niedziela, 25 września 2016

Rozdział XVIII

Hejo :D
Nie będę się nawet tłumaczyć, dlaczego rozdziału nie było wcześniej. Wypadło mi wiele rzeczy, których nie byłam w stanie przeskoczyć. Poza tym kolejny brak weny... No ale to już za mną :P
Rozdział może trochę pisany na siłę momentami, ale mam nadzieję, że mimo wszystko się spodoba.
Piszcie co i jak, jeśli ktoś w ogóle jeszcze tu zagląda :P
Dziękuję wszystkim, którzy pisali, wspierali mnie i prosili abym tego nie porzucała. Spokojnie, nie mam takiego zamiaru. Postaram się dla Was skończyć to opowiadanie, choć przez wzgląd na studia nie wiem jak często będą pojawiać się rozdziały. Będę się starać dla Was, bo jesteście wielcy! :*
To chyba mój najkrótszy wstęp, ale przynajmniej nie będę przedłużać :D
Jeszcze raz dziękuję WSZYSTKIM! Dzisiaj wybaczcie, ale nie będę wymieniać imiennie, bo zajęłoby to wieki, a rozdział chcę już dodać :D
Życzę miłej lektury ;)
Serka

Rozdział XVIII


Syriusz usłyszał ciche pukanie.
- Proszę.
Do środka zajrzał Harry.
- Nie śpisz? – padło pytanie z ust Bruneta.
- Nie, nie. Wejdź. – gestem zaprosił gościa do środka.
Dumbledore udostępnił mu jedną z komnat przeznaczonych dla nauczycieli. Syriusz mógł tutaj spędzić tyle czasu ile chciał. Miał do swojej dyspozycji sypialnię, łazienkę i niewielkich rozmiarów salon, w którym właśnie się znajdował. Wszystko urządzono w iście gryfońskim stylu, więc gość czuł się tutaj jak u siebie.
- Siadaj. Napijesz się herbaty? Może zjesz ze mną śniadanie. Widać, że marnie wyglądasz. Jesz coś w ogóle ostatnio? - Syriusz krzątał się po pomieszczeniu zbierając grube księgi ze stołu.
- Nie dziękuję. Już zjadłem. Za to ty powinieneś. Spałeś w ogóle dzisiaj? 
- Myślę, że przez te kilka lat wyspałem się wystarczająco.
- Syriuszu… - Zaczął Harry, ale chrzestny mu przerwał.
- Nie Harry. Nawet nie próbuj. I tak nie mógłbym zasnąć wiedząc, że coś ci grozi. Dopiero ponownie cię odzyskałem i tym razem nie mam zamiaru już nigdy stracić. Nie spocznę dopóki nie dowiem się kto znowu próbuje cię skrzywdzić.
Harry westchnął.
- Zachowujesz się jak Draco. Czasami zapominam, że jesteście rodziną.
- A właśnie. Może wyjaśnisz mi o co z wami chodzi. Bo z tego co zdążyłem się dowiedzieć już nie jesteście śmiertelnymi wrogami próbującymi zabić się na każdym kroku.
Brunet lekko się zaczerwienił i spuścił głowę. Syriusz w końcu usiadł i uważnie przyjrzał się chłopakowi.
- Bo wiesz… my… tak jakby jesteśmy teraz parą.
Syriusz uniósł brew, ale dał chrześniakowi dokończyć.
- Znaczy nawet więcej niż parą. Draco to mój narzeczony – dopiero teraz Złoty Chłopiec odważył się spojrzeć w oczy Black’a.
Syriusz nie wydawał się zaskoczony, co trochę zbiło z tropu Gryfona. Jednak jego twarz miała nadal poważny wyraz.
- Kochasz go? – zapytał tylko.
- Ja… - Harry nagle stracił całą swoją gryfońską odwagę. Syriusz rzadko był poważny, a jeśli był to nie zwiastowało z reguły niczego dobrego.
- Tak czy nie?
- Tak.
- A on ciebie?
- Też. Podobno też.
Starszy mężczyzna spojrzał na niego przenikliwie, jakby chcąc wyczytać z jego twarzy prawdę, po czym widocznie usatysfakcjonowany tym, co zobaczył, uśmiechnął się i uściskał swojego chrześniaka, co zaskoczyło tego drugiego. 
- Tak się cieszę, Harry.
- To nie jesteś zły? – chłopak nadal nie do końca rozumiał całą sytuację.
- Dlaczego miałbym być? Jesteś dla mnie jak syn. Jedyne co się dla mnie liczy, to Twoje szczęście, a widzę że przy tym chłopaku jesteś bardzo szczęśliwy. Może młody Malfoy to niekoniecznie wymarzony materiał na zięcia, ale dopóki będziecie szczęśliwi, to macie moje błogosławieństwo.
- Dziękuję – Harry uśmiechnął się z wdzięcznością i odetchnął z ulgą. Bał się reakcji Syriusza. – Nie przeszkadza ci to, że jestem gejem?
Syriusz roześmiał się. Gdy w końcu się uspokoił, zapytał:
- Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać skoro sam nim jestem?
- Ty? – Harry wyszczerzył oczy w zdumieniu.
- No tak. A co myślałeś?
- Że ty… no wiesz… Wolisz dziewczyny.
Syriusz tylko ponownie się roześmiał.
- Myślę, że moje preferencje seksualne to nienajlepszy temat na dzisiejszą rozmowę. Jest kilka rzeczy, które chciałbym wiedzieć. – Syriusz znowu spoważniał – Ominęła mnie wojna i cała reszta. Wczoraj nie było czasu, więc chce porozmawiać o tym dzisiaj, jeśli oczywiście ci to nie przeszkadza. – Harry skinął głową na znak zgody – Czy Remus…?
- Nie. Remus żyje i z tego co wiem ma się dobrze – na twarzy Black’a widać było ogromną ulgę – Aktualnie przebywa w Peru. Severus znalazł jakiegoś Magomedyka, który wyleczył kilkoro ludzi z wilkołactwa. Nie mam z nim zbyt częstego kontaktu, ale według Snape’a, Lunatyk powinien niedługo wrócić.
- To niesamowite! – Syriusz widocznie się ożywił – Opowiedz mi o wszystkim.

***

Draco siedział przy stole i coś pisał na papierze podczas gdy Harry wrócił ze spotkania z Syriuszem. Było już południe, ale Blondyn rozumiał, że Black i Harry musieli porozmawiać. W końcu nie widzieli się tak długo.
- Co robisz? – zapytał Gryfon.
- Piszę do matki. – oderwał na chwilę wzrok od listu i spojrzał na chłopaka – Jak było na spotkaniu?
- W porządku. Syriusz chciał wiedzieć wszystko co wydarzyło się przez ostatnie lata. Na szczęście za bardzo nie ględził o ochronie mnie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. – podszedł do Ślizgona i zajrzał mu przez ramię. Przeczytał odruchowo pierwsze kilka słów, po czym uderzył się ręką w głowę. – Merlinie, zupełnie o tym zapomniałem! Ale mamy jeszcze trochę czasu, zdążymy. – skierował się w stronę sypialni – Daj mi piętnaście minut. Zdążymy jeszcze skoczyć do Hogsmeade po jakieś dobre wino i kwiaty dla twojej matki.
- Harry nie musimy tam wcale dzisiaj iść – zapewnił Blondyn – bez problemu mogę to odwołać.
- Nie Draco. Ja chce tam pójść. Poważnie. Daj mi chwilę i zaraz będę gotowy. – zniknął w sypialni.
Draco wiedział, że nie ma już nic do gadania. Wrzucił nieskończony list do płonącego kominka. Rzucił zaklęcie czyszczące na płaszcz Harry’ego, który był lekko zabłocony. Po kilku minutach Harry wyszedł z pokoju.
- Gotowy?
- Jasne. Ubierz płaszcz. – polecił Ślizgon.
Opuścili pokój i ruszyli skrótem do miasteczka.
W niedzielne popołudnie po Hogsmeade spacerowało mnóstwo rodzin z dziećmi. Choć było dość chłodno, czarodziejom zdawało się to nie przeszkadzać. Można było zaobserwować mnóstwo ludzi siedzących w kawiarniach, nawet przy stolikach na zewnątrz. Harry i Draco skierowali się do znanej winiarni Sparks&Gringham.
Blondyn wybrał ulubione wino Lucjusza, zapłacili i weszli do kwiaciarni obok. Prowadziła ją stara czarownica. Bardzo sympatyczna i wiecznie uśmiechnięta.
- Witam pani Raven – przywitał się Draco. Harry skinął kobiecie na przywitanie.
- O, witaj Draco – kobieta wyszła zza lady – Dawno cię u mnie nie było. Pozwól, że ci się przyjrzę. – lekko zsunęła okulary z nosa i z uśmiechem popatrzyła na Blondyna – Nic się nie zmieniłeś. Nadal jesteś bardzo przystojnym młodym człowiekiem. A to jak mniemam twój narzeczony – spojrzała na Harry’ego i ciepło się uśmiechnęła – Pasujecie do siebie.
- Wpadliśmy po kwiaty dla mojej matki – Draco od razu przeszedł do rzeczy.
- Czyżby pierwsze spotkanie z przyszłą teściową? – puściła oczko Harry’emu na co ten uśmiechnął się i weszła spowrotem za ladę – Myślę że idealne będą stokrotki.
- Stokrotki? – zdziwił się Harry – To nie jest zbyt… plebejskie? – zapytał niepewny.
- Moja matka kocha stokrotki. Wbrew pozorom u nas w ogrodzie są same mugolskie kwiaty. Uważa, że te magiczne są zbyt doskonałe, ale najbardziej uwielbia stokrotki. – wyjaśnił narzeczonemu – A więc niech będą stokrotki – zwrócił się do kwiaciarki.
Kobieta układała bukiet bez pomocy magii, co trochę zdziwiło Harry’ego, ale postanowił nie pytać.
Po kwadransie wyszli z kwiaciarni z pięknym bukietem kolorowych stokrotek. Draco zaproponował, aby skorzystali z kominka w sklepie z eliksirami, gdzie właścicielem był przyjaciel Snape’a, który z trochę kwaśną miną patrzył na Gryfona, ale pozwolił im z niego skorzystać. Draco rzucił na nich zaklęcie, które gwarantowało, iż czyści pojawią się w dworze. Jako pierwszy przeniósł się do domu. Harry przekroczył kominek zaraz po nim.
Harry wyszedł z kominka w salonie wschodnim Malfoy Manor. Wnętrze zachwycało. Wszechobecny przepych nie był jednak przesadzony. Rzeźbione meble doskonale kontrastowały z posadzką z czarnego marmuru. W pomieszczeniu znajdowała się kanapa w kolorze ecru z szarymi wzorami, pasujące do niej fotele, mahoniowy stolik do kawy i niewielka biblioteczka. Ogromne okno wpuszczało mnóstwo światła do pokoju. Długie i ciężkie szare zasłony idealnie dopełniały całości. Z salonu przez łukowate przejście przechodziło się do jadalni. Potter nie miał czasu wszystkiemu dokładnie się przyglądnąć, bo z jadalni właśnie wyszli im na przywitanie rodzice Draco. Stanął więc u boku narzeczonego.
- Matko, ojcze – Blondyn skinął głową ojcu i wręczył mu wino, a matkę pocałował w policzek.
- Panie Malfoy – Harry uścisnął rękę Lucjusza. – Pani Malfoy – wręczył kobiecie kwiaty i ucałował ją w rękę.
- Miło was widzieć – odezwała się Narcyza. – Zapraszamy do jadalni. – Przywitanie było dość chłodne i sztywne, ale niczego innego Harry się nie spodziewał.
Skierowali się we wskazanym kierunku i usiedli przy stole. Jedzenie było wyśmienite. Harry pochwaliłby talent kucharski Narcyzy, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie zasługa skrzatów domowych, których mimo wszystko chwalić nie wypadało. Posiłek przebiegł w niemal zupełniej ciszy, przerwany od czasu do czasu prośbą o podanie danej rzeczy. Dopiero podczas deseru głos zabrała Narcyza.
- Kiedy macie zamiar wziąć ślub? – zapytała rzeczowo.
- Nie ustaliliśmy jeszcze dokładnej daty. Myślę jednak, że dopiero po zakończeniu szkoły. – wyjaśnił Draco. Harry póki co nie zamierzał się odzywać. Pytanie niby padło do ich obojga, jednak wiedział, że kobieta oczekuje odpowiedzi z ust własnego syna.
Narcyza skinęła głową.
- Jaką pracę zamierzasz podjąć Po… Harry? - Lucjusz poprawił się.
- Nie myślałem jeszcze o tym. – odrzekł zgodnie z prawdą. Kiedyś myślał, że zostanie aurorem, ale teraz już w ogóle tego nie chciał. Praca w Ministerstwie też do niego nie przemawiała. Miał jeszcze trochę czasu, żeby podjąć decyzję.
Lucjusz nic na to nie odrzekł.
- Póki co najważniejsze jest dla nas skończenie szkoły – ciszę przerwał Draco. – I ślub. – dodał widząc, że taka odpowiedź nie usatysfakcjonowała ojca.
- Gdzie chcecie, żeby odbyła się ceremonia – Narcyza próbowała podtrzymać rozmowę.
- Myślę matko, że wszystko póki co jest kwestią otwartą.
- Musicie zacząć nad tym poważnie myśleć. Ślub wymaga wielu przygotowań. Nie da się tego zaplanować z dnia na dzień. - skwitowała
- Na pewno zdążymy. Na razie mamy inne zmartwienia na głowie. Owutemy przed nami i dodatkowo jeszcze turniej.
- Ponoć wygrana drużyna nie musi podchodzić do egzaminów – Lucjusz znowu zabrał głos.
- Owszem, jednak warto być przygotowanym na wszystko. Poza tym wiedzy nigdy nie za wiele, ojcze.
- Oczywiście. Tym bardziej skoro chcesz podjąć poważną pracę, synu.
Harry czuł się dziwnie. Niby dotychczas nikt go jeszcze nie obraził i nawet Lucjusz zwrócił się do niego po imieniu, co było dla niego szokiem, ale mimo wszystko atmosfera była dość napięta. Spotkanie było zbyt oficjalne i drętwe jak na rodzinny obiad. Czuł się trochę jak gość zaproszony raczej z dobrych manier, a nie dlatego, iż przyszli teściowie chcą go poznać.
Lucjusz wstał od stołu.
- Zapraszam was do mojego gabinetu. – zwrócił się do chłopaków i widząc, że się podnoszą, ruszył przed siebie.
Narcyza została na swoim miejscu, zaś Harry i Draco podążyli za starym Malfoy’em.
Wkroczyli do niewielkiego pomieszczenia. Znajdowało się tam tylko masywne biurko, trzy fotele i barek. Harry wiedział jednak, że z pewnością jest tu jakieś ukryte przejście do dalszej części gabinetu, zakrytego teraz dla nich.
Lucjusz nalał każdemu z nich po odrobinie jakiegoś drogiego trunku, którego nazwy Harry nawet nie potrafił poprawnie odczytać. Zasiadł za biurkiem i wskazał ręką, by zrobili to samo.
- Draco, czy rozmawiałeś z Syriuszem Blackiem odnośnie waszego ślubu? – zwrócił się najpierw do syna.
- Owszem.
Harry popatrzył z zaskoczeniem na swojego chłopaka, ale postanowił, że zapyta go o to później. Nie wiedział, że Draco i Syriusz mieli okazję porozmawiać.
- A więc jakie nazwisko przyjmiecie?
- Nie podjęliśmy jeszcze decyzji. – Draco patrzył na ojca i cierpliwie odpowiadał na jego pytania.
- Powinniście to omówić. To bardzo ważne. Wiesz o tym Draco.
- Tak, ojcze. Możesz być pewien, że podejmiemy właściwą decyzję.
Lucjusz tylko skinął głową. Wychował odpowiednio syna. Wiedział, że nie splami honoru rodziny.
- Podjęliśmy decyzję z matką, że w prezencie ślubnym ofiarujemy wam posiadłość w Willow Hill – zwrócił się już do obojga – Myślę, że powinniście pojechać tam wcześniej aby sprawdzić co chcecie zmienić. Chciałbym abyście mogli się tam wprowadzić zaraz po ślubie. Myślę, że moglibyśmy się tam wybrać w następnym tygodniu, aby omówić ewentualne zmiany.
- Dziękujemy ojcze.  – Harry również podziękował skinieniem głowy i lekkim uśmiechem. Póki co bał się odzywać.
- Kiedy wybierzecie już datę i miejsce poinformujcie mnie. Należy jak najszybciej ustalić listę gości.
- Oczywiście.
Porozmawiali na jeszcze parę niezobowiązujących tematów, po czym pożegnali się z Narcyzą i wrócili do zamku.

***

- Odkąd stary poczciwy Nietoperz jest zajęty Silvaną, już nie szwęda się całymi dniami po zamku. Czasem był nie do zniesienia, jak chcieliśmy ukraść kilka filolek z eliksirem na kaca – Pansy właśnie otwierała drzwi do składziku z eliksirami.
Razem z Blaisem, Ronem i Hermioną   mieli ukraść eliksir wielosokowy i kilka innych potrzebnych im do wykonania planu, jaki obmyślili razem z Harrym i Draco. Dzisiaj akurat nadarzyła się idealna okazja, ponieważ Severus został zaproszony przez Silvanę na wspólny obiad z Syriuszem, więc przez najbliższe kilka godzin miał siedzieć w prywatnych komnatach profesor Blackrose. Na warzenie owych eliksirów nie mieli czasu, a nie chcieli też o nie prosić Snape’a, ponieważ wspólnie ustalili, że nikt poza ich szóstką nie dowie się, co planują.
- Nie wiedziałem, że tak nazywacie Snape’a. – zdziwił się Ron.
- Jak? – Pansy nie wiedziała o co mu chodzi.
- Nietoperz. Myślałem, że skoro to wasz opiekun…
- Chyba każdy w tym zamku go tak nazywa – stwierdził Blaise. – Jego wygląd mówi sam za siebie.
- Nie widzę zuzusia - Hermiona stała przy regale i pakowała kolejne fiolki do torby – Jest nam potrzebny żeby uśpić kotkę Filcha.
- Nie możemy jej dać tego samego co Filch’owi? – Ron  stał przy drzwiach i pilnował, by nikt ich nie nakrył.
- Ron, ty ignorancie – Pansy przewróciła oczami – Siedem lat eliksirów nic cię nie nauczyło?
- Zuzuś jest ważony na bazie z kocimiętki. Tylko on potrafi unieszkodliwić tego cholernego kota. Uwierz mi wiem coś o tym. – Blaise grzebał w jakiejś szufladzie, po czym wyjął niewielką fiolkę z fioletową cieczą i z okrzykiem radości schował ją do swojego plecaka.
- Blaise, nie mamy teraz na to czasu – Pansy widząc, że jej przyjaciel znalazł eliksir na kaca, skarciła go. – Szukaj eliksiru z passiflorą i kuminem.
- W ogóle co to za nazwa zyzuś? – Ron nadal pogrążony we własnych myślach zdawał się nie zwracać uwagi na to co dzieje się w środku. – Brzmi jak jakiś tani puder dla niemowląt albo karma dla hipogryfa.
- Tak naprawdę nikt nie wie jak ten eliksir się nazywa – Hermiona zabrała głos – Podobno nazwa była tak trudna, że każdy czarodziej ją przekręcał, aż w końcu ktoś nazwał ją zyzuś i tak zostało.
- To mówicie, że będzie po tym spała jak Puszek po Mozarcie? – Ron w końcu zwrócił uwagę na resztę.
Pansy i Blaise patrzyli na nich nie wiedząc o co chodzi. Hermiona tylko machnęła ręką, dając znać, że nie warto zwracać na to uwagi.
- Długa historia – wyjaśniła tylko, a oni wrócili do poszukiwań – Niekoniecznie nazwałabym to snem – tym razem zwróciła się do Ron’a – Raczej będzie tak zjarana jak Hagrid na widok smoczego jaja. – Pansy i Blaise znowu spojrzeli na nich dziwnie – Ogółem – kontynuowała – Nie będzie w stanie nawet wstać, więc to lepsze od snu. Nic jej nie obudzi, a dochodzić do siebie będzie przez tydzień.
- Tydzień spokoju od tego przeklętego kota, a wy mi dopiero dzisiaj mówicie, że coś takiego istnieje?! – Ron ze zgrozą spojrzał najpierw na Ślizgonów a potem na Hermionę – Wam się nie dziwię, w końcu jakoś niewiele rozmawialiśmy przez te siedem lat, ale tobie Mionka… Słów mi brak!
- Mam! – Pansy wyciągnęła flaszeczkę z niebieskim eliksirem – Zyzusia jest tyle, że możemy unieszkodliwić panią Noris do końca ósmego roku i zostanie jeszcze dla przyszłych pokoleń.
- To trzeba tego więcej uwarzyć – stwierdził rzeczowo Ron.
Wszyscy spojrzeli na niego marszcząc brwi. Ron tylko westchnął.
- Obawiam się, że ten kot jest tak żywotny że to co ją już dawno powinno zabić i tak ją wzmocni. Myślicie, że przed nami nie było nikogo kto dosypał jej czegoś do jedzenia? Ta dawka zyzusia może wystarczy na jeden raz. Chociaż kto wie…
Początkowo wszyscy patrzyli na niego jak na wariata, jednak po chwili Pansy sięgnęła po jeszcze jeden flakonik z cieczą.
- No co? – zapytała gdy Blaise i Hermiona spojrzeli na nią dziwnie – Lepiej nie ryzykować, co nie?

***

Podczas gdy Harry i Draco przebywali na obiedzie u państwa Malfoyów, w Hogwarcie również trwała niewielka uczta przeznaczona dla trójki czarodziei.
- A więc jesteście rodzeństwem? – Severus spojrzał na Silvanę i Syriusza dostrzegając podobieństwo między nimi. Choć kobieta była blondynką, a jej brat brunetem, to rysy ich twarzy  zdradzały, że łączy ich pokrewieństwo. Zastanawiał się jak mógł tego wcześniej nie zauważyć.
- Prawda że jesteśmy podobni? – Silvana wyszczerzyła się w uśmiechu przysuwając się bliżej brata.
- Oczywiście. Charakterek to oboje macie rodu Blacków. – Severus lekko uśmiechnął się do kobiety, przez co Syriusz o mało nie doznał palpitacji serca.
Znał Czarną Mędę O Wiecznie Tłustych Włosach, w skrócie CMOWTW od lat, ale nigdy nie widział żeby ten się uśmiechał.
- Odezwało się uosobienie dobroci i wyrozumiałości. – odcięła się Silvana.
- Ależ moja droga – Snape wciąż patrzył na kobietę – Masz przed sobą uosobienie dobrego smaku, inteligencji i sprytu, co zdecydowanie rekompensuje brak owych dwóch cech, które wymieniłaś.
- Nie zapominaj o wrodzonej wredocie, złośliwości i sztywniactwie. – Syriusz w końcu otrząsnął się z szoku – Musimy pamiętać też o twoim stanie lękowym dotyczącym szamponu do włosów. To chyba jakaś fobia. Szamponofobia.
- O, widzę, że kudłata imitacja czarodzieja znowu wtrąca się w nie swoje sprawy. – Severus zmierzył go lodowatym spojrzeniem.
- Powiedział stary nietoperz.
- Zapchlony wyjec do księżyca – odciął się Snape.
- Tłustowłosy, zdziadziały postrach okolicy.
- Mówi to facet, który spędził trzynaście lat w Azkabanie, z którego uciekł i poszukiwano go listem gończym na całym świecie!
- To nie ja z własnej woli postanowiłem zostać Śmierciożercą i służyć takiemu gadowi jak Voldemort!
- O niczym nie masz pojęcia! Przez Dementorów już chyba nic nie zostało w twoim wątpliwych rozmiarów mózgu. Stary szaleniec!
Syriusz poderwał się z miejsca i wskazując palcem na Severusa krzyknął:
- Ty…
- DOŚĆ!!!! – Silvana postanowiła w końcu przerwać tę falę obelg. – Dłużej tego nie zniosę! Albo w tej chwili się pogodzicie, albo oboje stracicie mnie na zawsze. – zmierzyła obu wściekłym wzrokiem – Gwarantuję wam, że jak się gdzieś zaszyję, nikt mnie nie znajdzie. Macie dziesięć minut. – odsunęła krzesło i wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Dwoje mężczyzn jeszcze przez chwilę mierzyło się wzrokiem.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie chcę jej stracić – pierwszy odezwał się Severus. – Nie myśl sobie, że wybaczę ci to wszystko co robiłeś przez lata, ale powiedzmy, że mogę o tym zapomnieć. Dla Silvany.
- Nie Snape. To nie wystarczy. Znam swoją siostrę, od razu zorientuje się, że udajemy. – westchnął – Wybaczam ci wszystko i sam proszę o wybaczenie
Wyciągnął rękę w stronę drugiego mężczyzny, co wywołało szok na twarzy tego drugiego. Po krótkim wahaniu, uścisnął ofiarowaną dłoń.
- Tak. Ja też przepraszam. Co było to było. Zapomnijmy o tym i zacznijmy od nowa.
- Przy okazji dziękuję.
- Za co? – zdziwił się Snape.
- Wiem, że to że dzisiaj tutaj jestem to w dużej mierze też twoja zasługa.
- Zrobiłbyś to samo. – Severus tylko machnął ręką.
- Być może – Black zamyślił się na chwilę – A tak właściwie to zamierzasz w końcu zostać moim szwagrem czy nie? – mrugnął do niego, na co tamten przewrócił tylko oczami.
- Być może. – uśmiechnął się przebiegle, a Syriusz w tej chwili wiedział, że z rodziną taką jak Severus Snape dobrze wyjdzie tylko na zdjęciu.
Chociaż… Skoro zawarli rozejm, kto wie czego mógł się spodziewać.

***

Nazajutrz  rano Harry obudził się sam w łóżku. Początkowo zastanawiał się, gdzie podział się Draco, jednak usłyszał szum wody w łazience. Nie miał ochoty jeszcze wstawać, więc szczelniej owinął się kołdrą i postanowił chwilę się zdrzemnąć. Gdy czuł, że sen bierze nad nim górę został brutalnie obudzony przez swojego narzeczonego, który zdarł z niego kołdrę, przez co od razu na całym ciele Potter’a pojawiła się gęsia skórka. Złapał jednak poduszkę i zasłonił nią głowę, chcąc odgrodzić się od tego co drugi chłopak do niego mówił. Jednak również tej barykady został pozbawiony.
- Harry wstawaj! Nie mamy czasu na twoje lenistwo.
- Spadaj. Chce spać. – naburmuszył się chłopak.
- No już! Podnoś się śpiochu – Draco nie dawał za wygraną.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. Nie idę dzisiaj na zajęcia jeśli o to ci chodzi. Zostaje cały dzień w łóżku, nawet jeśli Snape zamierza mnie powiesić za nieobecność na jego przedmiocie.
- W dupie mam eliksiry! Potter do jasnej cholery! Jeśli zaraz nie wstaniesz to gwarantuje ci, że sam zaciągnę cię na murawę!
- Co ty bredzisz?! – Wybraniec miał dość tych nieuzasadnionych wrzasków z samego rana. Podniósł się i usiadł na łóżku spoglądając na Ślizgona.
Malfoy spojrzał na niego, jakby ten spadł właśnie z księżyca.
- Nie wierzę… Po prostu nie wierzę! Jak mogłeś zapomnieć?!
Teraz to Harry spojrzał na niego dziwnie. Nie przypominał sobie, żeby mieli dzisiaj coś ważnego do zrobienia. Obiad u teściów odbębnił, data ślubu jeszcze nie była ustalona, nikt ze znajomych nie miał dzisiaj urodzin, a z Draco nie umawiał się na żadną randkę. Więc o co w takim razie mogło chodzić?
Blondyn widząc, że jego narzeczony nadal ni rozumie o co mu chodzi, wywrócił oczami i odezwał się:
- Potter, ty ignorancie… Dzisiaj pierwszy mecz Quiditcha podczas turnieju! Gramy z Beauxbatons. Coś ci to mówi?
Harry klepnął się w czoło. Faktycznie! Jak mógł o tym zapomnieć. Chociaż… Mógł. Dumbledore wysłał im wczoraj wieczorem wiadomość przez kominek. Jednak był troszeczkę rozkojarzony. W sumie bardziej niż troszeczkę. Gdy tylko wrócili z „rodzinnego” obiadku zaczęli się migdalić. Może trochę bardziej niż migdalić. Tak. Zdecydowanie bardziej… I to właśnie dlatego nie do końca zarejestrował to, co chciał przekazać dyrektor. No dobra… Wcale tego nie przyswoił. Ale to nie jego wina, że te Blond-Bestia tak go rozkojarzała!
- Za pięć minut będę gotowy – rzucił tylko i pobiegł do łazienki.
W ciągu kolejnych trzech minut dotarli na stadion, gdzie zbierali się już wszyscy. Skierowali się do szatni swojej drużyny, aby ostatecznie omówić strategię dzisiejszego meczu. Niewiele trenowali w obecnym składzie, ale mieli nadzieję, że wystarczająco.
- Jeśli każdy da z siebie wszystko, to ten mecz mamy w kieszeni. – Draco stał przed swoją drużyną razem z Harrym u boku i dodawał wszystkim otuchy.
- Wystarczy, że stworzymy zgrany zespół jak do tej pory – Harry uśmiechnął się do wszystkich – Fabian jest dobrym szukającym, jednak nim nie musicie się martwić biorę go na siebie.
- Axelle jest szybka i zwinna. Widziałem ją na treningu. Nieźle celuje tłuczkami. Uważajcie – Draco zwrócił się do Nathaniela, Vivienne i Ginny. – My z Susan będziemy was kryć.
- Ron, uważaj na Celeste. Rzuca bardzo celnie. – Zauważył Potter na co Rudzielec tylko skinął głową.
- Susan – Draco zwrócił się do drugiej pałkarki. – Musimy celować tak, żeby odciągnąć ich uwagę od kafla. Ćwiczyliśmy to.
- Nie ma problemu – dziewczyna uśmiechnęła się – Celuj, traf i nie koniecznie zabij – zażartowała przypominając sobie ich ostatni trening, gdzie obmyślili nową strategię.
- Dokładnie. Powodzenia wszystkim i dokopmy im! – Draco uniósł rękę w geście zwycięstwa.

***

Harry znowu czuł tą wolność, jaką dawało mu latanie na miotle. Kilka razy okrążył boisko bardziej aby się rozgrzać, niż szukać znicza. Wiedział, że ten nie pojawi się zbyt szybko. Wzniósł się na odpowiednią owysokość, aby móc w spokoju z góry obserwować mecz nie martwiąc się jednocześnie, że oberwie tłuczkiem w głowę. Zauważył, że Fabian zrobił to samo i zatrzymał się niedaleko niego. Uśmiechnął się lekko do przyjaciela, na co tamten odpowiedział tym samym. Z góry obserwował grę. Właśnie Vivienne zdobyła punkt, a Susan wycelowała tłuczkiem w ścigającą przeciwników. Na szczęście dziewczyna zrobiła unik, bo niewątpliwie wylądowałaby w szpitalu. Po chwili piłkę mieli już przeciwnicy. Zwinnie wyminęli obronę Hogwartu i próbowali oddać strzał, jednak Ron bez problemu obronił ten rzut. Wybraniec zobaczył jak Draco wykrzykuje coś do Ginny i pokazuje, że ma kryć Nathaniela. Ten frunął z piłką wprost do bramki przeciwników, jednak tłuczek którego nikt nie zauważył omal nie trafił go w brzuch. Uderzył w miotłę, przez co Nath zachwiał się i upuścił kafel. Zrobiło się niezłe zamieszanie i Beauxbatons trafiło do najwyższej obręczy. Potter niemal słyszał jak Draco zaklął pod nosem. Wiedział jednak, że mecz dopiero się zaczął i wszyscy się rozkręcają.
Obserwował rozgrywkę przez kilkanaście minut. Z doświadczenia wiedział, że znicz pojawi się dopiero po kilku kwadransach. Fabian najwidoczniej wyszedł z tego samego założenia, gdyż on także nie ruszył się z miejsca. Czasem tylko coś mamrotał do siebie, prawdopodobnie komentując popisy obu drużyn. Gra była bardzo wyrównana. Gdy tylko Hogwart albo Beauxbatons zdobyło przewagę, zaraz drudzy wyrównywali wynik. Harry dawno nie widział tak emocjonującego meczu. Zdawał sobie jednak sprawę, że najważniejsze i tak jest złapanie znicza. Po raz pierwszy odkąd wyfrunął na boisko rozejrzał się wokół w poszukiwaniu malutkiej piłeczki. Odfrunął kawałek dalej, pozostawiając Fabiana wciąż wpatrzonego w boisko pod nimi. Znicza nadal nie było nigdzie widać. Leciał przed siebie i rozglądał się wokół.
Nagle zauważył jak Fabian podrywa się do lotu i frunie w przeciwną stronę. Harry momentalnie zawrócił miotłę i popędził za Francuzem. Leciał tak szybko, jak tylko mógł, jednak drugi chłopak wciąż miał sporą przewagę. Pędzili przed siebie goniąc maleńką piłeczkę, która co chwilę uciekała we wszystkich możliwych kierunkach. Harry przyspieszył, co wydawało się już niemożliwe. Fabian jednak już wyciągnął rękę w stronę znicza. Wybraniec widział, jak jego przeciwnik opuszkami palców dotyka piłeczki. Niemal widział, jak chwyta znicz w dłoń. Mimo wszystko nie odpuszczał. Nachylił się do przodu i wciąż pędził za chłopakiem, niemal zrównując się z nim w locie. I nagle niesiony przez wiatr szalik przysłonił oczy Francuza, przez co zwolnił. Harry momentalnie wystrzelił, w pierwszej chwili nie orientując się co właśnie zaszło. W ostatniej chwili chwycił znicz w swoją dłoń, zanim ten zdążył ponownie odlecieć. Gra się zakończyła. Zahamował miotłę, aby sprawdzić, co zatrzymało Fabiana. Widząc spadający w dół szalik zrozumiał co właśnie zaszło. Podfrunął do przyjaciela.
- Jak zwykle uratowało cię twoje szczęście – odezwał się Fabian i uśmiechnął do Harry’ego pokazując tym samym, że nie jest na niego zły. W końcu to był tylko przypadek – Ale nie ciesz się zbytnio. W końcu skopię ci tyłek. Gra dopiero się zaczęła – puścił mu oczko i sfrunął na dół.
Harry zrobił to samo tryumfalnie podnosząc w górę złoty znicz.

***

- Wychodzę z Pansy i Blaise’m do Trzech Mioteł – Draco krzyknął z łazienki. Po chwili pojawił się w drzwiach – Wrócę niebawem. Czeka nas impreza w pokoju życzeń. – uśmiechnął się do Harry’ego susząc różdżką włosy.
- Nie wiem czy chce mi się tam dzisiaj iść – Harry leżał na łóżku obracając w palcach dzisiejszą zdobycz. Wciąż było mu trochę głupio z powodu wygranej. Niby to nie była jego wina, ale niesmak pozostał.
- Nie przesadzaj Harry. Jesteś bohaterem meczu. Mamy co świętować. Zwyciężyłeś w równej walce. To, że ten szalik spadł na Fabiana, to przypadek. Nie smęć tylko ogarnij się na wieczór. Masz w sumie jeszcze trochę czasu, to możesz posiedzieć z Ron’em i Hermioną. Nie mogę patrzeć jak się zadręczasz.
- Odpada – Wybraniec nawet nie spojrzał na swojego narzeczonego, który stanął przed szafą i wybierał strój.
- Co? – Rzucił Blondyn bardziej do szafy niż Gryfona.
- Nie spotkam się z Ron’em ani Hermioną.
- A to czemu? – w końcu odwrócił się i spojrzał na Bruneta.
- Mają randkę.
- Czyli Ramione znowu razem. – podsumował Ślizgon i wrócił do szukania odpowiedniej koszuli.
- Co? – zdziwił się Harry i spojrzał pytająco na chłopaka. – Jakie Ramione? O czym ty mówisz Draco?
- No wiesz – Blondyn gestykulował rękami, wciąż odwrócony do garderoby – Ron plus Hermiona, Ramione. Rozumiesz? – Spojrzał na niego wymownie.
- Nie bardzo. – Wybraniec zmarszczył brwi starając się zrozumieć, co jego narzeczony ma na myśli.
- To tak jak Drarry. Draco i Harry? – Blondyn liczył na zrozumienie.
Harry nadal patrzył na niego jak na wariata.
- Nieważne. – westchnął Malfoy – Chodziło mi o to, że Wesley i Granger znowu razem.
- Aaa! Nieee. Ron i Hermiona to zamknięty rozdział. Każde jest na innej randce. Znaczy no wiesz… Ron osobno, a Hermiona osobno. Znaczy… Nie że każdy sam ze sobą – Brunet nie mógł się wysłowić, więc westchnął bezradnie i kontynuował – Ron umówił się z Viv, a Herm z Nath’em.
Draco momentalnie oderwał swoją uwagę od dwóch, zdaniem Harry’ego, identycznych koszul i z wybałuszonymi oczami spojrzał na Gryfona.
- Co?!
- No to, co słyszałeś. Oboje mają randkę.
- No nieźle… Co do Nathaniela i Granger to się w sumie nie dziwię, ale Vivienne i Wesley… Świat oszalał!
Harry wywrócił oczami.
- Więc sam rozumiesz, że nie mogę się z nimi spotkać. – z powrotem opadł na łóżko.
- Może zostać z tobą? Mogę to odwołać, jeśli chcesz – Ślizgon popatrzył na narzeczonego z troską. – Nie chcę żebyś siedział sam i zadręczał się czymś na co nie miałeś wpływu.
- Nie Draco. Nie ma potrzeby, serio. Posiedzę i może w końcu coś poczytam. Od dawna nie miałem na to czasu, a na dodatek dzisiaj przysłali mi książkę którą zamówiłem chwilę temu.  – Draco nadal nie wydawał się przekonany – Draco, mówię serio. Nie jestem dzieckiem i nie musisz mnie pilnować cały czas. Obiecuję, że będę grzecznie siedział w naszych komnatach i czytał.
- Jesteś tego pewien? – Malfoy spojrzał na niego badawczo. – Ta wymówka z książką jest raczej słaba, bo z reguły nie czytasz niczego poza „Quidditchem przez wieki”.
- Tak. Jestem pewien. Idź już bo się spóźnisz. – Harry zignorował docinkę o książkach - Myślę, że ta po prawej będzie lepiej pasowała do twoich oczu.
Draco wywrócił oczami.
- Harry kocham cię, ale kolorów to ty kompletnie nie rozróżniasz. To indygo, a mi zdecydowanie lepiej będzie w błękicie paryskim – wskazał na koszule po lewej. – Ignorant – odwrócił się od niego i poszedł w stronę łazienki, mimo wszystko zabierając ze sobą koszulę z prawej, co wywołało uśmiech na twarzy Gryfona.

***

Po wyjściu Draco, Harry postanowił faktycznie poczytać. Nie wiedział jednak gdzie podziała się dzisiejsza poczta. Miał rano tak mało czasu, że tylko odebrał paczkę od sowy i rzucił gdzieś, po czym pobiegł na boisko. Przez to nie miał pojęcia gdzie obecnie znajduje się zamówiona przez niego książka. Zaczął rozglądać się po pokoju. Panował tu lekki bałagan, ale nie było jeszcze tak źle. Swoje kroki skierował w stronę biurka, bo przeważnie tam zostawiał pocztę. Odkąd spał w pokoju Draco, automatycznie tutaj zostawiał część swoich rzeczy. Do swojego zaglądał tylko po ubrania, a i te znalazły już swoje miejsce w szafie narzeczonego.
Na biurku walało się mnóstwo przedmiotów. Harry nie miał pojęcia jak niektóre z nich się tam znalazły. Bo co niby robiła tam smycz dla psa? Przecież żadne z nich nie miało psa! Albo… Chwila… Czy to skarpetki Zgredka?! Harry wolał nie myśleć jak one się tu znalazły. Przerzucił tonę papierów, ale nadal nie znalazł zawiniątka, które dostarczono mu rano. 
Harry nikomu by się do tego nie przyznał, ale uwielbiał czytać mugolskie kryminały. Wciąż zamawiał je w jednej z czarodziejskich księgarni, które zaopatrywały się w takowy towar. W swojej kolekcji miał już sporo książek Jo Nesbo, Dan’a Brown’a i kilku innych znanych jak i mniej znanych twórców. Od miesięcy czekał na premierę nowej książki tego pierwszego i dzisiaj w końcu do niego dotarła. Marzył by znów zanurzyć się do świata stworzonego przez Jo i poznać kolejną mrożącą krew w żyłach historię. 
Na biurku niestety nie znalazł swojej przesyłki. Swój wzrok skierował na półkę znajdującą się nad przeglądanym uprzednio meblem. I faktycznie, była tam. Sięgnął po zawinięte w papier dzieło, przy okazji zrzucając kawałek pergaminu. Schylił się aby go podnieść i już miał odłożyć, na miejsce, gdy jego uwagę przykuły eleganckie, lekko pochylone litery. Znał to pismo. Wziął do ręki list. Z jednej strony wiedział, że cudzej korespondencji się nie czyta, jednak jak zwykle jego gryfońska ciekawość zwyciężyła. Wciąż stojąc zaczął czytać.

Draconie,
Razem z matką jesteśmy dumni, iż udało Ci się osiągnąć to, co wspólnie ustaliliśmy. Fakt, iż uwiodłeś Pottera i skłoniłeś go do ślubu z Tobą sprawił, że nie mamy wątpliwości odnośnie Twojej lojalności. Wszystko jak mniemam udało się zgodnie z ówczesnym planem. Potter wydaje się być niczego nieświadomy i jeśli nadal będziesz grał tak dobrze, jak do tej pory, to nigdy nie pozna prawdy. Nikt nie zorientował się, iż cała ta szopka jest ukartowana. Wszyscy wierzą, że jesteś ślepo zakochany w Złotym Chłopcu. Poza tym nasz dzielny Wybraniec świata poza Tobą nie widzi, więc żaden czarodziej nie śmie nawet kwestionować jego wyboru. 
Jeśli chodzi o Wasz rozwód, to przez więź jest to niestety niemożliwe. Wiem, iż nie taki był nasz plan i nie masz zamiaru spędzić z nim całego życia, ale wspólnie znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Myślę, że uda się Nam obejść tak więź, abyś został wdowcem. W końcu każdemu może przytrafić się nieszczęśliwy wypadek… Nie martw się Synu. Potter nie będzie długo Twoim małżonkiem. Wystarczy kilka lat, abyśmy zdążyli odbudować swoją pozycję. Potem i tak wszyscy będą Ci współczuć utraty męża, co tylko nas wzmocni. 
Do ślubu musisz dalej ciągnąć to przedstawienie. Wszyscy muszą uwierzyć, że Potter to Twoja druga połowa. Myślę, że sama więź już zamknęła usta niedowiarkom. Jednak oboje wiemy, że więź nie jest prawdziwa i to tylko zwykła klątwa, którą z pewnością złamiemy. Mimo wszystko póki co musimy zostawić to tak, jak jest. Potter i reszta muszą wierzyć, że to prawda. Myślę, iż nie sprawi Ci to zbyt dużej trudności zważając na fakt, że Twój przyszły mąż to idiota, a reszta społeczeństwa i tak jest ślepo w niego zapatrzona. 
Musisz jak najszybciej doprowadzić do ślubu. Nie możemy w takiej sytuacji kusić losu. Koniecznie daj mi znać, jak już coś postanowicie. Wszystko załatwimy najszybciej jak tylko się da. Kto w końcu odmówi czegokolwiek Wybrańcowi. 

Twój ojciec,
Lucjusz Malfoy.

- Zapomniałem książki dla Blaise’a – Draco wszedł do sypialni z uśmiechem, w pierwszej chwili nie zwracając uwagi na narzeczonego. – Obiecałem mu ją pożyczyć już dawno temu. – Dopiero teraz spojrzał na Harry’ego, który niczym zamrożony stał przy biurku i spoglądał na niego z ogromnym żalem i niedowierzaniem wypisanym na twarzy – Harry? Co Ci… - nie dokończył widząc wypadający z ręki chłopaka list. Doskonale wiedział co to. Przełknął głośno ślinę. – Harry… to… - Gryfon nie dał mu dokończyć.
- To prawda? – szepnął ze ściśniętym gardłem. 
- Harry…
- To prawda! – niemal krzyknął.
Draco spojrzał na niego z bólem w oczach. Nie mógł go okłamać. Nawet najgorsza prawda była lepsza od kłamstwa. Spuścił głowę, po czym ponownie spojrzał mu w oczy. Oczy przepełnione czystą nienawiścią. 
- Tak. – odparł. 
Widział ogień który zapłonął w spojrzeniu Gryfona. Widział ból jaki mu sprawił tym jednym zaledwie słowem. Widział, że to już koniec. 
Harry patrzył na niego jak na największego zdrajcę. Kogoś, kto zabawił się nim i jego uczuciami. Po raz kolejny z resztą. Był zły na własną głupotę, że zaufał Slizgonowi. Zaufał komuś, kto zranił go do żywego. Najbardziej jednak był wściekły o to, że go pokochał. Szczerze i najmocniej na świecie. W tym momencie w jego serce został wbity sztylet, który utkwił tam na zawsze. Ruszył się z miejsca i szybkim krokiem opuścił pokój, nie słysząc błagalnego wołania Ślizgona.



wtorek, 16 sierpnia 2016

Wciąż żyję!

Tak jak w tytule, wciąż żyję :P Nie umarłam, choć może powinnam... 
Wiem, nie było mnie tu kilka miesięcy. Aż boję się patrzeć kiedy był ostatni post :/ Na swoje wytłumaczenie mam w sumie maturę, którą byłam pochłonięta niemal do końca maja, potem stres czy aby mnie przyjmą na moje wymarzone (może nie do końca, ale jednak) studia, potem problemy z laptopem, bo stary się zacinał, na nowym nie miałam gdzie pisać... Mniejsza. Brak weny i takie tam...
Niemniej jednak nie porzuciłam tego opowiadania i chcę żebyście o tym wiedzieli ( o ile ktoś jeszcze tu zagląda). Następny rozdział pojawi się w tym tygodniu. Wróciła moja wena i wszystko już jest tak jak ma być. Wróciła zupełnie nowa Serka, ale mam nadzieję, że nadal choć trochę taka sama :P 
Nie przedłużam. Chciałam tylko się do Was w końcu odezwać. 
Trzymajcie się i wypatrujcie nowego rozdziału ;) 
Całuję! 
Serka

wtorek, 15 marca 2016

Rozdział XVII

Hej :D Wróciłam xD Wiem, że długo mnie tutaj nie było, ale mam nadzieję, że rozumiecie. Matura itd. Nie będę przedłużać, ględzić, że rozdział jest beznadziejny itd. Jest tak, jak zwykle. Rozdział pisany z doskoku, więc pewnie jest dużo niedociągnięć.
Dziękuję wszystkim tym, którzy jeszcze tutaj są i czekają na rozdziały :D Uwielbiam Was :* Zostawcie komentarz, bo naprawdę tylko to mnie motywuje, żeby pisać dalej. Świetna jest świadomość, że ktoś to czyta :) Życzę miłego czytania i ściskam Was mocno :D
Kiedy będzie następny, nie wiem. Zobaczymy :) Mam nadzieję, że w miarę niedługo.
Serka.

Rozdział XVII


Do Harry’ego nie od razu dotarło to, co powiedziała do niego Silvana. Przez chwilę stał tam i wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami.
- Niech pani usiądzie i wszystko nam opowie – odezwał się Draco.
Zajęli kanapę i Silvana zabrała głos.
- Wiele czytałam o magicznych zasłonach. Okazuje się, że jeśli osoba, która tam wpadnie, nie żyje, to po prostu w pewien sposób jej ciało ulega natychmiastowemu zniszczeniu. Jeśli jednak wpadnie tam ktoś żywy, istnieje szansa, aby go stamtąd wydostać. Zasłona sprawia, że organizm wchodzi w stan hibernacji. Człowiek nie odczuwa głodu, nie starzeje się. Coś jakby był zamrożony. Tylko raz udało się stamtąd kogoś wyjąć. Cały problem polega na tym, że zasłonę można stworzyć tylko w określonym dniu. Tak samo jest z jej otwarciem. Okazuje się, że tą, do której wpadł Syriusz stworzono podczas koniunkcji planet. Rzadko można zaobserwować takie zjawisko, ale mniejsza z tym. Chodzi o to, że wtedy tworzy się ogromna ilość magii, która gdzieś musi znaleźć swe ujście. Przez to, wielcy magowie mogą tworzyć niezwykle potężne przedmioty, jeśli tylko uda im się tą magię okiełznać. Więc wiele lat temu, stworzono tą zasłonę. Tak się składa, że następna koniunkcja planet wypada za dwa dni. Najbardziej intensywna magia pojawi się między pierwszą, a drugą w nocy. Jeśli uda nam się otworzyć zasłonę, jest duże prawdopodobieństwo, że Syriusz wyjdzie z tego cało. Mamy niewiele czasu na przygotowanie. Jeśli nam się nie uda możliwe, że uwięzimy go tam na zawsze. Wydaje mi się jednak, że dzięki waszej więzi, mamy ogromną szansę na powodzenie. Wasza magia jest bardzo silna. Jeśli tylko uda wam się przez kilka minut utrzymać magię, zasłona się otworzy. Dosłownie na kilka sekund ale myślę, że zdołam wtedy go stamtąd wydostać.
- To cudownie! – ucieszył się Harry. – Co mamy zrobić?
- Wszystko sprowadza się do wypowiedzenia bardzo starej inkantacji i po prostu przyjęcia na siebie magii. Jednak niezwykle trudno utrzymać ją przez zaledwie parę sekund. Wy musielibyście okiełznać ją na jakieś pięć minut, żeby zgromadzić jej wystarczająco na otworzenie zasłony. Wtedy ja będę miała odrobinę czasu, aby tam wejść i go zabrać.
- Zrobimy co będzie trzeba – Draco ujął w dłoń, rękę swojego chłopaka.
- Musicie mieć jednak świadomość, że jeśli się wam nie uda, może to nieść za sobą ogromne konsekwencje. Nie wiem, czy możliwa jest utrata magii, albo nawet śmierć. Nie dotarłam do takich informacji, ale musicie wszystko brać pod uwagę. – Spojrzała na nich ze smutkiem – Wiem Harry, że chcesz wydostać Syriusza. Mi też na niczym bardziej nie zależy. Ale zastanówcie się. Tu może chodzić o wasze życie.
- Jeśli o mnie chodzi, zrobię wszystko, aby pomóc. – zadeklarował się Draco czując, że Harry może się wahać ze względu na niego.
Harry spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Ja też. Syriusz wiele dla mnie znaczy. Jeśli jest tylko możliwość odzyskania go z powrotem, wchodzę w to!
- Dobrze chłopcy. Jutro wszystko wam wyjaśnię. Rano porozmawiam z Albusem. Może on nam pomoże. Teraz idźcie spać. Musicie wypocząć. Potrzebujecie dużo siły. – wstała i uściskała oboje – Nie daruję sobie, jeśli coś wam się stanie.
- Nic nam nie będzie – Draco uśmiechnął się do niej. – Poza tym mając u boku takiego farciarza jak Harry, wszystko skazane jest na sukces – objął swojego chłopaka – Niech się pani nie martwi. Najpóźniej pojutrze, we czwórkę zjemy kolację i porozmawiamy o naszym ślubie.
Silvana pożegnała się i opuściła ich komnaty.
- Jesteś pewnien, że chcesz to zrobić? – Harry w końcu odważył się zapytać o to Draco – Jeśli nie, zrozumiem. Chodzi w końcu o twoje życie. 
- Harry. Po pierwsze nie wiemy na sto procent, czy to grozi śmiercią, więc nie panikuj. Po drugie dla mnie najważniejsze jest twoje szczęście, a znając twój heroizm, jeśli bym się nie zgodził poszedłbyś tam sam. Jeśli tobie coś by się stało, to dla mnie nie byłoby już sensu żyć. Tak więc, nie ma mowy, abym puścił cię tam samego. Poza tym kocham cię, ty mój Gryfiaku i tam gdzie ty, to i ja. Więc nie miej wątpliwości. A teraz zbieraj swój zgrabny tyłeczek i do łóżka. – pocałował go w czoło, złapał za rękę i poprowadził do sypialni.
- Dziękuję – Harry pocałował go w policzek. – Ja też bardzo cię kocham.
- Wiem, Gryfiaku. Wiem.

***

Nazajutrz rano Harry i Draco zostali wezwani do dyrektora, aby wraz z Silvaną omówić szczegółowy plan. Jak się okazało, Dumbledore znalazł sposób, by kilkoro potężnych czarodziejów, pomogło chłopcom podtrzymać magię. Tak więc do akcji „nocny wypad do Ministerstwa, po Huncwota”, w skrócie: NWDMPH, jak zwykł nazywać tą akcję w myślach Harry, zostało zaangażowanych pięcioro osób. Harry, Draco, Silvana, Snape i sam dyrektor. Plan był omówiony. Każdy znał wszystkie potrzebne inkantacje. Dyrektor zdobył nawet zgodę Ministra Magii, na przeprowadzenie akcji. Po wielu kłótniach, w końcu podjeto decyzję, że to Severus, nie Silvana wejdzie do zasłony po Łapę. Choć kobieta początkowo nie chciała się zgodzić, to racjonalne argumenty, o tym że jest jeszcze trochę osłabiona, podziałały i w końcu się zgodziła. Teraz pozostało tylko czegać do wieczora.
- Zjedz coś – Severus podsunął Silvanie talerz pełen kanapek, który jeden ze skrzatów przyniósł już dobre pół godziny temu.
- Nie mam ochoty.
- Sil, musisz mieć siłę. Będziesz stała w kręgu i przyjmowała na siebie magię, a to jak sama wiesz jest bardzo męczące. Poza tym nie odzyskałaś jeszcze pełni sił. Gdybym wiedział, że mnie posłuchasz, w ogóle nie pozwoliłbym ci tam iść, ale wiem że się uprzesz, więc zrób coś dla mnie i zjedz choć odrobinę.  – Sev podgrzał jej herbatę zaklęciem.
Kobieta westchnęła i wzięła kanapkę do ręki. Nie było sensu się kłócić, poza tym Severus miał rację. Musiała mieć dużo siły. Wszystko musiało się udać. Nie chodziło już przecież tylko o życiue Severusa, ale całej ich szóstki. Teraz każdy był bezpośrednio narażony na niebezpieczeństwo, jakie niosła za sobą magia.
W ciszy dokończyli swój posiłek.
- Mam dzisiaj tylko dwie lekcje – odezwał się Severus. – Z tego co wiem, ty również. Jeśli chcesz możemy przed obiadem pójść jeszcze do biblioteki i poszukać czegoś o zasłonach. Chyba wiem, gdzie możemy coś znaleźć. Czytałem kiedyś pewną książkę traktującą o tego typu tworach magicznych. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba było tam coś o otwieraniu zasłon. Może dowiemy się czegoś nowego.
Silvana uścisnęła jego dłoń ponad stołem.
- Dziękuję, Sev. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Ty dla mnie też wiele znaczysz. Jestem gotów zrobić dla ciebie wszystko.
Silvana na te słowa uśmiechnęła się do mężczyzny. Podeszła do niego i mocno go objęła.
- Nawet nie wiesz ile lat czekałam na te słowa. – spojrzała mu w oczy, a Severus złączył ich usta w długim i namiętnym pocałunku.

***

- Apertus velum* – Harry kreślił w powietrzu zawiłe wzory.
- Źle to robisz – Draco obserwował swojego chłopaka z kanapy.
Od dwóch godzin ćwiczyli inkantację, która miała otworzyć zasłonę. Musieli wypowiedzieć ją jednocześnie, aby Dumbledore i Silvana mogli po chwili do nich dołączyć. Jednak do tej pory nie udalo im się tego dokonać.
- No to pokaż mądralo, jak niby mam to robić – Harry sapnął z flustracji i usiadł na kanapie. – Nie mam już siły. Od dwóch godzin męczymy się z tym zaklęciem i jeszcze ani raz nie udało nam się go poprawnie wykonać. Ten ruch różdżką jest jakiś pokręcony. Ciągle zapominam o podwójnym zawijasie na końcu, który przechodzi w potrójną pętlę. To się ma nijak do zasad, które dotychczas poznałem.
Zaklęcie polegało na tym, że oboje musieli nakreślić w powietrzu pewien symbol. Symbol Harry’ego musiał być dokładnym odbiciem lustrzanym, symbolu Draco. To stanowiło największy problem. Nie potrafili tak dokładnie zsynchronizować ruchów. Co innego wspólne wypowiadanie zaklęć, a co innego tworzenie skomplikowanego wzoru, który musiał stanowić idealną całość. Niemniej jednak postanowili się nie poddawać.
- Spokojnie, Gryfiaku. Musimy tylko znaleźć na to jakiś sposób. – objął Bruneta, który schował twarz w dłoniach i zaczął coś mamrotać. – Powtórz proszę, bo cię nie rozumiem.
- Jaki niby sposób?! Draco, myślimy nad tym już tyle czasu i nawet nie dotarliśmy do połowy.
Blondyn uspokajająco masował chłopaka po plecach.
- Ciii… Spokojnie, Harry. Uda nam się zobaczysz.
- Obyś miał rację. – chłopak wtulił się w ramię Ślizgona i pozwolił sobie na chwilę odprężenia.
Trwali tak przez chwilę w ciszy, gdy nagle Draco zerwał się z kanapy na równe nogi. Harry z hukiem wylądował na podłodze.
- Ała! Draco, do cholery! Co ty wyprawiasz?! – Gryfon gładził obolały tyłek i z naburmuszoną miną przyglądał się Blondynowi.
- Harry! – Draco potrząsnął chłopakiem z rozradowaną miną – Wiem jak możemy nauczyć się tego zaklęcia!
Harry od razu zapomniał o swoim bolącym tyłku i z euforią spojrzał na towarzysza.
- Jak?!
- Skoro nie możemy zsynchronizować ruchów stojąc obok siebie, to stańmy naprzeciwko siebie. Będziemy widzieli co drugi rysuje i zsynchronizujemy ruchy. No wiesz, tak jak przed lustrem.
Harry z początku przyglądał mu się, po czym rzucił się na niego mocno przytulając.
- Jesteś genialny! Wiedziałem, że coś wymyślisz! – obdarzył go soczystym całusem.
- Wiem, że jestem genialny. Jesem w końcu arystokratą… - Harry nie pozwolił mu skończyć, bo ponownie go pocałował.
- Wiem, że chciałbyś się teraz pławić w chwale, ale musimy poćwiczyć. Mój geniusz. – tym razem pocałował go już bardziej namiętnie.
- Skoro tak stawiasz sprawę – Draco uśmiechnął się szatańsko. – Ale od dziś masz mówić do mnie: Mój wielki, genialny, najinteligentniejszy na świecie czarodzieju, Draconie.
Harry tylko wywrócił oczami. Odsunął się od chłopaka na pewną odległość i uniósł różdżkę. Raco zrobił to samo.
- Będę robił dokładnie to samo co ty. – poinstruował Harry. – Prowadź.
- Apertus velum – powiedzieli jednocześnie.
Wiedli różdżkami w powietrzu pozostawiając szafirowy ślad. Ich ruchy idealnie się zsynchronizowały i już po chwili widniał przed nimi odpowiedni symbol.
- Wow. – zachwycił się Harry – To wygląda świetnie. Udało nam się! – uściskał Draco w nagłym przypływie radości.
- Podczas koniunkcji symbole powinny się połączyć. – Draco zmarszczył brwi – Widocznie póki co nie mamy wystarczającej magii.
- Spróbujmy jeszcze raz. – poprosił Harry.
Powtórzyli czynność i tym razem też się udało.
- Dobra, chodźmy teraz coś zjeść. Jeśli wieczorem tak staniemy, uda nam się odtworzyć ten symbol. – Draco złapał Bruneta za rękę.
- Dobrze. Też już zgłodniałem. – zgodził się Gryfon. – Mam nadzieję, że wieczorem wszystko się uda. Inaczej…
- Nie będzie żadnego inaczej – przerwał mu Draco mocniej ściskając jego rękę – Wszystko się uda. Zobaczysz, że jutro zjemy z Syriuszem obiad.
Harry tylko uśmiechnął się do chłopaka. Miał nadzieję, że wszystko będzie tak, jak mówi Ślizgon.

***

Severus i Silvana siedzieli w bibliotece wertując stare woluminy. Przejrzeli już chyba z połowę dostępnych książek i nadal nie natknęli się na pozycję o której mówił Snape.
- Może ktoś ją wypożyczył – Severus odłożył na półkę kolejną książkę. – Sprawdzę w kartotekach.
Silvana tylko skinęła głową, zaczytana w swojej lekturze.
Natknęła się na kolejny przypadek, podczas którego wyjęto kogoś zza zasłony. Wcześniej wiedziała tylko o jednym. Widocznie było więcej takich przypadków. W tym wypadku, zza zasłony wyciągano dwunastolatkę, która spędziła za zasłoną trzydzieści lat, więc w momencie gdy ją uwolniono, jej rodzice byli już bardzo starzy. Mała wpadła w szok i przez tydzień nie odezwała się do nikogo słowem. Miała wrażenie, jakby spędziła w zasłonie kilka minut, a nie całe lata. Jednak po czasie odkryto, że posiadła zdolności, których wcześniej nie miała. Nagle zaczęła rozumieć mowę węży i potrafiła czytać ludziom w myślach. Także jej wskaźnik magiczny sporo wzrósł. Jednak dziewczynka nie dożyła swoich osiemnastych urodzin. Znaleziono ją martwą w swoim pokoju. Nigdy nie poznano przyczyny śmierci. Wszystko wskazywało na nagłe zatrzymanie serca. Jednak nie był to zawał, ani nic z tych rzeczy. Była okazem zdrowia. Nie wykryto też obecności żadnej trucizny, czy zaklęcia. Ówczesni naukowcy ze Świętego Munga domniemali, że śmierć miała jakieś powiązanie z zasłoną, która w tym dniu wykazała się ogromną aktywnością. Możliwe, że chciała pochłonąć duszę, która przez tyle lat ją zasilała. Jednak nigdy nie odkryto prawdy. Po tym wydarzeniu zasłona wygasła i nie udało jej się ponownie aktywować.
- Nic. – Severus zmaterializował się tuż obok niej, wyrywając ją z transu - Wygląda na to, że nikt nie wypożyczał tej książki. Niemniej jednak zniknęła. Ciekawe co mogło się stać.
- Spójrz – Blackrose wskazała na notkę, którą dopiero przeczytała.
Severus przeczytał tekst.
- Ciekawe. Jednak to raczej niewiele wnosi do naszej dzisiejszej akcji. Wiemy tylko tyle, że  można zyskać nowe zdolności wychodząc z zasłony i może ona domagać się duszy Syrisza przez co prawdopodobnie musimy zrobić wszystko, żeby ją zniszczyć.
- Nie wiemy, czy możemy ją zniszczyć, nie robiąc krzywdy Syriuszowi. Możliwe, że będzie z nią powiązany. – nagle wyjęła mu książkę z ręki, zauważając pewien ślad. - Patrz, tutaj chyba była dopięta dodatkowa kartka. – oboje pochylili się nad woluminem.
- Faktycznie. Brakuje opisu jak wydostali tą dziewczynkę. Ciekawe dlaczego ktoś zabrał akurat tą stronę. Wygląda na świeżo wyrwaną. – Severus rzucił zaklęcie, przez co skrawek kartki zalśnił na zielono. – Ktoś chciał zetrzeć ślady, ale nie udało mu się do końca.
- Może nie miał czasu.
- Albo było ciemno. – Spojrzeli na siebie i nic nie mówiąc zerwali się z miejsc.
 Podeszli do działu ksiąg zakazanych, skąd pochodziła książka. Zaczęli rzucać poszczególne zaklęcia chcąc wykryć jakąkolwiek ingerencję.
- Tak jak myślałem. – Severus spojrzał na kobietę – Ktoś naruszył wczoraj w nocy pieczęć. Na szczęście możemy to sprawdzić. To stare zaklęcie rzucone wieki temu, o którym niewiele osób pamięta. Pozwala sprawdzić, kiedy ktoś złamał pieczęć. Resztę zaklęć można oszukać, ale tego nie. Niestety nie wiemy kto to zrobił. Twórca zaklęcia nie pomyślał o tak istotnej rzeczy.
- Ciekawe. Po co ktoś miałby wyrywać kartkę z tak starej książki? Nikt przecież nie miał powodu, aby w ogóle do niej zaglądać. – Silvana głośno zastanawiała się.
- Chyba, że ktoś wiedział o tym, że chcemy uwolnić Black’a. – Severus ponownie rzucił okiem na książkę.
- Niemożliwe. Przecież wiedziałeś tylko ty, ja, Harry i Draco. Dumbledore dowiedział się dzisiaj rano, a sam mówiłeś, że ktoś złamał pieczęć wczoraj w nocy. Nawet Minister Magii nie wie po co chcemy użyć zasłony. Choćby nawet się domyślał, to i tak nie miałoby sensu. Musieliby mieć zmieniacz czasu, a te zostały zniszczone kilka lat temu.
- Nie mamy stuprocentowej pewności. Coś tutaj ewidentnie jest nie tak. Musimy się dowiedzieć co. Idę coś sprawdzić. Spotkamy się za godzinę w moich komnatach. – Severus zamaszystym krokiem opuścił bibliotekę. Pozostawiając skonsternowaną Silvanę między stosami nieprzejrzanych jeszcze woluminów.

***

- Jesteśmy gotowi. – Draco i Harry przyszli o umówionej porze do komnaty Mistrza Eliksirów, zastając tam swoich chrzestnych.
Mieli razem przenieść się przez sieć fiu do Ministerstwa. Dyrektor zdecydował, że będzie czekać na miejscu, ponieważ ma jeszcze coś do załatwienia.
- Wejdźcie – Silvana zaprosiła ich do środka.
Chłopcy przekroczyli próg i stanęli w niewielkim biurze. Za biurkiem siedział Snape i zawzięcie coś notował w swoim notesie.  Przez chwilę nikt się nie odzywał, po czym Severus podniósł się z miejsca i podszedł do nastolatków.
- Tutaj jest nowe zaklęcie. Musicie je wypowiedzieć zaraz po inkantacji apertur lelum. Nie mam czasu, aby wam to wyjaśnić, ale musicie mi tym razem zaufać – Spojrzał twardo na Harry’ego, który tylko skinął głową. – Chodźmy. Nie mamy zbyt wiele czasu.
Po kolei podeszli do kominka i aportowali się do Ministerstwa Magii. Wylądowali w niewielkim korytarzu prowadzącym bezpośrednio do Departamentu Tajemnic. Na miejscu czekał już dyrektor.
- Mamy tylko godzinę. – oświadczył Albus - Minister nie pozwolił pozostać nam tutaj ani chwili dłużej. W innym wypadku uruchomią się zabezpieczenia i zleci się tu cały oddział aurorów. Kingsley nie zdoła przed dłuższy czas utrzymać naszej obecności w tajemnicy. Musimy się więc spieszyć. Za dziesieć minut planety będą w koniunkcji. – Starzec podszedł do drzwi i przesunął wzdłuż nich ręką. Te ustąpiły, wpuszczając ich do środka.
Na Harry’ego spłynęły wspomnienia. Nic się nie zmieniło od czasu, kiedy był tu po raz ostatni. Wolnym krokiem podszedł do zasłony, muskając opuszkami palców poświatę. Ktoś coś do niego mówił, ale nie rozumiał słów. Jak urzeczony wpatrywał się w miejsce, w którym jak wcześniej sądził, zginął Syriusz. Dopiero delikatny uścisk na ramieniu, przywrócił go do rzeczywistości.
- Harry. Już czas. – Draco szepnął mu do ucha.
Ten tylko skinął głową i zajął miejsce po przeciwnej stronie zasłony. Rzucił zaklęcie przeźroczystości, na niewielki fragment, tak, aby widzieć twarz Draco. Żaden z dorosłych o nic nie pytał. Dobrze, bo i tak nie miałby siły im teraz tego tłumaczyć. Uniósł swoją różdżkę i nie wypowiadając zaklęcia na próbę nakreślił znak w powietrzu. Przełknął ślinę i spojrzał na Snape’a.
- Powiem wam dokładnie w którym momencie macie wypowiedzieć zaklęcie. Wtedy Silvana i dyrektor pomogą wam utrzymać zaklęcie. Pamiętajcie, aby zaraz, gdy poczujecie napływ magii wypowiedzieć zaklęcie, które wam dałem. Wszystko musi odbyć się dokładnie w tej kolejności. Gdy zasłona się otworzy, wejdę do środka. Postarajcie się utrzymać zaklęcie przez kilkanaście sekund. Jeśli symbol w powietrzu zacznie zmieniać kolor, musicie natychmiast przerwać, nawet wówczas gdy będę w środku. Zrozumiano? – Chłopcy skinęli głowami na znak zgody – W takim razie przygotujcie się. – Severus schował różdżkę do rękawa szaty. – Już! – krzyknął i dokładnie w tym momencie Draco i Harry wypowiedzieli zaklęcie.
Z ich różdżek wyfrunęły dwa ptaki. Nie były podobne do żadnego znanego dotąd gatunku. Piękne i potężne, szafirowe stworzenia o bystrych szmaragdowych oczach. W ich spojrzeniu było coś hipnotyzującego, coś co nakazywało obecnym je uwolnić. Nie wiedzieć dlaczego, czarodzieje czuli, jakby więzili te przepiękne stworzenia w klatkach. Z jednej strony pragnęli je uwolnić. Już nawet słyszeli w myślach zaklęcie, ale ostatkiem świadomości zdali sobie sprawę, że muszą rzucić zaklęcie, które otrzymali od Mistrza Eliksirów.  Czuli, że jeśli uwolnią te ptaki, stanie się coś czego nie będą w stanie odwrócić.
- Aurum Frame** – krzyknęli obaj naraz.
Ptaki otoczyły kołem zasłonę i złączyły się w jedną, wielką, świetlistą kulę na samym jej szczycie. Zalśniła ona szafirowym światłem, tak oślepiającym, że przez chwilę nie widzieli nic. Po chwili jednak ich oczom ukazała się zasłona, z niwielkim wejściem. Severus nie czekał ani chwili. Zniknął wewnątrz. W tym samym momencie chłocy poczuli, jakby ktoś złożył na ich barki niewyobrażalny ciężar, którego nie są w stanie udźwignąć. Ostatkami sił podtrzymywali zaklęcie. Mieli świadomość, że SIlvana i Dumbledore robią co mogą, aby im pomóc. Czuli jednak, że sami muszą się z tym uporać. Ponownie spojrzeli sobie w oczy i trwali tak przez kilka długich sekund. Całkowiecie stracili poczucie czasu. Dopiero po chwili zauważyli, że kula nad zasłoną szybko zaczyna zmieniać kolor, na szmaragdowy. Dokładnie taki, jakie były oczy owych ptaków. Coś znowu ich wciągało, błagało o uwolnienie. Wiedzieli, że tym razem zaklęcie już nie zadziała. Mieli świadomość, że muszą przerwać zaklęcie, ale Severusa nadal nie było widać. Jeszcze tylko chwila i szepty opanują ich umysły. Rzucili sobie ostatnie desperackie spojrzenia, zgadzając się na przerwanie zaklęcia. Właśnie mieli uwolnić się od magii, gdy z zasłony zaczęła wyłaniać się jakaś postać. Wzmocnili uchwyty na różdżkach i włożyli w zaklęcie ostatki sił. Nie widzieli, czy Severus wyszedł zza zasłony, czy nie. Pochłonęła ich ciemność.

***

Harry otworzył powieki. Z początku nie widział nic, ale po chwili jego wzrok przyzwyczaił się. Delikatnie przekręcił głowę na bok, odnajdując postać swojego chłopaka leżącego obok. Delikatnie uniósł się na łokciach. Zakręciło mu się w głowie i zapewne by upadł, gdyby czyjeś śline ramiona nie podtrzymałuy go od tyłu. Gdy świat przestał wirować, przy pomocy owych silnych ramion usiadł na ziemi. Zarejestrował, że jest w Departamencie Tajemnic. Wspomnienia napłynęły na niego falą. Momentalnie obrócił się do tyłu. To był błąd. Zrobiło mu się ciemno przed oczami i znowu przez chwilę nic nie widział. Gdy ponownie odzyskał zdolność widzenia, zauważył stojącą przed nim SIlvanę. Obok niej stał dyrektor i…
- Syriusz! – wydawało mu się, że krzyknął, ale nic nie usłyszał. Dotknął rękami uszu.
Ojciec chrzestny momentalnie przy nim kucnął. Mówił coś do niego, ale Harry niczego nie słyszał. Przytulił tylko swojego chrzestnego i pozwolił popłynąć swoim powstrzymywanym od lat łzom. Na szczęście były to łzy ulgii. Syriusz odsunął go na długość ramienia i znowu coś mówił, ale Harry widział tylko poruszające się usta. Pokręcił przecząco głową. Nie miał teraz czasu się nad tym zastanawiać. Wciąż nie wiedział co z Draco. Odwrócił się w stronę blondwłosej postaci leżącej na posadzce. Nad nim pochylał się Severus, szeptajac jakieś inkantacje. Harry’emu zamarło serce. Klatka piersiowa Draco nie unosiła się. Momentalnie znalazł się obok ukochanego, obracając go twarzą do siebie. Złapał go za rękę i szeptał nie zrozumiałe nawet dla siebie słowa. Ktoś, prawdopodobnie Syriusz, odciągał go do tyłu. Harry, mimo że nie słyszał, wiedział co ojciec chrzestny mówi.  Ale Draco nie mógł zginąć. Po prostu nie mógł. Brunet wyszarpnął się z uścisku i wciągnął na kolana głowę Ślizgona. Leniwie przesuwał palcami po jego włosach, szpecąc coś niezrozumiale. Pojedyncze łzy kapały na koszulę chłopaka. Harry błagał w myślach, aby Draco otworzył oczy, aby w końcu się ocknął, ale nic takiego się nie działo. Silna dłoń spoczęła na jego ramieniu zaciskając się nieznacznie. To był sygnał, że powinien zostawić ciało. Jednak on nie dopuszczał do siebie nawet takiej myśli. Mocniej ścisnął trzymaną dłoń. Pochylił się nad Draco i złożył na jego bladym czole pocałunek. Wziął w ramiona wątłe ciało i podniósł się z ziemi. Dorośli stali z boku z bólem wypisanym na twarzy. Nie próbowali nic zrobić. Silvana płakała, podtrzymywana przez Snape’a. Syriusz ze smutkiem wpatrywał się w Harry’ego. A dyrektor… Harry nie wiedział, czy mu się wydawało, czy skinął mu głową, ale w tej chwili wpadł mu do głowy pewnien pomysł.
Mocniej otoczył ramionami ciało chłopaka i szepnął jedyne zaklęcie niewerbalne, jakie przyszło mu na myśl. Nie miał pojęcia, skąd je zna. Nagle poczuł, jak przez jego ciało, przez każdy nerw przechodzi jakby impuls elektryczny. Miał wrażenie, że kieruje całą nagromadzoną dziś energię wprost w ciało Draco. Wszystko trwało zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale Harry był tak wycieńczyny, że gdyby ktoś go nie podtrzymał, upadł by z Draco na ziemię. Nagle ciało Ślizgona wydało mu się strasznie ciężkie. Nie miał pojęcia skąd wcześniej znalazł na tyle siły, aby podnieść je z ziemi. Delikatnie ułożył je ponownie na podłodze i klękając przed nim wpatrywał się w jego bladą twarz.
- Draco – to pojedyncze, błagalne słowo raz za razem opuszczało jego usta. Trwał tak przez dobrych kilka minut z nadzieją, że ukochany w końcu otworzy oczy i na niego spojrzy. Nic takiego się nie stało. Upadł głową na klatkę piersiową Blondyna i zaczął płakać.
Ktoś, najprawdopodobniej Dumbledore, rzucił zaklęcie, które odblokowało jego słuch. Teraz słyszał tylko własny krzyk i szloch. Nie był w stanie wyrazić swojego bólu. Miał wrażenie, że coś rozerwało jego serce na miliony małych kawałków. Odzyskał dzisiaj jedną ukochaną osobę, ale stracił też kogoś, kogo kochał. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo Draco był dla niego ważny. Teraz, kiedy ten leżał przed nim martwy zrozumiał, że jego życie straciło jakikolwiek sens. Miał ochotę dołączyć do ukochanego.
- Draco… Nie zostawiaj mnie proszę… - szepnął ochrypniętym od krzyku głosem. – Proszę…
Ostatni raz spojrzał na bladą twarz i postanowił się odsunąć.
- Z… Zganiatasz mi rękę – Harry nie wiedział czy to tylko jego wyobraźnia, ale przypadł na powrót do chłopaka, zauważając, że ten powoli otwiera oczy.
- Co? – zapytał jak zwykle elokwentnie
- Zgniatasz mi rękę, Potter. – Szare tęczówki wpatrywały się w niego.
- Ty cholerny dupku! – Harry pacnął chłopaka w ramię – Jak mogłeś mnie tak śmiertelnie przestraszyć! Myślałem, że nie żyjesz! – zaprzestał bicia Blondyna i padł mu w ramiona, szlochając z ulgą.
- Jeszcze trochę będziesz się musiał ze mną pomęczyć. – Draco starał się odsunąć od siebie chłopaka, aby móc usiąść.
Harry pomógł mu. Po czym pocałował go.
- Nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz? – zagroził tuż przy ustach kochanka – Nigdy.
Draco tylko przytulił go mocno.
- Dobrze, mój ty dzielny Gryfiaku.
- Chłopcy nie chcę przerywać tej rozczulającej sceny, ale musimy stąd iść. Zostało niewiele czasu – usłyszeli głos Mistrza Eliksirów, w którym słychać było ogromną ulgę.
Potter pomógł wstać swojemu chłopakowi i wyszli z pomieszczenia, przenosząc się do Hogwartu.

***

Wylądowali w gabinecie dyrektora. Dumbledore oświadczył, że zanim porozmawiają, lepiej żeby coś zjedli. Teraz w ciszy każdy spożywał posiłek dostarczony przed chwilą przez skrzaty. Mistrz Eliksirów dał też każdemu eliksir wzmacniający. Gdy skończyli posiłek, Albus zabrał głos.
- Syriuszu, jak się czujesz?
- Jak nowo narodzony. Czuję się tak, jakbym po prostu dobrze się wyspał – Mężczynza puścił oczko do chrześniaka – Ale widzę, że dosć sporo mnie ominęło. Czy…? – spojrzał pytająco na obecnych i każdy wiedział o co chodzi.
- Tak. Zabiłem go. – odpowiedział Harry - Straciłeś trzy lata. Wszystko ci na spokojnie opowiemy.
- Tak, sądzę że macie sobie dużo do powiedzenia – przerwał mu dyrektor – Jednak nie dzisiaj. Muszę wam powiedzieć jeszcze o jednej rzeczy, która zaobserwowałem. Zapewne wszyscy zastanawiacie się co się stało w Depertamencie z panem Draco. – miny wszystkich na powrót sposępniały – Obawiam się, że zasłona zarządała czegoś na rodzaj ofiary. Życie za życie. Najprawdopodobniej zabiłaby Harry’ego, ponieważ był najbliższą osobą dla Syriusza w momencie otworzenia przejścia, ale widocznie pan Malfoy za wszelką cenę postanowił chronić swojego narzeczonego – przy tym słowie Syriusz lekko uniósł brew, ale postanowił później to wyjaśnić. Wiedział, że chłopców coś łączy, ale nie sądził, że są narzeczeństwem. – i to on się poświecił. Na szczęście Harry zdołał wykorzystać magię, którą zgromadził podczas otwierania zasłony, aby zniszczyć ponownie bramy zasłony i uwolnić duszę pana Malfoy’a. Myślę, że to zniszczyło zasłonę na dobre. Harry, czy pamiętasz jakiego zaklęcia użyłeś? – spojrzał na Gryfona.
- Nie. – odpowiedział zgodnie z prawdą. - To przyszło mi do głowy tak po prostu. Chyba nawet użyłem magii niewerbalnej.
- Bardzo ciekawe – skomentował dyrektor. – Nie miałem pojęcia, że ta zasłona zarząda ofiary. Nie mogłem nigdzie znaleźć o niej informacji, ale z tego co pamiętam już raz się to zdarzyło. Z tego co jednak pamiętam, tam ofiara była dobrowolna. – spojrzał tym swoim wszystkowiedzącym  wzrokiem na Draco. – Mam rację panie Malfoy?
Draco spuścił głowę pod ciążekim spojrzeniem swojego chłopaka.
- Tak – powiedział cicho.
- Co?! – krzyknął Harry – Poświęciłeś się dla mnie?!
- Jakbym ja tego nie zrobił, to ty byś to zrobił – Blondyn odważył się spojrzeć w oczy swojemu chłopakowi.  – Bez ciebie i tak nie miałbym po co żyć.
- A pomyślałeś, jak ja się czułem?! Jak bym się czuł gdybyś zginął?! – Harry był zły. W sumie był wściekły. Draco nie mógł podejmować za niego takiej decyzji.
- Harry… - Zaczął Draco łagodnie. – Harry, kocham cię, wiesz o tym. Ja musiałem to zrobić. Ja… - złapał go za rękę – Wybacz mi proszę.
Harry jeszcze przez chwilę mierzył go wściekłym spojrzeniem. Jednak widząc szczerą miłość wypisaną w oczach Ślizgona, westchnął i skinął głową na znak zgody.
- Wiedziałeś o poświeceniu? – Silvana spojrzała na Draco z nagłym olśnieniem – To ty wyrwałeś kartkę.
- Jaką kartkę? – Draco zmarszczył brwi. – Myśl o tym, że trzeba coś poświęcić zaświtałą mi w głowie, gdy otorzyliśmy zasłonę. Myślałem tylko wtedy o tym, żeby Harry’emu nic się nie stało. Widocznie zasłona wzięła to za przyzwolenie. Nic nie wiem o żadnej kartce.
- Jakiej kartce? – zainteresował się dyrektor.
Silvana i Severus opowiedzieli wszystko, czego dowiedzieli się dziś w bibliotece. Po skończonej opowieści, głos zabrał dyrektor.
- Obawiam się, że w Hogwarcie jest ktoś, kto naprawdę chce cię zamordować, Harry. – krzew zamarzła w żyłach wszystkim zgromadzonym w pomieszczeniu – Ktoś kto jest zawsze o krok do przodu i najwidoczniej dużo wie o tobie. Skoro zdążył zniszczyć tak ważną informację o zasłonie, musiał wiedzieć o Syriuszu, o tym, że postanowisz go ocalić i że najprawdopodobniej się poświęcisz. Nie przewidział tylko, że Draco tak bardzo cię kocha. Już trzy razy się potknął. Trzy razy wasza więź zdołała go pokonać, ale w końcu znajdzie sposób, żeby ją obejść. Zapewne ma dostęp do wielu ksiąg, których żadne z nas nie widziało na oczy. Musisz mieć się na baczności. Turniej już nie jest tylko dziecinną zabawą. Ktoś na ciebie poluje.


* apertus - z łac. otwierać, velum - z łac. zasłona; czyli dosłownie - otwierać zasłonę
** aurum frame - z łac. złota klatka