sobie, że nawet w dzieciństwie nie zaznał tyle czułości. Własna matka nie uspakajała go tak, jak teraz Harry. W myślach zaczął nazywać go Harry’m. Nie Potter, nie Wybraniec, czy Cholerny-Chłopiec-Który-Przeżył, ale Harry. Zapragnął mieć go przy sobie każdej nocy. Nie w aspekcie cielesnym. Chciał żeby on po prostu z nim był. Zapragnął nazywać go swoim Harry’m. Tak bardzo pożądał miłości. W tej chwili dał by wszystko, żeby tylko Wybraniec nigdy go już nie zostawił.
Uspokoił się już na tyle, że z oczu przestały cieknąć mu łzy. Oddech zaczął spowalniać, a on jeszcze mocniej wtulił się w Harry’ego. Uświadomił sobie, że możliwe, że ma tylko tą jedną okazją, żeby się do niego przytulić. Nie chciał się odsuwać, ale wiedział, że w końcu musi. Zebrał w sobie całą siłę woli i odsunął się od chłopaka.
„Zachowuję się jak roztrzęsiona baba” – skarcił się w myślach.
- Nie chciałem cię obudzić. – odezwał się zachrypniętym głosem. Nie miał odwagi spojrzeć Gryfonowi w oczy. – Po prostu miałem zły sen.
- Nie przejmuj się. Mi też śnią się koszmary. Wojna odcisnęła piętno na psychice każdego z nas. – Harry nadal mówił łagodnym i kojącym głosem, jakby nie chcąc, żeby chłopak znowu zaczął płakać.
- Dzięki – szepnął Draco. Naprawdę był wdzięczny za tę odrobiną czułości. Mimo wszystko nie mógł pozwolić, żeby Złoty Chłopiec miał go za histeryka. – Normalnie się tak nie zachowuję. Czy to może zostać miedzy nami – spojrzał nieśmiało w oczy Wybrańca. Tak, Malfoy spojrzał nieśmiało.
„Świat się kończy.”- dodał w myślach.
- Tajemnica za tajemnicę – uśmiechnął się Harry. – Dasz radę zasnąć?
- Tak. Myślę, że tak. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem Potter, ale naprawdę jesteś w porządku. – po tych słowach położył się spać.
Tej nocy powiedział o zrobił o wiele za dużo, żeby stracić resztki swojej reputacji. Mimo wszystko jakoś nie bardzo się tym przejmował.
Nie wiedział, że drugi chłopak zasnął tuż obok z szerokim uśmiechem na ustach.




niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział VII

Cześć kochani :D Przepraszam, że tak długo mi zeszło, ale jakoś nie mogłam się zebrać :/ Wiedziałam, co chcę napisać, ale jakoś mi nie szło. W końcu coś naskrobałam, zmieniając koncepcję milion razy. Wyszło to co wyszło. Wybaczcie, ale nie mam siły tego czytać od nowa. Pewnie są zgrzyty i wg, ale dzisiaj tego już nie poprawie :/  Niemniej jednak, postaram się kiedyś wszystko poprawić :D Mam nadzieję, że coś się w końcu zaczęło dziać i że nie jest to aż tak strasznie chaotyczne. Za dużo rzeczy chciałam wstawić i musiałam to trochę skrócić, bo moje wodolejstwo sprawiłoby, że rozdział pojawiłby się o północy :P
Jak zwykle dziękuję wszystkim komentującym :D Bez Was i Waszego wsparcia, rzuciłabym to w cholerę.
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają, a w szczególności, tym którzy komentują. Nana i Shila DZIĘKUJĘ WAM :** Bez waszej pomocy, nie powstałby ten rozdział. Trochę pozmieniałam, ale mam nadzieję, że nie będziecie złe :)
Nie przedłużając, życzę miłego czytania :D
Komentujcie :D  
Serka :)

Rozdział VII


Harry wrócił do dormitorium, dość późno w nocy. Najpierw zajęcia, które pochłonęły dość sporą część wieczoru, a następnie sprawdzenie, czy wszyscy Gryfoni są już w łóżkach, sprawiło, że poszedł spać długo po ciszy nocnej. Był jednak zadowolony z dzisiejszego dnia. Od dawna nie zasypiał z uśmiechem na ustach. Coś mu się w końcu udało. Mina Vivienne, kiedy wyczarowała patronusa, była bezcenna. Cieszył się, że udało mu się wpłynąć na dziewczynę. Widział, że z dania na dzień staje się naprawdę inną osobą. To prawda, przeszła wiele, ale co dzień zyskiwała w jego oczach. Teraz już był pewien, że nie zagraża ona nikomu.
Obudził się wypoczęty. Dzisiaj nie musiał wstawać wcześniej, aby udać się na trening. Za pół godziny miało zacząć się śniadanie. Postanowił, że zajrzy jeszcze do Rona i razem pójdą do Wielkiej Sali, więc podniósł się z łóżka i skierował do szafy, aby zabrać z niej czyste ubrania. Gdy otworzył drzwiczki, zamarł.
W środku wszystko było różowe! Na dodatek ciuchy były damskie. Z tępą miną wpatrywał się w swoją garderobę. Nie miał pojęcia co się stało. Wiedział, że skrzaty na pewno nie pomyliłyby się aż do tego stopnia. Z resztą one nigdy się nie myliły i do jego szafy zawsze trafiały JEGO ubrania. Była tylko jedna możliwość. Do tego dormitorium, wstęp miały tylko dwie osoby. On i Malfoy. Skoro sam nie zaczarował sobie ubrań, to musiała zrobić to tylko jedna osoba. Poczerwieniał ze złości. Już miał wyjść z pokoju i z zamiarem poważnego uszkodzenia Blondyna, gdy uświadomił sobie, że nie ma na sobie nic oprócz bokserek. W grę nie wchodziło założenie szaty, która miała wściekły odcień różu, ani tym bardziej jednej z sukienek. Zdawał sobie sprawę, że jeśli wyjdzie z pokoju w czymś różowym, Ślizgon nie da mu spokoju i do śniadania będzie wiedział cały Hogwart, łącznie z dyrektorem. Nie miał pojęcia co zrobić. Nie potrafił odwrócić zaklęcia, jakie zostało rzucone na jego ubrania. Musiało to być zaklęcie, bo gdyby tamten zaczął wnosić i wynosić ubrania, Harry na pewno by się obudził.
Wściekły usiadł na łóżku. W pewnym momencie, olśniło go. Podszedł do szuflady i wyjął złożoną w kostkę pelerynę niewidkę. Zarzucił ją na siebie i skierował się do wyjścia.
Malfoy leżał na kanapie i czytał jakąś książkę. Widać było, że tylko czeka, aby Potter wyszedł z pokoju. Gryfon niepostrzeżenie przeszedł przez salon i opuścił ich dormitorium. Skierował się prosto do wierzy Gryffinodoru. Gruba Dama piłowała paznokcie. Wychylił głowę z płaszcza i wypowiedział hasło. Ta bez słowa wpuściła go do środka. Skierował się do pokoju Rona. Chłopaki jeszcze spali. Podszedł do łóżka przyjaciela i potrząsnął go za ramię. Wesley otworzył oczy, ale nie widząc nikogo, z powrotem je zamknął.
- Ron, wstawaj. To ja Harry – szepnął brunet.
- Harry? – usłyszał zaspały głos przyjaciela. – Gdzie?
- Oh, Ron, wstawaj no. Mam na sobie pelerynę niewidkę. Weź komplet ubrań i przyjdź do łazienki.
- Po co? – zapytał chłopka, ale nikt mu nie odpowiedział. Zrobił tak jak mu kazano i wszedł do łazienki.
- Cześć Harry – przywitał chłopaka, któremu widać było tylko głowę. – O co chodzi?
- Malfoy zaczarował mi szafę. Mam tam tylko różowe kiecki. – ze złością odpowiedział chłopak.
- Jak to różowe? – Ron nie bardzo wiedział o co chodzi.
- Normalnie. Po prostu daj mi te ciuchy. – wyjął ubrania z ręki przyjaciela i zrzucił z siebie pelerynę, po czym zaczął się ubierać.
Ron wpatrywał się w przyjaciela, po woli rozumiejąc co do niego powiedział.
- Muszę iść do Hermiony – odezwał się w końcu Harry. – Nie znam zaklęcia, które mogłoby to odwrócić, a Fretki na pewno nie zapytam.
- Zawsze wiedziałem, że Malfoy jest nienormalny, ale nie sądziłem, że AŻ tak. – powiedział w końcu Rudzielec. – Chodźmy na śniadanie, Harry. Miona na pewno będzie, to z nią porozmawiasz.
- Dzięki, Ron. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Daj spokój stary. Na mnie zawsze możesz liczyć. A co do tego debila… - Harry mu przerwał.
- Nie, Ron. Udawajmy, jakby nic się nie stało. Jak zobaczy, że jego plan się nie powiódł, to dopiero będzie mieć minę.
- Może masz rację.
Zeszli do Wielkiej Sali i zajęli miejsca przy stole. Hermiony jeszcze nie było, ale za to Harry zobaczył Malfoya, który ze złością wpatrywał się w jego ubiór. Szturchnął Ron’a, po czym oboje się roześmiali.
- Co was tak cieszy- usłyszeli głos Hermiony.
Harry wytłumaczył jej o co chodzi. Dziewczyna na szczęście znała odpowiednią inkantację, więc Harry zaraz po śniadaniu mógł założyć swoje rzeczy.

***

Pierwszą lekcją było wróżbiarstwo, którego Harry szczerze nienawidził. Przez wydarzenia z wcześniejszego roku, uczniowie przez miesiąc musieli nadrobić przedmioty, których uprzednio nie mieli jak zdać. Pozostało jeszcze dwa tygodnie i Harry uwolni się od szurniętej Trelawney. Harry wszedł do klasy i zobaczył, że zamiast Krukonów, z którymi mieli ten przedmiot, połowę klasy stanowią Ślizgoni. Nie wiedząc o co chodzi, po prostu zajął swoje stałe miejsce obok Ron’a.
- Skąd tu się wzięli Ślizgoni – zapytał szeptem kolegę, widząc, że Sybilla wchodzi do klasy.
Rudzilec wzruszył ramionami.
- Witajcie moi kochani. Dla tych, którzy nie zauważyli subtelnej zmiany na naszych zajęciach, niech wiedzą, że od dzisiaj każde nasze lekcje, będą się odbywały z innym Domem. Chcę żebyście przez te ostatnie dwa tygodnie, nawiązali nowe znajomości, a dzięki temu mieć możliwość wróżenia innym osobą niż dotychczas – zbliżyła się do szafy i wyjęła karty.
Harry spojrzał na Ron’a a ten tylko wywrócił oczami.
- Dzisiaj będziemy doskonalić sztukę wróżenia z kart. Przed tym jednak, prosiłabym, aby każdy Gryfon siedział ze Ślizgonem i odwrotnie.
- Ona jest szurnięta – szepnął Rudzielec do przyjaciela, ale nie ruszył się z miejsca – Jeśli myśli, że usiądę z jakimś Śmier… - nie dokończył, bo nauczycielka stanęła nad nim.
- O pan Weasley. Niech pan usiądzie z panną Parkinson. – Ron nachmurzony podniósł się z miejsca. Pamiętał sytuację z wczoraj i nie chciał tracić punktów.
- Pan Potter. Może z panną V… - nauczycielce przerwał Draco.
- Ja usiądę z Potterem – wstał pewny siebie i opadł na poduszkę obok Wybrańca.
- Doskonale – przeszła do stolika dalej i rozsadziła resztę.
- Co ci odbiło, Mlafoy? – Harry nie ukrywał wściekłości. Miał dość tego palanta.
- Ciekawy jestem, co mi wywróżysz – odpowiedział ze spokojem, nie ukrywając szyderczego uśmieszku.
- Myślę, że rychłą śmierć z moich rąk – warknął Harry, przyjmując karty podane przez nauczycielkę.
- Wyostrza ci się język. – uśmiechnął się iście Ślizgońsko – widzę, że moja obecność dobrze na ciebie działa.
Harry miał coś odpowiedzieć, ale usłyszał nauczycielkę, która tłumaczyła, co mają dzisiaj robić.
- Będziecie dzisiaj przewidywać sobie nawzajem przyszłość. Macie odczytać, czy ktoś zawrze związek małżeński, jak tak, to w jakim wieku i ile będzie mieć dzieci.
- To idiotyczne – odezwał się Ron, zanim się powstrzymał.
- Jeśli nie chce pan stracić punktów dla swojego domu, radzę się zająć wróżeniem pannie Parkinson, panie Weasley.
- No już, Potter. Powróż mi ile będę mieć dzieci? – zakpił Ślizgon.
- Wal się Malfoy. – odparł Harry i rzucił karty na stolik.
Trelawney podeszła do ich stolika i rozłożyła rozrzucone karty.
- Bardzo ciekawe – podniosła oczy na chłopaków i uśmiechnęła się – Trójka dzieci. Podobne do ojca. – rozkładała kolejne karty.
- No widzisz, Malfoy. Masz swoja wróżbę. Będziesz mieć trzy narcystyczne bobasy.
- Wróżba dotyczy pana, panie Potter – powiedziała Trelawney.
- To niemożliwe. – zaczął, ale zaraz pożałował, że to powiedział.
- Kto by pomyślał, że cudowny Wybraniec nie może mieć dzieci – zaczął z kpiną w głosie Ślizgon – To będzie istny cios, dla twojej przyszłej teściowej. Taka strata, że nie będziesz mógł przedłużyć gatunku superbohatera. – naśladował piskliwy kobiecy głosik.
Harry zacisnął pięści. Nie chodziło o to, że nie może mieć dzieci. On po prostu… Sam nie wiedział co chciał powiedzieć, przez to, że to niemożliwe. Nie dopuszczał jeszcze do siebie pewnej myśli.
- Miłość narodzi się w bólach – Trelawney zaczęła mówić jak w transie, zupełnie jak w trzeciej klasie – Będziecie cierpieć, ale w końcu uczucie zwycięży. Cudowna wiadomość przechyli szalę. Dom. Bezpieczeństwo. Życie zacznie się od nowa. – otrząsnęła się z transu, uśmiechnęła i wstała.
W klasie panowała kompletna cisza. Wybuch nauczycielki zaskoczył wszystkich. Tylko Harry zdawał się być znudzony. Już raz się coś takiego zdarzyło, więc przyzwyczaił się do tego, że stara Sybilla jest zdrowo szurnięta.
- No kochani – dodała profesorka z uśmiechem – co sobie wywróżyliście?
Reszta lekcji minęła Potter’owi i Malfoy’owi na zwykłym milczeniu i kompletniej ignorancji drugiej osoby.

***

- Na szczęście jeszcze tylko trzy lekcje z tą walniętą babą i będziemy mieć spokój. Wiesz, że podeszła dzisiaj do mnie i powiedziała, że „moja miłość rozkwitnie do kogoś kogo rozum nie dopuści” – naśladując głos nauczycielki, wypowiedział przepowiednię – I co to niby ma oznaczać? – Ron szedł zły na dół razem z przyjacielem.
- Może to, że zakochasz się w centaurze? – zażartował Harry.
- Bardzo śmieszne, stary. – Rudzielec nadal był oburzony, że kolejną lekcje musiał spędzić z jakimś Ślizgonem, a tym razem nawet Ślizgonką. – Nie wspomnę o tym, że ty będziesz mieć trójkę dzieci, ale miłość narodzi się w bólach. Jednak w końcu nastąpi dom i bezpieczeństwo – dodał znowu naśladując nauczycielkę.
Oboje się roześmiali.
- Co teraz mamy? – zapytał przyjaciela Harry.
- Przypuszczam, że zielarstwo. Neville pierwszy opuścił salę i wyjął podręcznik o jakiś roślinach, więc na pewno już jest na dole.
Poszli w stronę szklarni, gdzie miała się odbyć kolejna lekcja.  Hermionę spotkali po drodze.
- Cześć chłopaki, jak wróżbiarstwo? – zagadnęła wesoło.
Ron streścił jej pokrótce wszystkie wydarzenia, na co ta zachichotała.
- My dzisiaj poznaliśmy nowe runy. Batsheda dała mi pod koniec lekcji jakąś książkę o runach. Myślę, że lepiej się z nią zapoznać przed Turniejem.
Na lekcji zielarstwa uczyli się, jak opiekować się Rabburen – rośliną potrzebną do wielu eliksirów. Dowidzieli się  też jakie stadium wzrostu jest odpowiednie, do zerwania w zależności od przyrządzanej mikstury.
Następnie odbyły się dwie lekcje Transmutacji z profesor Mcgonagall, a potem cała trójka udała się na obiad.
- Idziecie ze mną do Hagrida? Byłem wczoraj u niego, ale go nie zastałem. Może spotkamy go dzisiaj. Dawno z nim nie rozmawialiśmy.– Harry  nabił na widelec kawałek pomidora.
- Hagrida nie ma od kilku dni – odpowiedziała Hermiona. – Jest jednym z nauczycieli wymyślających zadania do Turnieju i wyjechał gdzieś. Przypuszczam, że udał się po jakieś nowe okazy zwierząt, które będą mu potrzebne.
- Skąd ty to wszystko wiesz, Miona – zainteresował się Ron.
- Dyrektor napomknął coś ostatnio, jak z nim rozmawiałam. – odpowiedziała, nadal ze spokojem przeżuwając jedzenie.
- Myślisz, że chciał nam dać jakąś wskazówkę? – zainteresował się Ron.
- Nie sądzę. Raczej chciał nas uprzedzić, że Hagrida nie ma u siebie, gdybyśmy przypadkiem chcieli do niego iść, jak to zazwyczaj mieliśmy w zwyczaju. – przyjaciółka skończyła jeść i wstała od stołu – Dobra chłopaki. Idę jeszcze po coś do biblioteki. – wyjęła kilka kartek z torby i wręczyła Harry’emu – Tutaj macie rozpiskę naszych zajęć w Pokoju Życzeń. Według moich obliczeń, jeśli będziemy trzymać się planu, do Turnieju zdążymy sobie dość sporo przypomnieć. Rozdajcie to reszcie. Widzimy się na eliksirach. –wymaszerowała z Wielkiej Sali.
Harry podał plan przyjacielowi, Ginny i Neville’owi, tłumacząc o co chodzi. Ron zrobił to samo, dając go Lunie i Susan.
- Kto da plan Ślizgonom – zapytał Rudzielec przyjaciela. Żaden z nich nie miał ochoty aż do wieczora, konwersować z Draco.
Harry wiedział, że przyjaciel źle przyjmuje towarzystwo Blondyna, więc ostatecznie poświęcił się i pomaszerował do stołu Ślizgonów.
- Cześć przystojniaku – Vivienne wstał, jak tylko go zobaczyła i przywitała go uściskiem, który ten oddał z przyjemnością. Ślizgoni wpatrywali się w nich przez chwilę, ale potem wrócili do jedzenia. Tylko jedna para oczu nie odrywała się od tej dwójki. 
- Cześć Viv – Harry rozpromienił się widząc koleżankę. – Mam dla was plany zajęć, które będą w Pokoju Życzeń. Hermiona wszystko przemyślała i ułożyła to dla nas. Przekażesz pozostałym? – wręczył jej trzy kartki.
- Jasne. – uśmiechnęła się do niego – Może dołączysz się do nas?
- Chętnie bym skorzystał, ale umówiłem się już. – odparł chłopak, którego naprawdę kusiła ta propozycja.
- Nie wątpię – uśmiechnęła się przebiegle Vivienne – Takie ciacho jak ty, na pewno o tej porze ma jakąś randkę – puściała do niego oczko – Zdradzisz mi co to za szczęściara? Albo szczęściarz – dodała już szeptem, żeby tylko Harry mógł ją usłyszeć.
- Nic z tych rzeczy Viv. – roześmiał się chłopak. Od wczoraj zdawali się być niemal najlepszymi przyjaciółmi, co Harry’emu w ogóle nie przeszkadzało. Cieszył się, że ma taką otwartą koleżankę. Hermiona zawsze była poukładana, co mu nie przeszkadzało, ale czasem była po prostu nudna. Widać było, że Viv lubi dobrą zabawę. Po wojnie Harry w końcu mógł żyć własnym życiem i miał zamiar porządnie wyszaleć się w młodości.  – Idziemy z Ron’em do biblioteki.
- Oj nudziarz z ciebie. – udała, że ziewa, na co oboje się roześmiali – Jutro wieczorem robię małą imprezkę urodzinową dla mojego brata – dodała konspiracyjnym szeptem – wpadnij koniecznie.
- Na pewno będę.  – zapewnił chłopak i uświadomił sobie, że do jutra musi kupić dwa prezenty, bo przecież Vivienne była bliźniaczką Nath’a. Będzie musiał poprosić Zgredka o pomoc. – Widzimy się na eliksirach?  - zapytał na odchodnym.
- Oczywiście, przystojniaku. – Vivienne mówiła tak do niego, od momentu, gdy zaczął zaczesywać włosy do tyłu i pozbył się okularów. Szczerze powiedziawszy, schlebiało mu to. Nie mógł się tylko nadziwić, jak w tak krótkim czasie zdążył polubić tą dziewczynę i to chyba z wzajemnością. Obdarzył ją ciepłym uśmiechem i pomaszerował do wyjścia, gdzie czekał na niego przyjaciel.

***

- Jak zwykle obraz nędzy i rozpaczy – Snape pochylał się nad kociołkiem Neville’a. – Czy ty chłopcze nic nie potrafisz zrobić dobrze? – kontynuował swoją tyradę, na co chłopak skulił się jeszcze bardziej. – Nie mam pojęcia dlaczego wybrali takiego bęcwała do Turnieju. Weźmiesz chyba udział w konkurencji: największa fajtłapa. – Severus był wściekły. Znowu ten głupi Longbottom zniszczył cenne składniki. – Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru! Możesz wyjść i lepiej nie pokazuj mi się dzisiaj na oczy. – Odwrócił się omiatając swoim przeraźliwym spojrzeniem resztę klasy, w poszukiwaniu kolejnej ofiary. W tym czasie Neville, pospiesznie opuścił salę. – Potter, Wesley – krzyknął w końcu, na co dwóch Gryfonów, aż podskoczyło – Zejdźcie mi z oczu! Nie mogę patrzeć, jak kolejne składniki się marnują.
- Przynajmniej nie odjął nam punktów – odezwał się Ron, gdy razem z Harry’m opuścili klasę.
Harry czuł się przybity. Chciał kontynuować eliksiry do Owutemów, ale na razie nie szło mu najlepiej. Postanowił, że lepiej zacznie się do tego przykładać. Przecież krojenie i mieszanie, wcale nie powinno być takie trudne. W końcu to od dziecka robił u Dursley’ów. Westchnął. Musiałby zdarzyć się cud, żeby w końcu pojął eliksiry.

***

Reszta lekcji zleciała im nad wyraz szybko. Dzisiaj, jeszcze przed kolacją, mieli uczyć się numerologii z  Hermioną. Gdy dziewczyna im to wykładała, wszystko wydawało się łatwiejsze. Nawet Ron po czasie zaczął łapać o co chodzi. Potem poznawali nowe zaklęcia, których Nathaniel nauczył się od prywatnych nauczycieli. Szło im całkiem nieźle. Cała dziesiątaka doskonale ze sobą współpracowała i nad wyraz szybko przyswajała nową wiedzę.
W końcu nadszedł czas posiłku. Udali się do Wielkiej Sali, żeby coś zjeść i wrócić do Pokoju Życzeń, na astronomię. Cała dziesiątka zajęła miejsce przy swoich stołach i zabrała się za jedzenie. Byli już strasznie głodni.
Nagle drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się, a na progu stanęła postać w ciemnej pelerynie. Wszyscy obrócili się w jej stronę i umilkli, czekając, co się wydarzy.
Miała kaptur nałożony na głowę, przez co nie było widać jej twarzy. Po lewej stronie owej osoby, stał biały wilk. Bacznie obserwował wszystkie osoby zgromadzone w sali. W prawej ręce trzymała długą laskę, którą oplatały dwa węże, a na złączonych na czubku łbach, trzymały szmaragdowy kamień. Postać zdjęła kaptur i spojrzała na stół nauczycieli, po czym wolnym krokiem ruszyła przed siebie.
Okazało się, że jest to młoda kobieta. Długie blond włosy, spływały kaskadą po pelerynie. Miała surowy wyraz twarzy, ale ciepłe spojrzenie. Oczy w kolorze najczystszego błękitu, były utkwione w dyrektorze, który uśmiechnął się i wstał, aby powitać gościa. Szybko ścisnął jej dłoń, po czym objął ją ramieniem. Wymienili szeptem kilka zdań. Wskazał jej puste krzesło. Wilk ułożył się obok stołu, a zaraz przed nim pojawiła się miska z jedzeniem i wodą, która szybko wypił. Na pewno zwierzę było spragnione.
- Moi drodzy uczniowie. Przedstawiam wam nową nauczycielkę obrony przed czarną magią, profesor Silvanę Blackrose. Miała przybyć wcześniej, ale z powodu pewnych trudności, dotarła do nas dopiero dziś. Mam nadzieję, że przywitacie ją ciepło. – uczniowie zaczęli nieśmiało bić brawo, a po chwili dyrektor uciszył ich machnięciem ręki – Mam dla was jeszcze jedną wiadomość. Profesor Snape obejmie stanowisko opiekuna naszej Złotej Dziesiątki. – uczestnicy konkursu zaczęli spoglądać na siebie i szeptać nerwowo. Nikt poza Ślizgnami, nie miał ochoty, aby to właśnie Snape objął takie stanowisko. – Będzie on służył wam radą. Zawsze możecie przyjść do niego i zapytać, jeśli czegoś będziecie potrzebować. Będzie wam pomagał i wspierał was.  Od dziś wszystkie kwestie dotyczące Turnieju, musicie załatwiać z profesorem Snape’m. A teraz wracajcie do jedzenia.
- Snape opiekunem! Ma nam radą służyć?! Chyba szlabanem o każdej porze dnia i nocy – oburzył się Ron.
- Spokojnie Ron, Snape nie może nas karać, jeśli coś nam się nie uda. – próbowała uspokoić przyjaciela, Hermiona. -   Dyrektor nie może być naszym mentorem. On jest głównym organizatorem konkursu i inne szkoły mogłyby to uznać za niesprawiedliwe.
- Mogli wybrać kogoś innego! – Rudzielec nadal nie był zadowolony – Choćby Flitwick’a. Nawet Trelawney! Ale nie NIETOPERZA!
- Ron, przestań krzyczeć. - syknęła Hermiona – To jest decyzja dyrektora i nie możemy jej zmienić.
- Stary, ja też nie jestem zachwycony, jeśli to miałoby cię pocieszyć, ale Miona ma rację. Nic nie możemy zrobić – odezwał się w końcu Harry.
Ron z pochmurną miną wrócił do jedzenia.
- Jak myślisz, co to za Silvana? – zagadnął przyjaciółkę Potter – Słyszałaś o niej kiedyś?
- Tak Harry. Ona jest aurorką. To kuzynka Nymphadory. Poznałam ją jakiś czas temu, razem z Ron’em. Należała swego czasu do Zakonu. Jest czymś na rodzaj zbuntowanego animaga. Przemienia się w takie zwierze, jakie chce.  Jej ojciec to znany alchemik. Plotka głosi, że stworzył coś podobnego do kamienia filozoficznego, i że udało mi się stworzyć eliksir nieśmiertelności, dożo trwalszy niż ten Nicolas’a Flamel’a. Ale to tylko nic nieznaczące plotki.
- Widzę, że jesteś nieźle poinformowana. – Miona uśmiechnęła się słabo – To dobrze, że zmienili nauczyciela od OBCM, bo Snape zaczął działać mi na nerwy.
Przez reszta kolacji dyskutowali o nic nie znaczących rzeczach.

***

Gdy Snape zobaczył, kim jest osoba w kapturze, zamarł. Znał Silvanę odkąd została przyjęta do Hogwartu. Była od niego rok młodsza i tak jak on, należała do Slytherin’u. Od samego początku łaziła za nim krok w krok. Szukała byle jakiego pretekstu, żeby spędzić z nim choć odrobinę czasu. Jego oczywiście zawsze to denerwowało. Chciał, aby to Lilly zwróciła na niego uwagę, a nie ta dziwna blondynka, która nawet nie była w jego typie.
Silvana zawsze była pucołowatym dzieckiem. Miała też niezwykły talent do pakowania się w kłopoty. Na piątym roku zaczęła chodzić z Syriuszem, co go wcale nie dziwiło, bo oboje to niezłe ziółka. Nie byli ze sobą długo, może dlatego, że Łapa zawsze zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Potem znowu zaczęła za nim łazić. Poza tym była przyjaciółką Lilly. Ona mogła z nią rozmawiać, a on nie. Zazdrościł jej tego.
Z czasem coraz bardziej zamknął się w sobie. Nie dopuszczał do siebie żadnych ludzi. Snuł się tylko jak cień po korytarzach. Ale jego cieniem zawsze była ona. Mała pucołowata dziewczynka. Zawsze miło uśmiechająca się do niego. Starająca się zwrócić na siebie choć odrobinę jego uwagi. Ale on nie chciał jej. Chciał Lilly. I w końcu to zrozumiała. Tak szybko, jak zaczęła pragnąć jego uwagi, tak szybko przestała. Z roku na rok stawała się coraz bardziej niedostępna. A potem skończyli szkołę i nie spotkali się nigdy więcej. W tym momencie Severus stracił jedyną osobę, której jeszcze choć odrobinę na nim zależało.
Więc gdy zjawiła się w szkole, był w szoku. Wyglądała zupełnie inaczej. Jako dziecko, nie była zbyt ładna. A teraz, stała się piękną kobietą. Była wysoka i szczupła. Piękne włosy, które zawsze były jej atutem, teraz dodawały jej dodatkowego wdzięku. A te oczy. Snape nigdy nie sądził, że zatonie w innych oczach, niż te Lilly. Ale teraz wszystko się zmieniło. Cudne i błękitne. Jak bezkres oceanu. Jej widok sprawił, że Severus miał oczy jak spodki. Zawsze był opanowany i chłodny, ale ta kobieta podziałała na niego w ten sposób, że przez kilka sekund nie był w stanie pozbierać szczęki z podłogi. Zmieniła się nie do poznania. Nie wyglądała już na małą, słodką dziewczynkę, ale na poważną i niebezpieczną kobietę.
„To nie może być ona” – pomyślał, gdy podeszła do dyrektora i się z nim przywitała.
Jednak, gdy usłyszał, jak Dumbledore ją przedstawia, wiedział, że się nie pomylił.
Zajęła ona jedyne wolne miejsce, tuż obok niego. Znowu przybrał chłodny i opanowany wyraz twarzy. Gdzieś w środku miał jednak nadzieję, że go rozpozna i znów obdarzy tym ciepłym uśmiechem, ale ona tylko usiadła obok i nie zwróciła na niego nawet najmniejszej uwagi.
Po chwili wrócił do tego, co zawsze. Przyglądał się piętce Gryfonów, która właśnie dowiedziała się o tym, że będzie ich mentorem. Kpiący uśmieszek wypełzł mu na usta i nie zszedł z nich do końca uczty. Potem czym prędzej udał się do siebie.

***

Harry dziś zdecydowanie szybko poszedł spać. Ron i Hermiona mieli przypilnować, żeby żaden Gryfon nie kręcił się nocą po zamku. Sam nie wiedział kiedy zasnął, ani co go tak zmęczyło. W pewnym momencie usłyszał wołanie. Ktoś go próbował obudzić. Poczuł, że ktoś szarpie go za ramie. Zaczął się wybudzać i rozumieć słowa.
- Potter, wstawaj. Szybko. Musisz coś zobaczyć.
Powoli otworzył oczy i niemal krzyknął widząc, że osoba, która go budzi, to Malfoy.  Burknął coś, żeby się wynosił i pozwolił mu spać, po czym przekręcił się na bok i próbował zasnąć. Jednak natręt nie pozwolił mu na sen. Szarpnięciem zdjął z niego kołdrę i zrzucił go z łóżka wypowiadając jakieś zaklęcie. Harry podniósł się i miał zamiar rozkwasić nos temu gnojkowi.
- Potter, pospiesz się, nie mamy dużo czasu. Nie mam czasu na tłumaczenia, ale to ważne.
Harry przestraszył się, że cos mogło się stać. Szybkim krokiem wyszedł z pokoju, rzucając stojącemu w drzwiach Malfoy’owi, krótkie „prowadź”.
- Potter, stój. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale lepiej żebyś nie paradował w nocy w samych bokserkach.
Harry spojrzał na siebie i faktycznie okazało się, że ma tylko majtki. Zarumienił się, ale dziękował ciemności, że tego nie widać. Wciągnął szybko jakieś spodnie i koszulkę i wyszedł razem z Draco z ich Dormitorium. Szedł w milczeniu zaledwie krok za Ślizgonem. Skierowali się do lochów. Wybraniec nie miał pojęcia po co, te go tu zabrał.
 „Czyżby jakaś bójka u Ślizgonów, z którą Malfoy nie mógł sobie poradzić?” – zastanowił się w myślach.
Dotarli do klasy, w której zawsze mieli Eliksiry. Blondyn zatrzymał się przed wejściem.
- Dobra, Malfoy – nie mógł już wytrzymać Harry – Mów, o co tu chodzi?
- Wiesz, że jutro są urodziny Nathaniela i Vivienne. – zaczął – Problem jest w tym, że nie mamy nic poza sokiem dyniowym, a do jutra nie zdążylibyśmy nic zorganizować. Jedyną osobą w zamku, która zawsze ma zapas, jest Snape. Sam wiesz, że nie dałby nam tego z własnej woli, więc musimy się włamać i pożyczyć parę butelek. Wszystko oddamy mu w ciągu dwóch dni i będzie po kłopocie. Robiliśmy to mnóstwo razy. On wie, że to my, ale zawsze wszystko wraca na swoje miejsce, więc nigdy nie wyciągnął konsekwencji. Myślę, że gdyby mógł, sam by nam pożyczył kilka butelek, ale jest jednak profesorem.
Harry przez chwilę nie rozumiał co ten do niego mówi.
- Mamy się włamać do gabinetu Snape’a, zabrać kilka butelek i wyjść jakby nigdy nic? – zapytał tępo – Malfoy, czyś ty oszalał?! Myślisz, że możesz mnie tak jakby nigdy nic budzić w środku nocy i żądać, żebym włamał się do gabinetu osoby, która nienawidzi mnie najbardziej na świecie?!
- Wyluzuj, Potter. Wyjaśniłem ci wszystko, więc nie masz co się martwić. Jego i tak nie ma w środku. Raz w miesiącu  wybywa z zamku i wraca dopiero nad ranem. Nie mam pojęcia, gdzie jest, ale nie obchodzi mnie to. Nie budziłbym cię, gdybym nie musiał. Zabezpieczenia są tak skonstruowane, że może przełamać je tylko dwie osoby i to tylko na chwilę. Jeden z nas wejdzie tam i zabierze co trzeba, a drugi musi stać tu i podtrzymywać zaklęcie. Wejdę ja, bo byłem tak już kilka razy i zejdzie mi o wiele szybciej niż tobie. A poza tym domyślam się, że i tak byś tam nie wszedł. Poszedłbym z kimś innym, ale Snape rzucił jakieś dziwne zaklęcie na dormitorium Ślizgonów, żeby w razie czego nie zdarzyło się nic złego pod jego nieobecność, więc nie mam wyboru. Dawniej udawało nam się jakoś ominąć te zabezpieczenia, ale dzisiaj rzucił jakieś inne, więc nie ma czasu, żeby się nad nim głowić.
- Skąd wiesz, że ci pomogę i nie zostawię cię tam, jak już wejdziesz?
- Potter ty i ja wiemy, że w razie czego to mi Snape uwierzy. Poza tym chyba nie chcesz zepsuć urodzin Vivienne.
Harry westchnął. Nie miał ochoty pomagać Fretce, ale nie chciał też zepsuć imprezy bliźniaków. Szybko zabiorą alkohol i ulotni się do swojego pokoju.
- Dobra. – zgodził się w końcu – Co mam robić?
Draco wyjaśnił mu wszystko. W ciągu kilkunastu minut, wracali do siebie z dość sporym zapasem różnych trunków. Draco umieścił skrzynkę w dormitorium i zabezpieczył ją zaklęciem kryjącym. Harry usiadł na sofie przed kominkiem. Cała akcja rozbudziła go do tego stopnia, że wiedział, iż szybko nie zaśnie. Chciał posiedzieć chwilę i się rozgrzać, bo z pośpiechu nie zabrał butów i teraz było mu potwornie zimno. Po chwili do salonu wszedł Draco z butelką w ręce.
- Napijesz się? – rzucił i zajął fotel.
Harry siknął głową. Miał nadzieję trochę się rozgrzać. Z resztą wspólne picie, nie sprawiało, że nagle stali się przyjaciółmi. W końcu Harry nadal był na niego zły.
Nic nie mówiąc, siedzieli i pili. Wybraniec po pewnym czasie stracił rachubę. To co pili musiało być na prawdę mocne, bo po kilku kieliszkach zaczęli ze sobą żartować, co w normalnych okolicznościach nigdy by się nie stało. Sami nie wiedzieli, kiedy wyszli ze swojego pokoju i przemierzali korytarze Hogwartu śpiewając coś w niebogłosy i śmiejąc się jak durnie.
- B-b-boo wiesz… Hrryy. – seplenił Draco – J-jaa to nie znam w…wszystki-ch pie-pieśni pijackich. Będziesz ttt-aak miły i… nauczysz mnieee?
- Ale n-ie ma spra…wy mój ddd-rroogi kumplu – odpowiedział Harry.
Już mieli zaśpiewać kolejną piosenkę, gdy na ich drodze pojawił się Severus Snape.
- Co się tu u licha dzieje! – krzyknął widząc ostro wstawionych prefektów. – Potter! – syknął – Malfoy, po tobie się tego nie spodziewałem – obrzucił chłopaka gardzącym spojrzeniem.
- Aaa-le panie ppprrooffeesorze – zaczął Harry.
- Zamknij się, Potter! Oboje natychmiast do siebie! Jutro porozmawiamy. – złapał ich za tył szaty i zawlókł do ich dormitorium, po czym bezceremonialne wepchnął do środka.
- Brutal! – krzyknął za nim Harry.
Draco miał posępną minę. Potter chciał go pocieszyć, ale zachwiał się i upadł, a potem prawdopodobnie stracił przytomność.

***

Obudził się w swoim łóżku. Piekielnie bolała go głowa. Sięgnął do szuflady i wyjął eliksir na kaca. Od razu poczuł ulgę. Powoli zaczynał przypominać sobie, co działo się wczoraj. Dzisiaj czekała go rozmowa ze Snape’m.
„No pięknie! Znowu się wpakowałem.” – pomyślał i wyszedł z łóżka.
Po kilku chwilach uświadomił sobie, że był zupełnie nagi. Nie mógł sobie przypomnieć, jak do tego doszło. Spanikowany, sięgnął do szuflady po bieliznę. Na wierzch znalazł kartkę.
„Mógłbyś zainwestować w coś, co bardziej podkreślałoby Twój zgrabny tyłek.”
„Na Merlina! Co ja wczoraj robiłem?” – Potter wystraszył się nie na żarty. Miał ochotę zapytać Malfoy’a, czy nie doszło do czegoś wczoraj, ale nie zastał go w pokoju.
„Już zaczęło się śniadanie.” – pomyślał i pobiegł do Wielkiej Sali.
Całe śniadanie spędził na nerwowym obserwowaniu Blondyna. Musiał do niego podejść. Kompletnie ignorował, to, co mówią do niego przyjaciele. Teraz liczyło się tylko to, żeby wiedzieć, jak goły znalazł się w swoim łóżku. Zerwał się z miejsca i pomaszerował do stołu Slytherinu.
- O, Pottuś! – krzyknął Draco i podniósł się ze swojego miejsca, zwracając tym uwagę reszty uczniów siedzących w Sali. –Przepraszam, ze tak szybko uciekłem, ale zgłodniałem. – podszedł do niego i stanął zdecydowanie za blisko. Przejechał palcem po jego klatce piersiowej, uśmiechając się zalotnie. Harry’ego zamurowało i nie potrafił się odezwać.
„Na Merlina! Co my wczoraj robiliśmy? – pomyślał zdenerwowany, widząc zachowanie Malfoy’a.
- Yyy… bo ja… ten… - zaczął się jąkać Potter, co tylko jeszcze bardziej sprowokowało Blondyna
- Oj nie wstydź się tak mnie. W końcu wszyscy muszą zrozumieć, że dwóch najgorętszych facetów w szkole jest już zajętych – uśmiechnął się do niego, po czym przyciągnął chłopaka do pocałunku.
Wszyscy zastygli w osłupieniu.
Harry dopiero teraz się ocknął. Odepchnął od siebie Blondyna.
- Co ty robisz, Malfoy!? Do reszty ci odbiło? Odwal się ode mnie raz na zawsze! – wrzasnął ze złością – Nie mam pojęcia co wczoraj między nami zaszło, ale byłem pijany! – krzyknął z desperacją, odwrócił się i wybiegł z Sali.
- Matko, stary, co to było? – Ron cały rozemocjonowany, starał się dogonić przyjaciela.
Harry brnął przed siebie z zaciśniętymi pięściami.
- Harry? – Rudzielec w końcu zrównał się z nim krokiem – Wszystko w porządku?
- Zobaczymy się na eliksirach. – odpowiedział Zielonooki, nawet na niego nie patrząc i szybkim krokiem oddalił się w głąb korytarza, zostawiając zdziwionego przyjaciela w tyle.

***

Harry szybkim krokiem wszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Z emocji aż zaczął się trząść. Był wściekły na Blondyna, ale odczuwał też coś innego. Wtedy, gdy ich usta się zetknęły, poczuł przyjemny dreszcz przebiegający po jego ciele. Na szczęście w ostatniej chwili oderwał się od chłopaka. Wiedział, że gdyby pozwolił mu pogłębić pocałunek, nie oderwałby się od niego. W końcu coś do niego dotarło. Malfoy pociągał go już od pewnego czasu. Już dawno temu, musiał przyznać sam przed sobą, że jest gejem. Nie sądził jednak, że jego uwagę zwróci ten zadufany w sobie dupek.
„Ale o co chodziło tej oślizgłej Fretce? – zastanawiał się – Najpierw próbuje mnie zabić, a teraz rzuca się na mnie. Wczoraj na pewno nic miedzy nami nie zaszło – przypomniał sobie, jak upadł na ziemię, tracąc przytomność - Nie pozwolę mu wciągnąć się w jego głupie gierki. Ktoś mu na pewno coś dosypał. Malfoy zdecydowanie nie zachowywał się normalnie. Bo przecież nie mogę mu się podobać."
Harry stwierdził, że pewnie padł ofiarą jakiegoś głupiego zakładu. Odrzucił od siebie stwierdzenie, że podoba mu się Ślizgon i postanowił, że mu nie ulegnie. Wiedział, że nic dobrego by to nie przyniosło. On i Malfoy od zawsze byli śmiertelnymi wrogami. Nienawidzili się z całego serca i lepiej żeby tak zostało.

***

Harry wszedł do klasy profesora Snape’a. Uspokoił się już dostatecznie po wydarzeniach z obiad. Zajął soje stałe miejsce i czekał na Ron’a.
- Potuuuś. Kotusiu ty mój – usłyszał rozradowany głos Malfoy’a, który z wdziękiem opadł na krzesło obok. – Dlaczego tak wybiegłeś z Wielkiej Sali. Martwiłem się. – szczebiotał mu do ucha – Ostatnio zrobiłeś się taki impulsywny – dotknął ręką jego ramienia.
- Malfoy, czego nie zrozumiałeś w słowie odwal się! – warknął ponownie rozzłoszczony Potter. Miał już dość tego imbecyla. – Rzygać mi się chce jak na ciebie patrzę. – już miał się podnieść, by zmienić miejsce, gdy poczuł, że jest przytrzymywany przez chłopaka.
- Potty, kochanie, czy ty chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał totalnie poważny Draco.
Harry wpatrywał się w niego kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi. Reszta klasy, łącznie z Ron’em i Hermioną, którzy przed chwilą weszli, zamarła w oczekiwaniu.
- Posłuchaj mnie uważnie – zaczął czerwony ze złości. – Jeśli do czegoś wczoraj doszło, to tylko dlatego, że byłem kompletnie wstawiony. – wiedział, że powie teraz coś, co zrani Blondyna, ale musiał to zrobić, inaczej tamten nigdy by się od niego nie odczepił – Jesteś cholernym Śmierciożercą. Gardzę tobą i nie dotknąłbym cię nawet kijem. – Zobaczył najpierw smutek w oczach Draco, a potem złość. Wręcz furię. Wstał i poszedł na drugi koniec klasy.
Wszyscy nadal trwali w kompletnym osłupieni.
Draco podniósł się z miejsca i podążył za Potterem. Miał zamiar zamordować go gołymi rękami. Zranił go do żywego.
- Potter! – krzyknął za nim Blondyn. Już wyciągał rękę, żeby go uderzyć, ale do Sali wparował Snape.
- Siadać! – krzyknął zły jak osa. – Potter i Malfoy natychmiast do mojego gabinetu! – zwrócił się do chłopaków, którzy pomaszerowali we wskazanym kierunku. – A jeśli ktoś ruszy się choćby o milimetr, to przysięgam, że do końca roku będziecie polerować stajnię swoją szczoteczka do zębów – warknął do klasy.
Malfoy szedł przed Potterem. Nagle obaj wywrócili się jak dłudzy. W pierwszej chwili Malfoy myślał, że Potter go pchnął i już miał rozkwasić mu gębę, nie przejmując się Snape’m, ale gdy próbował się podnieść, coś szarpnęło go za kostkę. Spojrzał w dół i zobaczył kajdanki. Drugi koniec był przykuty do nogi Harry’ego. Łańcuszek, który ich łączył miał jakieś trzydzieści centymetrów.
- Kto to zrobił?! – zagrzmiał profesor, widząc, co się stało. Obaj chłopcy byli w szoku i nawet nie próbowali się ze sobą kłócić. Klasa milczała. – Pytam po raz ostatni! Kto?!
Pansy Parkinson wstała z miejsca.
- Ja profesorze. Przez przypadek, ale to byłam ja.
Snape był czerwony ze złości. Ślizgoni nigdy nie sprawiali kłopotów, a teram musiał ukarać aż dwóch z nich.
- Zdejmij to natychmiast! – zawołał Draco.
Pansy nie odezwała się.
- No już, Parkinson – zagrzmiał profesor.
- Ale ja nie potrafię – odpowiedziała dziewczyna, kurcząc się nieznacznie.
- Jak to nie potrafisz?! – Severus był zły nie na żarty.
- Normalnie. Kupiła to moja siostra w sklepie Wesley’ów. A ja bawiłam się tym i przez przypadek złączyłam im nogi. Nie wiem, jak to zdjąć.
Snape wiedział, że jeśli chodzi o produkty bliźniaków, zwykłe zaklęcia nie podziałają. Wiedział, że tutaj tkwi jakiś haczyk, żeby można było to zdjąć.
- Wy dwaj – wskazał na siedzących na podłodze chłopaków – do dyrektora! A z tobą – zwrócił się do Pansy – porozmawiam, jak wrócę.

***

- Już wezwałem Fred’a i George’a – powiedział dyrektor do dwóch chłopaków siedzących w jego gabinecie.
Snape przyprowadził ich tutaj i wyjaśnił, co się stało. Przyznał mu rację, że jeśli chodzi o produkty bliźniaków, zwykłe zaklęcie nie podziała. Gryfon i Ślizgon siedzieli jak najdalej od siebie. Na początku próbowali się ze sobą kłócić, ale udało mu się ich uspokoić. Musieli w końcu przez jakiś czas normalnie funkcjonować i nie pozabijać się przy okazji.
- Przybędą dopiero pojutrze. Do tego czasu musicie jakoś znosić swoją obecność. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli na ten czas jeden z Was będzie siadał przy stole drugiego i chodził na te same zajęcia. Żeby było uczciwie, bo wiem, że żaden z was nie ustąpi, rzucimy monetą. – Dyrektor wyjął z kieszeni złoto – Smok czy czarodziej*, panie Potter?
- Czarodziej.
Dumbledore rzucił monetą.
-Smok – oznajmił krótko. – Więc pan, panie Potter, na te dwa dni stanie się Ślizgonem. A raczej będzie jadł z nimi posiłki i uczęszczał na te same lekcje, co pan Malfoy.
Harry już miał zaprotestować, ale dyrektor uciszył go ruchem ręki.
- To najlepsze wyjście. Chłopcy, przez ten czas postarajcie się dogadać. Los lubi płatać nam figle, ale takie sytuacje potrafią zmienić nasze życie – mrugnął do nich. Oboje byli wściekli i nie obchodziło ich o co chodzi szurniętemu profesorowi. – Obiecajcie mi, że przez ten czas będziecie się starali dogadać. Nie chcecie chyba, żebym wysłał do waszej sypialni kogoś trzeciego – znowu mrugnął.
„Ma jakiś tik nerwowy z tym mruganiem” – pomyślał Draco.
Zgodzili się. Co mieli zrobić? Już samo to, że na dwa dni, albo jeszcze dłużej, byli ze sobą połączeni, było dość krępujące. Dyrektor im to właśnie uświadomił. Nie mieli zamiaru wciągać w to osób trzecich. Musieli na chwilę schować dumę do kieszeni i zacząć się dogadywać, choć wiedzieli, że nie będzie łatwo.
Wychodząc z gabinetu, Harry usłyszał jak Draco mruknął: „Parkinson, już nie żyjesz”.  Sam miał ochotę zamordować tę dziewuchę. W jego głowie pojawiło się sto sposobów, jak skutecznie ukatrupić Ślizgonkę.
„Może któryś zastosuje?”

Udało im się nauczyć chodzić tak, że przestali się wywracać, jak było to na początku. Przed nimi dwa dni, podczas których nie odstąpią się na krok. I to dosłownie.

* Na denarze z jednej strony jest smok, a z drugiej coś jak czarodziej, więc zwykłe orzeł czy reszka  nie pasowało do ich monety ;)