Hej kochani :D
Przybywam do Was z drugim rozdziałem. Mam nadzieję, że się spodoba :D Proszę o komentarze, czy się podobało, czy nie. To na prawdę motywuje mnie do dalszego pisania, bo mam poczucie, że ktoś czyta te moje wypociny i jest dla kogo pisać :)
Życzę miłego czytania i pozdrawiam :D
Serka.
Rozdział II
Siedzieli przy stole Gryfonów
i spoglądali na wystraszonych pierwszoroczniaków kroczących na środek sali.
Harry przeprosił przyjaciół za swoje zachowanie i choć nadal zły, starał się udawać,
że ma dobry humor. Spotkanie ze znajomymi, których nie widział od Bitwy,
sprawiło, że coraz szybciej jego złość przechodziła. Śmiał się właśnie z
jakiegoś żartu Semusa, gdy tiara zaczęła swoje coroczne, jak to nazywał Ron,
ględzenie. Śpiewała coś o miłości i odbudowywaniu przyjaźni. Ron mamrotał coś
pod nosem, a Hermiona przewracała tylko oczami.
Harrego wzrok spoczął na
grupie pierwszorocznych, z pośród których wyróżniał się jeden chłopak. Od razu
było widać, że jest od nich sporo starszy. Stał wyprostowany i znudzonym
wzrokiem przyglądał się wszystkiemu dookoła. Hardego zaciekawiło, kim jest ta
postać. Nie miał czasu na rozmyślania, bo zaczęła się ceremonia przydziału. Spoglądał
jak coraz to nowe, wystraszone twarze wchodzą na podest, a po chwili tiara
wykrzykiwała nazwę jednego z domów. Gdy ostatni chłopiec został przydzielony do
Ravenclownu po sali rozniosły się gromkie brawa. Mcgonagall uciszyła uczniów
ręką i wyczytała jeszcze jedno nazwisko.
- Nathaniel Blackwell.
Chłopak pewnie wmaszerował na
podest i usiadł na krześle. Minerva założyła mu Tiarę Przydziału na głowę,
która po chwili wykrzyknęła: Slitherin!
Przy stole Ślizgonów podniosły
się brawa. Na mównicę wszedł profesor Dumbledore i wszystkie głosy w sali
ucichły.
- Witam wszystkich w nowym
roku szkolnym! Jak co roku przypominam, że wstęp do Zakazanego Lasu jest
całkowicie zabroniony. W ciągu wakacji zamek został niemal całkowicie
odbudowany. Ostatnie prace remontowe powinny zakończyć się w tym tygodniu. Jak
pewnie zauważyliście, oprócz tegorocznych pierwszoroczniaków, mamy w swoim
gronie nowego ucznia. Nataniel będzie chodził do siódmej klasy. Wcześniej uczył
się w domu, ale zważając na pewne okoliczności, postanowił w końcu do nas
dołączyć. Mam nadzieję, że przyjmiecie ciepło swojego nowego kolegę. – profesor
miał zamiar powiedzieć jeszcze coś, ale nagle drzwi od Wielkiej Sali otworzyły
się i dumnym krokiem wmaszerowała przez nie młoda dziewczyna.
Wszyscy odwrócili się w jej
stronę, a ta z pewnym siebie uśmiechem podeszła na środek sali i zwróciła się
do dyrektora.
- Witam profesorze. Jestem
Vivenne Riddle. – gdy to wypowiedziała wszyscy wstrzymali oddech. Harry’emu aż
krew zamarzła w żyłach. Przez ułamek sekundy każdy zastanawiał się nad tym
samym. Czy właśnie usłyszeli nazwisko Voldemorta? – Dostałam to – wyciągnęła
pomięty list, jaki dostawał każdy uczeń Hogwartu – i podobno od dzisiaj
zaczynam tutaj naukę razem z moim bratem bliźniakiem.
Wszyscy spojrzeli po sobie,
ale nikt nie ważył się nawet szepnąć. Uczniowie popatrzyli w skupieniu na
Dumbledora.
- Witam Vivienne. Wiedziałem,
że się tutaj zjawisz. – odparł lekko spięty dyrektor – Mcgonagall, czy mogłabyś
założyć jej tiarę przydziału?
- Albusie! – krzyknął Snape –
Ona nie może tutaj zostać!
- Severusie, obawiam się, że
nie mamy wyboru. – odparł smutno profesor.
- No co tak stoisz –
powiedziała nowoprzybyła do profesor Mcgonagall – chce wiedzieć, gdzie ta wasza
durna Tiara mnie przydzieli. Może nawet będę razem z braciszkiem. – odwróciła
się w stronę uczniów i rozejrzała. Uśmiechnęła się przebiegle i usiadła na
krześle.
Mcgonagall wahała się z
założeniem jej czapki. Spojrzała na dyrektora, który ledwo zauważalnie skinął
głową. Ledwo Tiara dotknęła jej głowy i wykrzyknęła: Slytherin!
Nikt nie odważył się klasnąć w
dłonie. Vivienne pomaszerowała w stronę swojego Domu i stanęła przed
Nathanielem.
- Witaj bracie.
- Vivienne – warknął chłopak –
Jak zwykle musiałaś dopiąć swego.
Dziewczyna uśmiechnęła się i
usiadła obok brata. Dopiero teraz widać było, jak bardzo są do siebie podobni.
Mieli włosy w tym samym odcieniu, równie ostre rysy i oboje przypominali kogoś,
o kim nikt w tej chwili nie chciał mówić.
Dopiero po chwili dyrektor
znowu zabrał głos.
- Należą się wam słowa
wyjaśnienia. Tak jak zapewne myślicie, Vivienne i Nathaniel są dziećmi
Voldemorta. – po sali rozeszły się nerwowe szepty. Harry nawet nie drgnął i w
osłupieniu słuchał profesora. – Oboje byli zapisani do naszej szkoły od
urodzenia, ale ani Voldemort nie chciał posyłać swojej córki do Hogwartu, ani
też matka Nataniela. Wiem, że myślicie, że nie mają prawa tu przebywać , ale to
szkoła wybiera sobie uczniów i nikt nie może tego podważyć. Nie sądźcie ludzi
po ich bliskich, ale po czynach. Pamiętajcie o tym, że wojna się skończyła. A
teraz pora zacząć biesiadę.
Na stołach pojawiły się
przeróżne potrawy, ale nikt nie miał ochoty jeść. Każdy starał się zrozumieć co
się właśnie wydarzyło. Uczniowie zastanawiali się czy aby Dumbledore nie
oszalał. Do Hogwartu zostały przyjęte bliźniaki Riddle. Wszyscy myśleli, że to
będzie spokojny rok bez jakiegokolwiek Riddle’a, a tu proszę. Los postanowił
inaczej. Szkoła postanowiła inaczej i nikt nie mógł nic z tym zrobić. Czy
zaczęły się właśnie kolejne mroczne czasy? Żaden z obecnych tego nie wiedział.
Harry siedział i tępym
wzrokiem wpatrywał się w stół Ślizgonów. Nowe rodzeństwo siedziało na uboczu.
Nikt do nich nie odezwał się ani słowem. Vivienne, zdawała się tym nie przejmować i ze smakiem pałaszowała
zawartość swojego talerza. Jej brat siedział ze spuszczonym wzrokiem i nie
odważył się na nikogo spojrzeć. Zielonookiemu kotłowały się w głowie ostatnie
słowa Dumbledora: Wojna się skończyła. Zawsze ufał dyrektorowi i tym razem czuł, że
gdyby wiedział, że ze strony tej młodej dwójki zagraża jakiekolwiek
niebezpieczeństwo, zrobił by wszystko, żeby nie dopuścić do tego, aby się tutaj
znaleźli. Wiedział też, że to dyrektor sprowadził Voldemorta do Hogwartu.
Wybraniec czuł, że musi bacznie
obserwować tę dwójkę. Postanowił jednak, że pozwoli im wystartować z czystą
kartą. W głębi siebie czuł, że zasługują na to. Nie miał pojęcia skąd u niego
takie myśli, ale intuicja jeszcze nigdy go nie zawiodła. Rodziny w końcu się
nie wybiera. Ta cała Vivienne go irytowała, bo przypominała swoim zachowaniem
Dudley’a, ale chłopak wydawał się wręcz wstydzić tego, że w ogóle się urodził.
Po kolacji Prefekci Naczelni
odprowadzili swoje grupy do Dormitoriów. Nikt wiele nie mówił. Nawet Ron i
Hermiona postanowili dać swojemu przyjacielowi czas na przemyślenia. Ten jednak
przed pójściem do siebie postanowił z nimi porozmawiać.
- To, że oni tu są nic nie zmienia.
Dumbledore ma racje. Ocenimy ich po czynach.
- Harry, powaliło cie czy jak?
– zaczął Ron – To bachory Voldemorta! Nie mogą być dobrzy! Skąd wiesz, że ich
obleśny tatuś nie kazał im dokończyć dzieła?
- Ron, nie wydaje mi się… -
zaczął Harry, ale Hermiona mu przerwała.
- Ron ma rację. Nie możemy im
zaufać.
- Mionka, ale ja im nie ufam.
Ja tylko mówię, że nie możemy ich tak po prostu zamordować. Może nie każdy jest
taki, jakim się wydaje. Poza tym, mam już dość wojny i nieporozumień. Do
zobaczenia jutro na lekcjach. – Potter opuścił pokój wspólny Gryfonów i udał
się do swojego nowego Dormitorium, gdzie czekał go jeszcze większy problem. W
sumie sam nie wiedział co jest gorsze, czy mieszkanie z Malfoyem, czy to, że w
szkole pojawili się potomkowie Czarnego Pana.
Nie wiedział, że niedługo po
jego wyjściu, Gryfoni zaczęli układać pewien plan, aby chronić swojego
Wybrańca.
***
Harry skierował się w stronę
swojego nowego pokoju i postanowił, że rodzeństwem Riddle będzie martwił się
jutro. W końcu teraz cała szkoła miała ich na oku. Szczerze nienawidził
Voldemorta, ale on już od dawna nie żył. Wiedział z resztą, że gdyby Vivienne,
albo Nathaniel chcieli go zabić, zrobiliby to już dawno.
Stanął przed nieznanym mu
dotąd obrazem, który nie przedstawiał nic konkretnego. Na pierwszy rzut oka
wyglądało to jak kilka kolorowych plam. Taka abstrakcja w ogóle nie pasowała do
wystroju zamku. Harry wypowiedział po cichu jakieś zaklęcie, które dostał od
Mcgonagall i plamy na obrazie jakby zniknęły a na ich miejsce pojawił się krajobraz
przedstawiający jezioro otoczone lasem. Drzwi uchyliły się, a chłopak śmiało
przez nie wszedł. Znalazł się w dużym salonie z kominkiem. Stała tam sofa, dwa
fotele i niewielki stolik. W rogu był dość obszerny regał z książkami. Z okna
można było dostrzec boisko od Quidditch’a, a na ścianach wisiały obrazy
przedstawiające szkołę w różnych porach roku. Na prawo od drzwi przez które
wszedł były kolejne, które jak się okazało prowadziły do wspólnej łazienki.
Była inna niż te które znał dotychczas. Cala wyłożona niebieskimi i złotymi
kafelkami. Na środku znajdowała się pokaźnych rozmiarów wanna. Dalej były dwie
umywalki z dużym lustrem. Sedes został zabudowany i znajdował się w kącie.
Naprzeciwko łazienki znajdowało się dwoje drzwi. Harry otworzył jedne i od razu
uznał, że to musi być jego pokój. Przyozdobiona godłem Gryfonów ściana
znajdowała się za łóżkiem. Przed oknem stało biurko, a obok szafka na książki.
W drugim roku była duża szafa, w której znajdowały się już wszystkie ubrania
Pottera.
Chłopak postanowił wziąć
szybką kąpiel i położyć się wcześniej. Miał nadzieję, że Ślizgona nie ma
jeszcze w swoim pokoju i dzisiaj się na niego nie natknie. Zdjął swoją szatę i
rzucił ją na łóżko. Z szafy zabrał czyste bokserki i piżamę i udał się do
łazienki. Napełnił wannę wodą, rozebrał się i z rozkoszą wszedł do ciepłej
wody. Zamknął oczy i postanowił jednak wziąć długą kąpiel, aby rozluźnić się po
dzisiejszych przeżyciach.
Leżąc i rozmyślając nie
zauważył, jak ktoś wchodzi do łazienki. Zorientował się dopiero, gdy ten ktoś
wszedł do wanny. Szybko otworzył oczy i zobaczył przed sobą Dracona Malfoya we
własnej osobie. W pierwszej chwili go zatkało. Potem się otrząsnął i powiedział:
- Kuźwa, Malfoy, odbiło ci?!
- Nie mów Potter, że
przeszkadza ci to, że siedzimy w jednej wannie – Blondyn uśmiechnął się
przebiegle i dodał – Zupełnie nadzy. – Jego brwi powędrowały do góry w
zaczepnym geście.
Harry cieszył się, że w wodzie
było tyle piany i nie musi patrzeć na gołego Ślizgona.
- Wyłaź z wanny debilu –
powiedział czerwony ze złości.
- Ty pierwszy –prowokował go
Draco.
- To w takim razie będziemy tu
siedzieć do usranej śmierci. Nie zamierzam świecić przed tobą tyłkiem –
powiedział Gryfon i spojrzał mu w oczy.
Gryfon stwierdził, że jeszcze
nigdy nie widział równie cudownych tęczówek. Platynowo szare oczy Malfoya
sprawiały, że rozpływał się w środku. Patrzył na niego i nie mógł przestać.
Nigdy nie zwrócił uwagi na TE oczy. Po chwili uświadomił sobie, że Ślizgon
zorientował się na co patrzy i odwrócił wzrok, cały czerwony na twarzy.
- Zobaczymy kto się pierwszy
złamie – Draco jeszcze wygodniej rozsiadł się w wannie i zabójczo uśmiechnął do
Pottera.
***
Po upływie dobrej godziny, Gryfon miał dość. Zdrętwiały
mu nogi i nie czuł tyłka. Mimo wszystko postanowił się nie poddawać. Poza tym,
nawet nie mógł się ruszyć, więc chcąc nie chcąc musiał tu nadal tkwić. Jego
towarzysz czuł dokładnie to samo. Myślał tylko czy jego wrażliwy
arystokratyczny tyłek odzyska swoją jędrność, jak już stąd wyjdzie. Spojrzał
wymownie na Harrego.
- Dobra Malfoy, wyłazimy stąd, bo dupy nie czuję.
Oboje w tym samym momencie wypowiedzieli „Accio ręcznik”,
z niemałym trudem wstali i wyszli z wanny nie patrząc na tego drugiego podczas
gdy się ubierali. Niemalże jak kaleki dokuśtykali do salonu i z ulgą usiedli na
fotelach. Potem ni z tego ni z owego zaczęli się śmiać jak głupki i rozmasowywać
ścierpnięte kończyny.
- No co się tak szczerzysz Potter – powiedział nadal
rozbawiony Draco.
- Masz… masz piane na włosach –Harry znowu wybuchnął
niekontrolowanym śmiechem.
Ślizgon poszedł do lustra i faktycznie, okazało się że ma
wielką puszystą, białą czapkę na głowie.
- Modne nakrycie głowy, Malfoy. Widzę, że zainwestowałeś we
własną Tiarę Przydziału. – wołał do niego roześmiany Gryfon – ciekawe gdzie cię
tym razem przydzieli.
Blondyn wyszedł z łazienki. Znowu miał swoją nieskazitelną
fryzurę. Wycelował w Pottera swoją różdżką i powiedział:
- Revecto.
Z jego różdżki zaczęła się wydobywać różnokolorowa piana
i w jednej chwili pokryła całego Gryfona. Wyglądał jak tęczowy bałwan. Draco
wybuchnął śmiechem, za co oberwał poduszką.
- Dureń – powiedział Harry i próbował otrzepać się z
piany.
W tym momencie zaczęła się brutalna bitwa na poduszki,
które pojawiały się znikąd. Pióra fruwały wszędzie. Zarówno Harry jak i Draco
mieli je we włosach, na ubraniach i zdaje się, że któryś nawet w majtkach. Po
dłuższym czasie oboje zmęczeni położyli się na podłodze, którą pokrywała gruba
warstwa pierza. Leżeli niedaleko siebie i śmiali się. Gdy przeszedł im pierwszy
napad śmiechu, odezwał się Ślizgon:
- No Potter, parapetówę mamy zaliczoną.
Harry wybuchnął śmiechem. Nigdy nie sądził, że z Blondaskiem
może tak dobrze się bawić. Stwierdził, że tamten chyba faktycznie się zmienił.
- Łazienka ochrzczona, salon też, zostały jeszcze
sypialnie - stwierdził Gryfon i dopiero po chwili dotarło do niego co właśnie
powiedział.
Wstrzymał na chwilę oddech i spojrzał na Dracona,
leżącego tuż obok. „Ciekawe kiedy tak się przybliżył” – pomyślał. Tamten spojrzał
w cudownie zielone oczy.
Draconowi od dawna podobały się te dwa ślepka. Miały
kolor soczystej trawy i miało się wrażenie, że patrząc w nie, po chwili stanie
się na łące.
Pierwszy otrząsnął się Harry i usiadł na podłodze. Nie
mógł powiedzieć, że nie podobało mu się to dziwne uczucie, którego właśnie
doświadczył, jednak nie chciał prowokować losu. To w końcu Draco Malfoy, jego
odwieczny wróg, a od niedawna współlokator, z którym zawarł rozejm.
- Idę spać – rzucił zbyt oschle i powoli zaczął podnosić
się z podłogi.
Gdy wstał, poczuł, jak zimne palce oplatają się wokół
jego nadgarstka i ciągną go w dół.
- Poczekaj, Harry. – usłyszał swoje imię, co totalnie
rozpuściło go od środka i opadł na posadzkę. Dopiero drugi raz usłyszał jak
tamten zwraca się do niego po imieniu. Musiał przyznać, że cholernie mu się to
podobało. Nie mógł jednak teraz stracić głowy.
- Czego? – znowu ten suchy ton.
Gryfon przepraszająco spojrzał mu w oczy i wtedy stało
się coś zupełnie niezwykłego.
Draco dotknął jego policzka i powoli zaczął gładzić go
kciukiem.
- Masz niezwykłe oczy, wiesz? – powiedział Ślizgon
delikatnie.
Harry zamarł. To co się w tej chwili działo przechodziło
wszelkie pojecie. Jeszcze chwila, a tamten go pocałuje. Ku swoim przerażeniu,
chciał tego. Jednak nim zdążył cokolwiek zrobić, Malfoy wstał z podłogi i
poszedł do siebie.
Harry jeszcze przez chwilę siedział bez ruchu. Gdy w
końcu znalazł się w swoim łóżku, pozwolił, aby na jego policzki wypłynął
rumieniec. Uśmiechnięty oddał się w objęcia Morfeusza.
Po prostu nie mogłam się powstrzymać :D
Co nie, że są cudni? :P
Omgf 0.0 przyznaję,że drarry nigdy jakoś mnie nie ciekawiło,dziwna para XD ale teraz to się zmieniło, boskie czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :D I fajnie, że ktoś czeka na dalszy ciąg, bo przynajmniej wiem, że mam dla kogo pisać :D Niedługo pojawi się kolejny rozdział :D
UsuńPozdrawiam ;)
Podoba mi sie ♥ Czekam na więcej !
OdpowiedzUsuńCieszę się :D Do niedzieli powinien pojawić się kolejny rozdział :D
UsuńPozdrawiam :D
Czekam na kolejne rozdziały! Blog zapowiada mi się ŚWIETNIE! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńJest niedziela, a rozdziału dalej brak :< ! Co za męki xd
OdpowiedzUsuńJuż jest :D Mam nadzieję, że się spodoba :)
UsuńPiękny, pisuj dalej, bo robisz to bosko;)
OdpowiedzUsuńShila:*
A dziękuję bardzo :D
UsuńBędę pisać dalej :)
Pozdrawiam :*
hahah zabawne zdjęcie :)
OdpowiedzUsuńMnie też rozwaliło :P
UsuńPrzyznam że to mój drugi Draary, i od razu pierwsze rozdziały przekonują mnie do czytania dalej ; D A więc jak najszybciej powracam do kontynuowania czytania...
OdpowiedzUsuńBardzo się ciesze :D
UsuńPozdrawiam i witam na pokładzie :D
Bardzo się ciesze :D
UsuńPozdrawiam i witam na pokładzie :D