Cześć kochani :D Przepraszam, że tak długo mi zeszło, ale jakoś nie mogłam się zebrać :/ Wiedziałam, co chcę napisać, ale jakoś mi nie szło. W końcu coś naskrobałam, zmieniając koncepcję milion razy. Wyszło to co wyszło. Wybaczcie, ale nie mam siły tego czytać od nowa. Pewnie są zgrzyty i wg, ale dzisiaj tego już nie poprawie :/ Niemniej jednak, postaram się kiedyś wszystko poprawić :D Mam nadzieję, że coś się w końcu zaczęło dziać i że nie jest to aż tak strasznie chaotyczne. Za dużo rzeczy chciałam wstawić i musiałam to trochę skrócić, bo moje wodolejstwo sprawiłoby, że rozdział pojawiłby się o północy :P
Jak zwykle dziękuję wszystkim komentującym :D Bez Was i Waszego wsparcia, rzuciłabym to w cholerę.
Jak zwykle dziękuję wszystkim komentującym :D Bez Was i Waszego wsparcia, rzuciłabym to w cholerę.
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają, a w szczególności, tym którzy komentują. Nana i Shila DZIĘKUJĘ WAM :** Bez waszej pomocy, nie powstałby ten rozdział. Trochę pozmieniałam, ale mam nadzieję, że nie będziecie złe :)
Nie przedłużając, życzę miłego czytania :D
Komentujcie :D
Nie przedłużając, życzę miłego czytania :D
Komentujcie :D
Serka :)
Rozdział VII
Harry wrócił
do dormitorium, dość późno w nocy. Najpierw zajęcia, które pochłonęły dość
sporą część wieczoru, a następnie sprawdzenie, czy wszyscy Gryfoni są już w
łóżkach, sprawiło, że poszedł spać długo po ciszy nocnej. Był jednak zadowolony
z dzisiejszego dnia. Od dawna nie zasypiał z uśmiechem na ustach. Coś mu się w
końcu udało. Mina Vivienne, kiedy wyczarowała patronusa, była bezcenna. Cieszył
się, że udało mu się wpłynąć na dziewczynę. Widział, że z dania na dzień staje
się naprawdę inną osobą. To prawda, przeszła wiele, ale co dzień zyskiwała w
jego oczach. Teraz już był pewien, że nie zagraża ona nikomu.
Obudził się wypoczęty.
Dzisiaj nie musiał wstawać wcześniej, aby udać się na trening. Za pół godziny
miało zacząć się śniadanie. Postanowił, że zajrzy jeszcze do Rona i razem pójdą
do Wielkiej Sali, więc podniósł się z łóżka i skierował do szafy, aby zabrać z
niej czyste ubrania. Gdy otworzył drzwiczki, zamarł.
W środku
wszystko było różowe! Na dodatek ciuchy były damskie. Z tępą miną wpatrywał się
w swoją garderobę. Nie miał pojęcia co się stało. Wiedział, że skrzaty na pewno
nie pomyliłyby się aż do tego stopnia. Z resztą one nigdy się nie myliły i do
jego szafy zawsze trafiały JEGO ubrania. Była tylko jedna możliwość. Do tego
dormitorium, wstęp miały tylko dwie osoby. On i Malfoy. Skoro sam nie
zaczarował sobie ubrań, to musiała zrobić to tylko jedna osoba. Poczerwieniał
ze złości. Już miał wyjść z pokoju i z zamiarem poważnego uszkodzenia Blondyna,
gdy uświadomił sobie, że nie ma na sobie nic oprócz bokserek. W grę nie
wchodziło założenie szaty, która miała wściekły odcień różu, ani tym bardziej
jednej z sukienek. Zdawał sobie sprawę, że jeśli wyjdzie z pokoju w czymś
różowym, Ślizgon nie da mu spokoju i do śniadania będzie wiedział cały Hogwart,
łącznie z dyrektorem. Nie miał pojęcia co zrobić. Nie potrafił odwrócić
zaklęcia, jakie zostało rzucone na jego ubrania. Musiało to być zaklęcie, bo
gdyby tamten zaczął wnosić i wynosić ubrania, Harry na pewno by się obudził.
Wściekły
usiadł na łóżku. W pewnym momencie, olśniło go. Podszedł do szuflady i wyjął
złożoną w kostkę pelerynę niewidkę. Zarzucił ją na siebie i skierował się do
wyjścia.
Malfoy leżał
na kanapie i czytał jakąś książkę. Widać było, że tylko czeka, aby Potter
wyszedł z pokoju. Gryfon niepostrzeżenie przeszedł przez salon i opuścił ich
dormitorium. Skierował się prosto do wierzy Gryffinodoru. Gruba Dama piłowała
paznokcie. Wychylił głowę z płaszcza i wypowiedział hasło. Ta bez słowa
wpuściła go do środka. Skierował się do pokoju Rona. Chłopaki jeszcze spali.
Podszedł do łóżka przyjaciela i potrząsnął go za ramię. Wesley otworzył oczy,
ale nie widząc nikogo, z powrotem je zamknął.
- Ron,
wstawaj. To ja Harry – szepnął brunet.
- Harry? –
usłyszał zaspały głos przyjaciela. – Gdzie?
- Oh, Ron,
wstawaj no. Mam na sobie pelerynę niewidkę. Weź komplet ubrań i przyjdź do
łazienki.
- Po co? –
zapytał chłopka, ale nikt mu nie odpowiedział. Zrobił tak jak mu kazano i
wszedł do łazienki.
- Cześć
Harry – przywitał chłopaka, któremu widać było tylko głowę. – O co chodzi?
- Malfoy
zaczarował mi szafę. Mam tam tylko różowe kiecki. – ze złością odpowiedział
chłopak.
- Jak to
różowe? – Ron nie bardzo wiedział o co chodzi.
- Normalnie.
Po prostu daj mi te ciuchy. – wyjął ubrania z ręki przyjaciela i zrzucił z
siebie pelerynę, po czym zaczął się ubierać.
Ron
wpatrywał się w przyjaciela, po woli rozumiejąc co do niego powiedział.
- Muszę iść
do Hermiony – odezwał się w końcu Harry. – Nie znam zaklęcia, które mogłoby to
odwrócić, a Fretki na pewno nie zapytam.
- Zawsze
wiedziałem, że Malfoy jest nienormalny, ale nie sądziłem, że AŻ tak. –
powiedział w końcu Rudzielec. – Chodźmy na śniadanie, Harry. Miona na pewno
będzie, to z nią porozmawiasz.
- Dzięki,
Ron. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Daj spokój
stary. Na mnie zawsze możesz liczyć. A co do tego debila… - Harry mu przerwał.
- Nie, Ron.
Udawajmy, jakby nic się nie stało. Jak zobaczy, że jego plan się nie powiódł,
to dopiero będzie mieć minę.
- Może masz
rację.
Zeszli do
Wielkiej Sali i zajęli miejsca przy stole. Hermiony jeszcze nie było, ale za to
Harry zobaczył Malfoya, który ze złością wpatrywał się w jego ubiór. Szturchnął
Ron’a, po czym oboje się roześmiali.
- Co was tak
cieszy- usłyszeli głos Hermiony.
Harry
wytłumaczył jej o co chodzi. Dziewczyna na szczęście znała odpowiednią
inkantację, więc Harry zaraz po śniadaniu mógł założyć swoje rzeczy.
***
Pierwszą lekcją było wróżbiarstwo, którego Harry szczerze
nienawidził. Przez wydarzenia z wcześniejszego roku, uczniowie przez miesiąc
musieli nadrobić przedmioty, których uprzednio nie mieli jak zdać. Pozostało
jeszcze dwa tygodnie i Harry uwolni się od szurniętej Trelawney. Harry wszedł
do klasy i zobaczył, że zamiast Krukonów, z którymi mieli ten przedmiot, połowę
klasy stanowią Ślizgoni. Nie wiedząc o co chodzi, po prostu zajął swoje stałe
miejsce obok Ron’a.
- Skąd tu się wzięli Ślizgoni – zapytał szeptem kolegę, widząc, że
Sybilla wchodzi do klasy.
Rudzilec wzruszył ramionami.
- Witajcie moi kochani. Dla tych, którzy nie zauważyli subtelnej
zmiany na naszych zajęciach, niech wiedzą, że od dzisiaj każde nasze lekcje,
będą się odbywały z innym Domem. Chcę żebyście przez te ostatnie dwa tygodnie,
nawiązali nowe znajomości, a dzięki temu mieć możliwość wróżenia innym osobą
niż dotychczas – zbliżyła się do szafy i wyjęła karty.
Harry spojrzał na Ron’a a ten tylko wywrócił oczami.
- Dzisiaj będziemy doskonalić sztukę wróżenia z kart. Przed tym
jednak, prosiłabym, aby każdy Gryfon siedział ze Ślizgonem i odwrotnie.
- Ona jest szurnięta – szepnął Rudzielec do przyjaciela, ale nie
ruszył się z miejsca – Jeśli myśli, że usiądę z jakimś Śmier… - nie dokończył,
bo nauczycielka stanęła nad nim.
- O pan Weasley. Niech pan usiądzie z panną Parkinson. – Ron
nachmurzony podniósł się z miejsca. Pamiętał sytuację z wczoraj i nie chciał
tracić punktów.
- Pan Potter. Może z panną V… - nauczycielce przerwał Draco.
- Ja usiądę z Potterem – wstał pewny siebie i opadł na poduszkę obok
Wybrańca.
- Doskonale – przeszła do stolika dalej i rozsadziła resztę.
- Co ci odbiło, Mlafoy? – Harry nie ukrywał wściekłości. Miał dość
tego palanta.
- Ciekawy jestem, co mi wywróżysz – odpowiedział ze spokojem, nie
ukrywając szyderczego uśmieszku.
- Myślę, że rychłą śmierć z moich rąk – warknął Harry, przyjmując
karty podane przez nauczycielkę.
- Wyostrza
ci się język. – uśmiechnął się iście Ślizgońsko – widzę, że moja obecność
dobrze na ciebie działa.
Harry miał
coś odpowiedzieć, ale usłyszał nauczycielkę, która tłumaczyła, co mają dzisiaj
robić.
- Będziecie
dzisiaj przewidywać sobie nawzajem przyszłość. Macie odczytać, czy ktoś zawrze
związek małżeński, jak tak, to w jakim wieku i ile będzie mieć dzieci.
- To
idiotyczne – odezwał się Ron, zanim się powstrzymał.
- Jeśli nie
chce pan stracić punktów dla swojego domu, radzę się zająć wróżeniem pannie
Parkinson, panie Weasley.
- No już,
Potter. Powróż mi ile będę mieć dzieci? – zakpił Ślizgon.
- Wal się
Malfoy. – odparł Harry i rzucił karty na stolik.
Trelawney
podeszła do ich stolika i rozłożyła rozrzucone karty.
- Bardzo
ciekawe – podniosła oczy na chłopaków i uśmiechnęła się – Trójka dzieci.
Podobne do ojca. – rozkładała kolejne karty.
- No
widzisz, Malfoy. Masz swoja wróżbę. Będziesz mieć trzy narcystyczne bobasy.
- Wróżba
dotyczy pana, panie Potter – powiedziała Trelawney.
- To
niemożliwe. – zaczął, ale zaraz pożałował, że to powiedział.
- Kto by
pomyślał, że cudowny Wybraniec nie może mieć dzieci – zaczął z kpiną w głosie
Ślizgon – To będzie istny cios, dla twojej przyszłej teściowej. Taka strata, że
nie będziesz mógł przedłużyć gatunku superbohatera. – naśladował piskliwy
kobiecy głosik.
Harry
zacisnął pięści. Nie chodziło o to, że nie może mieć dzieci. On po prostu… Sam
nie wiedział co chciał powiedzieć, przez to, że to niemożliwe. Nie dopuszczał
jeszcze do siebie pewnej myśli.
- Miłość
narodzi się w bólach – Trelawney zaczęła mówić jak w transie, zupełnie jak w
trzeciej klasie – Będziecie cierpieć, ale w końcu uczucie zwycięży. Cudowna
wiadomość przechyli szalę. Dom. Bezpieczeństwo. Życie zacznie się od nowa. –
otrząsnęła się z transu, uśmiechnęła i wstała.
W klasie
panowała kompletna cisza. Wybuch nauczycielki zaskoczył wszystkich. Tylko Harry
zdawał się być znudzony. Już raz się coś takiego zdarzyło, więc przyzwyczaił
się do tego, że stara Sybilla jest zdrowo szurnięta.
- No kochani
– dodała profesorka z uśmiechem – co sobie wywróżyliście?
Reszta
lekcji minęła Potter’owi i Malfoy’owi na zwykłym milczeniu i kompletniej
ignorancji drugiej osoby.
***
- Na
szczęście jeszcze tylko trzy lekcje z tą walniętą babą i będziemy mieć spokój.
Wiesz, że podeszła dzisiaj do mnie i powiedziała, że „moja miłość rozkwitnie do
kogoś kogo rozum nie dopuści” – naśladując głos nauczycielki, wypowiedział
przepowiednię – I co to niby ma oznaczać? – Ron szedł zły na dół razem z
przyjacielem.
- Może to,
że zakochasz się w centaurze? – zażartował Harry.
- Bardzo
śmieszne, stary. – Rudzielec nadal był oburzony, że kolejną lekcje musiał
spędzić z jakimś Ślizgonem, a tym razem nawet Ślizgonką. – Nie wspomnę o tym,
że ty będziesz mieć trójkę dzieci, ale miłość narodzi się w bólach. Jednak w
końcu nastąpi dom i bezpieczeństwo – dodał znowu naśladując nauczycielkę.
Oboje się
roześmiali.
- Co teraz
mamy? – zapytał przyjaciela Harry.
-
Przypuszczam, że zielarstwo. Neville pierwszy opuścił salę i wyjął podręcznik o
jakiś roślinach, więc na pewno już jest na dole.
Poszli w
stronę szklarni, gdzie miała się odbyć kolejna lekcja. Hermionę spotkali po drodze.
- Cześć
chłopaki, jak wróżbiarstwo? – zagadnęła wesoło.
Ron streścił
jej pokrótce wszystkie wydarzenia, na co ta zachichotała.
- My dzisiaj
poznaliśmy nowe runy. Batsheda dała mi pod koniec lekcji jakąś książkę o
runach. Myślę, że lepiej się z nią zapoznać przed Turniejem.
Na lekcji
zielarstwa uczyli się, jak opiekować się Rabburen – rośliną potrzebną do wielu
eliksirów. Dowidzieli się też jakie
stadium wzrostu jest odpowiednie, do zerwania w zależności od przyrządzanej mikstury.
Następnie
odbyły się dwie lekcje Transmutacji z profesor Mcgonagall, a potem cała trójka
udała się na obiad.
- Idziecie
ze mną do Hagrida? Byłem wczoraj u niego, ale go nie zastałem. Może spotkamy go
dzisiaj. Dawno z nim nie rozmawialiśmy.– Harry nabił na widelec kawałek pomidora.
- Hagrida
nie ma od kilku dni – odpowiedziała Hermiona. – Jest jednym z nauczycieli
wymyślających zadania do Turnieju i wyjechał gdzieś. Przypuszczam, że udał się
po jakieś nowe okazy zwierząt, które będą mu potrzebne.
- Skąd ty to
wszystko wiesz, Miona – zainteresował się Ron.
- Dyrektor
napomknął coś ostatnio, jak z nim rozmawiałam. – odpowiedziała, nadal ze
spokojem przeżuwając jedzenie.
- Myślisz,
że chciał nam dać jakąś wskazówkę? – zainteresował się Ron.
- Nie sądzę.
Raczej chciał nas uprzedzić, że Hagrida nie ma u siebie, gdybyśmy przypadkiem
chcieli do niego iść, jak to zazwyczaj mieliśmy w zwyczaju. – przyjaciółka
skończyła jeść i wstała od stołu – Dobra chłopaki. Idę jeszcze po coś do
biblioteki. – wyjęła kilka kartek z torby i wręczyła Harry’emu – Tutaj macie
rozpiskę naszych zajęć w Pokoju Życzeń. Według moich obliczeń, jeśli będziemy
trzymać się planu, do Turnieju zdążymy sobie dość sporo przypomnieć. Rozdajcie
to reszcie. Widzimy się na eliksirach. –wymaszerowała z Wielkiej Sali.
Harry podał
plan przyjacielowi, Ginny i Neville’owi, tłumacząc o co chodzi. Ron zrobił to
samo, dając go Lunie i Susan.
- Kto da
plan Ślizgonom – zapytał Rudzielec przyjaciela. Żaden z nich nie miał ochoty aż
do wieczora, konwersować z Draco.
Harry
wiedział, że przyjaciel źle przyjmuje towarzystwo Blondyna, więc ostatecznie
poświęcił się i pomaszerował do stołu Ślizgonów.
- Cześć
przystojniaku – Vivienne wstał, jak tylko go zobaczyła i przywitała go
uściskiem, który ten oddał z przyjemnością. Ślizgoni wpatrywali się w nich
przez chwilę, ale potem wrócili do jedzenia. Tylko jedna para oczu nie odrywała
się od tej dwójki.
- Cześć Viv
– Harry rozpromienił się widząc koleżankę. – Mam dla was plany zajęć, które
będą w Pokoju Życzeń. Hermiona wszystko przemyślała i ułożyła to dla nas.
Przekażesz pozostałym? – wręczył jej trzy kartki.
- Jasne. –
uśmiechnęła się do niego – Może dołączysz się do nas?
- Chętnie
bym skorzystał, ale umówiłem się już. – odparł chłopak, którego naprawdę kusiła
ta propozycja.
- Nie wątpię
– uśmiechnęła się przebiegle Vivienne – Takie ciacho jak ty, na pewno o tej
porze ma jakąś randkę – puściała do niego oczko – Zdradzisz mi co to za
szczęściara? Albo szczęściarz – dodała już szeptem, żeby tylko Harry mógł ją
usłyszeć.
- Nic z tych
rzeczy Viv. – roześmiał się chłopak. Od wczoraj zdawali się być niemal
najlepszymi przyjaciółmi, co Harry’emu w ogóle nie przeszkadzało. Cieszył się,
że ma taką otwartą koleżankę. Hermiona zawsze była poukładana, co mu nie
przeszkadzało, ale czasem była po prostu nudna. Widać było, że Viv lubi dobrą
zabawę. Po wojnie Harry w końcu mógł żyć własnym życiem i miał zamiar porządnie
wyszaleć się w młodości. – Idziemy z
Ron’em do biblioteki.
- Oj
nudziarz z ciebie. – udała, że ziewa, na co oboje się roześmiali – Jutro
wieczorem robię małą imprezkę urodzinową dla mojego brata – dodała
konspiracyjnym szeptem – wpadnij koniecznie.
- Na pewno
będę. – zapewnił chłopak i uświadomił
sobie, że do jutra musi kupić dwa prezenty, bo przecież Vivienne była
bliźniaczką Nath’a. Będzie musiał poprosić Zgredka o pomoc. – Widzimy się na
eliksirach? - zapytał na odchodnym.
-
Oczywiście, przystojniaku. – Vivienne mówiła tak do niego, od momentu, gdy
zaczął zaczesywać włosy do tyłu i pozbył się okularów. Szczerze powiedziawszy,
schlebiało mu to. Nie mógł się tylko nadziwić, jak w tak krótkim czasie zdążył
polubić tą dziewczynę i to chyba z wzajemnością. Obdarzył ją ciepłym uśmiechem
i pomaszerował do wyjścia, gdzie czekał na niego przyjaciel.
***
- Jak zwykle
obraz nędzy i rozpaczy – Snape pochylał się nad kociołkiem Neville’a. – Czy ty
chłopcze nic nie potrafisz zrobić dobrze? – kontynuował swoją tyradę, na co
chłopak skulił się jeszcze bardziej. – Nie mam pojęcia dlaczego wybrali takiego
bęcwała do Turnieju. Weźmiesz chyba udział w konkurencji: największa fajtłapa.
– Severus był wściekły. Znowu ten głupi Longbottom zniszczył cenne składniki. –
Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru! Możesz wyjść i lepiej nie pokazuj mi
się dzisiaj na oczy. – Odwrócił się omiatając swoim przeraźliwym spojrzeniem
resztę klasy, w poszukiwaniu kolejnej ofiary. W tym czasie Neville, pospiesznie
opuścił salę. – Potter, Wesley – krzyknął w końcu, na co dwóch Gryfonów, aż
podskoczyło – Zejdźcie mi z oczu! Nie mogę patrzeć, jak kolejne składniki się
marnują.
-
Przynajmniej nie odjął nam punktów – odezwał się Ron, gdy razem z Harry’m
opuścili klasę.
Harry czuł
się przybity. Chciał kontynuować eliksiry do Owutemów, ale na razie nie szło mu
najlepiej. Postanowił, że lepiej zacznie się do tego przykładać. Przecież
krojenie i mieszanie, wcale nie powinno być takie trudne. W końcu to od dziecka
robił u Dursley’ów. Westchnął. Musiałby zdarzyć się cud, żeby w końcu pojął
eliksiry.
***
Reszta
lekcji zleciała im nad wyraz szybko. Dzisiaj, jeszcze przed kolacją, mieli
uczyć się numerologii z Hermioną. Gdy
dziewczyna im to wykładała, wszystko wydawało się łatwiejsze. Nawet Ron po
czasie zaczął łapać o co chodzi. Potem poznawali nowe zaklęcia, których
Nathaniel nauczył się od prywatnych nauczycieli. Szło im całkiem nieźle. Cała
dziesiątaka doskonale ze sobą współpracowała i nad wyraz szybko przyswajała
nową wiedzę.
W końcu
nadszedł czas posiłku. Udali się do Wielkiej Sali, żeby coś zjeść i wrócić do
Pokoju Życzeń, na astronomię. Cała dziesiątka zajęła miejsce przy swoich
stołach i zabrała się za jedzenie. Byli już strasznie głodni.
Nagle drzwi
od Wielkiej Sali otworzyły się, a na progu stanęła postać w ciemnej pelerynie.
Wszyscy obrócili się w jej stronę i umilkli, czekając, co się wydarzy.
Miała kaptur
nałożony na głowę, przez co nie było widać jej twarzy. Po lewej stronie owej
osoby, stał biały wilk. Bacznie obserwował wszystkie osoby zgromadzone w sali.
W prawej ręce trzymała długą laskę, którą oplatały dwa węże, a na złączonych na
czubku łbach, trzymały szmaragdowy kamień. Postać zdjęła kaptur i spojrzała na
stół nauczycieli, po czym wolnym krokiem ruszyła przed siebie.
Okazało się,
że jest to młoda kobieta. Długie blond włosy, spływały kaskadą po pelerynie.
Miała surowy wyraz twarzy, ale ciepłe spojrzenie. Oczy w kolorze najczystszego
błękitu, były utkwione w dyrektorze, który uśmiechnął się i wstał, aby powitać
gościa. Szybko ścisnął jej dłoń, po czym objął ją ramieniem. Wymienili szeptem
kilka zdań. Wskazał jej puste krzesło. Wilk ułożył się obok stołu, a zaraz
przed nim pojawiła się miska z jedzeniem i wodą, która szybko wypił. Na pewno
zwierzę było spragnione.
- Moi drodzy
uczniowie. Przedstawiam wam nową nauczycielkę obrony przed czarną magią,
profesor Silvanę Blackrose. Miała przybyć wcześniej, ale z powodu pewnych
trudności, dotarła do nas dopiero dziś. Mam nadzieję, że przywitacie ją ciepło.
– uczniowie zaczęli nieśmiało bić brawo, a po chwili dyrektor uciszył ich
machnięciem ręki – Mam dla was jeszcze jedną wiadomość. Profesor Snape obejmie
stanowisko opiekuna naszej Złotej Dziesiątki. – uczestnicy konkursu zaczęli
spoglądać na siebie i szeptać nerwowo. Nikt poza Ślizgnami, nie miał ochoty,
aby to właśnie Snape objął takie stanowisko. – Będzie on służył wam radą.
Zawsze możecie przyjść do niego i zapytać, jeśli czegoś będziecie potrzebować.
Będzie wam pomagał i wspierał was. Od
dziś wszystkie kwestie dotyczące Turnieju, musicie załatwiać z profesorem Snape’m.
A teraz wracajcie do jedzenia.
- Snape
opiekunem! Ma nam radą służyć?! Chyba szlabanem o każdej porze dnia i nocy –
oburzył się Ron.
- Spokojnie
Ron, Snape nie może nas karać, jeśli coś nam się nie uda. – próbowała uspokoić
przyjaciela, Hermiona. - Dyrektor nie
może być naszym mentorem. On jest głównym organizatorem konkursu i inne szkoły
mogłyby to uznać za niesprawiedliwe.
- Mogli
wybrać kogoś innego! – Rudzielec nadal nie był zadowolony – Choćby Flitwick’a.
Nawet Trelawney! Ale nie NIETOPERZA!
- Ron,
przestań krzyczeć. - syknęła Hermiona – To jest decyzja dyrektora i nie możemy
jej zmienić.
- Stary, ja
też nie jestem zachwycony, jeśli to miałoby cię pocieszyć, ale Miona ma rację.
Nic nie możemy zrobić – odezwał się w końcu Harry.
Ron z
pochmurną miną wrócił do jedzenia.
- Jak
myślisz, co to za Silvana? – zagadnął przyjaciółkę Potter – Słyszałaś o niej
kiedyś?
- Tak Harry.
Ona jest aurorką. To kuzynka Nymphadory. Poznałam ją jakiś czas temu, razem z
Ron’em. Należała swego czasu do Zakonu. Jest czymś na rodzaj zbuntowanego
animaga. Przemienia się w takie zwierze, jakie chce. Jej ojciec to znany alchemik. Plotka głosi,
że stworzył coś podobnego do kamienia filozoficznego, i że udało mi się
stworzyć eliksir nieśmiertelności, dożo trwalszy niż ten Nicolas’a Flamel’a.
Ale to tylko nic nieznaczące plotki.
- Widzę, że
jesteś nieźle poinformowana. – Miona uśmiechnęła się słabo – To dobrze, że
zmienili nauczyciela od OBCM, bo Snape zaczął działać mi na nerwy.
Przez reszta
kolacji dyskutowali o nic nie znaczących rzeczach.
***
Gdy Snape
zobaczył, kim jest osoba w kapturze, zamarł. Znał Silvanę odkąd została przyjęta
do Hogwartu. Była od niego rok młodsza i tak jak on, należała do Slytherin’u. Od
samego początku łaziła za nim krok w krok. Szukała byle jakiego pretekstu, żeby
spędzić z nim choć odrobinę czasu. Jego oczywiście zawsze to denerwowało.
Chciał, aby to Lilly zwróciła na niego uwagę, a nie ta dziwna blondynka, która
nawet nie była w jego typie.
Silvana
zawsze była pucołowatym dzieckiem. Miała też niezwykły talent do pakowania się
w kłopoty. Na piątym roku zaczęła chodzić z Syriuszem, co go wcale nie dziwiło,
bo oboje to niezłe ziółka. Nie byli ze sobą długo, może dlatego, że Łapa zawsze
zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Potem znowu zaczęła za nim łazić. Poza tym
była przyjaciółką Lilly. Ona mogła z nią rozmawiać, a on nie. Zazdrościł jej
tego.
Z czasem
coraz bardziej zamknął się w sobie. Nie dopuszczał do siebie żadnych ludzi.
Snuł się tylko jak cień po korytarzach. Ale jego cieniem zawsze była ona. Mała
pucołowata dziewczynka. Zawsze miło uśmiechająca się do niego. Starająca się
zwrócić na siebie choć odrobinę jego uwagi. Ale on nie chciał jej. Chciał
Lilly. I w końcu to zrozumiała. Tak szybko, jak zaczęła pragnąć jego uwagi, tak
szybko przestała. Z roku na rok stawała się coraz bardziej niedostępna. A potem
skończyli szkołę i nie spotkali się nigdy więcej. W tym momencie Severus
stracił jedyną osobę, której jeszcze choć odrobinę na nim zależało.
Więc gdy
zjawiła się w szkole, był w szoku. Wyglądała zupełnie inaczej. Jako dziecko,
nie była zbyt ładna. A teraz, stała się piękną kobietą. Była wysoka i szczupła.
Piękne włosy, które zawsze były jej atutem, teraz dodawały jej dodatkowego
wdzięku. A te oczy. Snape nigdy nie sądził, że zatonie w innych oczach, niż te
Lilly. Ale teraz wszystko się zmieniło. Cudne i błękitne. Jak bezkres oceanu.
Jej widok sprawił, że Severus miał oczy jak spodki. Zawsze był opanowany i
chłodny, ale ta kobieta podziałała na niego w ten sposób, że przez kilka sekund
nie był w stanie pozbierać szczęki z podłogi. Zmieniła się nie do poznania. Nie
wyglądała już na małą, słodką dziewczynkę, ale na poważną i niebezpieczną
kobietę.
„To nie może
być ona” – pomyślał, gdy podeszła do dyrektora i się z nim przywitała.
Jednak, gdy
usłyszał, jak Dumbledore ją przedstawia, wiedział, że się nie pomylił.
Zajęła ona
jedyne wolne miejsce, tuż obok niego. Znowu przybrał chłodny i opanowany wyraz
twarzy. Gdzieś w środku miał jednak nadzieję, że go rozpozna i znów obdarzy tym
ciepłym uśmiechem, ale ona tylko usiadła obok i nie zwróciła na niego nawet
najmniejszej uwagi.
Po chwili
wrócił do tego, co zawsze. Przyglądał się piętce Gryfonów, która właśnie
dowiedziała się o tym, że będzie ich mentorem. Kpiący uśmieszek wypełzł mu na
usta i nie zszedł z nich do końca uczty. Potem czym prędzej udał się do siebie.
***
Harry dziś
zdecydowanie szybko poszedł spać. Ron i Hermiona mieli przypilnować, żeby żaden
Gryfon nie kręcił się nocą po zamku. Sam nie wiedział kiedy zasnął, ani co go
tak zmęczyło. W pewnym momencie usłyszał wołanie. Ktoś go próbował obudzić.
Poczuł, że ktoś szarpie go za ramie. Zaczął się wybudzać i rozumieć słowa.
- Potter,
wstawaj. Szybko. Musisz coś zobaczyć.
Powoli
otworzył oczy i niemal krzyknął widząc, że osoba, która go budzi, to
Malfoy. Burknął coś, żeby się wynosił i
pozwolił mu spać, po czym przekręcił się na bok i próbował zasnąć. Jednak
natręt nie pozwolił mu na sen. Szarpnięciem zdjął z niego kołdrę i zrzucił go z
łóżka wypowiadając jakieś zaklęcie. Harry podniósł się i miał zamiar rozkwasić
nos temu gnojkowi.
- Potter,
pospiesz się, nie mamy dużo czasu. Nie mam czasu na tłumaczenia, ale to ważne.
Harry
przestraszył się, że cos mogło się stać. Szybkim krokiem wyszedł z pokoju,
rzucając stojącemu w drzwiach Malfoy’owi, krótkie „prowadź”.
- Potter,
stój. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale lepiej żebyś nie paradował w nocy w
samych bokserkach.
Harry
spojrzał na siebie i faktycznie okazało się, że ma tylko majtki. Zarumienił
się, ale dziękował ciemności, że tego nie widać. Wciągnął szybko jakieś spodnie
i koszulkę i wyszedł razem z Draco z ich Dormitorium. Szedł w milczeniu
zaledwie krok za Ślizgonem. Skierowali się do lochów. Wybraniec nie miał
pojęcia po co, te go tu zabrał.
„Czyżby jakaś bójka u Ślizgonów, z którą
Malfoy nie mógł sobie poradzić?” – zastanowił się w myślach.
Dotarli do
klasy, w której zawsze mieli Eliksiry. Blondyn zatrzymał się przed wejściem.
- Dobra,
Malfoy – nie mógł już wytrzymać Harry – Mów, o co tu chodzi?
- Wiesz, że
jutro są urodziny Nathaniela i Vivienne. – zaczął – Problem jest w tym, że nie
mamy nic poza sokiem dyniowym, a do jutra nie zdążylibyśmy nic zorganizować.
Jedyną osobą w zamku, która zawsze ma zapas, jest Snape. Sam wiesz, że nie
dałby nam tego z własnej woli, więc musimy się włamać i pożyczyć parę butelek.
Wszystko oddamy mu w ciągu dwóch dni i będzie po kłopocie. Robiliśmy to mnóstwo
razy. On wie, że to my, ale zawsze wszystko wraca na swoje miejsce, więc nigdy
nie wyciągnął konsekwencji. Myślę, że gdyby mógł, sam by nam pożyczył kilka
butelek, ale jest jednak profesorem.
Harry przez
chwilę nie rozumiał co ten do niego mówi.
- Mamy się
włamać do gabinetu Snape’a, zabrać kilka butelek i wyjść jakby nigdy nic? –
zapytał tępo – Malfoy, czyś ty oszalał?! Myślisz, że możesz mnie tak jakby
nigdy nic budzić w środku nocy i żądać, żebym włamał się do gabinetu osoby,
która nienawidzi mnie najbardziej na świecie?!
- Wyluzuj,
Potter. Wyjaśniłem ci wszystko, więc nie masz co się martwić. Jego i tak nie ma
w środku. Raz w miesiącu wybywa z zamku
i wraca dopiero nad ranem. Nie mam pojęcia, gdzie jest, ale nie obchodzi mnie
to. Nie budziłbym cię, gdybym nie musiał. Zabezpieczenia są tak skonstruowane,
że może przełamać je tylko dwie osoby i to tylko na chwilę. Jeden z nas wejdzie
tam i zabierze co trzeba, a drugi musi stać tu i podtrzymywać zaklęcie. Wejdę
ja, bo byłem tak już kilka razy i zejdzie mi o wiele szybciej niż tobie. A poza
tym domyślam się, że i tak byś tam nie wszedł. Poszedłbym z kimś innym, ale
Snape rzucił jakieś dziwne zaklęcie na dormitorium Ślizgonów, żeby w razie
czego nie zdarzyło się nic złego pod jego nieobecność, więc nie mam wyboru.
Dawniej udawało nam się jakoś ominąć te zabezpieczenia, ale dzisiaj rzucił
jakieś inne, więc nie ma czasu, żeby się nad nim głowić.
- Skąd
wiesz, że ci pomogę i nie zostawię cię tam, jak już wejdziesz?
- Potter ty
i ja wiemy, że w razie czego to mi Snape uwierzy. Poza tym chyba nie chcesz
zepsuć urodzin Vivienne.
Harry
westchnął. Nie miał ochoty pomagać Fretce, ale nie chciał też zepsuć imprezy
bliźniaków. Szybko zabiorą alkohol i ulotni się do swojego pokoju.
- Dobra. –
zgodził się w końcu – Co mam robić?
Draco
wyjaśnił mu wszystko. W ciągu kilkunastu minut, wracali do siebie z dość sporym
zapasem różnych trunków. Draco umieścił skrzynkę w dormitorium i zabezpieczył
ją zaklęciem kryjącym. Harry usiadł na sofie przed kominkiem. Cała akcja
rozbudziła go do tego stopnia, że wiedział, iż szybko nie zaśnie. Chciał
posiedzieć chwilę i się rozgrzać, bo z pośpiechu nie zabrał butów i teraz było
mu potwornie zimno. Po chwili do salonu wszedł Draco z butelką w ręce.
- Napijesz
się? – rzucił i zajął fotel.
Harry siknął
głową. Miał nadzieję trochę się rozgrzać. Z resztą wspólne picie, nie
sprawiało, że nagle stali się przyjaciółmi. W końcu Harry nadal był na niego
zły.
Nic nie
mówiąc, siedzieli i pili. Wybraniec po pewnym czasie stracił rachubę. To co
pili musiało być na prawdę mocne, bo po kilku kieliszkach zaczęli ze sobą
żartować, co w normalnych okolicznościach nigdy by się nie stało. Sami nie
wiedzieli, kiedy wyszli ze swojego pokoju i przemierzali korytarze Hogwartu
śpiewając coś w niebogłosy i śmiejąc się jak durnie.
- B-b-boo
wiesz… Hrryy. – seplenił Draco – J-jaa to nie znam w…wszystki-ch pie-pieśni
pijackich. Będziesz ttt-aak miły i… nauczysz mnieee?
- Ale n-ie
ma spra…wy mój ddd-rroogi kumplu – odpowiedział Harry.
Już mieli
zaśpiewać kolejną piosenkę, gdy na ich drodze pojawił się Severus Snape.
- Co się tu
u licha dzieje! – krzyknął widząc ostro wstawionych prefektów. – Potter! –
syknął – Malfoy, po tobie się tego nie spodziewałem – obrzucił chłopaka
gardzącym spojrzeniem.
- Aaa-le
panie ppprrooffeesorze – zaczął Harry.
- Zamknij
się, Potter! Oboje natychmiast do siebie! Jutro porozmawiamy. – złapał ich za
tył szaty i zawlókł do ich dormitorium, po czym bezceremonialne wepchnął do
środka.
- Brutal! –
krzyknął za nim Harry.
Draco miał
posępną minę. Potter chciał go pocieszyć, ale zachwiał się i upadł, a potem
prawdopodobnie stracił przytomność.
***
Obudził się
w swoim łóżku. Piekielnie bolała go głowa. Sięgnął do szuflady i wyjął eliksir
na kaca. Od razu poczuł ulgę. Powoli zaczynał przypominać sobie, co działo się
wczoraj. Dzisiaj czekała go rozmowa ze Snape’m.
„No pięknie!
Znowu się wpakowałem.” – pomyślał i wyszedł z łóżka.
Po kilku
chwilach uświadomił sobie, że był zupełnie nagi. Nie mógł sobie przypomnieć,
jak do tego doszło. Spanikowany, sięgnął do szuflady po bieliznę. Na wierzch
znalazł kartkę.
„Mógłbyś
zainwestować w coś, co bardziej podkreślałoby Twój zgrabny tyłek.”
„Na Merlina!
Co ja wczoraj robiłem?” – Potter wystraszył się nie na żarty. Miał ochotę
zapytać Malfoy’a, czy nie doszło do czegoś wczoraj, ale nie zastał go w pokoju.
„Już zaczęło
się śniadanie.” – pomyślał i pobiegł do Wielkiej Sali.
Całe
śniadanie spędził na nerwowym obserwowaniu Blondyna. Musiał do niego podejść.
Kompletnie ignorował, to, co mówią do niego przyjaciele. Teraz liczyło się
tylko to, żeby wiedzieć, jak goły znalazł się w swoim łóżku. Zerwał się z
miejsca i pomaszerował do stołu Slytherinu.
- O, Pottuś!
– krzyknął Draco i podniósł się ze swojego miejsca, zwracając tym uwagę reszty
uczniów siedzących w Sali. –Przepraszam, ze tak szybko uciekłem, ale
zgłodniałem. – podszedł do niego i stanął zdecydowanie za blisko. Przejechał
palcem po jego klatce piersiowej, uśmiechając się zalotnie. Harry’ego
zamurowało i nie potrafił się odezwać.
„Na Merlina!
Co my wczoraj robiliśmy? – pomyślał zdenerwowany, widząc zachowanie Malfoy’a.
- Yyy… bo
ja… ten… - zaczął się jąkać Potter, co tylko jeszcze bardziej sprowokowało
Blondyna
- Oj nie
wstydź się tak mnie. W końcu wszyscy muszą zrozumieć, że dwóch najgorętszych
facetów w szkole jest już zajętych – uśmiechnął się do niego, po czym
przyciągnął chłopaka do pocałunku.
Wszyscy
zastygli w osłupieniu.
Harry
dopiero teraz się ocknął. Odepchnął od siebie Blondyna.
- Co ty
robisz, Malfoy!? Do reszty ci odbiło? Odwal się ode mnie raz na zawsze! –
wrzasnął ze złością – Nie mam pojęcia co wczoraj między nami zaszło, ale byłem
pijany! – krzyknął z desperacją, odwrócił się i wybiegł z Sali.
- Matko,
stary, co to było? – Ron cały rozemocjonowany, starał się dogonić przyjaciela.
Harry brnął
przed siebie z zaciśniętymi pięściami.
- Harry? –
Rudzielec w końcu zrównał się z nim krokiem – Wszystko w porządku?
- Zobaczymy
się na eliksirach. – odpowiedział Zielonooki, nawet na niego nie patrząc i
szybkim krokiem oddalił się w głąb korytarza, zostawiając zdziwionego
przyjaciela w tyle.
***
Harry
szybkim krokiem wszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Z emocji aż
zaczął się trząść. Był wściekły na Blondyna, ale odczuwał też coś innego.
Wtedy, gdy ich usta się zetknęły, poczuł przyjemny dreszcz przebiegający po
jego ciele. Na szczęście w ostatniej chwili oderwał się od chłopaka. Wiedział,
że gdyby pozwolił mu pogłębić pocałunek, nie oderwałby się od niego. W końcu
coś do niego dotarło. Malfoy pociągał go już od pewnego czasu. Już dawno temu,
musiał przyznać sam przed sobą, że jest gejem. Nie sądził jednak, że jego uwagę
zwróci ten zadufany w sobie dupek.
„Ale o co
chodziło tej oślizgłej Fretce? – zastanawiał się – Najpierw próbuje mnie zabić,
a teraz rzuca się na mnie. Wczoraj na pewno nic miedzy nami nie zaszło –
przypomniał sobie, jak upadł na ziemię, tracąc przytomność - Nie pozwolę mu
wciągnąć się w jego głupie gierki. Ktoś mu na pewno coś dosypał. Malfoy
zdecydowanie nie zachowywał się normalnie. Bo przecież nie mogę mu się
podobać."
Harry
stwierdził, że pewnie padł ofiarą jakiegoś głupiego zakładu. Odrzucił od siebie
stwierdzenie, że podoba mu się Ślizgon i postanowił, że mu nie ulegnie.
Wiedział, że nic dobrego by to nie przyniosło. On i Malfoy od zawsze byli
śmiertelnymi wrogami. Nienawidzili się z całego serca i lepiej żeby tak
zostało.
***
Harry wszedł
do klasy profesora Snape’a. Uspokoił się już dostatecznie po wydarzeniach z
obiad. Zajął soje stałe miejsce i czekał na Ron’a.
- Potuuuś.
Kotusiu ty mój – usłyszał rozradowany głos Malfoy’a, który z wdziękiem opadł na
krzesło obok. – Dlaczego tak wybiegłeś z Wielkiej Sali. Martwiłem się. –
szczebiotał mu do ucha – Ostatnio zrobiłeś się taki impulsywny – dotknął ręką
jego ramienia.
- Malfoy,
czego nie zrozumiałeś w słowie odwal się! – warknął ponownie rozzłoszczony
Potter. Miał już dość tego imbecyla. – Rzygać mi się chce jak na ciebie patrzę.
– już miał się podnieść, by zmienić miejsce, gdy poczuł, że jest przytrzymywany
przez chłopaka.
- Potty,
kochanie, czy ty chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał totalnie poważny Draco.
Harry
wpatrywał się w niego kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi. Reszta klasy,
łącznie z Ron’em i Hermioną, którzy przed chwilą weszli, zamarła w oczekiwaniu.
- Posłuchaj
mnie uważnie – zaczął czerwony ze złości. – Jeśli do czegoś wczoraj doszło, to
tylko dlatego, że byłem kompletnie wstawiony. – wiedział, że powie teraz coś,
co zrani Blondyna, ale musiał to zrobić, inaczej tamten nigdy by się od niego
nie odczepił – Jesteś cholernym Śmierciożercą. Gardzę tobą i nie dotknąłbym cię
nawet kijem. – Zobaczył najpierw smutek w oczach Draco, a potem złość. Wręcz
furię. Wstał i poszedł na drugi koniec klasy.
Wszyscy
nadal trwali w kompletnym osłupieni.
Draco
podniósł się z miejsca i podążył za Potterem. Miał zamiar zamordować go gołymi
rękami. Zranił go do żywego.
- Potter! –
krzyknął za nim Blondyn. Już wyciągał rękę, żeby go uderzyć, ale do Sali
wparował Snape.
- Siadać! –
krzyknął zły jak osa. – Potter i Malfoy natychmiast do mojego gabinetu! –
zwrócił się do chłopaków, którzy pomaszerowali we wskazanym kierunku. – A jeśli
ktoś ruszy się choćby o milimetr, to przysięgam, że do końca roku będziecie
polerować stajnię swoją szczoteczka do zębów – warknął do klasy.
Malfoy szedł
przed Potterem. Nagle obaj wywrócili się jak dłudzy. W pierwszej chwili Malfoy
myślał, że Potter go pchnął i już miał rozkwasić mu gębę, nie przejmując się
Snape’m, ale gdy próbował się podnieść, coś szarpnęło go za kostkę. Spojrzał w
dół i zobaczył kajdanki. Drugi koniec był przykuty do nogi Harry’ego.
Łańcuszek, który ich łączył miał jakieś trzydzieści centymetrów.
- Kto to
zrobił?! – zagrzmiał profesor, widząc, co się stało. Obaj chłopcy byli w szoku
i nawet nie próbowali się ze sobą kłócić. Klasa milczała. – Pytam po raz
ostatni! Kto?!
Pansy
Parkinson wstała z miejsca.
- Ja
profesorze. Przez przypadek, ale to byłam ja.
Snape był
czerwony ze złości. Ślizgoni nigdy nie sprawiali kłopotów, a teram musiał
ukarać aż dwóch z nich.
- Zdejmij to
natychmiast! – zawołał Draco.
Pansy nie odezwała
się.
- No już,
Parkinson – zagrzmiał profesor.
- Ale ja nie
potrafię – odpowiedziała dziewczyna, kurcząc się nieznacznie.
- Jak to nie
potrafisz?! – Severus był zły nie na żarty.
- Normalnie.
Kupiła to moja siostra w sklepie Wesley’ów. A ja bawiłam się tym i przez
przypadek złączyłam im nogi. Nie wiem, jak to zdjąć.
Snape
wiedział, że jeśli chodzi o produkty bliźniaków, zwykłe zaklęcia nie podziałają.
Wiedział, że tutaj tkwi jakiś haczyk, żeby można było to zdjąć.
- Wy dwaj – wskazał
na siedzących na podłodze chłopaków – do dyrektora! A z tobą – zwrócił się do Pansy
– porozmawiam, jak wrócę.
***
- Już wezwałem
Fred’a i George’a – powiedział dyrektor do dwóch chłopaków siedzących w jego gabinecie.
Snape przyprowadził
ich tutaj i wyjaśnił, co się stało. Przyznał mu rację, że jeśli chodzi o produkty
bliźniaków, zwykłe zaklęcie nie podziała. Gryfon i Ślizgon siedzieli jak najdalej
od siebie. Na początku próbowali się ze sobą kłócić, ale udało mu się ich uspokoić.
Musieli w końcu przez jakiś czas normalnie funkcjonować i nie pozabijać się przy
okazji.
- Przybędą dopiero
pojutrze. Do tego czasu musicie jakoś znosić swoją obecność. Myślę, że najlepiej
będzie, jeśli na ten czas jeden z Was będzie siadał przy stole drugiego i chodził
na te same zajęcia. Żeby było uczciwie, bo wiem, że żaden z was nie ustąpi, rzucimy
monetą. – Dyrektor wyjął z kieszeni złoto – Smok czy czarodziej*, panie Potter?
- Czarodziej.
Dumbledore rzucił
monetą.
-Smok – oznajmił
krótko. – Więc pan, panie Potter, na te dwa dni stanie się Ślizgonem. A raczej będzie
jadł z nimi posiłki i uczęszczał na te same lekcje, co pan Malfoy.
Harry już miał
zaprotestować, ale dyrektor uciszył go ruchem ręki.
- To najlepsze
wyjście. Chłopcy, przez ten czas postarajcie się dogadać. Los lubi płatać nam figle,
ale takie sytuacje potrafią zmienić nasze życie – mrugnął do nich. Oboje byli wściekli
i nie obchodziło ich o co chodzi szurniętemu profesorowi. – Obiecajcie mi, że przez
ten czas będziecie się starali dogadać. Nie chcecie chyba, żebym wysłał do waszej
sypialni kogoś trzeciego – znowu mrugnął.
„Ma jakiś tik
nerwowy z tym mruganiem” – pomyślał Draco.
Zgodzili się.
Co mieli zrobić? Już samo to, że na dwa dni, albo jeszcze dłużej, byli ze sobą połączeni,
było dość krępujące. Dyrektor im to właśnie uświadomił. Nie mieli zamiaru wciągać
w to osób trzecich. Musieli na chwilę schować dumę do kieszeni i zacząć się dogadywać,
choć wiedzieli, że nie będzie łatwo.
Wychodząc z gabinetu,
Harry usłyszał jak Draco mruknął: „Parkinson, już nie żyjesz”. Sam miał ochotę zamordować tę dziewuchę. W jego
głowie pojawiło się sto sposobów, jak skutecznie ukatrupić Ślizgonkę.
„Może któryś
zastosuje?”
Udało im się
nauczyć chodzić tak, że przestali się wywracać, jak było to na początku. Przed nimi
dwa dni, podczas których nie odstąpią się na krok. I to dosłownie.
* Na denarze z jednej strony jest smok, a z drugiej coś jak czarodziej, więc zwykłe orzeł czy reszka nie pasowało do ich monety ;)
Fantastyczne! Z niecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńCieszę się i zapraszam :D
UsuńO M G.
OdpowiedzUsuńDraco go pocałował?????? OMOMGOMG!!!! :"""""""")
I heee, Parkinson wie co robi, na pewno to nie był przypadek, kiedy tak rzuciła te kajdanki.... Jestem strasznie ciekawa, co się z tego narodzi!
"- Ciekawy jestem, co mi wywróżysz (...) -Myślę, że rychłą śmierć z moich rąk - warknął Harry" W tym momencie wybuchłam śmiechem, a jest godzina 00:08, mam nadzieję że nikogo nie obudziłam XDD
Piszesz genialnie, ale to już wieeeesz :3
Czyżby Snejpusia coś łączyło z Silvaną...? Intryguje mnie ta postać, chcę jej więcej!
Uwielbiam cie ♥♥♥ Pisz pisz pisz!
zgadzam się z tobą w 100% Parkinson wie co robi.
Usuńja miałam podobną reakcję na tekst Rona:
"Snape opiekunem! Ma nam radą służyć?! Chyba szlabanem o każdej porze dnia i nocy"
Czy tylko mi to wygląda na wiersz?
Patts, nasz rację, Pansy wie co robi ;) W końcu to Ślizgonka hehe :D
UsuńTeż mam nadzieję, że nikogo nie obudziłaś :D Czułabym się współwinna :P
Dziękuję za miłe słowa. Wyszło chaotycznie strasznie, ale mam nadzieję, że aż tak źle nie jest ;) A co do Snejpusia, to nie mogę zdradzić :P Zapraszam tylko do czytania dalej, a sama się przekonasz :D
Pozdrawiam :)
Kochany Anonimie.
UsuńNa wiersz mówisz? Hmm, mam skłonności do pisania wierszy i to dość spore, więc podświadomie, mogło coś takiego wyjść :P
Cieszę się, że się podoba :)
Pozdrawiam i zapraszam do czytana dalszych rozdziałów ;)
Booooooskie *-*
OdpowiedzUsuńAh ten podstępny Draco ;3 i ciekawe jak to będzie z Silvaną ;> może Snapeuś się bujnie XDDD? Ale decyzję oczywiście zostawiamy tb :D czekam niecierpliwie na next!
Awww dziękuję :*
UsuńDraco zawsze będzie coś knuł :P Jak to on :D Co będzie z Silvaną, to nie zdradzę :D W dalszych rozdziałach, na pewno się pojawi nie raz :D
Zapraszam na kolejne i pozdrawiam :D
Niedawno trafilam na tego bloga i stwierdzam ze jest świetny! Czekam na kolejne rozdziały! :D
OdpowiedzUsuńStrasznie się ciesze, że Ci się spodobało :D Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić do czytania dalszych rozdziałów :D
UsuńMam nadzieję, że się spodobają :D
Hurra! Wreszcie mi się ta głupia blokada odblokowała i mogę napisać komentarz:)
OdpowiedzUsuńA więc, wejście Sil- wspaniałe i zjawiskowe a biały wilk dodaje dramaturgii, do tego te kajdanki. Uhhh! Już ja sobie wyobrażam co oni będą razem pod prysznicem i w łóżku wyrabiać<3
Jedyne czego nie rozumiem to to dziwne zachowanie Draco i ten pocałunek. To było dziwne i nie do końca rozumiem o co chodzi, wytłumaczysz:) To miał być ten plan?
Wracając do kajdanek- czy aby wspaniała Parkinson nie jest w zmowie z mrugającym Dumbledorem lub podejrzliwą Hermioną? Coś mi się myśli, że tak;)
Shila
PS: Weny Ci życzę, dużo czasu(na czytanie moich wiadomości:D) i wspaniałych pomysłów. No i żeby na osiemnastce koleżanki było super:) Tylko wyrób mi się do soboty, słonko;D
PS2: Z tego co wiem ten komentarz z podejrzeniem o wiersz i bez podpisu to Legolaska:)
Znalazłaś! :*
UsuńCieszę się razem z Tobą, że Ci się wszystko odblokowało :D
UsuńTy, Ty zbereźniku jeden! :P hahaha Tylko jedno Ci w głowie :P Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :D
Co do zachowania Draco, to tak to miał być plan. Znaczy on myślał, że Harry mu się podda i będzie go miał jak na tacy, więc go podpuszczał. Najpierw go pocałował, a jak ten go odepchnął, to sięgnął trochę dalej. To w końcu jest Draco. Po nim można się różnych rzeczy spodziewać :P On po prostu myślał, że pójdzie na łatwiznę i jeden pocałunek największej dupy Hogwartu (Draco oczywiście), wszystko naprawi :P
Parkinson w zmowie? Eeeee, nie :P Ona jest w zmowie sama ze sobą. Po prostu wyznaje zasadę: szczęści czasem trzeba pomóc :P
Wena się przyda, ale czas przede wszystkim, ale nie na czytanie, tylko na pisanie, bo ostatnio coraz więcej pracy (jak to w domu) i brakuje mi go :/ A Twoje wiadomości uwielbiam czytać, bo mnie podnoszą na duchu :D Dziękuję :****
Mam nadzieję, że będzie super :D
A i nie obiecuję, że będzie na sobotę :/ Poślizg miałam, dwudniowy niestety :( Jeśli będzie w sobotę, to albo późno wieczorem, albo dopiero w niedzielę koło południa :/ Wszystko zależy jak będzie z czasem :( i internetem, bo mam nieraz całe dni, że nie mam netu i nie mam jak dodać :/
Dobrze wiedzieć, że to Legolaska xD
A tak właściwie, to co znalazłam? :O
Trzymaj się :** Ściskam i pozdrawiam :D
Ooo dziękuję bardzo :D Zajrzę na pewno ;)
OdpowiedzUsuńZaczęłam wczoraj czytać twojego bloga i bardzo mnie wciągnęła ta historia. Nigdy nawet nie myślała o połączenie Draco i Harrego, jak już to Draco i Hermione. Powiem szczerze że to co się tu dzieje jest mega dziwne, ale w pozytywny sposób, co chwilę mam main facka i muszę przerywać czytanie żeby ogarnąć wszystko. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie, dużo weny i wgl :))
OdpowiedzUsuńPS: Skąd wgl pomysł na takie odpowiadanie???